Poniedziałek 6 grudnia 2021 roku, Mikołajki, a ja wybieram się do szpitala klinicznego w Lublinie. Zaspałam, nie usłyszałam dzwonka w telefonie. Zrywam się i szybko ubieram, bo za chwilę przyjedzie taksówka. Izbę przyjęć otwierają o 8:00. Dobrze, że wczoraj przygotowałam sobie wszystko (zapomniałam tylko okularów). Taksówka przyjechała punktualnie. Na ulicach dość duży ruch, czekanie w korkach.
Nareszcie podjeżdżamy. Kierowca nie może wjechać za bramę szpitalnego parkingu. Wysiadam i podchodzę paręset metrów. Jest za dziesięć ósma. Zdążyłam.
– Kto z państwa ostatni?- pytam widząc rozproszoną kolejkę stojącą przed drzwiami do Izby Przyjęć. Wszyscy jesteśmy w maseczkach więc nie słyszę ani nie widzę, żeby ktoś mi odpowiedział. Nagle odzywa się uprzejmy pan z walizeczką na kółkach.
– A, była już pani w kontenerze?
– Słucham? Gdzie?
– To ten granatowy baraczek. Tam musi pani wypełnić ankietę o stanie zdrowia.
Dziękuję i zawracam do kontenera stojącego obok budki portiera. Tam też kolejka, ale mniejsza. Grzecznie staję na końcu.
CZEKAM
Po kilkunastu minutach jestem już w środku.
– Ma pani skierowanie?
– Tak, proszę – podaję druczek i dokumentację.
– To pokaże pani lekarzowi – mówi odpychając ją w moją stronę. Proszę wypełnić ankietę – podaje mi formularz.- Czekam, że poda mi długopis, bo na stole nie widzę ani jednego. – Patrzy na mnie zdziwiona.
– Czy mogłaby mi pani pożyczyć długopis?- pytam grzecznie.
– A swego nie ma? Jak się idzie do szpitala to trzeba wziąć swój długopis. Tutaj kradną! – Zaskoczona unoszę w górę brwi. Dała mi jednak swój.
Pytania w ankiecie proste. Prócz danych osobowych trzeba zaznaczyć kwadraciki TAK albo NIE. Dotyczą np. informacji o ewentualne kontaktach z osobami zakażonymi, pobytach w innych szpitalach w ciągu ostatniego roku itp. Ani jedno nie dotyczy europejskiego certyfikatu potwierdzającego szczepienia. (Myślę, że układano tę ankietę, kiedy nie było jeszcze mowy o certyfikatach).
Nawiasem mówiąc, tylko raz zdarzyło mi się go komuś okazywać. Było w Chatce Żaka, gdzie odbywał się Międzynarodowy Festiwal Blouse’a. Przed wpuszczeniem publiczności trzeba było wypełnić krótką ankietę, na temat zdrowia, a następnie bileterka z czytnikiem w ręku sprawdzała wchodzącym certyfikaty.
W kontenerze nikt o certyfikat nie zapytał. Pielęgniarka, zmierzyła mi temperaturę i odnotowała coś w zeszycie. Następnie dała karteczkę z nadrukiem. Dopiero z nią mogłam wejść do budynku, w którym znajdowała się Izba Przyjęć. Tam w drzwiach znowu sprawdzono mi temperaturę i kazano odkazić ręce zanim wejdę do poczekalni gdzie tłum kłębił się. Większość z walizkami, plecakami, wielkimi torbami. Poczułam się jak bym była na dworcu PKP za PRL-owskich lat.
Sama też miałam ze sobą plecak, wyładowany zgodnie z instrukcją zatytułowaną
Co zabrać ze sobą do szpitala (cytuję, ponieważ dla mnie była kuriozalna).
Trzeba wziąć:
Ciapy czyli kapcie, klapki pod prysznic, bieliznę nocną (piżamę lub koszulę nocną), wygodne ubranie bawełniane np. dres, bieliznę osobistą, szlafrok, przybory toaletowe:(mydło, szampon, szczotkę i pastę do zębów, dezodorant, grzebień, przybory do golenia chusteczki higieniczne i środki higieny osobistej (podpaski, pampersy), papier toaletowy itd.). Ręczniki ( duży i mały ), przyjmowane leki w oryginalnych opakowaniach, sztućce, kubek i ewentualnie szklankę, wodę mineralną niegazową , książki, czasopisma i telefon z ładowarką. Drobne do automatu włączającego automat telewizora.
