Polska po wojnie, po “przycięciu” granic na Wschodzie, stała się krajem praktycznie jednonarodowym. Polacy przywykli do życia tylko wśród swoich. Co prawda jest w Polsce kilka mniejszości narodowych, jednak są one nieliczne, nie rzucają się w oczy i nie mają właściwie wpływu na życie w Polsce. Po wybuchu wojny we wschodniej Ukrainie w roku 2014 i upadku gospodarczym w tym kraju, masy ukraińskich pracowników przybyły do Polski. Zastąpili oni wakaty powstałe po wyjeździe Polaków na Zachód. Niektóre szacunki mówiły nawet o 2 milionach Ukraińców w Polsce. Być może są to liczby przesadzone, jednak przynajmniej kilkaset tysięcy Ukraińców ponad wszelką wątpliwość przebywa obecnie w Polsce. Ta nowa sytuacja spadła na Polaków jak grom z jasnego nieba. Większość ludzi nie była na to przygotowana mentalnie mimo, że miliony Polaków żyją na emigracji i Polacy powinni wiedzieć, co to jest emigracja. Wspólna praca, życie w sąsiedztwie wzajemnie oddziałują na te dwie nacje. Polacy uczą się żyć z Ukraińcami, a Ukraińcy uczą się żyć w nowej, dotąd zupełnie nieznanej rzeczywistości. Rodzi to wiele nowych problemów, przy zderzeniu z którymi i jedni i drudzy często nie potrafią sobie poradzić.
Po wstąpieniu do Unii Europejskiej, Polska nie zamknęła się na Wschód. Wraz ze Szwecją stworzyła system współpracy z krajami byłego ZSRR, zwany Partnerstwem Wschodnim. Rząd polski starał się, aby obywatele Białorusi, Rosji i Ukrainy przynajmniej przyjeżdżali do Polski i obserwowali przemiany, jakie mają miejsce nad Wisłą po wstąpieniu do UE. Chciano pokazać im, jakie dobrodziejstwa płyną z przyłączenia się do jednej z największych potęg ekonomicznych świata jaką jest Unia Europejska. To przyniosło wymierne owoce. Mieszkańcy krajów wschodnioeuropejskich zaczęli domagać się od swoich przywódców politycznych przyłączenia się, podobnie jak Polska, do struktur unijnych. Nie było to proste w sytuacji, kiedy ekonomia tych krajów była ściśle powiązana z gospodarka rosyjską i mimo, że jej możliwości były dawno wyczerpane, rozerwanie więzów ekonomicznych z Rosją groziło ogromnym kryzysem gospodarczym.
Z tych względów oraz z przyczyn czysto politycznych prezydent Ukrainy W. Janukowycz nie zdecydował się na podpisanie umowy stowarzyszeniowej z Unią Europejską jesienią roku 2013. W lutym roku następnego doprowadziło to do gwałtownych wystąpień Ukraińców przeciwko ówczesnej władzy. W wyniku tzw. majdanu prezydent i rząd ukraiński uciekają do Rosji, gdzie opracowany zostaje plan destabilizacji Ukrainy przez aneksję Krymu i wojnę w Donbasie. Szczególnie w Donbasie dochodzi do kryzysu humanitarnego, spowodowanego wojną bez jakichkolwiek zasad i poszanowania prawa. Rosja zamyka swoje granice na towary produkowane w Ukrainie, co doprowadza do upadku tysięcy zakładów pracy. Nowym prezydentem Ukrainy zostaje były minister spraw zagranicznych P. Poroszenko. Mając dobre kontakty z przywódcami krajów środkowoeuropejskich należących do UE zwraca się do nich z prośbą o otwarcie granic dla ukraińskich pracowników. Polska już w tamtym czasie zaczęła odczuwać ogromny deficyt pracowników spowodowany emigracją zarobkową Polaków na Zachód i chętnie zaczęła przyjmować Ukraińców do pracy. 11 czerwca 2017 roku państwa Strefy Schengen zniosły obowiązek wizowy dla ukraińskich turystów, chcących przebywać w Europie do 90 dni. Jedynie tylko Polska poszła dalej i zaczęła zatrudniać Ukraińców posiadających paszporty biometryczne i dokumenty zezwalające na podjęcie legalnej pracy. W ślad za Polską poszli Czesi, Słowacy, Węgrzy oraz kraje bałtyckie. Jednak ilość Ukraińców w tych krajach jest znikoma w porównaniu z Polską. W ten sposób rozpoczął się masowy napływ Ukraińców do Polski. Co nie znaczy, że wcześniej ich nie było. Od początków lat 90-tych w Polsce pracowały Ukrainki jako pomoce domowe i opiekunki dzieci, jednak przebywały w Polsce nielegalnie i pracowały „na czarno”, dlatego mało mówiło się o tym.
Podobnie jak Polska, Ukraina jest podzielona na pół ukośną linią z północnego wschodu na południowy zachód. W Polsce linią podziału jest konserwatyzm i wpływy kościoła, natomiast w Ukrainie jest to linia dzieląca na Ukraińców ukraińsko- i rosyjskojęzycznych. To również linia podziału na tych, którzy mają ciągoty do nacjonalizmu ukraińskiego oraz na tych, którzy czują przynależność do tzw. świata rosyjskiego. Ci drudzy głównie przyjechali do Polski. Z badań socjologicznych wynika, że najwięcej chętnych na przyjazd do Polski deklarują mieszkańcy zachodniej Ukrainy, jednak w praktyce przybywają do Polski ci ze wschodu Ukrainy. Na zachodzie Ukrainy sytuacja ekonomiczna jest znacznie lepsza i mimo, że mieszkańcy tych regionów czują większą więź z Europą, pozostają w domu. Paradoksalnie przybywają do Polski ci, którzy pod wpływem rosyjskiej propagandy, nie pałają miłością do Zachodu, jednak decydują się na taki radykalny krok z powodu bardzo trudnych warunków życia u siebie. Zresztą widać to wyraźnie na forach dyskusyjnych w internecie, gdzie 99% Ukraińców zamieszcza swoje posty po rosyjsku, a nie po ukraińsku.
Kurica nie ptica, Polsza nie zagranica (Kura to nie ptak, a Polska to nie zagranica).
Przez dziesiątki lat w ZSRR powtarzano to powiedzenie jak mantrę, aż większość ludzi radzieckich uwierzyła w to, że Polska to takie samo „dziadostwo” jak cały Wschód Europy. Większość Ukraińców była przekonana, że Polska to taki sam kraj jak Ukraina, Białoruś czy Rosja, tyle tylko, że jest tam obecnie praca. Po przyjeździe przeżywają szok kulturowy. Okazuje się, że Polska, jak sami mówią ze zdziwieniem „eto jeszczio kakaja zagranica” (i to jeszcze jaka zagranica). Co najbardziej uderza Ukraińców po przybyciu do Polski?
Praktycznie wszystko, trudno nawet wymienić co, ale najbardziej dziwią się jakości dróg. Dzięki funduszom europejskim Polska rzeczywiście zmodernizowała i wybudowała tysiące kilometrów dróg. I jest się naprawdę czym pochwalić, mimo, że daleko jest jeszcze Polsce do wysokorozwiniętych krajów na Zachodzie. Pewien ukraiński kierowca tir’a, pracujący w polskiej firmie spedycyjnej, robi filmy jeżdżąc po Polsce. W jednym z nich prosi widzów o zwrócenie uwagi na to, że na polskich drogach nie można zauważyć miejsc łączenia asfaltu, tak jakby wszystkie drogi były zaasfaltowane w jednym czasie. Mówi „jak ci Polacy to robią, nie mam pojęcia, wiem natomiast jedno, jazda po polskich drogach to przyjemność, której nie znałem póki nie przyjechałem do Polski”.
Ukraińcy zauważają, że w polskich miastach jest czysto. Bardzo ich zaskakuje, że jest wiele pojemników na różne rodzaje śmieci, że segreguje się je. Wszędzie, nawet we wsiach, są równe chodniki i po wyjściu z domu nie wybłocisz sobie butów. Dziwią się, ale pozytywnie, że miasta są kolorowe w przeciwieństwie do szarzyzny, która była i jest nadal stałym atrybutem krajobrazu miast w dawnym ZSRR, w tym również w Ukrainie. Odnowione i ciekawie pomalowane elewacje budynków zapierają dech w piersiach Ukraińców. Oświetlone ulice nie tylko w miastach, ale również we wsiach, i poczucie bezpieczeństwa to, jak mówią Ukrainki, jest ogromną zaletą Polski.
W przeciwieństwie do Ukrainy, w Polsce nie spotyka się bezpańskich psów i kotów, ponadto ludzie z woreczkami w dłoni sprzątają po nich, co w Ukrainie jest rzeczą zupełnie niebywałą. Prawie nie spotka się w Polsce pijanych ludzi na ulicy i „bomży” (czyli bezdomnych, skrót od ros. bez opredielionogo miesta żitelstwa – bez określonego miejsca zamieszkania), co w Rosji i Ukrainie jest czymś powszechnym.
Ukraińcy idąc do polskiego urzędu zabierają ze sobą słodycze, alkohol lub pieniądze w celu wręczenia ich urzędnikom. Okazuje się, że w przeciwieństwie do Wschodu, w Polsce nie przyjmuje się „dowodów wdzięczności”.
W Ukrainie funkcje transportu publicznego przejęły tzw. „marszrutki” (prywatne minibusy). Jak opowiadają Ukraińcy nigdy nie są one sprzątane, po wejściu do nich uderza w nos charakterystyczny smród. Ich kierowcy są chamscy, pobierają pieniądze za przejazd i przy tym nie wydają biletów, jeżdżą niebezpiecznie i kiedy chcą. Nie ma czegoś takiego jak rozkład jazdy. Kierowca rusza kiedy bus napełni się ludźmi. W Polsce Ukraińcy przecierają oczy ze zdziwienia kiedy okazuje się, że tramwaje czy autobusy jeżdżą punktualnie według rozkładu jazdy. Środki transportu są nowoczesne, czyste, a bilety można kupić w automacie na przystanku.
Zauważają oni również, że Polacy są zdyscyplinowani, przechodzą przez ulicę na przejściach dla pieszych i przy zielonym świetle, co jest ogromną rzadkością u nich.
Z niedowierzaniem patrzą na starsze kobiety, które często kierują samochodami, a przy tym są modnie i elegancko ubrane. U nich „babuszka”, jak zwykli nazywać starszą kobietę, ubrana jest zazwyczaj na czarno z chustką na głowie, poza obejście domu praktycznie nie wysuwa nosa, a o kierowaniu samochodem nie ma mowy. À propos samochodów, dostrzegają, że przeciętna polska rodzina ma często kilka samochodów. Ciągle dla nich samochód jest niedoścignionym marzeniem i nadal świadczy o wyższym statusie społecznym jego właściciela. Dziwią się widząc, że tak wielu Polaków jeździ rowerem. U nich uważa się, że rowerem jeździ tylko „biedniaga” (biedak).
