TERESA URBAN: Przyjęcia urodzinowe

W kręgu naszych znajomych wszyscy osiągnęliśmy już wiek dojrzały i przeszliśmy na eme­ryturę. Stan ten ma wiele zalet, między innymi daje więcej czasu na życie towarzyskie. Jesie­nią kil­ko­­ro z nas obchodzi urodziny i pierwsze spotkanie miało się odbyć u nas. Przyjęcie roz­po­czę­ło się degustacją whisky. Mieliśmy akurat w domu kilka mniej znanych gatunków tego szlachetnego trunku i sądziliśmy, że bę­dą one atrakcją dla gości. I tak się stało.

Po kwadransie ogólnej euforii jeden z gości upuścił szla­ne­cz­­kę, która rozprysnęła się na kawałki. Na szczęś­cie gość zdążył ją opróżnić z 10-letniej Buschmill Single Malt. Następny kwadrans zajęło mi usunięcie odkurzaczem odłamków szkla z parkietu i dywanu. Przyszła pora na przejście do jadalni na degustację przygotowanego bu­fetu. Było tam i wino w popularnym obecnie ale niepraktycznym kartonie. Jeśli ma on stać na stole, należy umieścić go na specjalnym, niezbyt stabilnym rusztowaniu. Dlatego umieściłam karton na bufecie na samym kancie blatu. Nie trwało długo zanim ten sam gość, który wcześ­niej upuścił szklaneczkę, tym razem po napeł­nie­niu kie­liszka potknął się i oblał zawartością jasne poduszki na sofie. Na szczęście są obec­nie doskonałe środki do wy­wabiania plam. Nie takie rozrywki planowaliśmy na ten wieczór. Przy ciepłym daniu wszys­tko jednak powróciło do normy i reszta spotkania upłynęła bez po­dobnych atrakcji. Zro­biło się późno, goście miesz­kający daleko zaczęli się żegnać, a ci z sąsiedztwa zostali dlużej. Gdy nad­szedł czas rozstania jedna z pań nie mogła znaleźć swej torebki. Natomiast odkryła bezpań­ską torebke, zupełnie niepodobną do swojej. Ktoś ją roz­poznał i następnego ranka za­dzwo­niłam do właścicielki. Zaskoczona pobiegła sprawdzić i odkryła pomyłkę. Gdybym nie za­te­lefonowała potrwało by to pewnie dłużej. Ponieważ za parę dni mieliśmy się ponownie spot­kać na następnych uro­dzinach, panie zadecydowały, że wtedy zamienią się torebkami.

Gość, którego u nas prześladował pech, był teraz gospodarzem. Zapewniłam go, że nie będzie­my się mścić, ale nie mogłam bardziej się mylić. Tym razem potrawy ustawiono na nakrytym jadal­nym stole. Biesiadników było wielu. Przygotowano więc długi stół. Nie zauważyłam, że pow­stał przez ze­stawienie dwóch stołów różniących się nieco wysokością. Przerwę sprytnie mas­kował śnież­no­­bia­ły obrus. Dostałam miejsce akurat tam, gdzie łączyły się stoły. Już po pierw­szym toaście postawiłam kieliszek na przerwie i rozlałam wino. Gospodarz starał się ura­tować obrus sypiąc sól na plamę. Przeprosiłam za wypadek, ale po chwili zapomniałam o przerwie i ponownie wy­wróciłam kieliszek. Gospodarz ciepliwie posypał solą następną plamę, zwracając delikatnie uwagę, że sól już się kończy, a gospodyni nie wytrzymała nerwowo i zręcznie zmie­niła ob­rus. W oczekiwaniu na gorące danie goście zaczęli się nieformalnie prze­mieszczać. Zmie­niłam także miejsce, aby porozmawiać z gośćmi na drugim końcu stołu. Moje krzesło zajęła gospodyni i natychmiast wywróciła swój kieliszek. Tym razem zawartość wy­la­ła się na pół­misek z łososiem i nagle mieliśmy na stole nowe danie, łosoś w sosie z czerwo­nego wina. Nowe smaki mogą powstać przez przypadek.

Ale nie na tym koniec. Małżonek także zmienił czasowo miejsce i przysiadł na taborecie po drugiej stronie stołu. Kiedy gospodarz uroczyście ogłosił, że ciepłe danie jest w drodze, Mał­żonek uniósł się z pełnym kieliszkiem w ręku. Gospodarz odsunął taboret, ale w tym samym mo­mencie Małżonek rozmyślił się, chciał usiąść i wylądował na podłodze. Ani on sam ani kieliszek z winem nie odniosły uszczerbku, ale dzbanek z wodą stojący z niewiadomego po­wo­du na podłodze, przewrócił się tworząc jezioro na parkiecie. Gospodarze mozolnie wytarli podłogę do sucha i podłożyli stertę ręczników pod zmoczony dywan. Przy deserze Małżonek potknął się o powstały wzgórek, a zawartość kieliszka z koniakiem wylał na spodnie są­sia­da. Trudno uwierzyć, że nasze zachowanie nie było zemstą.

Wypadkom nie było końca. Kiedy pierwsza partia gości pożegnała się, a niezmordowany gospodarz na odchodnym poczęstował maruderów szampanem, bratowej wypadł kieliszek z dłoni i rozbił się przy nasadzie na dwie częś­ci. Następnego dnia gospodarz zameldował, że udało mu się skleić kieliszek, ale potem upuścił go, kieliszek rozbił się na drobne części i nie udało się go uratować. Przypomniałam so­bie wtedy słowa gospodarza, które często wypowiadał przy przyjmowaniu prezentów, że w naszym wieku posiada się już wszystko w nadmiarze i goście zamiast darów powinni raczej zabierać z sobą jakiś przedmiot albo przynajmniej dawać coś co się da zjeść, wypić, potłuc lub wystawić do ogródka. Bratowa tłukąc kieliszek musiała zrozumieć to dosłownie. Ale uwa­żam, że nie musiała wybrać do tego celu kryształowego kieliszka od kompletu.

Kiedy krążyłam po pokoju zastanawiając się nad naszym roztargnieniem, słabnącą pamięcią i problemami z motoryką zauważyłam, że polne kwiaty, które zbierałam na łące dzień wcześ­niej, są zwiędłe. Nie były to wrażliwe kwiaty. Czyżby powietrze w domu było za suche? Kon­trolując wazon odkryłam, że zapomniałam nalać do niego wody. Przekroczyliśmy już wszys­cy wiek emerytalny. Co będzie za 10 lat? Ogarnęło mnie przerażenie. W międzyczasie po­winniśmy może przed każdym przyjęciem ubezpieczać się od nieszczęśliwych wypadków .

Teresa Urban

 

 

 

Lämna ett svar