Wychowały mnie koty syjamskie

Z przyjemnością i podziwem przeczytałem zamieszczony w numerze NGP (numer 495 z dnia 24.10.2021) przepiękny esej pani profesor M. Anny Packalén Parkman p.t. „Ślady kocich łapek w świecie moich lektur”. Tekst ten wywołał u mnie wspomnienia.

Pani Profesor nie wspomniała wprawdzie o bohaterze mojego dzieciństwa, wykreowanym przez Marię Konopnicką kocie Pimpusiu Sadełko. Bardzo lubiłem tę postać. Pimpuś, jak ja, nie lubił się uczyć, za to uwielbiał się bawić i psocić. Ale to małe piwo.

Wspomniane w tytule Koty Syjamskie trafiły do nas, jako półdzikie, po likwidacji warszawskiego ZOO. Swego czasu obejrzałem w telewizji polskiej wstrząsający film paradokumentalny o zagładzie w 1944 roku ZOO we Wrocławiu. Przeczytałem też na ten temat artykuł w „Gazecie Wyborczej”. W filmie bezradny dyrektor ZOO ratuje tylko jedną małą małpkę Kapucynkę. Bestialski rozkaz likwidacji zwierząt wydały władze wojskowe broniące Wrocławia, ówczesnej twierdzy Festung Breslau. Chodziło oto, że na skutek bombardowań mogą się dzikie, niebezpieczne zwierzęta uwolnić i zrobić dodatkowe szkody. Szalona i beznadziejna obrona Wrocławia przed armią radziecką nie miała sensu. Wojna już była przegrana i w zasadzie należało ograniczać straty. Nie rozumiał tego Karl Hanke Gauleiter tego terenu. Zły duch i inspirator tej beznadziejnej obrony i likwidacji jednego z najlepszych na świecie ogrodów zoologicznych.

M. Anny Packalén Parkman: Ślady kocich łapek w świecie moich lektur…

Obrona Wrocławia była zgodna z wytyczną Hitlera, który kazał bronić się wszędzie do ostatniego żołnierza czy nawet mieszkańca. Inaczej było z Warszawą i jej ogrodem zoologicznym. Wódz Naczelny Edward Rydz Śmigły opuszczając Polskę, w beznadziejnej sytuacji, polecił ogłosić Warszawę miastem otwartym. Nie zgodził się z tym prezydent Warszawy, Stefan Starzyński. Miał jakieś własne problemy rodzinne i kompleksy, i z własnej woli zarządził obronę Warszawy tak samo beznadziejną, jak wspomniana wyżej obrona Wrocławia. Skutkiem tego było pierwsze, częściowe zniszczenie Warszawy i zagłada warszawskiego ZOO.

Podobnie, jak później we Wrocławiu z tych samych przyczyn, wymordowano niebezpieczne zwierzęta. W tym dumę warszawskiego ZOO Słonicę Syrenkę, urodzoną w niewoli Słoniczkę. We wspomnianym wyżej artykule z „Gazety Wyborczej” autor słusznie rozczula się nad przemiłym, popularnym Słoniem Bubi, którego zastrzelono. Wojna wszędzie ma to samo imię.

Warszawskie ZOO współpracowało ściśle z ZOO w Hamburgu, W czasie obrony Warszawy dyrektor ZOO z Hamburga dr Berhard Grzimek zwrócił się do Hitlera, by ten nakazał przerwanie ognia i umożliwienie ewakuacji wartościowych okazów z Warszawy do Hamburga. Hitler, który zwierzęta kochał bardziej niż ludzi, na to się zgodził.

Ocalały tylko małe zwierzątka, które w swojej willi przechował dyrektor Jan Żabiński. Wspomniane w tytule koty syjamskie zabrała do swoje domu ich opiekunka. W czasie okupacji ludzie przede wszystkim dzielili się na zaradnych i niezaradnych. Do tych drugich należała opiekunka wspomnianych Kotów. A mój Ojciec odwrotnie – należał do tych pierwszych. I odkupił od Pani Opiekunki wspomniane Koty. Koty zamieszkały u nas na Mokotowskiej. Później przebyły razem z nami cała Odyseję. Z Warszawy poprzez Milanówek, Kraków, Lusinę, ponownie Kraków do Sopotu. Było to para Filip i Magda. Po śmierci Filipa w Sopocie, Magda wyjechała do Podkowy Leśnej, gdzie zaginęła.

Tak, jak Psy dzielą się na Psy i Jamniki, tak Koty dzielą się na Koty i Koty Syjamskie. Te pierwsze bez względu na ubarwienie czy jakość futra, mają zbliżony charakter. Natomiast Syjamskie przeciwnie. Mają swój charakter, swoją hierarchię i swoje poczucie wartości. Filip uznawał tylko mojego Ojca, któremu nawet czasem siadał na ramieniu. Resztę domowników lekceważył. Nie lubił dzieci i poufałości. Mnie kiedyś rozorał oba policzki. Magda zaś zaprzyjaźniła się z moją Mamą i chodził za nią, jak to się głupio mówi, jak pies. Filip był tzw. włóczykijem, szczególnie w Milanówku, wychodził z domu i wracał czasem po paru dniach. Kiedyś wrócił i Magdy w domu nie było, gdy wróciła ze swego spaceru, to zagonił ją do jakiegoś rogu i bił ją łapami po twarzy.

Takie przykłady dały mi te Koty. W późniejszych latach poznałem jeszcze Koty Norwesko – Leśne, które też różnią od „normalnych”. Ale to już całkiem inna historia, jak pisał Kipling.

Tak przy okazji: Kipling napisał opowiadanie o Kocie, który chodził swoimi drogami. Tego znanego Kota, Pani Profesor też pominęła, a od niego przekorny Stanisław Mackiewicz przyjął swój literacki pseudonim Cat.

Ludomir Garczyński Gąssowski

Lämna ett svar