Nie mogą zrozumieć, jak to możliwe, że w Polsce ziemia jest obsadzona tak różnorodnymi roślinami uprawnymi. Większość z nich nie potrafią nazwać. U nich można przejechać dziesiątki kilometrów i widzi się na polach tylko słoneczniki. Widok jest piękny, jednak świadczy o tym, ze z ukraińskim rolnictwem jest coś nie tak. Nie tylko urzeczeni są polskimi miastami, podziwiają również polskie wsie, zadbane, z okazałymi domami, wiele maszyn rolniczych w każdym gospodarstwie, zaorany każdy kawałek ziemi, co jak podkreślają, świadczy o pracowitości i gospodarności Polaków. Zauważają, że polskie domy jednorodzinne nie są poogradzane wysokimi płotami z blachy czy murami, tak, aby nikt z ulicy nie widział co dzieje się na posesji. To oznacza, że ludzie w Polsce są bardziej otwarci, nie odgradzają się od ludzi. Płot wokół domu jest wynikiem barier mentalnych, strachów jakie drzemią w umysłach tych, którzy stawiają wysokie płoty, ponieważ realnie nie mają wpływu na bezpieczeństwo.
W ich oczach Polacy to naród kochający sport. Widują oni wiele osób jeżdżących rekreacyjnie na rowerach, biegających, grających w piłkę. Na osiedlach są przyrządy do ćwiczeń, wiele siłowni, zadbane stadiony.
Zaskakuje ich ilość kamer zainstalowanych w Polsce. To ma duży wpływ na bezpieczeństwo. Polacy bardziej niż oni przestrzegają prawa, a Polska to kraj, gdzie prawo rzeczywiście działa, a policja jest skuteczna. O czym przekonało się już wielu Ukraińców, którzy po dokonaniu przestępstwa po kilku godzinach byli już w rękach policji.
Zupełnie odbiera mowę Ukraińcom, kiedy patrzą na starą, zabytkową architekturę, szczególnie barokową. Z polskich kościołów wychodzą oszołomieni wystrojem ich wnętrz.
Ukrainki zachwycone są polskimi mężczyznami, którzy są bardziej zadbani niż Ukraińcy, często można ich spotkać na placach zabaw ze swoimi dziećmi i widać, że Polacy dbają o swoje rodziny i dzieci. Są oni zupełnym przeciwieństwem ukraińskiego męża i ojca, który uważa, że wychowanie dzieci, to nie jego rola. Jeżdżąc po Polsce zauważają, że wsie i miasta są puste, szczególnie w dzień. Pytają, dlaczego? Gdzie są ludzie? Ktoś im odpowiada: ludzie w Polsce w dzień pracują, nie szwędają się po ulicach bez celu jak na Wschodzie, gdzie o każdej porze dnia na ulicach są tłumy. Ludzie tam nie lubią być w domach, nie potrafią skupić się na czymkolwiek, nie mają zainteresowań, hobby. Ciągnie ich „dwiżucha” w mieście (ruch ludzi) w mieście.
Najbardziej jednak Ukraińcy dziwią się postawie i stylowi życia Polaków. Odbierają ich jako ludzi kulturalnych. Powiadają, że Polak może nie lubić Ukraińca, ale zawsze będzie zwracał się do niego per „pan / pani”. Polacy są uśmiechnięci, wolni, niezestresowani i zadowoleni z życia. I w głębi duszy oni też tacy chcieliby być, jednak nie potrafią, mają ogromne trudności ze zmianą postaw.
Mimo to narzekają również na Polskę. Irytuje ich, że niczego „nie załatwisz” w Polsce, wszystko trzeba robić zgodnie z przepisami, że procedury trwają i długo oczekuje się na wszystko, że panuje biurokracja, nie są zadowoleni ze służby zdrowia, no i przede wszystkim mają bardzo wygórowane oczekiwania co do zarobków.
Praca, zakupy i chodzenie po mieście, to cały ich świat.
Ukraińcy otrzymują wizy pracownicze przeważnie na okres od trzech miesięcy do pół roku. Później muszą wracać do siebie i ponownie starać się o kolejną wizę. Niektórym udaje się znaleźć stałą pracę, ale są to rzadkie przypadki.
Przyjeżdżając do Polski, sami proszą pracodawców o możliwość pracy w wymiarze 12 godzin dziennie przez sześć dni w tygodniu. Nie wiem, na ile jest to zgodne z polskim kodeksem pracy, ale taki system stał się powszechny wśród ukraińskich pracowników. Zarabiają mniej niż Polacy na podobnym stanowisku. Po pierwsze dlatego, że pracodawca zapewnia Ukraińcom mieszkanie i często dojazd do pracy. Więc siłą rzeczy jakoś musi to sobie rekompensować. Po drugie, Ukrainiec nie podpisuje umowy o pracę z polskim pracodawcą. Są oni wynajmowani do pracy w polskich firmach przez ukraińskie agencje pracy, które od ich zarobków pobierają prowizję. A po trzecie, zatrudnianie Ukraińców musi opłacać się wszystkim. Chodzi o to, aby wszyscy byli zadowoleni. Polski pracodawca ma tańszych pracowników z Ukrainy, a Ukrainiec zarabia trzy czy nawet pięć razy więcej niż zarobiłby u siebie pod warunkiem, że znalazłby pracę, co nie jest rzeczą prostą.
Po pracy mają oni niewiele czasu i sił, aby zająć się czymkolwiek jeszcze. Najbardziej ulubionym ich zajęciem jest wyjście do sklepu, a szczególnie do centrów handlowych, których w Ukrainie ciągle jest niewiele. Tu nawet nie chodzi o zrobienie zakupów, po zakupy idą najczęściej do taniej „Biedronki”. Natomiast w galeriach chcą napatrzeć się na ogromne ilości i różnorodność towarów, na pełne półki, dekoracje sklepów, które mienią się barwami i toną w światłach. Jak mówią, to ich napawa wieloma wrażeniami. Wracają do swych miejsc zamieszkania lekko oszołomieni.
Kiedy idą na zakupy, kupują najtańsze produkty spożywcze. Wielu chwali się, że potrafi przeżyć za 250 zł miesięcznie, a nawet mniej. Do stałego repertuaru należą parówki, ziemniaki, cebula, innych warzyw raczej nie kupują, oszczędzają. Od święta kupują nabiał. W sieci można znaleźć tysiące filmów z zakupów robionych przez Ukraińców, na temat cen produktów spożywczych oraz ich jakości, którą sobie bardzo cenią. A po powrocie z zakupów pokazują, co i ile kupili i jak mogą najeść się do syta.
Nie chodzą do muzeów, na wystawy, do kina, na imprezy sportowe. Wejście tam kosztuje, a oni przyjechali zarabiać, a nie wydawać. W sieci prawie nie ma filmów na temat kultury w Polsce. Praktycznie nie znają Polski, to co pokazują w swoich filmach na YouTube to powierzchowność, to tylko to, co widać w pracy, na ulicy i w sklepie. Nie przenikają do polskiego społeczeństwa, żyją obok Polaków. Żyjąc nawet wiele lat w Polsce właściwie nie znają polskiej kultury, zwyczajów, tradycji, nie wiedzą nic o literaturze, sztuce, historii czy polityce.
Jest tego wiele przyczyn. Zauważa się w Polakach pewną niechęć do obcych. Tkwi w Polakach pewna bariera przed ludźmi ze Wschodu, których traktują jako gorszych od siebie. Łatwiej Polakom otworzyć się na mieszkańca kraju zachodniego. Po drugie, Ukraińcy nie znają języka polskiego, co uniemożliwia im nawiązanie bliższego kontaktu.
Każdy Ukrainiec jadąc do Polski wierzy święcie w to, że polski jest na tyle podobny do języka rosyjskiego i ukraińskiego, że nie trzeba uczyć się go. Po przyjeździe musi zmierzyć się z barierą językową. To ma oczywiście wpływ na ich pracę i życie. Bo nawet wykształcony pracownik bez znajomości języka skazany jest na przysłowiowe „zakruczywanie gajek” (po polsku „przykręcanie nakrętek”) w fabryce. Ileż to krokodylich łez wyleli Ukraińcy żaląc się w sieci na dyskryminację przez polskich przedsiębiorców. Uważają oni, że są takimi świetnymi specjalistami, z dyplomami, a zamiatają posadzki w polskich fabrykach, a Polacy nimi rządzą. Nie rozumieją, że bez znajomości lokalnego języka są mało wartościowymi pracownikami. Tak jest wszędzie, nie tylko w Polsce. A już zupełnie nie mogą tacy ludzie pracować przy obsłudze polskich klientów. Młoda dziewczyna zrobiła film, w którym opowiada, że została przeniesiona z pracy jako kelnerka na zmywak, mimo, że obsługi aparatu do robienia kawy nauczyła się w dwa dni i zna świetnie polski, pochodzi przecież z polskiej rodziny. Ktoś w komentarzu do filmu chciał przetestować jej znajomość polskiego. Po pierwszym zdaniu, które napisała wiadomo było, że nie zna polskiego, jedynie co nieco rozumie polski, mówić i pisać zupełnie nie potrafi.
W komunie nie było szacunku do pracy. Ludzie „migali się” od niej. Pamiętamy wszyscy powiedzenie „czy się stoi, czy się leży…”. Bumelanctwo to nie tylko zwyczaj polskiego robotnika z tamtego okresu. Tak było i jest do dzisiaj na Wschodzie. Ukraińcy w polskich firmach zaczęli godzinami przesiadywać w toaletach, wychodzić często na papierosa, ukrywać się na terenie zakładów pracy. Ich „kariera” trwała jednak bardzo krótko. Szybko takich „odławiano” i zwalniano z pracy. Bardzo często dochodziło również do kradzieży szczególnie produktów spożywczych w fabrykach przetwórczych. Złodziei również od razu pozbywano się. Ukraińcy szybko zrozumieli, że w Polsce praca jest pracą i trzeba solidnie pracować, aby utrzymać się w zakładzie. No i przestrzegać fundamentalnych zasad, regulaminu i wymagań pracodawcy.
Niektórzy Ukraińcy próbują zakładać swoje firmy w Polsce. Są to najczęściej zakłady usługowe (fryzjerskie, kosmetyczne, krawieckie). Ich klientami są najczęściej Ukraińcy. Polacy nie mają zaufania co do jakości usług tam świadczonych, ponadto jednak u Polaków i Ukraińców panuje inny styl. Od razu można odróżnić Polskę od Ukrainki po stylu ubierania się, makijażu, fryzurze itp. To są jednak dwa rożne światy, które mają mało ze sobą wspólnego, mimo, że Ukraińcy widzą w Polakach bardzo dużo podobieństw.
Ukraińcy chwalą w Polsce ułatwienia przy zakładaniu firm. Są zaskoczeni tym, że można wszystko załatwić w jeden dzień i w jednym miejscu, a dnia następnego rozpocząć działalność. Jest w internecie również mnóstwo informacji o pomocy prawnej jaką wyświadczają Ukraińcy swoim rodakom. Są to działania zupełnie bezprawne. Ci „eksperci od biznesu w Polsce” nie są prawnikami. Mieszkają w Polsce już jakiś czas i wydaje się im, że mają wiedzę wystarczającą do tego, aby doradzać innym w sprawach prawnych czy ekonomicznych. To jeszcze jeden dowód na to, że Ukraińcy nie są zupełnie przygotowani do życia w innym kraju, nie mają pojęcia jak żyć i jak rozpocząć biznes w Polsce. Ciągle dla wielu z nich wydaje się że Polska to „niezagranica”, nie rozumieją, że bez znajomości języka i systemu prawnego, podejmując działalność gospodarczą ryzykują bardzo wiele. Jednak ciągle powiadają, że jakoś to będzie.
