Porządkowanie Johnssona

Drugie, rozszerzone i uaktualnione wydanie ”Historii Polski” Petera Johnssona robi na pierwszy rzut oka imponujące wrażenie. Takie samo musiało zresztą sprawiać i pierwsze, wcześniejsze o zaledwie cztery lata. Autor, szwedzki dziennikarz, wieloletni korespondent pism codziennych w Göteborgu (GHT, GP), osiadły na stałe w Polsce gdzie założył rodzinę, legitymuje się również wyższymi studiami w zakresie historii, z otwartym niegdyś przewodem doktorskim.

Johnsson porusza się swobodnie wśród polskojęzycznych źródeł i opracowań, z tych drugich faworyzując najnowsze, stanowiące jak się zdaje ostatni ”krzyk mody” nauk historii i historii kultury materialnej. Co nie wyklucza, że jest również obeznany z historiografią dawniejszą. Może uważa, iż opracowania nowsze w jakimś stopniu niwelują osiągnięcia dawne, choć oczywiście wznoszą się na ich fundamencie. Z historyków starszego pokolenia znajdujemy w przypisach czy bibliografii Aleksandra Gieysztora, Oskara Haleckiego, Stefana Kieniewicza, Władysława Konopczyńskiego i Gerarda Labudę. Trochę brak takich naz-wisk jak Szymon Askenazy,  Marceli Handelsman, Tadeusz Manteuffel, Kazimierz Tymieniecki, a z archeologów Haensel czy Kostrzewski. Nie mówiąc już o szkole krakowskiej (Bobrzyński, Kalinka) z końca XIX wieku.

Historia i archeologia to oczywiście nauki żywe, stale odkrywające nowe źródła, w ziemi czy w przepastnych archiwach. Nie jest również wykluczone, że wzrost swobody badań naukowych po 1989 roku wpłynął na osiągnięcia historii, także najdawniejszej. Stąd może nowa rehabilitacja teorii normańskiego podboju, wyklinanej za komunizmu, a teraz przywracanej do łask, także na podstawie nowoodkrytych źródeł. A  elementów łączących dzieje Szwecji i Polski jest w książce więcej, szczególnie przy omówieniu okresu panowania dynastii Wazów.

Obfitość nowych opracowań, by wymienić publikacje mediewisty Henryka Samsonowicza czy historyków czasów najnowszych (Antoni Dudek i Andrzeje: Friszke, Garlicki i Paczkowski) przyczyniły się być może do tak rychłego opracowania przez Johnssona nowego wydania swej historii pod nieco zmienionym tytułem, by zdać czytelnikom relację z nowych badawczych osiągnięć.

Nie mniejsze zalety ujawnia ujęcie przez autora dziejów najnowszych, które z nerwem niemal reporterskim, ale z zachowaniem właściwych proporcji między historią polityczną i gospodarczą, doprowadza niemal do chwili obecnej. Ocenę sytuacji w IV Rzeczypospolitej cechuje umiarkowany krytycyzm i dobrze wyważone argumenty za i przeciw.

Wszystkie te pozytywy, a pochwały można by mnożyć, nie mogą jednak przesłonić licznych drobnych usterek obu publikacji, których ilość jest na tyle poważna, że łatwo przechodzi w jakość. Dość powiedzieć, że drugie wydanie zawiera (na blisko 600 stronach druku) prawie 300 różnego rodzaju błędów, potknięć czy usterek. Wiele z nich można by uznać za błędy drukarskie i tu przedwczesne okazały się podziękowania autora wobec korektora Tage Högmarka. Ale mamy też ponad 100 błędów merytorycznych, którymi poza autorem obciążyć należy redakcję obu wydań, jak sądzę nie istniejącą.

Autor ma np. ’czasowo-przestrzenne’ kłopoty z nazewnictwem: Preussen – Tyskland, Österrike – Ungern, Ryssland – Sovjet, Pomerellen – Prusy Królewskie. Niektóre pomyłki spowodowane są nieprzetłumaczoną odmianą nazw, w dopełniaczu, bądź  innym przypadku (np. Beresteczek zamiast Beresteczko, Frankfurt am Menem zamiast am Main). Występują również trudności z datowaniem dzieł Mickiewicza i Sienkiewicza, nawet z dokładnością do półwiecza. Johnsson zdaje się nie rozróżniać książąt i królów polskich, podobnie jak popularny za moich szkolnych czasów a pewnie i później Poczet królów polskich, gdzie Mieszko, Chrobry i Władysław Laskonogi byli równorzędnymi królami.

By pozostać w średniowieczu: w narracji książki powstaje luka między Odnowicielem a Łokietkiem. Ani słowa o Śmiałym (i fascynującym sprzężeniu między wewnętrznym konfliktem z episkopatem a zewnętrznym sojuszem z Papieżem), wojnach Krzywoustego i jego fatalnym testamencie. Książę poznański Przemysł, efemeryczny król, wymieniony ale błędnie przypisany do czeskich Przemyślidów. Także Stefan Batory ginie gdzieś między Jagiellonami i Wazami, raz zresztą ma na imię Henryk.

A z historii najnowszej? Sikorski ginie w wypadku w Gibraltarze, nie w Algerze, 1943, nie 1944. I nie jest dowiedzione, że było to morderstwo.

