Prawda, że lepsze jest wrogiem dobrego do naszego społeczeństwa nie dociera

Pełna euforia. Tłumy wiwatujące na ulicach. To nie inscenizacja. Ludzie naprawdę wierzą, że dobrze wybrali. Gdy obejmował władzę Król lub Cesarz to naturalnie była uroczysta koronacja. W republikach począwszy od Wielkiej Rewolucji (francuskiej), gdy zabrakło tej ceremonii zaczęto wybrańcom ludu organizować ceremonie na miarę tych, jakie przysługiwały pomazańcom bożym. W Rzeczpospolitej Polskiej bywało z tym różnie.

Truman, Truman rzuć ta bania,

Bo tu nie do wytrzymania.

Jedna bombka atomowa

I wrócimy znów do Lwowa.

Druga bomba bardziej silna

I wrócimy też do Wilna.

Choć zastaniem same zgliszcze,

Jednak ziemie to ojczyste.

Według: Marek Hłasko, Piękni dwudziestoletni.

Apelu tego prezydent Truman szczęśliwie nie wysłuchał. Ale same władze komunistyczne przez czterdzieści cztery lata swoich nieudolnych rządów doprowadziły nasz kraj na skraj upadku. To nie chęć liberalizacji, ale ekonomia doprowadziła w 1989 roku władze do okrągłego stołu i oddania władzy. W zamyśle komuniści chcieli się  władzą tylko podzielić.

25 lat Polski znów niepodległej uruchomiło tłamszoną przez lata energię. Społeczeństwo odrobiło straty. W rekordowo krótkim czasie. Cały świat  zastygł w podziwie. Przejście suchą nogą przez najpoważniejszy (po tym z lat trzydziestych) kryzys to zasługa reform profesora Balcerowicza i mądrych później rządów. Każde dziecko to wie na świecie, ale nie w Polsce. Narzekanie, wybrzydzanie to nasza specjalność. Prawda, że lepsze jest wrogiem dobrego, do naszego społeczeństwa nie dociera.

Będzie lepiej, bo mamy nowego Prezydenta! Który sam się zdziwił, że te wybory wygrał. Ale jeśli tak, to Znak Boży. Inna sprawa, że jak Pan Bóg chce kogoś ukarać, to odbiera mu rozum. Dotyczy to tak samo pojedynczych ludzi, jak społeczeństw i narodów.

Demagogiczna propaganda o klęsce, zgliszczach upadku i nędzy zrobiła swoje. Nowy Prezydent to wszystko naprawi. Zrealizuje swoje obietnice. Cofnie wiek emerytalny wstecz, zwiększy ulgi podatkowe i tak dalej. No chyba, że zły parlament mu na to nie zezwoli.

Gdy obejmował władzę Król lub Cesarz to naturalnie była uroczysta koronacja. W republikach począwszy od Wielkiej Rewolucji (francuskiej), gdy zabrakło tej ceremonii zaczęto wybrańcom ludu organizować ceremonie na miarę tych, jakie przysługiwały pomazańcom bożym.

Nie ulega wątpliwości, że inauguracja prezydentury Andrzeja Dudy przejdzie do historii. Wiwatujące tłumy witające Elekta przeistaczającego się pełnego Prezydenta, można było w dniu 6 sierpnia obejrzeć na wszystkich kanałach informacyjnych. Na własny koszt, bo tym razem PiS nie podstawił darmowych autokarów, zjechali się z całego kraju zwolennicy Nowego Prezydenta. Byli też goście z Polonii.

Gdy 14 listopada 1918 roku Naczelnik Państwa Józef Piłsudski zlikwidował monarchię w Polsce i wprowadził Republikę Polską, którą później Sejm przemienił na Rzeczpospolitą, na czele państwa stanął Prezydent wybierany przez Zgromadzenie Narodowe czyli połączone posiedzenie Sejmu i Senatu. Był to dobry system nawiązujący do czasów przedrozbiorowych z okresu przed wolną elekcją. W Polsce monarchię dziedziczną wprowadziła dopiero Konstytucja Majowa. Przedtem tron był elekcyjny z tym, że elektorzy, kiedyś członkowie Rady Królewskiej później Senatu, wybierali z reguły syna zmarłego władcy, a z braku takiego, innego bliskiego krewnego. Upadek Pierwszej Rzeczpospolitej zaczął się od wprowadzenia wolnej elekcji czyli wyboru króla przez ogół uprawnionych obywateli. Przypominam to, bo dobry przedwojenny zwyczaj zmieniono w celu wyboru Wałęsy i tak już zostało.