Wielu Ukraińców pracuje „na czarno” mimo, że nie mają żadnych trudności, aby legalnie zatrudnić się. Trudno powiedzieć z czym to jest związane. Możliwe, że to strach czy niechęć przed biurokracją związaną z zatrudnieniem. Ludzie na Wschodzie starają się unikać jak tylko mogą struktury państwowe. Tracą na tym oczywiście oni sami. Głośne były przypadki śmierci ukraińskich pracowników w pracy i próby ukrycia ich zwłok w lesie czy porzucenie ciał na przystanku autobusowym przez polskiego pracodawcę, który bał się odpowiedzialności za ich nielegalne zatrudnienie. Takie wypadki to ogromne straty wizerunkowe dla Polski. W Ukrainie są środowiska bardzo niechętne Polsce, które wykorzystały te nieszczęśliwe wypadki, aby dyskredytować Polskę.
Ukraińcy lekarze pracują w Polsce w fabryce farb.
W czasie pandemii, w niektórych krajach zauważa się walkę o personel medyczny, szczególnie o lekarzy. Potrzebne są każde ręce do pracy. Jedna z pisowskich posłanek (specjalnie nie wymieniam nazwiska, aby nie robić jej darmowej reklamy, każdy jednak wie o kogo chodzi) krzyczała niedawno z sejmowej trybuny do Niemców, aby ci oddali Polsce lekarzy. Tak jakby Niemcy tych lekarzy Polsce zabrali. Łukaszenko z kolei zagroził białoruskim lekarzom, że nie wpuści ich z powrotem do kraju, jeśli wyjadą do pracy w Polski. Mimo gromkich krzyków, Polska jednak o lekarzy ze Wschodu szczególnie nie zabiega, o czym świadczą bardzo skomplikowane procedury ich zatrudniania.
Natalia i Piotr są ukraińskojęzycznymi Ukraińcami. Oboje są lekarzami i w Ukrainie przepracowali ok. 30 lat w zawodzie. Ona jest lekarzem pracy, on chirurgiem. Nie byli zadowoleni ani z warunków życia i pracy, a także z zarobków w swoim kraju. Postanowili przyjechać do Polski. Jednak w Polsce zderzyli się z tyloma problemami, że Natalia przestała nawet marzyć o powrocie do zawodu. Przez kilka lat walczył o to Piotr. Procedura dopuszczenia w Polsce do zawodu lekarza osób wykształconych za granicą jest czasochłonna. Od chętnych wymaga się zdania egzaminu z języka polskiego, ponadto zaliczenia praktycznie wszystkich egzaminów wymaganych od studentów medycyny i odbycia rocznej (bezpłatnej) praktyki zawodowej oraz zaliczenia końcowego egzaminu lekarskiego. Po wybuchu epidemii covid-19 wprowadzono ułatwienia w zatrudnianiu lekarzy ze Wschodu, jednak to tylko pozory. Środowisko lekarskie jest niechętne zatrudnianiu lekarzy ze Wschodu.
Do pracy w Polsce zgłosiło się znacznie więcej lekarzy ze Wschodu niż spodziewała się tego Izba Lekarska. Obecnie języka polskiego uczy się ponad dwa tysiące lekarzy z Białorusi, Rosji i Ukrainy. Jednak zanim będą mogli wykonywać swój wyuczony zawód, minie nawet kilka lat. W tym czasie za coś trzeba żyć. Natalia i Piotr podjęli na początek pracę fizyczną w fabryce farb. Żaden szpital nie chciał ich zatrudnić nawet jako sanitariuszy. Po trzech latach Piotr może już pracować jako lekarz, jednak jest jedynie asystentem chirurga, czyli na takim stanowisku jakie otrzymuje absolwent medycyny zaraz po studiach. Polscy lekarze stoją twardo na stanowisku, że wysokie wymagania stawiane w zawodzie lekarza są gwarantem świadczenia usług na wysokim poziomie i nie są oni bez racji.
Poziom kształcenia na Wschodzie, nie tylko w zawodzie lekarza, daleko odbiega od Polski. Wielu Polaków, którzy w Polsce nie mogli dostać się na medycynę, studiują właśnie na Ukrainie. To potwierdza tezę o niższym poziomie. Sprawdzanie wiedzy lekarzy ze Wschodu jest absolutnie uzasadnione, szczególnie w sytuacji, kiedy dyplom lekarza ciągle można jeszcze tam kupić. Również muszą odznaczać się bardzo dobra znajomością polskiego, aby czegoś opacznie nie zrozumieć. Jednak praktyka mogłaby być przynajmniej częściowo płatna. Ukraiński lekarz często musi wybierać między bezpłatną praktyką a pracą, która da mu utrzymanie. Piotr poradził sobie w ten sposób, że po praktyce zostawał w szpitalu i pracował przy sterylizacji narzędzi chirurgicznych. Jednak był u kresu sił po rocznej pracy po 16 godzin na dobę.
Niech Polska postawi pomnik ukraińskim robotnikom!
Ktoś zupełnie poważnie domagał się na portalach społecznościowych, aby Polska postawiła Ukraińcom pomnik za ich trud i ciężką pracę. Ukraińcy są święcie przeświadczeni o tym, że to właśnie oni są autorami ekonomicznego sukcesu Polski. Według nich tylko dzięki ich pracy Polska bogaci się, a oni jak byli, tak nadal są biednymi ofiarami polskich wyzyskiwaczy. Na ten sposób myślenia nakłada się historia.
Polak zawsze był postrzegany przez Ukraińców jako bogacz, pan, obszarnik. Taki wizerunek Polaka utrwalała władza sowiecka przez dziesięciolecia. Nic dziwnego, że wielu Ukraińców ma negatywny wizerunek Polaków do dzisiaj. Mimo, że według oficjalnych danych pracuje w Polsce ok. 700 tysięcy Ukraińców, to jednak wykonują oni proste i nisko wynagradzane prace, których wkład do polskiego budżetu szacuje się na poziomie ok. pół procenta. Ukraińcy jako była część tzw. narodu sowieckiego są przyzwyczajeni do pomników poświęconych klasie robotniczej. Straszą one prymitywizmem i brakiem smaku (charakterystycznym dla socrealizmu) na każdym kroku w ich kraju. To pewnie również jedna z przyczyn tak dziwnych pomysłów i inicjatyw ukraińskich emigrantów zarobkowych w Polsce. W świecie zachodnim takich pomników właściwie nie ma. Jednym z nielicznych wyjątków jest pomnik poświęcony polskim robotnicom rolnym w duńskim Sakskøbing, czy pomnik w Dortmundzie ku czci robotników przymusowych w czasie ostatniej wojny. Niektórym Ukraińcom zapewne ciągle stoi przed oczami pomnik robotnika i kołchoźnicy, który stał się symbolem „Mosfilmu” i występował w czołówce każdego filmu wyprodukowanego przez to studio.
Polsza – kidałowo.
Mało kto rozumie, co oznacza po rosyjsku „kidać” i „kidałowo”. To wyrazy slangowe, nie pochodzą z języka literackiego, można je tłumaczyć odpowiednio jak „oszukiwać, okradać” i „wyzysk”. Czasami zamiast wyrazu „kidałowo” używają wyrazu „rabstwo” – niewolnictwo. Po okresie względnego spokoju, Ukraińcy pracujący w Polsce zaczęli występować z różnymi roszczeniami. Żądali zmian warunków mieszkaniowych, narzekali na brud, który nota bene sami robili. Ukraińcy zupełnie nie dbali o swoje miejsca zamieszkania. W krótkim czasie potrafili z mieszkania zrobić dosłownie chlew i doprowadzić do ruiny. Jednak najczęściej domagali się podwyżek wynagrodzeń. Miały miejsce w polskich firmach również akcje strajkowe ukraińskich pracowników. W sieci zaroiło się od filmów na temat trudnych warunków pracy w Polsce, wyzysku oraz o tym ile to można zarobić w Niemczech. Filmy te miały prawie zawsze jeden z dwóch tytułów: „Polsza – kidałowo” albo „Polsza – rabstwo”. Bardzo wiele osób nie robiło tych filmów z własnej inicjatywy, to były prymitywne materiały robione przez osoby, które nigdy nawet nie były w Polsce. Robiono je z niechęci do Polski, aby Ukraińcom, który planują wyjazd do pracy obrzydzić Polskę. Niektóre niewątpliwie powstały również na zlecenie rosyjskiej propagandy, która pokazuje Zachód zawsze w ciemnym świetle.
Ukraińskie agencje pracy rozpoczęły nawet rekrutację przyszłych pracowników do pracy w Niemczech, oczywiście pobierając przy tym od nich niemałe pieniądze. Zbiegło się to wszystko z pracami prowadzonymi przez niemiecki Bundestag nad uproszczeniem przepisów dotyczących zatrudniania specjalistów spoza UE. Już na samym początku było wiadomo, że mało który Ukrainiec mimo uproszczeń będzie mógł podjąć pracę w Niemczech. Głównie z powodu wymagań językowych. Na większość stanowisk pracy potrzeba było wykazać się egzaminem ze znajomości niemieckiego na poziomie B2. Poza tym rosyjskie i ukraińskie dyplomy nie były uznawane w Niemczech z powodu niskiego poziomu nauczania w tych krajach. Trzeba było również wykazać się wieloletnim doświadczeniem zawodowym w firmach, których poziom technologiczny odpowiadałby normom europejskim. Takich właściwie w Ukrainie nie ma. Po kilku miesiącach marzeń, Ukraińcy zeszli na ziemię i dzisiaj nikt nie straszy polskich pracodawców wyjazdem do Niemiec. Tam po prostu nie ma pracy dla nich. Proste prace kiedyś wykonywali tam Turcy, a dzisiaj Afgańczycy i Syryjczycy. W Niemczech potrzebni są specjaliści (i to rząd niemiecki powtarzał od samego początku), których niestety brakuje wśród Ukraińców. Obecnie wszystko wróciło do normy i nikt nawet nie wspomina o pracy w Niemczech. Ci, co chcą pracować za granicą, przyjeżdżają nadal głównie do Polski. W roku 2020 Polska uprościła jeszcze bardziej zatrudnianie Ukraińców, od których nie wymaga już wiz pracowniczych.
Dwudziestokilkuletni Dima przez całe życie mieszkał w małej wsi nad Dnieprem. Pokazywał w swoich filmach rodzinne strony. Dachy chat pokryte eternitem, wieś składającą się z kilkunastu domów, wiedzie przez nią kręta, polna droga. Nie dojeżdżał tam ani pociąg, ani autobus. Gdzie okiem sięgnąć równina pokryta wysuszoną, stepową trawą. Dima nigdy nie pracował zawodowo. Pomagał rodzicom w gospodarstwie. Za namową swojej dziewczyny przyjechali do Polski. Zamieszkali w Toruniu. Pracował w fabryce produkującej klamki. Produkcja była w pełni zautomatyzowana, więc nie przepracowywał się nigdy. Jednak ciągle narzekał, nic nie podobało mu się. Zawsze na koniec miesiąca nagrywał filmy, jak pobiera z bankomatu pieniądze. Przy pomocy kalkulatora próbował sprawdzić, czy pracodawca nie oszukał go. Nigdy według niego rachunki nie zgadzały się. Zawsze otrzymywał mniej niż wydawało mu się, że powinien dostać. Na dowód, że jest w Polsce okradany, pokazywał umowę i odcinek z wypłaty. Zupełnie nie rozumiał, co to są potrącenia (składki na ubezpieczenie emerytalne i rentowe, podatek itp.), co to jest płaca netto i brutto itp. Zamiast pójść do księgowości i poprosić o wyjaśnienie, tym bardziej, że w tej fabryce w księgowości pracowała Ukrainka, każdy film kończył stwierdzeniem: „Apjać poljaki kinuli mienia na diengi!” (Znów Polacy oszukali mnie na pieniądze!). A koledzy Dimy, którzy pozostali na Ukrainie i śledzili jego „karierę zawodową” w Polsce, utwierdzali się w przekonaniu, że „polscy panowie” to krwiopijcy.
