10 listopada, w wigilię Święta Niepodległości Jarosław Kaczyński wychynął z wnętrz domu na Żoliborzu, w którym lizał powyborcze rany (kot chyba mu też lizał) i wziął udział w nie wiadomo której miesięcznicy smoleńskiej. O rany! – pomyślałem, wybiła godzina opamiętania.
Najpierw msza w Archikatedrze Jana Chrzciciela, potem Marsz Pamięci a w końcu przemówienie pod pomnikiem Marszałka Józefa Piłsudskiego. Teraz albo nigdy – przeleciało mi przez głowę – ma Kaczyński szansę, aby wznieść się na poziom męża stanu. Wreszcie może spełnić marzenia i stać się zbawcą narodu zasypując kopane przez siebie latami rowy, godząc strony kreowanych przez siebie podziałów czy lejąc oliwę na wzburzone także przez siebie i swoich funkcjonariuszy fale nienawiści. Obrócony plecami do Marszałka Prezes (to nie wróżyło dobrze) oznajmił, że zwolennicy jego partii muszą walczyć o niepodległość. Tak, pomyślałem, dobrze mówi, niepodległość, tak jak wolność jednostki, nie jest dana raz na zawsze. Trzeba o tym pamiętać!
Potem jednak usłyszałem, że: ”Jest już przygotowany plan, konkretny plan, którego wprowadzenie w życie przez Unię Europejską prowadziłoby nie tylko do pozbawienia nas niepodległości, nie tylko pozbawienia nas suwerenności, ale wręcz do anihilacji polskiego państwa”. Zacząłem przecierać oczy ze zdumienia a prezes ciągnął: ”My Polacy […] Nie chcemy podlegać Niemcom, bo to jest w istocie plan niemiecki zawarty w umowie koalicyjnej niemieckiego rządu i prezentowany w istocie wprost jako dążenie do niemieckiej hegemonii…” Potem Prezes, bez zmrużenia oka, przeszedł do polityki krajowej. Po to zresztą ujawniał wstępnie tę teorię spiskową zbudowaną na piramidzie bzdur: „…ci, którzy chcą dziś przejąć władzę, którzy właśnie zawarli porozumienie, choć nie ośmielili się tego punktu w tym porozumieniu zawrzeć, aczkolwiek go popierali. Ci ludzie z całą pewnością będą dążyli do realizacji tego planu, bo na czele tej koalicji stoi partia nie polska, a niemiecka. Partia zewnętrzna – możemy tak śmiało określać Platformę czy tam Koalicję Obywatelską”
Jeżeli Prezes naprawdę wierzy w to, że w Brukseli powstał projekt budowy europejskiego superpaństwa, jeżeli naprawdę uważa, że w Berlinie jest plan utworzeniu IV Rzeszy oraz, jeśli naprawdę sądzi, że wszystkie kraje członkowskie Unii nie marzą o niczym innym tylko o przyjmowaniu do Europy nieograniczonych tłumów imigrantów… jeśli więc Prezes naprawdę wierzy w te brednie, to pora pilnie się rozglądać za odpowiedniej wielkości kaftanem bezpieczeństwa. A jeśli naprawdę wierzy, że wygrywająca ostatnie wybory koalicja to – jak twierdzi: „partia niemiecka” i podpisane przez nią porozumienie, to „umowa koalicyjna niemieckiego rządu”, to wyborcy, którzy oddali głos w wyborach na koalicjantów, są dla niego po prostu zdrajcami… Tutaj już potrzebne elektrowstrząsy.
To nawet gorzej niż Donald Trump, którego ego także nie potrafiło się pogodzić z wynikami wyborów w USA. Bowiem Kaczyński nie tylko nawołuje do ataku na polski Kapitol, właśnie dlatego, że wie, iż wybory przegrał, ale sugeruje/straszy wojną domową w całym kraju. Do tego prowadzi dzielenie Polaków na patriotyczną mniejszość PiS-owsko-bogoojczyźnianą i „zdradziecką” większość „niemiecką”. Używając porównań do najczarniejszych chwil polskiej historii sugeruje użycie wszelkich metod aby ”zwyciężyć”, czyli postawić na swoim. Już na drugi dzień, 11 listopada, w Krakowie, Kaczyński snuł te same paranoiczne teorie spiskowe i stawiał haniebne zarzuty zdrady wobec przeciwników politycznych kończąc: – ”Jak się walczy o niepodległość, każda cena jest do zapłacenia. Cierpieć czy umierać za ojczyznę to rzecz piękna…”
No chyba… chyba, żeby się zaspało!
OBSERWATOR