Część pacjentów siedzi. Niektóre siedziska są zaklejone – wiadomo – pandemia – trzeba zachować odstępy. Mężczyźni nerwowo przechadzają się z kata w kąt. Od czasu do czasu wychodzą na zewnątrz zapalić papierosa. Wracają przemarznięci i śmierdzący dymem papierosowym.
Rozglądam się po sali i znowu zadaję pytanie:
– Kto z państwa ostatni? – Odpowiada mi cisza.
– Kto ostatni na przyjęcie do szpitala? – pytam już głośniej.(Jestem tu pierwszy raz i nie znam zwyczajów).
– My wszystkie – odpowiada kobiecinka w chustce na głowie – Ja czekam już od 7 rano, a na który pani oddział?
– Na chirurgię.
– Ja też. No, to pani sobie poczeka. Tu biorą na wszystkie oddziały – dodaje życzliwie. Wskazuje mi chudego chłopaka, którego kolana podskakują cały czas.
– On jest ostatni. – Chłopak potwierdza to skinieniem głowy. Z plecaka wyciąga laptopa i zakłada słuchawki.
Znajduję wolne krzesło i trzymając plecak na kolanach przygotowuję się psychicznie na dłuższe siedzenie.
CZEKAMY
Z bocznych drzwi wychodzi pielęgniarka.
– Kto z państwa na chemioterapię? – Podnosi się kilka kobiet i jeden mężczyzna.
– Proszę za mną – odprowadza stadko w głąb budynku.
Znowu otwierają się drzwi.
– Kto na oddział ginekologiczny? – Kilka osób podnosi rękę. Dwie z nich są w zaawansowanej ciąży.
– A kto z was pierwszy?
– Ja z mamusią – odzywa się pani około trzydziestki. Ubrana jest nieco oryginalnie. Ma jaskrawy makijaż. Widzę tatuaże na jej dłoniach i na szyi. Jej mama nieśmiało patrzy na córkę.
– Jest pani zaszczepiona na covid 19?- Pyta pielęgniarka.
– Mamusia tak, ale ja się nie szczepię. Takie mam zasady! – Obrzuca nas dumnym wzrokiem.
– W takim razie na oddział wejdzie tylko mamusia. Niech pani tu poczeka na mamy ubrania.
CZEKAMY
Ludzie cicho komentują oświadczenie tej pani, a ona jakby chwyciła wiatr w żagle wygłasza „wykład” antyszczepionkowców. Tokuje.
– Te szczepienia to jedna wielka ściema. Żydkowie je wymyślili, bo w ich rękach jest światowy przemysł farmaceutyczny. W ogóle, ta cała ta pandemia to jedno wielkie oszustwo. Wirusa zrobili ludzie po to, żeby zmniejszyć ilość ludzi na świecie…
Ktoś jej przytakuje. Jakaś młoda dziewczyna odzywa się:
– Mój chłopak zachorował na covid mimo, że był zaszczepiony. Nie leżał w szpitalu. Mieliśmy tylko kwarantannę, ale ja się nie zaraziłam, choć nie jestem szczepiona.
– A nie mówiłam? Ściema. W telewizji pokazują poprzebierane kukły statystów. Szpitale, specjalnie podają zawyżone dane, żeby tylko dostać dodatek covidowy…
Myślę: Co ta idiotka mówi? Jak tak można? Jestem zbyt zmęczona, by wdawać się z nią w dyskusję. Takiej nic nie nauczy. Ani dziesiątki tysięcy chorych codziennie przyjmowanych do szpitala, gdzie 90% to niezaszczepieni, ani że jest czwarta fala i znowu dziennie umiera około 500 osób. To też jest czyjś wymysł? Przymykam oczy i próbuję tego nie słuchać. Ona nadal uświadamia czekających w poczekalni. Zbierają się koło niej ludzie, których nie podejrzewałabym o takie poglądy. Ściana wschodnia – największy procent niezaszczepionych.