Co Ukraińcy sądzą o Polakach?
To pytanie zadała kilkudziesięciu Ukrainkom dziennikarka Monika Sobień-Górska. Materiał wystarczył na ponad dwustu stronicową książkę pt. „Ukrainki. Co myślą o Polakach, u których pracują” (Wydawnictwo: Czerwone i Czarne, Warszawa 2020). Treść nie napawa optymizmem. Ukrainki pracując w polskich domach widzą wszystko, mają doskonały obraz polskiej rodziny. Wystarczy, że ktoś zaczyna trochę więcej zarabiać, staje się od razu nie tylko paniskiem, ale szlachciurą. A tak naprawdę wieje od nich prostactwem, który najczęściej objawia się w ich chamskim zachowaniu wobec ukraińskich gospodyń.
Trochę więcej pieniędzy w kieszeni Polaka i natychmiast lodówka pełna jedzenia i alkoholu. Przy tym Polacy kupują tyle, że nie są w stanie tego zjeść. W Polsce marnują się góry jedzenia, na co Ukrainki patrzą z przerażeniem. W każdym domu jest dużo alkoholu, najwięcej w lodówkach samotnych kobiet w średnim wieku. Zapracowane w dzień, samotne wieczorami, w kieliszku topią niepowodzenia życia osobistego. Przy tym wszystkie Ukrainki zauważają, że Polki piją stale w małych ilościach. Na stole stoi otwarta butelka, z której co jakiś czas nalewa się wino lub wódkę i sączy się tak jak coca-colę.
Pewien młody Ukrainiec przyjechał do Polski latem, kiedy było ciepło, a ludzie ubierali się lekko. Pod cienkimi koszulami i bluzkami Polaków zauważył „oponki”, a nawet zwały tłuszczu. Skomentował to tak: „od razu widać, że Polakom powodzi się dobrze” („zrazu widna czto poljaki żyrno żiwut”).
Koszmarnie wyglądają mieszkania Polaków po imprezach. Jedzenie na podłodze wymieszane z niedopałkami, przy tym potłuczone kieliszki i talerze, a nawet wymiociny. Ktoś nie zdążył dobiec do toalety i załatwił się w przedpokoju. Zdarza się, że Ukrainki odmawiają sprzątania takich mieszkań, nawet jeśli proponuje się im wyższe wynagrodzenie. Są jakieś granice, mówią.
Polskę zwykło określać się jako kraj zachodni. Jednak mentalnie Polakom bardzo często bliżej do Wschodu niż Zachodu. Ta sarmacka tradycja ciągle drzemie gdzieś głęboko w niektórych Polakach. Kiedyś szlachta jeździła od dworu do dworu, gdzie jedzono i pito póki piwnice nie opustoszały, a dwór nadawał się tylko do podpalenia, bo doczyścić go nie było sposobu. Wtedy wizytę składano w kolejnym dworze, który szybko obracał się w pobojowisko, jak poprzedni. Niektórzy szlachcice nigdy nie trzeźwieli, a jedyne co mieli prócz dobrego nazwiska, to szabelka, którą ciągle wymachiwali i srebrna łyżka noszona w cholewie buta, którą nigdy nie myto. Wycierano ją jedynie w rękawy lub poły kontusza. Wielu „panów” w taki sposób spędziło całe życie. To jeden z wyraźniejszych przykładów dualizmu polskiej, średniowiecznej szlachty, gdzie prócz posiadanego herbu, błyszczących szat, czapki z piórkami, najwyższe warstwy społeczne były dokładnie tak samo prymitywne jak pospólstwo. Przejawy tego widać do dzisiaj.
We wspomnianej książce nie jest mowa o żadnych polskich melinach, tylko o mieszkaniach w miarę zamożnych ludzi, którym wydaje się, że reprezentują jakąś klasę. Dlaczego takie obrazy oglądają Ukrainki w polskich domach czy mieszkaniach? Przede wszystkim dlatego, że ich właściciele zupełnie „ochamieli”. Przybyło im pieniędzy, ale przy tym ubyło człowieczeństwa. Chcąc pochwalić się przed gośćmi, że mają ukraińską pomoc domową, mówią: „niczym nie przejmujcie się, jeśli na podłogę coś spadnie z widelca, Ukrainka rano posprząta”, zachęcając biesiadników do zachowania jak w chlewie.
Widzą one również, że polskie rodziny to często fikcja. Tak naprawdę tworzą je ludzie obcy sobie. Żona idzie do toalety, aby wysłać poznanemu w sieci mężczyźnie sms’a, a mąż udaje, że przygotowuje jakieś dokumenty do pracy, a w tym czasie piszę płomienne mail’e do kochanki. Obojgu cała sytuacja jest obojętna, bo jak powiadają, są razem tylko dla dzieci.
Z jednej strony spotykamy w Polsce Ukraińców, którzy bardzo idealistycznie postrzegają nas. Ten idealizm wynika z powierzchownej znajomości Polski. Ludzie ci tak naprawdę nie znają Polski, mają jedynie jej obraz, który często mija się z realnością. Z drugiej strony, w polskich domach pracują tysiące Ukrainek, które znają Polaków od podszewki, mają o Polakach najbardziej skrywaną i intymną wiedzę. Opinie Ukrainek o Polakach są bardzo negatywne. Ale nie żalą się. Po prostu pracują (sprzątają, piorą i gotują) za co dostają ok. 20 zł za godzinę. Poniżenia, chamskie zachowanie swoich gospodarzy doliczają do kosztów pracy.
Jak widać w wielu Polakach tkwią ogromne pokłady prostactwa, który wyłazi kiedy mogą poczuć się kimś lepszym zatrudniając „służącą” z biedniejszego kraju. Zachęcam przy okazji do przeczytania książki, w której są dziesiątki opisów zachowań Polaków. Jestem przekonany, że książka ta pozwoli Polakom poznać lepiej samych siebie.
Kto krucze? (Kto cwańszy?)
Zupełnie inaczej widzą nas ukraińscy mężczyźni. Ponadto ten wizerunek Polaka zmienia się w czasie ich pobytu w Polsce. Wychowali się w kraju, gdzie o swoich sąsiadach krążyły prześmiewcze anegdoty. Wszyscy wokół to głupcy. Niemcy to idioci, przez swoją nieudolność przegrali wojnę, a Polacy to kiedyś wielcy panowie, a dzisiaj ludzie bez wyrazu i charakteru.
Ukraińcy w Polsce daleko od domu, od ludzi, którzy ich znają, często w swoim zachowaniu pozwalają sobie na więcej niż gdyby byli u siebie. Myśleli, że w Polsce ludzie będą tolerowali ich zachowanie. Często opowiadają o sobie, że są dużo cwańsi niż Polacy, że są w stanie Polaków okręcić sobie wokół palca. Szybko zmieniają zdanie. Polacy nie dają sobie nadmuchać w kaszę, nie dyskutują nawet z nimi, pierwsze co robią widząc ich chamstwo, dzwonią na policję, a ta reaguje szybko. To szok dla Ukraińców, ponieważ u nich, w konfliktowych sytuacjach ludzie bez policji próbują dogadać się. W sieci jest wiele wypowiedzi o tym „kak Poljaki stuczjat” (jak Polacy donoszą). Bardzo często pod wpływem alkoholu Ukraińcy zachowują się agresywnie i prowokująco. Dochodzi przez to również do bijatyk z Polakami. Z przerażeniem Ukraińcy opowiadają spotkania z młodymi Polakami „wyposażonymi” w maczety i kije bejsbolowe. Niejeden dostał solidne lanie. Były również przypadki prób podpalenia domów zamieszkałych przez ukraińskich robotników w odwecie za ich zachowanie. Dlatego Ukraińcy ostrzegają swoich, aby w Polsce nie przesadzali z niczym i poruszali się w miastach raczej w grupach, bo może skończyć się to bardzo nieprzyjemnie.
Często Ukraińcy organizują libacje do późna, zakłócając mir nocny, na co polscy sąsiedzi ostro reagują.
Będąc w Polsce Ukraińcy postrzegają Polaków jako ludzi, którzy twardo bronią swych zwyczajów, porządku w swoim kraju, wzorców życia społecznego i nie pozwolą nikomu na zachwianie systemu, który stworzyli. Ukraińcy zrozumieli, że w Polsce są na prawach gościa, muszą podporządkować się zwyczajom jakie panują w tym kraju. Uświadomili sobie, że nie ma przyzwolenia na robienie „dziadostwa” w Polsce. Chociaż sami Polacy potrafią zachowywać się zagranica skandalicznie, to jednak nie pozwalają na to samo obcym w swoim kraju. Przy tym podkreślają, że w Polsce dochodzi jedynie sporadycznie do sytuacji, kiedy to Polacy bez przyczyny zachowują się w stosunku do Ukraińców karygodnie. Większość ukraińskich youtuberów podkreśla, że w Polsce czują się komfortowo, że jest to bezpieczny kraj z niską przestępczością.
Za tanią siłę roboczą z Ukrainy, Polska płaci również swoją cenę.
Plagą stały się w Polsce kradzieże w sklepach. Specjalizują się w tym głównie kobiety. Sami Ukraińcy opowiadają jak to odbywa się. Najczęściej kobiety robią tłok przy stoisku ze słodyczami, po to, aby zasłonić jedną z nich, która szybko garściami ładuje cukierki do torby i chowa ja pod ubranie. Najgorsze jest to, że tym chwalą się w sieci. Udana kradzież jest ciągle dla nich powodem do chluby. Pokazują co i ile ukradli danego dnia w sklepie lub w pracy. A nawet wywyższają siebie mówiąc, że Polacy to niedorajdy i nie mają smykałki do kradzieży, że oni są sprytniejsi niż Polacy.
Ale kradzieże, uliczne bójki czy burdy domowe to nic w porównaniu z tym, co potrafią emigranci z Ukrainy. Bardzo często ofiarami Ukraińców są ukraińskie kobiety, które mężczyźni próbują zmuszać do oddawania im zarobionych pieniędzy i do świadczenia za darmo usług seksualnych. A kiedy one stawiają opór, dochodzi nawet do morderstw. Sprawcy najczęściej uciekają do Donbasu, gdzie panuje zupełne bezprawie i mogą tam czuć się bezkarnie. Setki Ukraińców już jest poszukiwanych listami gończymi w Polsce, za dziesiątkami wydane zostały europejskie nakazy aresztowania w związku z podejrzeniami o popełnienie najcięższych zbrodni. Śledztwem prokuratorskim objętych jest ponad 4 tys. Ukraińców. Zabójstwa, pobicia, gwałty i kradzieże to głównie przestępstwa popełniane przez Ukraińców na swoich pobratymcach. Bardzo często Ukraińcy są w Polsce poszukiwani również za posiadanie sfałszowanych dokumentów, na podstawie których zostali zatrudnieni.
Do bójek dochodzi zazwyczaj między Ukraińcami z zachodniej i wschodniej Ukrainy, którzy dosłownie nienawidzą się. Przy spotkaniu obrzucają siebie niewybrednymi epitetami, a kiedy wyczerpie się ich repertuar w ruch idą pięści.
