Temat jest niezręczny, gdyż bohaterem tego artykułu jest niedawny laureat Nagrody Polonii Szwedzkiej z 2016 roku, przyznawanej przez redakcję Nowej Gazety Polskiej – Artur Szulc.
Od dawna obserwuję jego profil na Facebooku i coraz częściej mam wrażenie, że Szulc podryfował w zupełnie innymi kierunku od czasu gdy nagrodę ma nasza redakcja przyznała. Mieszkający w Szwecji Szulc to historyk, który zwrócił naszą uwagę tym, że z pasją przybliżał i przybliża nadal (vide niedawna recenzja jego nowej książki w NGP nr 23/2021) szwedzkiemu czytelnikowi znane i mniej znane fakty z historii Polski. Chwała mu za to. Jak piszą recenzenci, książki te są rzetelne i spełniają ważną rolę.
Gorzej jednak Szulc wypada, gdy zaczyna zajmować się komentowaniem bieżącej polityki polskiej. Ma oczywiście prawo do swoich opinii, poglądów i ocen. Tak jak my mamy prawo te jego opinie oceniać, bez względu na to, ile pozytywnej pracy jako historyk włożył. I ta ocena nie będzie dla Szulca miła.
Ma on bowiem swoje sympatie polityczne i często wychodzi z niego nie tyle dusza obiektywnego historyka, ale ”nadętego” patrioty. To może zbyt surowa ocena. Politolog dr Radosław Marzęcki zwrócił kiedyś uwagę na zjawisko, że łatwo uderzamy w tony patriotyzmu romantycznego, ale też ślepego. ”Silnej identyfikacji z Polską towarzyszy przekonanie, że inni są gorsi od nas. Przekonanie o wyższości naszej kultury i religii nad innymi narodami. To hierarchiczna percepcja świata, niebezpieczna wizja Polski jako narodu wybranego”. Nie do końca można takie myślenie przypisać Arturowi Szulcowi, posądzam, że w jego przypadku chodzi jeszcze o coś innego, o czym później.
O co więc chodzi? Otóż kilka tygodni temu, w chwili przesilenia kryzysu na granicy polsko-białoruskiej, Szulc na swoim profilu FB zamieścił komentarz, który mnie sprowokował do tego artykułu. A zaczynał się od słów (wersja oryginalna bez poprawek stylistycznych):
Na pewno można mieć opinie o Władysławie Bartoszewskim, ale tymi słowami – które wypowiedział chyba 10 lat temu w programie Lisa – trafił w same sedno: >>Największym problemem Polski jest zły stosunek do samego siebie: podejrzliwość, kłótliwość, swarliwość, nienawiść, kompleksy, brak pewności siebie i negatywny stosunek do własnej historii, i aby jeden drugiemu mógł dojechać dobrze, gotów jest przy okazji popełnić samobójstwo.<<
Mnie zastanowiły już pierwsze słowa tego komentarza, z których wynikało, że o Bartoszewskim, który jest/był dla mnie ikoną myślenia państwowotwórczego, niezłomnym nawet w najgorszych czasach, można mieć ”inną opinię”, niż że był to człowiek mądry i przyzwoity. Ale to tylko niuans.
Dalej Artur Szulc przybiera postawę symetrysty:
Jedni wariaci palą ważny dokument z XIII-wieku – Statut Kaliski – w Kaliszu w ważny dla Polski dzień, 11 listopada, i robią hańbę dla całej Polski. Inni piszą groteskowe rzeczy o Polskich Policjantach i Żołnierzach przy granicy. A drudzy, w komentarzach pod artykułami na FB, kpią z sytuacji, w której ludzie na granicy się znaleźli. (Ja mam tutaj swoje zdanie, ale czy trzeba ironizować w cwaniacki sposób o losach tych oszukanych migrantów? Chyba nie.)
Niektórzy, tak zwani inteligenci, ”europejczycy”, z opozycji i ich kanały propagandowe, aż się trzęsą z podniecenia, kiedy mogą dokopać własnemu narodowi na arenie międzynarodowej. I to robią na każdym kroku, ile tylko się da. Przy pierwszej możliwej okazji, lecą do Brukseli i skarżą się… jak małe dzieci. A liberałowie i lewica na Zachodzie tylko brawa biją. (Chcę tylko przypomnieć, że od momentu kiedy cesarzowa Rosji Katarzyna II już nie potrzebowała Konfederacji Targowickiej to ją rozwiązała we wrześniu 1793 roku, a Targowiczanie niczego nie osiągnęli – tylko sprzedali Rzeczpospolitą dla obcej władzy.) (Przepraszam za błędny gramatyczne).
Te ostatnie akapity świadczą o tym, że Szulc w ogóle nie rozumie co się w Polsce dzieje, co było głównym powodem krytyki mediów i środowisk antyrządowych wobec tego co na granicy polsko-białoruskiej się dzieło. A chodziło przede wszystkim o bezduszny, antyhumanitarny stosunek do tysięcy ludzi/migrantów, którzy stali się pionkami w politycznej przepychance. Nie wspominam już o Szulca opinii, że ”niektórzy, tak zwani inteligenci, ”europejczycy”, z opozycji i ich kanały propagandowe, aż się trzęsą z podniecenia, kiedy mogą dokopać własnemu narodowi na arenie międzynarodowej”.
To nagłe ”podniecenie” Szulca niestety szufladkuje go jako historyka. I podważa jego wiarygodność. W 2019 roku Artura Szulca Ministerstwo Spraw Zagranicznych RP odznaczyło Artura Szulca Odznakę Honorową ”Bene Merito” z uzasadnieniem: ”Za działalność wzmacniającą pozycję Polski w Szwecji”. Uznanie jakim cieszy się Szulc wśród szwedzkich historyków, jest nie do przecenienia – pisano w relacji z wręczenia medalu w Ambasadzie RP w Sztokholmie. Zwłaszcza, kiedy istnieje potrzeba bronić dobrego imienia Polski w szwedzkich mediach.
– Bardzo nam zależy na kontynuacji współpracy z panem Arturem. Mamy problem związany z ilością sygnałów dochodzących do nas z różnych stron Szwecji, związanych z publikacjami niewłaściwych stwierdzeń dotyczących historii Polski – podkreślił Tomasz Grzybkowski, Chargé d’affaires ambasady RP w Sztokholmie.
A więc chyba wszystko jest już jasne. O to właśnie chodzi. Artur Szulc na usługach obecnej władzy i swoim komentarzem na FB stracił w moich oczach wiarygodność. A szkoda, bo – przywołując Władysława Bartoszewskiego: warto być przyzwoitym. I nie uratuje tego nawet fakt, że zaledwie po paru godzinach Szulc usunął ten komentarz ze swojego profilu FB. W Internecie nic nie ginie.
Tadeusz Nowakowski