Od soboty nie miałam nic w ustach. Zabieg ma być we wtorek. Piję tylko niegazowaną wodę. Czuję się słabo. Minęła już dziesiąta. Kolejne drzwi otwierają się
– Kto na chirurgię? – woła pielęgniarka.
Podnosi się ta kobiecinka w chustce, przysyła mi uśmiech spod maseczki. Była pierwsza. Na jej miejscu siada nowo przybyły pacjent.
CZEKAMY
Kobiecinka w chusteczce wychodzi po pewnym czasie. Informuje mnie, że musi czekać na test. Jak przyjdzie doktor to wszystkim nam pobiorą wymaz z nosa.
Kolejka powoli topnieje. Ca chwilę wchodzi ktoś do pokoju z napisem Izba Przyjęć i po chwili wraca znowu do poczekalni.
CZEKAMY
Wreszcie nadeszła moja kolej. Siadam na krzesełku. Przede mną, za szklaną szybą siedzi pielęgniarka. Drugi boks jest pusty. Pielęgniarka bierze moje skierowanie i sprawdza na papierowym wydruku z komputera.
– Pani nie ma na mojej liście…
Podaję jej dodatkowy karteluszek napisany odręcznie przez kierującego mnie lekarza. Ma zaznaczoną na żółto datę 6 grudnia i tak zwany kod dostępu.
– Muszę zadzwonić do lekarza.
CZEKAM
Po chwili siostra przeprasza, mówi, że ktoś (w domyśle lekarz) nie wprowadził tego do komputera. Wklepuje moje dane. Później wyjmuje kilkustronicowy kwestionariusz. Ona czyta, ja odpowiadam. Wszystko zapisuje ręcznie, tak jakby nie było przed nią komputera.
– To wszystko, teraz poczeka pani na wymaz.
– Mam europejski certyfikat z trzema szczepieniami…
– A my tu mamy swoje rutyny. Certyfikat można podrobić, a poza tym nie mamy czytników. Niech pani poczeka w poczekalni.
CZEKAM
Godzina 11:00. Wreszcie przyszedł lekarz z kilkoma studentami. Można zacząć test. Wywołują pacjentów po nazwisku (a gdzie Rodo?) w porządku alfabetycznym, więc upłynie sporo czasu aż wezmą tych na W jak ja.
CZEKAM
Siedzę i wzbiera we mnie złość. Na tutejsze „rutyny”. Czeka nas tu ponad 50 osób! Część niezaszczepionych. Wśród nas mogą być nosiciele. Dlaczego tutaj, zanim wpuści się kogokolwiek do poczekalni, nie pobiera się testów?. W innym szpitalu, gdzie niedawno byłam wpuszczano pacjentów do poczekalni Izby Przyjęć dopiero po uzyskaniu ujemnego wyniku testu. Robiono go w kontenerze, gdzie wypełniało się ankietę.
W końcu, gdy nareszcie przychodzi moja kolej, mówię o tym lekarzowi. – Przygląda mi się podejrzliwie.
– Zapewniam panią, że na oddział nikt nie zostanie przyjęty z dodatnim wynikiem testu – wyjaśnia. – Takie mamy rutyny.
– Ale w poczekalni…
– Przyszła tu pani dyskutować, czy zrobić test? Proszę nie utrudniać pracy.
Studentka pobiera mi wymaz.
– Kiedy będzie wynik? – pytam lekarza.
– Proszę czekać. Zawołamy.
CZEKAM
Nie opuszcza mnie myśl, że mimo iż jestem trzykrotnie zaszczepiona (co daje około 90% odporności), to gdybym miała pecha mogłabym czekając na przyjęcie do szpitala zarazić się w poczekalni (oczywiście przechodziłabym chorobę słabiej, ale…). Załóżmy, że doszło już do zakażenia, to wymaz pobrany po dwugodzinnym siedzeniu w poczekalni będzie ujemny. Jeszcze za wcześnie, by mógł dać wynik pozytywny, a ja dostałabym się na oddział i przenosiłabym go dalej! – coraz bardziej nakręcam się.