Coraz częściej Ukraińcy tworzą grupy przestępcze. Specjalizują się z napadach na niewielkie sklepy spożywcze. Tuż przez zamknięciem, kiedy nie ma już klientów, wchodzą do sklepu z kradną dzienny utarg.
Nieodłącznym elementem emigracji ludzi z Europy środkowo-wschodniej jest niestety przestępczość. Z falą uczciwych ludzi przyjeżdżających do pracy, przybywają również przestępcy szukający „łatwych i szybkich pieniędzy”. Cenę za to ponoszą kraje przyjmujące emigrantów. Politycy podejmując decyzję dotyczącą otwarcia granic dla migracji zarobkowej muszą zawsze ważyć, czy to opłacą się, jakie będą tego koszty społeczne. Ponieważ cenę za migrację ponoszą najczęściej miejscowi, zwykli ludzie.
Ukraińcy zabierają pracę Polakom – czyli co Polacy sądzą o Ukraińcach.
Za problemy w kraju najprościej obarczyć bogu ducha winnych obcych. Zgodzę się z tezą, że w Polsce może brakować atrakcyjnej i dobrze płatnej pracy. Ale nie jest prawdą, że jej nie ma dla tych, którzy chcą pracować. Jest pewna grupa malkontentów, ludzi niechętnych Ukraińcom, która będzie ich posądzać o całe zło w Polsce. Póki co nie widać walki o miejsca pracy między Polakami, a Ukraińcami. W niektórych branżach Ukraińcy zaczynają dominować. Dla przykładu obecnie chyba większość kierowców tir’ów to Ukraińcy, ale to dlatego, że Polacy coraz rzadziej są zainteresowani pracą, która wymaga rozłąki z rodziną na długi okres czasu.
Właściwie jedynie w „najstarszym zawodzie świata” Ukrainki przejęły prym. Od kilku lat zauważa się tendencję do coraz częstszego zatrudniania Ukrainek w polskich agencjach towarzyskich, ale to zapewne dlatego, że stawiają one mniejsze wymagania finansowe swoim „pracodawcom”.
Jak wynika z badań opinii społecznej, najbardziej negatywne zdanie o Ukraińcach mają osoby najstarsze, szczególnie ci, którzy pochodzą z Kresów, pamiętają czasy wojny i mają z tego okresu przykre doświadczenia z Ukraińcami. Im wiek respondentów niższy tym mniej negatywnych opinii o Ukraińcach.
Polska przyciąga nie tylko pracowników, również studentów.
Do Polski przyjechała z Ukrainy duża grupa młodzieży na studia, a nawet do szkół średnich. Są to przeważnie dziewczęta. Przyjechały z zamiarem pozostania w Polsce. Liczą, że po zakończeniu nauki, uda się im znaleźć dobrą pracę, poznać Polaka i wyjść za niego za mąż.
Z roku na rok jest coraz więcej małżeństw mieszanych. W roku 2019 około półtora tysiąca Ukrainek zawarła związki małżeńskie z Polakami. Jedna z Ukrainek, która ukończyła studia w Polsce założyła szkołę językową dla Ukraińców. Niestety po kilku miesiącach była bliska bankructwa, Ukraińcy nie chcieli uczyć się polskiego. Wpadła na pomysł, aby uczyć Ukrainki jak nawiązać relacje z Polakami. I był to „strzał w dziesiątkę”. Obecnie tyle Ukrainek jest chętnych do poznania Polaka, że czeka się miesiącami na rozpoczęcie nauki. Oczywiście uczą się one również języka polskiego, ale przede wszystkim odkrywa ona przed nimi tajniki mentalności polskich mężczyzn.
To co zaskakuje ukraińskich uczniów w polskich szkołach i uczelniach, to wysoki – w porównaniu z ich krajem – poziom nauczania oraz nowatorskie metody. Uczniowie i studenci nie ściągają na sprawdzianach, nauczycielom i wykładowcom nie wręcza się łapówek. A co najważniejsze szkoła czy uczelnia to nie rewia mody. W pierwszy dzień nauki Ukrainki przechodzą na uczelnie wystrojone jak przysłowiowe „choinki na Boże Narodzenie”, czym nie wzbudzają zainteresowania, a tym bardziej podziwu, raczej spotykają je uszczypliwe uwagi i komentarze. Następnego dnia przychodzą ubrane normalnie, jak wszyscy inni. To z czym spotykają się w Polsce jest dla nich ogromnym szokiem. W Ukrainie kobieta musi każdego dnia zabiegać o względy mężczyzny. Za odejście mężczyzny od kobiety zawsze obwiniana jest kobieta. Oskarża się ją, że zbyt mało dbała o mężczyznę, że nie umiała go przy sobie zatrzymać, zbyt mało robiła, aby mu się podobać. To jest zupełnie odwrotna sytuacja niż na Zachodzie, a nawet niż w Polsce, gdzie stawia się akcent na partnerstwo, na wspólne budowanie związku. Dlatego na Ukrainie kobieta jest zmuszana do nadmiernego dbania o siebie. Stąd zwracają one tyle uwagi na swój wygląd. Zauważają również, że w Polsce mężczyzna jest zadbany (czego nie mogą powiedzieć o Ukraińcach), a kobiety ubierają się nie tyle modnie, co raczej z gustem, ale praktycznie.
Nauka to biznes, szybko odkryły to polskie prywatne szkoły średnie i wyższe. Przyjmują one wszystkich chętnych. Nie tylko z Ukrainy, ale również z Kazachstanu, Azerbejdżanu i innych krajów byłego ZSRR. Nikt nie przejmuje się tym, że słuchacz uczestniczy w wykładach nie rozumiejąc o czym jest mowa. Najważniejsze, że płaci czesne, które jest niemałe dla uczniów i studentów z tamtych krajów. W ten sposób Ukraińcy „uratowali” od upadku nie jedną prywatną szkołę. Płacili za wykłady, których nie rozumieli, ale za to mogli pochwalić się, że uczą się lub studiują za granicą. To wielka nobilitacja w Ukrainie, za którą są gotowi płacić duże pieniądze.
Do Polski na stałe.
W zdecydowanej większości do Polski przyjeżdża tania siła robocza. Ale są też tacy, którzy chcą osiedlić się w Polsce na stałe. Stosunkowo najłatwiej mają posiadacze Karty Polaka (dokument wydawany przez polskie ambasady w krajach wschodnioeuropejskich dla potomków Polaków, którzy nie repatriowali się do Polski zaraz po wojnie i pozostali na tamtych ziemiach). Rząd polski okazuje im pewną pomoc również materialną w pierwszym okresie po przybyciu do Polski. Pozostali muszą liczyć na własne siły. Ci, którzy zostają w Polsce to osoby, które rozumieją co dzieje się w Ukrainie, nie akceptują feudalno – oligarchicznego systemu, jaki tam ciągle panuje. Nie wierzą również w to, aby tam mogło cokolwiek zmienić się za ich życia. Szukają dla siebie normalnego kraju. I chociaż Polsce daleko do krajów rozwiniętych z utrwaloną i dojrzałą demokracją, to posiada ona w ich oczach na tyle dużo zalet, że postanawiają osiedlać się właśnie w Polsce.
Przede wszystkim Polska jest blisko. Ludzie ze Wschodu są rodzinni, czują potrzebę odwiedzania rodziny pozostawionej w kraju. Po drugie, uważają, że Polacy są bliscy im językowo, mentalnie i kulturowo, co nie jest do końca prawdą. To przeświadczenie wynika raczej z tego, że zbyt słabo znają Polskę i Polaków. Kolejnym argumentem są wspólne słowiańskie korzenie. Ten argument, chociaż historycznie jest prawdziwy, to nie ma dzisiaj absolutnie żadnego znaczenia. Nie zdają sobie sprawy z tego, że państwowa granica polsko – ukraińska jest również granicą cywilizacyjną między kulturą Zachodu i Wschodu Europy. To wpływ sowieckiej propagandy o braterstwie ludów słowiańskich, oczywiście pod przywództwem Rosjan – największego narodu słowiańskiego.
Wszyscy Ukraińcy są również przeświadczeni, że znają język polski. Zgadzam się z tym, że są w stanie więcej zrozumieć po polsku niż np. Rosjanie. Ale do znajomości polskiego daleka przed nimi droga. To przeświadczenie nie pomaga im w podjęciu decyzji o rozpoczęciu nauki, zapisaniu się na kursy czy kupieniu książek i samodzielnej nauce. Ciągle uważają, że jakoś bez tego poradzą sobie. Jednak po pierwszym wypowiedzianym przez nich zdaniu Polak wie skąd jego rozmówca pochodzi i stawia między nim, a sobą „mur”. Bo chociaż Polacy masowo migrują do innych krajów i narzekają na dyskryminację, to jednak u siebie niechętnie widzą emigrantów ze Wschodu.
Ale chyba tym, co najbardziej skłania ich to wyboru Polski na swój nowy kraj są większe możliwości jakie daje Polska. U siebie bez układów, łapówek, łamania prawa, człowiek nie jest w stanie przebić się na wyższy poziom. Niektórzy z Ukraińców stawiają wszystko na jedną kartę, starają się żyć bardzo skromnie, pracują ponad siły, oszczędzają, aby zdobyć środki na swoje mieszkanie. Z roku na rok to właśnie emigranci z Ukrainy kupują w Polsce coraz więcej mieszkań, a w ubiegłym roku wyprzedzili w tej statystyce nawet Niemców. Około 3200 Ukraińców nabyło mieszkania w Polsce, ale są to w zdecydowanej większości mieszkania obarczone kredytem hipotecznym i nie wszyscy staną się ich właścicielami w przyszłości. W wyniku perturbacji w gospodarce spowodowanych pandemią wielu Ukraińców straciło pracę, było zmuszonych pozbyć się mieszkania i powrócić do siebie.
Coraz śmielej Ukraińcy kupują w Polsce ziemię. Na zakup muszą otrzymać zezwolenie wydane przez MSWiA. Na razie niewielu ponad 400 Ukraińców kupiło działki budowlane. W sumie nabyli niewiele pona 20 ha. Kupują ziemię przeważnie na Lubelszczyźnie, jest tańsza niż w centralnej Polsce i blisko do granicy z Ukrainą. Powstała nawet kancelaria prawna specjalizująca się w pomocy przy nabywaniu nieruchomości przez Ukraińców w Polsce.
Wrocław – mała Ukraina.
Po wojnie Polacy, którzy znaleźli się na Wschodzie, poza granicami Polski, mogli repatriować się do kraju. Tak się złożyło, że ci którzy mieszkali na terenie dzisiejszej Litwy i Białorusi przybyli na Mazury i Pomorze, natomiast ci, którzy mieszkali w Galicji Wschodniej i na Polesiu przybyli na Dolny Śląsk oraz Ziemię Lubuską, szczególnie wielu osiedliło się we Wrocławiu. Już w latach 50-tych Wrocław był uważany za drugi Lwów. Ze Lwowa do Wrocławia przenieśli się nie tylko zwykli ludzie, ale również znamienite polskie instytucje jak Zakład im. Ossolińskich.