To tylko najbardziej rażące i rzucające się w oczy przykłady, które – jak pochwały – można by mnożyć.

Ale miejscami panuje również kompletny bałagan w numeracji przypisów, a interpunkcja jest niechlujna.

Krótka kontrola wykazuje, że wiele z tych i innych błędów zaistniało już w pierwszym wydaniu książki i należy się tylko dziwić, że żaden z jej – także polskich – czytelników nie zwrócił na nie autorowi uwagi, co pozwoliłoby ich uniknąć w wydaniu poszerzonym.

Zakończę ten wysoce niekompletny rejestr paroma potknięciami w zakresie sprawy Katynia. Egzekucje miały miejsce w roku 1940, nie 1941. Katyńskie groby odkryto w 1943, nie 1942 czy 1942-3. Starobielsk i Ostaszków to obozy przejściowe, nie miejsca zbrodni. A Stalin nie mógł odmówić Międzynarodowemu Czerwonemu Krzyżowi wglądu w katyńskie groby na terytorium kontrolowanym przez Niemców. Niektóre z tych na pozór drobnych potknięć ma zasadnicze znaczenie w ocenie sporu o Katyń. Porównywalny efekt mogłoby mieć np. mylne datowanie Jedwabnego, np. 1940 zamiast 1941, co zresztą autor również czyni.

Katyń umożliwi płynne przejście do omówienia wydanej rok później książki o zbrodni katyńskiej, książki będącej, w opinii autora, ostatnim jak dotąd, tj najbardziej aktualnym głosem o historii tych tragicznych wydarzeń.

Istotnie, autor raz jeszcze pokazuje jak rzetelnie przebadał dostępne źródła, zbiory dokumentów i opracowania tematu. Rozdziały wstępne ukazują tło: pakt Ribbentrop-Mołotow, podwójną agresję we wrześniu 1939 i szczególny charakter kampanii we wschodniej Polsce, wszystko to na tle akcji dyplomatycznej angażującej szereg państw. Równie przekonywujący jest ciąg dalszy: bezskuteczne poszukiwania zaginionych oficerów, niemieckie odkrycie grobów w Katyniu i zerwanie przez Stalina stosunków dyplomatycznych z polskim rządem w Londynie.

Także dalsza historia ”kłamstwa katyńskiego” ukazana jest wielostronnie i autor zdaje się nie pomijać żadnego z ważnych tu etapów czy elementów. W ostatnim rozdziale znajdujemy również dość przekonywujące podsumowanie statystyki – pojawiającej się w różnych opracowaniach liczby ofiar, ok. 4500 w samym Katyniu, czy łącznie 21-25 tysięcy we wszystkich miejscach straceń: Miednoje, Charków, Kuropaty i in.

I tu jednak nie obyło się bez sporej ilości większych czy mniejszych błędów i usterek (ok. 80 na 240 str. druku), z których najważniejsze wymienię poniżej.

Autor ma nadal kłopoty z nazwami poszczególnych państw w ich historycznym kontekście. Stąd nie można zaakceptować (nieistniejącego wówczas) cesarstwa niemieckiego jako biorącego udział w XVIII-wiecznych rozbiorach Polski. Udział wzięły Prusy (królestwo). Francja wymieniona jest kilkakrotnie jako członek Wielkiej Czwórki, którym się stała dopiero po wojnie. Są też kłopoty i niekonsekwencje w pisowni różnych imion i nazwisk (np. Ryz-Smigły).

Przykładem błędu potencjalnie wprowadzającego najwięcej zamieszania i prowadzącego do nieporozumień jest komentarz do wypowiedzi Aleksieja Tołstoja dotyczącej sprawozdania sowieckiej komisji Burdenki badającej sprawę Katynia w 1944. Polscy żołnierze nie zostali bowiem wzięci do niewoli przez Niemców w lipcu-sierpniu 1941 lecz przez Rosjan we wrześniu 1939. A katyńskie egzekucje miały miejsce – według wniosków tej samej komisji – nie między wrześniem a grudniem 1943 r. lecz 1941-go. A ów raport datowany jest w innym miejscu błędnie na rok 1942 miast 1944.

Czytelnik przygotowany, to jest mający te fakty uporządkowane, łatwo odróżni prawdę od błędu. Dla większości czytelników szwedzkich mogą te usterki wprowadzać zamieszanie i dezorientację.

Ostatni, przywoływany tu błąd to informacja, że pomnik katyński był umieszczony w Sztokholmie najpierw pod adresem Östermalmsgatan 65. Warto tu przypomnieć czytelnikom, że OPON i Biblioteka Polska mieszczą się – jak kiedyś pomnik – pod numerem 75 i tam właśnie dostępne są egzemplarze obu książek Petera Johnssona, po dokładnej korekcie.

Mimo wszystko jednak, książki te stanowić mogą dla Szwedów dobre wprowadzenie w dzieje Polski w ogóle a w kontrowersyjną problematykę katyńskiej tragedii, w szczególności. Tym bardziej, że jest to pierwsza i jedyna szwedzka historia Polski współczesnej doby.

Aleksander Kwiatkowski

Recenzja ukazała się w sierpniu 2010 roku w Nowej Gazecie Polskiej

Lämna ett svar