CZEKAM
Minęła już 12:00. W końcu wywołują moje nazwisko. Znowu idę do pokoiku, gdzie tym razem w drugim boksie siedzi lekarz. Przegląda moją dokumentację. Odkłada ją na bok i wyciąga kwestionariusz pytań. Mówię, że przed godziną odpowiadałam na identyczne pytania.
– Ale to była dokumentacja pielęgniarska – wyjaśnia – Teraz trzeba wypełnić lekarską.
Zdziwiona odpowiadam mu na identyczne pytania jeszcze raz.
-No. Pani jest już zapisana na oddział – informuje – Czekamy tylko na wynik testu. Później noszowy zaprowadzi wszystkich na oddział.
Dziękuję i wychodzę. Pacjenci, którzy mają iść na oddział chirurgiczny siadają w jednym końcu poczekalni.
CZEKAMY
Milczę, ale w głowie snuję refleksje na temat złej organizacji pracy. Gdyby pielęgniarka od razu wprowadzała moje odpowiedzi do komputera, to rozmowa z lekarzem byłaby tylko formalnością. Zaoszczędziłoby się czas lekarza i pacjenta, a tak powstaje podwójna, papierowa dokumentacja jedna dla lekarzy, a druga dla pielęgniarek. Inną sprawą jest to wieczne czekanie i brak bieżącej informacji.
Pewnie jestem zbyt wymagająca, mieszkałam na Zachodzie wiele lat, a tam pacjent jest traktowany zupełnie inaczej.
CZEKAMY
Jak długo można czekać na wyniki testu? 20 minut? Pół godziny? Godzinę? – znowu zawiodła organizacja pracy, a może tutejsze „rutyny”?
Poczekalnia opustoszała, zostało nas czworo. Wszyscy mamy ujemny wynik testu. Tym razem czekamy na kogoś, kto zaprowadzi nas przez zawiłe korytarzyki i schody na nasz oddział.
Na oddziale znalazłam się grubo po czternastej. Pielęgniarka powiedziała, że jutrzejszy zabieg jest odwołany.
– Czyli kiedy następny termin?
– Na to może odpowiedzieć tylko lekarz. Musi pani poczekać.
CZEKAM
Mija poniedziałek
CZEKAM
Mija wtorek
CZEKAM
Mija środa. Zabieg był odkładany trzykrotnie. Nie odbywał się mimo, że był planowany, a ja od soboty piłam tylko wodę. Gdy znowu pytam pielęgniarkę, czy wie kiedy? Odpowiada, że o wszystkim decyduje lekarz, ale jeśli znudziło mi się czekanie, to mogę wypisać się na własną rękę. To niby miał być taki żart, ale odebrałam go zupełnie inaczej.
CZEKAM
W końcu, w czwartek, późnym popołudniem zawieziono mnie na zabieg. Mimo moich próśb nie dostałam pełnego znieczulenia. Wieczorem, na obchodzie dowiedziałam się, że jutro, w piątek, idę do domu. Nareszcie skończy się to czekanie! Wypisy w tym szpitalu teoretycznie odbywają się od 12:00 go 14:00
O jakże się myliłam! W piątek, o godzinie 12:00 przyniesiono mi odzież z magazynu Przebrałam się.
CZEKAM
Minęła 14:00.
CZEKAM
Koło 15- tej zajrzałam do gabinetu lekarskiego. Nikogo w nim nie było.
CZEKAM
Dochodziła już 16 – ta, gdy zobaczyłam lekarza. Na moje pytanie, kiedy mnie wypiszą odburknął zdenerwowanym tonem:
– Nie widzi pani, że jestem ze studentami? Proszę czekać!
CZEKAŁAM
Po godzinie zobaczyłam inną lekarkę i poprosiłam ją o to by zrobiła wypis. Poszła mi na rękę.
Teraz zostało mi tylko czekać na Taksówkę.
CZEKAŁAM
Anna Winner
PS: To małe opowiadanko może byłoby nawet dowcipne, gdyby nie to, że było prawdziwe. Wadliwa organizacja pracy powoduje wieczne czekanie i nerwy. I nie zawsze można to zwalić na pandemię.