Teraz miasto to przeżywa kolejną falę przybyszów z Galicji i innych stron Ukrainy. Ogromnie podoba się Ukraińcom to miasto. Dostrzegają zupełnie inną niż w Ukrainie architekturę i klimat panujący w mieście. Mówią, że bardzo dobrze czują się tam, a miasto robi wiele, aby atmosfera w nim była przyjazna dla nowych przybyszów. W mieście powstał nawet Instytut Praw Migrantów jako wyjście naprzeciw potrzebom tej nowej grupy mieszkańców. Powstał Konsulat Honorowy Ukrainy, Fundacja Ukraina i wiele organizacji działających na rzecz tej grupy, jak np. Feminatywa Polsko – Ukraińska prowadząca działalność wśród Ukrainek, które w swym kraju mają mniejsze prawa i są mniej świadome swojej społecznej roli niż kobiety w Polsce. Ogólnie miasto zyskało na osiedleniu się dużej grupy ukraińskich migrantów zarobkowych, którzy nie tylko pracują i zarabiają, ale żyjąc w tym mieście również wydają pieniądze i są również jednym z trybów napędzających lokalną gospodarkę.
Niedawno właśnie we Wrocławiu powstał pierwszy w Polsce sklep z ukraińskimi produktami.
Polska mnie zmieniła…
Takich wypowiedzi w internecie jest mnóstwo. Początkowo Ukraińcy zachowują się w Polsce jak u siebie, później zauważają, że to nie jest akceptowane i przynosi im samym problemy. Przychodzi czas na refleksję i zmianę postaw.
Jurij: To typowy odeski cwaniaczek. Taki, co to w pracy nie lubił przemęczać się, jeździł tramwajami „na zajczika” (czyli „na gapę”, bez biletu) i nic mu się w Polsce nie podobało, wszystko krytykował. Po kilku miesiącach życia w Polsce, po wypadku w pracy, po zwolnieniu z niej za obijanie się, po sprawie sądowej za posiadanie sfałszowanego pozwolenia na pracę, doszedł do wniosku, że musi coś zmienić w swoim życiu w Polsce, że dotychczasowe życie zaprowadzi go donikąd.
Przede wszystkim przyjechał do Polski z ciekawości. Zawsze uważał, że wspaniale jest podróżować, bywać w nowych miejscach i przeżywać nowe doznania. W Polsce zrozumiał, że aby podróżować trzeba mieć pieniądze, aby je mieć trzeba pracować, a kiedy się pracuje, szczególnie dużo, to brakuje człowiekowi czasu i sił na podróże po świecie. Doszedł do wniosku, że trzeba zacząć realnie patrzeć na świat, musiał przestać żyć tylko marzeniami i najważniejsze, zrozumiał, że w życiu człowieka potrzebny jest jakiś balans między pragnieniami, a możliwościami. Polska go „otrzeźwiła”. Zrzucił „różowe okulary”, przez które patrzył na świat zachodni. Zobaczył, że życie w Polsce i innych krajach unijnych jest bardziej autentyczne, prawdziwe. Na Wschodzie życie polega na tworzeniu mitów wokół siebie, na ciągłej grze. Dla przykładu, człowiek tam kupuje samochód, który stoi ciągle pod blokiem, bo jego właściciela nie stać na paliwo. Kupuje się drogie auto nie po to, aby nim jeździć, ale po to, aby „gryzło” ono w oczy sąsiadów.
Nie gdzie indziej, jak właśnie w Polsce, zdał sobie sprawę, że za sytuację w Ukrainie odpowiada nie jakiś tam system, jak zwykło się mówić, ale konkretni ludzie. Że, aby Ukraina zbliżyła się do Polski pod względem poziomu życia, trzeba wyciąć z korzeniami wszystko to, co obecnie niszczy jego kraj. To znaczy korupcję, lekceważenie obowiązków, przestępczość, prywatę. Jednak pierwszym krokiem do jakichkolwiek zmian jest przemiana wewnętrzna każdego mieszkańca tego kraju. W przeciwnym razie, człowiek będzie żył w ciągłym wewnętrznym konflikcie i nigdy nie zazna szczęścia. Ukraińcy muszą zacząć działać dla swego kraju, muszą przestać myśleć tylko i wyłącznie o sobie.
Po pobycie w Polsce udał się do Niemiec, był w Czechach i na Węgrzech. Koniec końców wrócił na Ukrainę. Nadal jednak na YT publikuje filmy, w których dzieli się swoimi przemyśleniami na temat życia i pracy w Polsce, chyba w głębi duszy tęskni za Polską. Być może kiedyś znów wróci nad Wisłę.
Liza: To młoda, dwudziestokilkuletnia kobieta. Ukończyła w Polsce ekonomię na uniwersytecie i pracuje w biurze. Często zostaje w pracy po godzinach i nagrywa filmiki dla swego YT – kanału. Biuro jest nowoczesne, można powiedzieć modernistyczne w swym wystroju. Wiele elementów z „żywego” betonu, ściany nie otynkowane i nie pomalowane. Kiedy zobaczyli to w internecie jej znajomi z Ukrainy, napisali, że pewnie pracuje ona w jakiejś piwnicy i nie stać ją na wynajem lepszego biura.
To podobnie jak pewien Ukrainiec, który przyjechał do Gdańska i pierwszego dnia swego pobytu zobaczył budynek Europejskiego Centrum Solidarności. Skomentował to w swym filmie tymi oto słowami: „miałem nadzieję, że kiedy przyjadę do Polski zobaczę lepszy, bogatszy kraj, a tam same pordzewiałe domy”. Człowiek ten nie miał pojęcia, że elewacje ze stali Corten to hit w ostatnich latach i na całym świecie powstało wiele obiektów pokrytych tą stalą.
Inny Ukrainiec, kierowca ciężarówki, jeździ po Polsce i z kabiny samochodu nagrywa filmy i komentuje to co widzi. Pewnego razu przejeżdża obok farmy wiatrowej. Na widok tylu wiatraków mówi, że dobrze, iż jest ich tak dużo i stoją na górce, ponieważ okoliczni ludzie patrząc na nie mogą zobaczyć jak silny wiatr wieje. Ktoś w komentarzu piszę, że te wiatraki to generatory prądu elektrycznego i nie służą do określania siły wiatru, w co autor filmu nie mógł uwierzyć, bo nie miał pojęcia, że na Zachodzie takie elektrownie wiatrowe działają od ponad trzydziestu lat i na nikim nie robią żadnego wrażenia.
Takie komentarze uświadomiły Lizie, że musi robić jak najwięcej filmów o Polsce, aby zmieniać mentalność i nastawienie Ukraińców, którzy nie wiedzą nic o współczesnym świecie. Ona tę drogę poznania Zachodu i przemian mała już za sobą, teraz chciała pomóc zmienić się innym.
Przede wszystkim Liza podobnie jak jej polskie koleżanki ze studiów zaczęła łączyć naukę z pracą dorywczą. To jest zjawisko charakterystyczne nie tylko w Polsce, ale i wielu innych krajach na Zachodzie. Praktycznie na Wschodzie nie spotyka się tego. Rodzice próbują stwarzać wszelkie warunki, aby dziecko mogło uczyć się. A w Mołdawii, jeśli ukończy 3 rok studiów to zwyczajem jest, aby rodzice kupili w nagrodę takiemu dziecku samochód, na który muszą oszczędzać kilka lat. Ponadto nie spodziewała się, że poziom studiów w Polsce jest tak wysoki, miała poważne problemy ze zdaniem wielu egzaminów, a najbardziej odczuwała braki wiedzy z matematyki.
Polski uniwersytet to nie tylko miejsce, gdzie uczestniczy człowiek w wykładach i zdaje egzaminy. Bardzo często brała udział w spotkaniach czy w wykładach z ciekawymi ludźmi spoza uczelni. Byli to dziennikarze, podróżnicy, biznesmeni, politycy, pisarze itp., którzy mogą pochwalić się sukcesami w pracy i życiu. Po każdym takim spotkaniu czuła, jakby jej „wyrastały skrzydła”. Wracała wiara w siebie, czuła, że marzenia mogą również u niej spełnić się. Takiej roli w życiu studenta nie odgrywa żaden ukraiński uniwersytet.
W Polsce wyszła za mąż, z mężem założyła startup. Dotknęły ją różne trudności, również finansowe. Ale najbardziej ceni sobie to, że właśnie w Polsce zrozumiała, że na sukces trzeba pracować latami, że nic nie spada z nieba i nie przychodzi od razu.
Julia: W jednym ze swoich filmów na YT mówi, że żyje w Polsce od roku i przestała być agresywna. Sama nie wie dlaczego, ale w Ukrainie, szczególnie w czasie przed przyjazdem do Polski, często kłóciła się z ludźmi, była wobec innych nieprzyjemna i to praktycznie bez powodu. Wiele czynników miało na to wpływ. Wydaje się jej, że generalnie pogarszający się poziom życia w Ukrainie wywoływał u niej taką reakcję. W Polsce odnalazła spokój, Polacy zachowują się inaczej niż Ukraińcy i ich zachowanie niejako wymusza na niej inne postawy niż przejawiała ona w Ukrainie. Poza tym w Polsce nie zderza się ona z sytuacjami, które tak negatywnie na nią oddziałują, jak było to na Ukrainie.
Ponadto zrozumiała co to jest ekologia i zaczęła w Polsce segregować śmieci, czego do tej pory nie robiła nigdy. Nawet nie zdawała sobie sprawy z potrzeby segregacji odpadów i dbania o środowisko.
Zaczęła inaczej też patrzeć na relacje międzyludzkie. W Ukrainie zabiegała i utrzymywała kontakty z ludźmi wpływowymi i bogatymi. Głównie po to, aby z ich strony móc otrzymać pomoc w razie problemów. W Polsce przestało to być ważne, zaczyna szukać znajomych i przyjaciół niezależnie od ich statusu materialnego, ważne, aby byli to normalni, dobrzy ludzie.
Zrozumiała, że w Polsce ludzie cenią zdrowy styl życia, uprawiają sport, dużo przebywają na świeżym powietrzu, w przeciwieństwie do Ukrainy. Tam ulubionym sposobem spędzania wolnego czasu jest siedzenie przed telewizorem, wyjście do restauracji, chodzenie po ulicach bez konkretnego celu lub przebywanie w centrach handlowych.
Stanislaw: Ma polskie korzenie. Przyjechał do Polski, aby po krótkim czasie wrócić na Ukrainę czerwonym ferrari. Było to – jak dzisiaj wspomina – fruwaniem w obłokach. Zrobił wiele filmów, w których opowiadał o tym, że chce być bogatym. W międzyczasie poniósł pierwszą porażkę biznesową. Jednak nie poddawał się. Z kolegą założył spółkę, w której pracował od rana do nocy. Po dwóch latach przystąpił do przetargu ogłoszonego przez gminę, w której mieszkał i o dziwo wygrał go bez jakiejkolwiek protekcji, łapówek itp. To był moment, kiedy uwierzył w Polskę. W Ukrainie nie byłoby to możliwe. Po trzech latach dzięki wytrwałej pracy i oszczędnemu życiu stać byłoby go na kupno samochodu, ale auto przestało być dla niego najważniejszym celem w życiu. Pod jednym z jego filmów pewien Polak zapytał go dlaczego chce być bogatym? W odpowiedzi Stanislaw napisał kilka banałów, że chciałby kupić sobie to czy tamto. Człowiek, który zadał mu pytanie zapytał ponownie czy uświadamia sobie, że przed bogatym stoi znacznie więcej odpowiedzialności za innych i czy rozumie, że zanim zostanie bogatym powinien najpierw nauczyć się dzielić się z radością swoim bogactwem z innymi? To bardzo podziałało na niego. Na Wschodzie, oligarchowie nie dzielą się z nikim. Nie ma takiego zwyczaju. To nawet wyglądałby głupio gdyby ktoś zaczął pomagać innym. Oligarchowie, urzędnicy i politycy zgarniają co się da i sami konsumują. Nie ma tam pojęcia dobroczynności, miłosierdzia, pomocy biednym. Wschód jest trochę jak dzika sawanna, gdzie albo zjesz kogoś, albo zostaniesz zjedzonym. Te pytania podziałały na niego, wiele myślał nad tym. W Polsce nauczył się patrzenia na świat z innej zupełnie perspektywy.
