ANDRZEJ SZMILICHOWSKI: Imponderabilia

Mija 2021, zaczyna się 2022 rok. Czy mam jeszcze apetyt na pisanie? Mam. Na umieranie też mam. Mogę sobie myśleć i mówić o śmierci, bo się jej nie boję. Poważnie, nie boję się śmierci. Powiem nawet więcej, w jakimś sensie jej wyczekuję ponieważ strasznie mnie ciekawi, co będzie potem.

Aleksander Fredro napisał: Nie strach umrzeć, strach umierać. Mnie nie strach ponieważ nie wierzę, że śmierć związana jest z cierpieniem. Z chorobą tak, ze śmiercią nie, a ludzie niestety to łączą. Mam przeczucie, że umrę łatwo. Umrę na śmierć, przestanę oddychać i tyle, w końcu śmierć nie jest ostatecznym rozwiązaniem.

Swoją drogą szczęściarz ze mnie. Mam zajęcie, który mogę wykonywać do śmierci. Chyba, że utracę możliwość myślenie i pamięć, ale wtedy to już nie będę ja. A lęk? Tak, lęk jest i powszechnie funkcjonuje, ale wierzę, że mam nad nim kontrolę.

W tym co robię i co myślę nie ma mistycyzmu. Uświadomiłem sobie bowiem po wielu latach poszukiwań a głównie błądzenia, że gnębiące mnie wątpliwości, niepokoje, brak duchowej stabilności, oraz transcendentne doświadczenia jakich byłem i jestem uczestnikiem, należą do rutyn duchowego samokształcenia i nie ma w tym nic nadzwyczajnego.

Co innego starość. Starzenie się uciążliwe jest. Świat wokół się kurczy i opanowuje mnie z wolna dziaderski nastrój, że może staję się śmieszny. Coraz częściej ogarnia mnie strach i obawa przed osłabianą wiekiem samokontrolą. Czy mamy jeszcze coś do powiedzenia? Coś co jest ciekawe i aktualne, a nie stare i zwietrzałe, gotowe do wzruszenia ramionami albo pobłażliwego uśmiechu.

No i wątpliwości. Mam coraz częściej wątpliwości czy mam rację, a z tego rodzą się błędy. Gdy popełniamy błędy maskujemy je często apodyktycznością i tak tracimy pewność siebie. Wątpliwości osłabiają, powiem więcej, uważa się potocznie, że wątpliwości są społecznie szkodliwe, nieprzydatne i „na całe szczęście” pozostają fanaberią niewielkiej populacyjnie grupki osób nazywanych twórcami. Paradoksalnie artyści, szczególnie ludzie wysokiej kultury, tylko wtedy są przekonywujący i twórczy, kiedy pokazują jak ważną składową ich pracy są wątpliwości.

Dzisiejsze czasy już tego od ludzi piszących nie wymagają. W ogóle szalenie łatwo dziś zostać pisarzem. Wystarczy jaki taki diapazon emocjonalny, dawka tupetu, wiara w siebie i już, gotowe! Drukarnie stoją otworami i tylko czekają na dzieła i pieniądze. Andrzej Łapicki powiedział kiedyś – miał na myśli aktorów, ale można jego słowa przyłożyć też do pisarzy – do kolegi aktora, z którym dzielił garderobę: Mój drogi, deskę klozetową każdy zagra, ale być interesującym, kiedy wchodzisz na scenę i mówisz „dobry wieczór”, to jest sztuka! Nie miałem dostatecznego charakteru i miary talentu na wybitnego pisarza, ale mi wystarczy, że umiem zapisywać słowa w miarę sprawne rządki.

Bystremu obserwatorowi dzisiejszej rzeczywistości rzuca się w oczy rozchwianie kryteriów wartości. Zburzone zostały hierarchie i nic nie weszło w ich miejsce. Stąd chaos, brutalność, wulgaryzmy i ocean chamstwa, a wszystko pod osłoną źle pojętej „wolności słowa”.

Coraz trudniej wyznaczyć granicę między kompromisem a konformizmem. Żyjemy w czasach gigantycznej frajdy związanej z publicznym niszczeniu autorytetów i wygrzebywaniem ludziom na światło dzienne najskrytszych miejsc w życiorysie. Wypłynęła na powierzchnię i radośnie żegluje bez żadnych hamulców, masochistyczna przyjemność pobierana z dołowania i upodlania innych. Wydaje się, że niestety nie ma od tego ucieczki.

Zwróćmy uwagę na dwa wynalazki, Johannes Gutenberga i Internet. Wynalazek druku był światową rewelacją, cywilizacyjnym krokiem milowym, ale oswajaliśmy się z tym pięć wieków. Dziś Internet nadał światu tempo nie do wytrzymania. Ilość informacji czekających na przyciśnięcie klawisza, jest wielkim dla ludzkie psychiki obciążeniem. W Internecie wszystko jest wymieszane jak groch z kapustą i nie uświadczysz żadnej skutecznej segregacji. A jeśli nawet znajdziesz coś naprawdę ciekawego i wartościowego, to i tak najczęściej będzie ubabrane prymitywnym lub chamskim komentarzem.

Przez większość mojego życia najważniejszym kluczem i kategorią był wstyd oraz przestrzeganie norm – Co wypada, a czego absolutnie nie wypada robić. Wiek dwudziesty pierwszy zafundował  ogromnych rozmiarów agresję i bezwstyd. Bezwstyd fizyczny, psychiczny, emocjonalny. Czytelnik, słuchacz, czy telewidz, jest od rana do nocy narażony na łomot, na ekstremalne stany emocjonalne. Niestety, półcienia i obszary pastelowych barw i wrażeń, zniknęły wydaje się bezpowrotnie.

Czytam, co napisałem i lżej mi trochę, więc dodam jeszcze słowo. Jeżeli mam jakieś pozytywne cechy, to wynikają z wychowania przez dwie wspaniałe kobiety, Mamę i Babcię. Były zasznurowane w gorsetach zasad moralnych, dotrzymywania zobowiązań, pilnowania powinności, oraz rodzinnej i wynikającej z tego osobistej kultury i dumy. Nie mówię, że było lepiej na świecie, ale było inaczej, spokojniej i jednak jakby trochę duchowo czyściej.

Andrzej Szmilichowski

 

Lämna ett svar