Gdy pierwszym prezydentem RP wybrano  9 grudnia 1922 r. Gabriela Narutowicza, to nie pogodzona z tym narodowa prawica (przodkowie tych co się dziś cieszą z obecnego wyboru) demonstrowała swoje niezadowolenie. Gdy w otwartym powozie Prezydent Elekt jechał na zaprzysiężenie do Sejmu, w asyście gwizdów i obelg, obrzucony został grudkami brudnego śniegu. Inni wrogowie Elekta nie dopuszczali do Sejmu posłów z PPS. Jak to bywa w podobnych wypadkach rozrabiaczy pobłogosławili działacze prawicy. W tym najbardziej, zasłużony skądinąd, generał Władysław Haller. Gdy w pięć dni później zabito nowo wybranego Prezydenta to Marszałek Piłsudski określił Hallera mianem zaplutego karła reakcji. To określenie wykorzystali twórczo później komuniści  stosując go po wojnie do żołnierzy AK. A wzięło to się stąd, że gen. Haller był miernego wzrostu i jak się zdenerwował to się trochę zapluwał. Dygresja ta świadczy o ciągłości naszej historii.

Inauguracje prezydentury Stanisława Wojciechowskiego (w 1923) i Ignacego Mościckiego (w 1926) odbyły się godnie, ale bez przepychu. Z przy-czyn zrozumiałych inauguracja prezydentury Władysława Raczkiewicza w czasie wojny (w 1939) też przebiegła skromnie. Późniejsi prezydenci: Bierut i Jaruzelski, też się specjalnie nie afiszowali. Celebra zaczęła się od Lecha Wałęsy. Braciom Kaczyńskim bardzo wówczas na tym zależało. Wtedy też niestety wrócono do wolnej elekcji co wypadku prezydenta nie mającego realnej władzy, nie ma sensu. Ale to już jest nie do odrobienia.

Tak przy okazji skoro wymieniłem prezydenta Bieruta: kiedyś pisałem już o tym i miano mi wówczas za złe i twierdzono, że Bierut  był prezydentem nie RP lecz PRL. Otóż nie. Bolesław Bierut był głową państwa uznanego przez wszystkie kraje wchodzące w skład Organizacji Narodów Zjednoczonych. I jemu przedstawiciele tych krajów składali w Belwederze listy uwierzytelniające. Możemy się tego wstydzić. Oni też. Ale Bierut był jednogłośnie wybrany przez sejm w czasie, gdy jeszcze zasiadali tam przedstawiciele opozycji: PSL Mikołajczyka i  PPS Żuławskiego (nie mylić z PPS Osóbki i Cyrankiewicza). Takie to były czasy. Trudno. Nato-miast Generał Jaruzelski wybrany był przez Zgromadzenie Narodowe (przewagą jednego głosu) na Prezydenta PRL, ale potem wraz ze zmianą nazwy państwa awansował na Prezydenta RP.

Podczas inauguracji prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego nie było nadmiernej celebry. Dopiero triumfalizm PiS-u po wyborze Lecha Kaczyńskiego dał znać o sobie. Rzecz znormalniała po wyborze Bronisława Komorowskiego. W obliczu tragedii smoleńskiej po prostu nie wypadało nadmiernie świętować.

W dniu objęcia urzędu Andrzej Duda przypomniał swoje obietnice wyborcze i obiecał je zrealizować. Znowu wspomniał o odbudowie (rzekomo zrujnowanego) kraju. Dzień po zaprzysiężeniu Prezydent Duda rozszerzył swoją kancelarię o biuro do spraw Polonii i Polaków zagranicą. Dziękujemy. Mimo, że Polska nie wie jak sobie poradzić z narzuconymi jej kwotami uchodźców z Afryki i Bliskiego Wschodu, Prezydent zapowiedział sprowadzenie do Polski wszystkich chętnych z byłych krajów Związku Radzieckiego – o ile są pochodzenia polskiego. Jest to chwalebne, ale niewykonalne. Podobnie, jak inne obietnice z okresu kampanii wyborczej. Na razie Prezydent Wszystkich Polaków postanowił zaangażować się nieformalnie w kampanię wyborczą PiS-u. Będzie podróżował po Kraju z panią Szydło (lub bez) i przypominał się wyborcom. Będzie im dziękował za trafny wybór i sugerował ciąg dalszy. Bo jeśli ma spełnić, dla dobra Wszystkich Polaków, swoje obietnice wyborcze, to musi mieć sprzyjającą mu większość w parlamencie.

W NGP (numer 351) wyraziłem nadzieję, że Prezydent Duda, w zasadzie nieusuwalny przez najbliższe pięć lat, może być naprawdę prezydentem ponad partyjnym. Niestety – dokonane w dniu 7 sierpnia nominacje urzędników i doradców prezydenta – utwierdzają nas w mniemaniu, że Pan Prezydent stawia na ludzi tylko jednej opcji. W odróżnieniu od prezydenta Bronisława Komorowskiego, który zatrudniał ludzi od lewicy do prawicy.

Ludomir Garczyński-Gąssowski

Tekst ukazał się w Nowej Gazecie Polskiej w sierpniu 2015 roku.
Foto: znalezione na Facebooku

Lämna ett svar