Pokochał jazdę rowerem. Zrozumiał, że jazda rowerem to świetne i zdrowe zajęcie. Polska pomogła mu przeorientować cele i wartości. Dzisiaj nie tylko nie chce wracać na Ukrainę czerwonym ferrari, ale nie chce wracać tam wcale.
Osia i Daria: Osia pochodzi z Kijowa. Obecnie mieszka w niewielkim miasteczku pod Krakowem. Kiedy jedenaście lat temu przyjechała do Polski ubierała się zupełnie inaczej niż Polki. Jej ubiór miał na celu zwrócenie uwagi na siebie. Miały temu służyć „krzykliwe” kolory i ekstrawaganckie ciuchy. Nigdy do przyjazdu do Polski nie myślała o tym, aby ubierać się praktycznie.
Daria mieszka w Krakowie. W Polsce zrozumiała, że w swoim kraju traciła ogromnie dużo czasu na codzienny makijaż. Zauważyła przy tym, że na tle polskich kobiet wygląda dziwnie, zwraca na siebie niepotrzebną uwagę. Mieszkając w Ukrainie marzyła o futrze z norek i oszczędzała na nie. Dzisiaj rozumie, że wyglądałaby w nim w Polsce co najmniej nietypowo, ponieważ mało kto nosi naturalne futro. Zmieniło się również jej podejście do restauracji. W Ukrainie chodziła z rodziną do restauracji w każdy weekend. Zamawiało się wiele dań. Wstyd było tam zamówić zwykły obiad, zjeść go i wyjść. Wszyscy musieli widzieć, że są bogaci, że mogą sobie pozwolić na wiele, chociaż prawda była zupełnie inna. Restauracja pochłaniała dużą część ich domowego budżetu i w tygodniu trzeba było „zaciągać pasa”. W Polsce do restauracji wychodzi się bardzo rzadko, musi być ku temu jakaś nadzwyczajna okazja i nikt nie szaleje przy zamawianiu dań.
Olga: Mieszka w Opolu. Przyjechała do Polski cztery lata temu. Po raz pierwszy w życiu uczestniczyła w Wigilii. Zaprosiła ją polska rodzina, więc mogła przeżyć prawdziwe, tradycyjne polskie święta. Wywarły na niej ogromne wrażenie. Wigilii tak obchodzonej jak w Polsce nie ma w ukraińskiej i prawosławnej tradycji. Bardzo spodobał się jej również zwyczaj robienia szopek. Od tego czasu sama urządza Wigilię według polskiej tradycji i zaprasza na nią zarówno Polaków jak i Ukraińców, a jej córka buduje każdego roku szopkę.
Takich i podobnych wypowiedzi są setki. Ci, co pracują w fabrykach i poza sklepami spożywczymi nie znają Polski mówią w swych filmach jedynie o pracy, zakupach i cenach. Ci natomiast, którym udało się znaleźć inną pracę, bliżej poznać Polaków, mają inne spojrzenie na Polskę i cieszy, że jest ono pozytywne. Wszyscy mówią, że dopiero w Polsce zaczęli normalnie żyć. Jedynie ukraińskim gospodyniom domowym Polska będzie kojarzyć się z brudem i bogatymi, ale prostackimi Polakami.
Ukraińscy migranci a stosunki polsko – ukraińskie.
W okresie komuny stosunki polsko – ukraińskie były właściwie nijakie. Ukraina była częścią ZSRR i to Moskwa kształtowała politykę zagraniczną Ukrainy. Aby nie psuć „braterskich” stosunków w socjalistycznej rodzinie nie dyskutowano o sprawach trudnych we wzajemnej historii. Po rozpadzie ZSRR problemy historyczne wróciły i czasami stawały się powodem dużych napięć we wzajemnych relacjach.
Niewątpliwie Polska od wielu lat pełni rolę ambasadora Ukrainy w Europie, co przyznają nawet sami ukraińscy politycy. Nie tylko mam na myśli Partnerstwo Wschodnie, które objęło również Ukrainę.
Polska polityka wschodnia zaczęła kształtować się w okresie międzywojennym. Powstały jej dwa przeciwstawne koncepcje. Narodowiec R. Dmowski planował na wschodnich terenach Rzeczpospolitej przeprowadzenie szeroko zakrojonej akcji polonizacyjnej mieszkających tam ludów, natomiast J. Piłsudski widział Polskę jako kraj federalny, w której znajdą dla siebie dom różne narody, ze swoimi językami i religiami.
Po wojnie, duży wpływ na obecny kształt polskiej polityki wschodniej miał J. Giedroyc. Zakładając „Kulturę” wraz z H. Grudzińskim w roku 1947 chciał dotrzeć nie tylko do polskich emigrantów, żyjących na Zachodzie, ale również do Polaków w Polsce, aby uzmysłowić im, że wschodnie rubieże dawnej Polski są ciągle pod wpływem polskiej kultury i nie zostały one do końca utracone mimo, iż znalazły się poza polskimi granicami, a Sowiecka Rosja starała się zacierać wszelkie ślady polskości na tych terenach. Ponadto, Polska na Wschodzie powinna tworzyć pewną strefę buforową między sobą, a Rosją. Tym kordonem bezpieczeństwa dla Polski miały być silne państwa na Wschodzie (Ukraina, Białoruś i Litwa). I ta polityka lepiej lub gorzej była przez Polskę prowadzona po roku 1989. Stąd stosunki z Ukrainą były dla Polski i pewnie będą ważne nadal, przynajmniej dopóki Rosja nie wyrzeknie się imperialistycznych dążeń i przestanie być zagrożeniem dla zachodniej cywilizacji.
Po pomarańczowej rewolucji, kiedy nastąpił bardzo poważny kryzys polityczny na Ukrainie, negocjatorami między W. Janukowyczem a W. Juszczenko było wielu polskich polityków (głównie A. Kwaśniewski, ale również L. Wałęsa, B. Komorowski, L. Kaczyński oraz J. Oleksy). M. in. dzięki ich mediacji doszło do ponownych wyborów na Ukrainie.
Polska w pierwszej fazie rozmów pomiędzy Rosją a Ukrainą w sprawie konfliktu w Donbasie była jednym z europejskich krajów opowiadającym się po stronie ukraińskich interesów. Dopiero na skutek działań dyplomatycznych Rosji, Polska została z tych rozmów wyłączona. W efekcie powstała tzw. Czwórka normandzka (Ukraina, Niemcy, Francja i Rosja).
Mimo wielu różnych inicjatyw ze strony Polski na rzecz demokratycznych przemian w Ukrainie, nie wszystkie środowiska w obu krajach są zadowolone z obopólnej współpracy. Zaciekłym przeciwnikiem Polski jest były szef ukraińskiego IPN W. Wiatrowycz, który po dojściu do władzy W. Zelenskego został zwolniony ze stanowiska. Miał to być sygnał ze strony Ukrainy o gotowości do współpracy z Polską. Wcześniej Polska demontuje kilka pomników ku czci bojowników UPA postawionych bez wymaganych zezwoleń. W odwecie Ukraina wstrzymuje prace poszukiwawcze miejsc straceń polskich obywateli na Ukrainie w czasie ostatniej wojny. Dla Polski problemem w obustronnych stosunkach z Ukrainą staje się uznanie w Ukrainie bojowników UPA za bohaterów narodowych. Na polsko – ukraińskich stosunkach cieniem kładzie się pamięć historyczna różnie interpretowana w obu krajach, szczególnie mam na myśli czystki etniczne i masowe zabójstwa dokonane na polskiej ludności cywilnej na Wołyniu (Rzeź Wołyńska).
Do niepokojących, antypolskich działań dochodziło na zachodniej Ukrainie, głównie we Lwowie, gdzie władze lokalne wydawały rozporządzenia godzące w dobrosąsiedzkie stosunki polsko – ukraińskie, np. w związku z Cmentarzem Obrońców Lwowa (zwany również Cmentarzem Orląt Lwowskich).
W roku 2016 polski sejm przyjął uchwałę dotyczącą Wołynia, w której padły konkretne słowa potępiające banderyzm i jego zbrodnie. Rzeź Wołyńska została uznana za ludobójstwo, co wywołało wręcz histerię wśród wielu ukraińskich historyków i polityków.
Podczas pierwszej wizyty w Polsce dnia 31 sierpnia ubiegłego roku, prezydent Ukrainy W. Zelenski, zaproponował budowę wspólnego memoriału pojednania. Jednak ta inicjatywa nie spotkała się z zainteresowaniem ze strony polskiej, głównie z powodu braku jasnego stosunku i oceny Rzezi Wołyńskiej przez stronę ukraińską. Polska stoi na stanowisku, że aby mogło dojść do pojednania musi najpierw nastąpić przyznanie się do winy, przeprosiny i naprawienie szkód (o ile jest to możliwe).
Pewne próby zbliżenia obu narodów podjął kościół katolicki w Polsce oraz greko-katolicki w Ukrainie. W latach 80-tych dochodziło do spotkań hierarchów polskich i ukraińskich w celu omówienia problemów historycznych oraz wypracowania działań duszpasterskich niwelujących napięcia.
W roku 2005 powrócono do wspólnych kontaktów. Zainicjowano wspólne modlitwy w intencji pojednania polsko – ukraińskiego, które odbyły się w czerwcu tegoż roku w Warszawie i we Lwowie.
W kwietniu roku 2013 duchowni kościołów chrześcijańskich, działających na Wołyniu piszą orędzie do Polaków i proszą o wspólne wybaczenie. Orędzie to wystosowano w 70 rocznicę masowych mordów na polskiej ludności cywilnej na Wołyniu. W Polsce treść orędzia została przyjęta z mieszanymi uczuciami, ponieważ wzywano w nim do wspólnego przebaczenia, między wierszami dając do zrozumienia, że Polacy również są współodpowiedzialni za masowe mordy na Wołyniu na ludności ukraińskiej z czym nie zgadzają się polscy historycy. Według strony polskiej można co najwyżej mówić o pojedynczych Polakach, którzy służąc w niemieckiej żandarmerii lub w rosyjskiej partyzantce dokonywali pacyfikacji ukraińskich wsi. Nigdy za tymi działaniami nie stało państwo polskie. Politycy w Polsce powstrzymywali się od wypowiedzi i ocen w tej sprawie, jednak orędzie potępiło wielu komentatorów politycznych i określiło jako niedopuszczalne.
Tego samego roku przybywa do Polski arcybiskup grecko – katolicki S. Szewczuk. Jego wizyta przypadła na okres napiętych wspólnych relacji, bo odbywała się krótko po publikacji wspomnień dominikanina o. J. Burdy o wymordowaniu przez UPA w marcu 1944 roku 345 Polaków w klasztorze dominikanów w Podkamieniu. To dolało oliwy do ognia. Jednak mimo trudności, podczas tej wizyty doszło do podpisania wspólnej deklaracji pojednania.
