Przestrzegają mnie: gdy ktoś cię zapyta o twoje poprzednie nazwisko, miej w pogotowiu właściwą odpowiedź. I mam. Odpowiadam, że nazywałem się poprzednio Królikowski.
Na to nazwisko opiewała fałszywa Kennkarta, załatwiona za pieniądze w czasie niemieckiej okupacji. A może byłem – jako małolat – wpisany do Kennkarty mojej mamy? Ojciec mieszkał ze względów konspiracyjnych osobno i legitymował się równie fałszywym dokumentem na inne nazwisko. Moje obecne, bo po wojnie przybraliśmy wszyscy nazwisko ojca.
Na tym jednak historia się nie kończy. Emigrujemy do Szwecji, ale nie zamierzamy zmieniać nazwiska na Svensson, nawet gdyby to było możliwe. Żenię się i żona przyjmuje moje nazwisko. Rodzi się syn, także otrzymujący to samo nazwisko.
Mija kilka lat. Żona uznaje, że Szwedzi mają trudności w wymówieniu, napisaniu czy wręcz przeczytaniu naszego nazwiska. Postanawia wrócić do panieńskiego, o wiele krótszego, łatwiejszego w wymowie, a nawet przypominającego jedno z istniejących szwedzkich nazwisk.
W gruncie rzeczy mało mnie to obchodzi, uznaję jej argumenty, ale oczywiście pozostaję przy własnym nazwisku, głównie dlatego, że i w Polsce i w Szwecji podpisałem nim sporo publikowanych tekstów, no i nie będę zaczynał kariery od początku.
Nasz nastoletni syn również nie ma specjalnego nabożeństwa do swego długiego i trudno wymawialnego nazwiska. Zaczynam więc badać różne możliwości i dowiaduję się, że może się nazywać np. Tom Alexandersson, czyli Tom syn Aleksandra. To nazwisko nie jest mi zresztą całkiem obce, bo jakąś dekadę wcześniej ówczesny, mocno partyjny redaktor polskiego pisma filmowego, w którym stale publikowałem, proponuje mi przyjęcie jakiegoś szwedzkobrzmiącego pseudonimu. Pewnie obawia się posądzenia go o współpracę z polskim emigrantem o niesprecyzowanym poparciu dla panującego ustroju. Chcąc nie chcąc wyraziłem zgodę i nawet zdążyłem opublikować kilka tekstów podpisanych pseudonimem Tom Alexandersson.
Tylko kilka, bo wkrótce wybucha Solidarność i już nie ma żadnych wątpliwości co do podejrzanego Kwiatkowskiego.
Ale dekadę później nasz nastolatek, postawiony wobec możliwości przybrania czysto szwedzkiego nazwiska Alexandersson, wybiera jednak nazwisko panieńskie matki. W gruncie rzeczy nie przywiązywałem do tych zmian większej wagi i tak jest do dziś. Mam nadzieję, że kolejna zmiana nazwiska już mi nie grozi.
Aleksander Kwiatkowski