Nie była to pierwsza deklaracja. Wcześniej podobną podpisano w Rzymie 8 i 17 października 1987 r. Jednak poza deklaracjami brak było konkretnych działań i planów na przyszłość. W efekcie do dzisiaj nic nie zmieniło się w stosunkach polsko – ukraińskich. Polska nadal oczekuje od Ukrainy jasnego potępienia działalności UPA i UON, podobnie jak zrobili to Niemcy z hitleryzmem oraz uznania Rzezi Wołyńskiej za ludobójstwo. W obecnych warunkach trudno spodziewać się przełomu. Ruch nacjonalistyczny w Ukrainie cieszy się cichym poparciem wielu tamtejszych polityków oraz ludności szczególnie na zachodzie kraju.
Prócz regularnej armii ukraińskiej na wschodzie Ukrainy walczą odziały paramilitarne składające się z bojowników wywodzących się z nacjonalistycznych organizacji. Stanowią oni tam istotną siłę. Natomiast armia ukraińska ma poważne problemy z rekrutami. Większość młodych Ukraińców nie kwapi się do obrony swego kraju. Wielu stara się o paszport węgierski lub Kartę Polaka i wyjeżdża do pracy na Węgry i do Polski. Te wyjazdy do pracy bardzo często są ucieczkami przed pójściem do wojska. Natomiast młodzi ukraińscy nacjonaliści zgłaszają się ochotniczo do batalionów „Azow”, „Ajdar”, „Dniepr” i innych formacji walczących w Donbasie wsławiając się niezwykłą walecznością, za co otrzymują odznaczenia wojskowe i awanse.
Sprawa wzajemnych stosunków polsko – ukraińskich zapewne wcześniej czy później wróci na pierwsze strony gazet, kiedy Ukraina zacznie konkretne starania o wejście w struktury NATO oraz do Unii Europejskiej. Takie bowiem cele zostały zapisane w nowej ukraińskiej konstytucji. Jest niemalże pewne, że Polska i Niemcy będą blokowały proces akcesyjny Ukrainy, póki nie zostaną zdelegalizowane w Ukrainie banderowskie organizacje, nie zostaną zmienione nazwy ulic „ochrzczone” nazwiskami przywódców UPA i UON oraz póki żołnierze UPA będą uznawani za bohaterów narodowych Ukrainy. Europa bez Ukrainy i tak boryka się z rosnącym w siłę prawicowym ekstremizmem.
Mimo sporów i trudności, Polska z Ukrainą nie rozmawia z pozycji siły, nie grozi, że odeśle ukraińskich migrantów zarobkowych z powrotem do domu jeśli Ukraina nie ugnie się pod żądaniami Polski. Polska rozumie, ze do rozwiązania pewnych spraw potrzebny jest czas i odpowiednia atmosfera sprzyjająca podejmowaniu trudnych decyzji politycznych. Polska współpracuje z Ukrainą w sferze energetyki i pomaga Ukrainie zaopatrując ją w gaz. A pracujący w Polsce ukraińscy pracownicy wysyłają do swego kraju ok. 15 mld euro rocznie, co jest niebagatelną kwotą. W Polsce mimo różnych perturbacji i hucp w zagranicznej polityce, nikomu nie przychodzi do głowy, aby pogarszać stosunki z Ukrainą lub aby z emigrantów ukraińskich uczynić zakładników polityki wobec Ukrainy. Chociaż były próby wykorzystania ukraińskich emigrantów, aby sprzeciwić się unijnej polityce migracyjnej.
Pisowska nowelizacja ustawy o IPN.
Polski Instytut Pamięci Narodowej działał na podstawie ustawy z roku 1998. Przez całe lata było dobrze, ale po dojściu do władzy, pisowcy rozpoczęli epokę „dobrej zmiany” w Polsce. Wpadli na „genialny” pomysł znowelizowania ustawy o IPN. Zaproponowali zapisy penalizujące za zniekształcanie historii i propagandę komunizmu i faszyzmu (w tym różnych jego form: leninizmu i stalinizmu, hitleryzmu i banderyzmu). Ustawa weszła w życie w styczniu 2018 r. Ale zanim to nastąpiło w Izraelu, USA i w Ukrainie rozgorzała dyskusja nad polską ustawą, która de facto zamykała usta wszystkim tym, którzy mogliby mówić o zbrodniach wojennych ciążących również na Polakach. Bowiem, w czasie ostatniej wojny nie wszystko było takie różowe jak głosiła polska prawicowa propaganda. Po roku 1989 Polacy nagle dowiedzieli się o Jedwabnem i o innych miejscach zbrodni dokonanych przez Polaków. Również na Ukrainie miały miejsce krwawe akcje odwetowe. Amerykańscy kongresmeni otwarcie grozili Polsce pogorszeniem wzajemnych relacji. PiS zrozumiał, że trzeba z kontrowersyjnych zapisów jakoś „elegancko” wycofać się. Najpierw w styczniu 2019 roku Trybunał Konstytucyjny ogłosił niezgodność z konstytucją niektórych zapisów noweli ustawy o IPN, aż w końcu w kwietniu tegoż roku sejm usunął kontrowersyjne artykuły w ustawie.
Na szczęście problemy historyczne między Polską a Ukrainą nie dotykają w żaden sposób ukraińskich emigrantów zarobkowych w Polsce. Sytuacja jednak może się zmienić. Co prawda nie działają już zapisy ustawy o IPN o karaniu za propagandę faszyzmu, w tym również banderyzmu, to jednak nadal taką możliwość daje Kodeks Karny, gdzie w art. 225 jest mowa o odpowiedzialności karnej za tego typu przestępstwo.
Jak wspomniałem, bardzo wielu Ukraińców pracuje w polskich firmach spedycyjnych jako kierowcy. Samowolnie, bez zgody właścicieli ciężarówek do okien ciężarówek przyklejają plakaty z napisem „Bandera” i umieszczają ukraińskie symbole nacjonalistyczne. Trudno firmom jest to kontrolować, szczególnie kiedy ciężarówki są poza granicami Polski. Na Zachodzie mało kto wie kim był S. Bandera i faktu propagandy nacjonalizmu ukraińskiego i faszyzmu nie zgłaszają policji. Jednak ostatnio coraz częściej w polskich mediach pisze się o tym, jak ukraińscy kierowcy o poglądach nacjonalistycznych wykorzystują polskie ciężarówki do propagandy nacjonalizmu. Również na portalach społecznościowych zaczęło być o tym głośnio, szczególnie po zamieszczeniu fotografii polskiej ciężarówki z napisem „Bandera”. Oczywiście to może skłonić pisowskie władze do podjęcia działań. Ktoś dla przykładu może zostać ukarany, tym bardziej, że zjawisko to podobno nie jest wcale takie rzadkie wśród ukraińskich robotników pochodzących z zachodniej Ukrainy. Może znaleźć się osoba w polskich władzach, która zechce udowodnić w ten sposób, że przepisy penalizujące faszyzm i banderyzm w ustawie o IPN były potrzebne i błędem było ich usunięcie.
Ukraińcy migranci zarobkowi a konflikt Polski z Unią Europejską w sprawie uchodźców.
Po wybuchy Arabskiej Wiosny w latach 2010-2012 do Europy spłynęła ogromna fala uchodźców z północnej Afryki, Bliskiego Wschodu oraz z Afganistanu. Do Europy przybyło ok. 2 mln ludzi, z czego ok. połowa z nich trafiła do Niemiec. Unia Europejska kryzys migracyjny chciała rozwiązać poprzez rozdzielenie uchodźców na wszystkie kraje członkowskie. Jednak, ani uchodźcy, ani kraje środkowoeuropejskie nie zgodziły się na to. Przybysze nie mieli zamiaru opuszczać bogate kraje zachodnie i przybyć do Polski, a Polska zasłaniała się setkami tysięcy ukraińskich uchodźców, którzy już w Polsce przebywają.
Pamiętamy słynne słowa prezydenta Polski o tym, że „nikt nie będzie uchodźców przywoził pociągami do Polski”, wypowiedziane 15 października 2016 roku po obradach przywódców Grupy Wyszehradzkiej, którzy nie wyrazili chęci przyjęcia uchodźców.
W dyskusji z Unią strona polska posługuje się terminem „uchodźcy” w odniesieniu do ukraińskich migrantów zarobkowych. Jednak Ukraińcy pracujący w Polsce nie są uchodźcami, nie spełniają żadnych kryteriów, aby można było ich tak określać. Nawet jeśli pochodzą oni z terenów objętych wojną na wschodzie Ukrainy, to obowiązek przyjęcia ich i zapewnienia im podstawowych warunków do życia spoczywa na Ukrainie, a nie na innym państwie, nadal bowiem są oni obywatelami Ukrainy. Póki co, mimo rożnych trudności, Ukraina jako państwo istnieje i funkcjonuje, bierze również na siebie obowiązki jakie ma wobec swoich obywateli. Uchodźcami można nazywać ludność Donbasu przebywającą na Ukrainie. Jeśli ludzie ci decydują się na wyjazd z Ukrainy do Polski, w Polsce stają się emigrantami zarobkowymi jak każdy inny obywatel Ukrainy, który przyjechał do Polski w celu podjęcia okresowej pracy. Więc argumenty o tysiącach uchodźców z Ukrainy w Polsce nie są prawdziwe, o czym doskonale wie Unia Europejska. W ten sposób Ukraińcy stali się na krótko obiektem manipulacji ze strony pisowskiego rządu w europejskiej polityce migracyjnej. Zachód Europy widząc niechęć do przyjęcia uchodźców przez kraje Grupy Wyszehradzkiej i manipulacje ze strony Polski w odniesieniu do ukraińskich migrantów zarobkowych przestał naciskać w sprawie tzw. kwot uchodźców. Odmowę przyjęcia uchodźców przez Polskę Unia odebrała to jako wyparcie się współpracy oraz wyraz niewdzięczności. Na Zachodzie pamiętają bowiem jak wielką pomoc otrzymali polscy uchodźcy w czasie wojny i po niej. Zapewne Unia wypomni to jeszcze Polsce w momencie kiedy polscy prawicowi politycy będą znów mieli jakieś żądania, oczekiwania czy pretensje w stosunku do Unii Europejskiej.
* * *
Nie pisałbym w szwedzkiej gazecie polonijnej o tym wszystkim, gdybym nie zauważył, że w Sztokholmie, w transporcie publicznym coraz częściej słyszy się język ukraiński i rosyjski. Rozmawiam czasem z tymi ludźmi i wiem, że to Ukraińcy, którzy jeszcze niedawno pracowali w Polsce. Do Szwecji zostali „oddelegowani” do pracy w polskich firmach. Pracują nielegalnie i nielegalnie przebywają tutaj, czego nie są nawet świadomi. Wysłano ich do Szwecji wmawiając im, że wszystko zostało formalnie załatwione. W Niemczech podobny proceder władze ukróciły w połowie 2020 roku aresztując kilkudziesięciu Polaków i zamykając ich firmy zajmujące się „delegowaniem” Ukraińców z Polski do Niemiec. Szwecję w najbliższym czasie czekają podobne problemy związane z migracją zarobkową Ukraińców. Na szwedzki rynek wejdzie nawet kilkanaście tysięcy nielegalnych pracowników bez jakiejkolwiek osłony prawnej i socjalnej, gotowych pracować za przysłowiowe grosze i żyć po trzydzieści osób (na zmianę) w małych mieszkaniach. Wraz z nimi przyjadą do Szwecji problemy związane z nimi, a dobrze już znane w Polsce i Niemczech. Czy Szwecja będzie temu jakoś przeciwdziałać, osobiście wątpię. Zapewne, jak zawsze w podobnych przypadkach, szwedzkie władze będą przyglądały się tym zjawiskom przez palce.
Andrzej B. Lewkowicz