Masowa, niekontrolowana migracja ostatnich lat sprawiła, że pytanie postawione w tytule nabrało nowej aktualności. Zależnie od okoliczności – odpowiedzi mogą być różne. Gdyby zielony ludzik z innej planety zapytał mnie, kim jestem? – odpowiedziałabym, że mieszkanką Ziemi. Na to samo pytanie postawione na innym kontynencie odpowiedź brzmiałaby, że jestem Europejką. W Europie jestem Polką, a w Polsce Warszawianką. Biologicznie jesteśmy gatunkiem ssaka, Homo sapiens, czyli człowiekiem rozumnym, mimo iż wśród nas jest tak wielu bezmyślnych osobników. A moja mama, zmęczona po pracowitym dniu, zwykła mawiać, że należy do gatunku Homo ledwo sapiens.
Żart na stronę. Imię i nazwisko, a w Szwecji przede wszystkim data urodzenia wraz z czterocyfrowym numerem identyfikacyjnym, odróżnia nas od reszty. Istnieje jednak wiele innych rodzajów tożsamości lub samookreślenia. Jest się kobietą lub mężczyzną, chociaż obecnie płeć zastąpiona została mętnym pojęciem gender. Wiek, zawód, stan cywilny, religia, bycie rodzicem a nawet takie szczególy jak preferencje kulinarne (jarosz, wegan) czy stan zdrowia (reumatyk, schizofrenik) mogą w niektórych sytuacjach określać kim się jest. Ale dopiero mozaika wspomnianych określeń stwarza bogatszy, choć niekompletny obraz kim się jest. Kiedyś pewne cechy fizyczne – takie jak kolor skóry czy skośne oczy świadczące o przynależności rasowej – stanowiły oczywistą część identyfikacji. Obecnie poddaje się w wątpliwość istnienie ras, mimo iż często oskarża się wielu o rasizm.
”Kim jesteś” można by zastąpić pytaniem ”kim się czujesz”. Nie wszyscy są w stanie na nie odpowiedzieć. Przykładem mogą byś pozaeuropejscy imigranci chociaż pierwsza generacja przybyszów na ogół nie ma z tym kłopotu. Pochodzą z konkretnego kraju, gdzie często mają swych krewnych, mówią ojczystym jezykiem, zachowują swe tradycje i żyją wedle własnych, niestety często odmiennych norm, co utrudnia integrację i asymilację. Ale jednocześnie mogą czuć pewną wdzięczność dla kraju, który ich przyjął, dał szansę bezpiecznego życia i zapewnił pomoc ekonomiczną. Natomiast ich dzieciom, drugiemu pokoleniu imigrantów trudniej określić swą tożsamość.
Urodzeni w Szwecji pozornie są Szwedami, ale czują się wyobcowani. Żyją na styku dwóch kultur, o często sprzecznych moralnych ocenach. I właśnie to drugie, a może nawet i trzecie pokolenie, jest najbardziej problematyczne. Młodzi ludzie szukają identyfikacji wśród kryminalnych gangów, a w krańcowych wypadkach przyłączają się do terorystycznych ugrupowań. Jest to ich prywatną, ale i naszą wspólną, tragedią. Są wprwdzie nieliczni, którzy pomimo odmiennego wyglądu i obco brzmiących nazwisk, są w stanie nauczyć się języka, zdobyć wykształcenie, znaleźć pracę i stać się pełnowartościowymi członkami społeczeństwa. Nie wiadomo jednak, kim się czują i prawdopodobnie nadal zachowują lojalność w stosunku do kraju ich rodziców. Przykładem może być pewien praktykujący w Szwecji lekarz z korzeniami z bliskiego wschodu, oskarżony o brutalny akt terroru na terenie swej nowej ojczyzny.
Czy można być szczęśliwym nie mając sprecyzowanej tożsamości? Niedawno poznaliśmy na urlopie dwie panie, leciwą matkę i córkę w średnim wieku. Matka, Węgierka, uciekła do Belgii przed rosyjską inwazją w 1956 roku. Tam urodziła się i wychowała jej córka. Potem obie wyjechały do Południowej Ameryki i matka osiedliła się w Peru, a córka w Meksyku, gdzie spędziły długie lata, aby teraz powrócić do Budapesztu. Ich wspólnym językiem był hiszpański. Kiedy spytałam córkę, kim się czuje, po dłuższym zastanowieniu odparła niepewnie, że chyba Meksykanką. Ale stabilna ekonomia, życie wsród kultur o podobnych normach etycznych, szacunek dla europejskich korzeni, przyczyniły się do jej duchowego balansu. Przybysze z Europy niemal automatycznie osiągają tam wysoki szczebel w hierarchii społecznej. Pomimo niesprecyzowanej przynależności etnicznej wyglądała na zadowoloną z życia.
Kuzynka mieszkająca od dawna w Australii, dokąd przybyła z Polski mając 30 lat, na pytanie kim się czuje, odpowiedziała, że Australijką. Trudno mi w to uwierzyć. To w dzieciństwie i młodości, kształtują się nasze korzenie. Odpowiedź mogła być inna po dłuższym namyśle i analizie. Natomiast pewien pisarz, który wyjechał z Rumunii do Szwajcarii mając 6 lat twierdził na wieczorku autorskim, że się czuje u siebie tam, gdzie mówi się po francusku. Język był jego domem. Podobnie działający w Szwecji poważany naukowiec, uciekinier z Węgier, wyznał, że bez względu na kraj, w każdym laboratorium jego specjalności, czuje się u siebie. Język lub miejsce pracy może więc dla niektórych stać się substytutem domu, ale nie wiadomo, czy brak głębszej tożsamości, której rzekomo nie odczuwają, a może nie chcą się tylko do niej przyznać, daje im szczęście.
Wydaje się, że świadomość własnych korzeni na tak zwanej obczyźnie bardziej jest przydatna wśród homogennej kultury, podczas gdy w krajach przemieszanych etnicznie ważniejszym jest, jak sobie radzisz w życiu. Oceniana jest osobista kariera, a nie pochodzenie. Pragnę jednak podkreślić, że moje subjektywne i oparte na pojedyńczych przykładach rozważania, mogą wymagać skorygowania. Nie wszyscy muszą się zgadzać z moim punktem widzenia.
Kiedy po 9 latach pobytu w Szwecji dostałam szwedzkie obywatelstwo i gdy pytano mnie, czy czuję się Szwedką, zwykłam odpowiadać krótko i z przekonaniem, że absolutnie nie. Jestem i na zawsze pozostanę Polką, ale mieszkającą od dłuższego czasu w Szwecji. Odnoszę czasem wrażenie, że dla Szweda bycie Szwedem jest optymalną formą egzystencji, niejako pełnią człowieczeństwa, do której osoby innych narodowości powinny dążyć za wszelką cenę. Jest to niezwykle uproszczone, wręcz spaczone pojmowanie tożsamości. Z ponad 7 miliardów mieszkańców Ziemi tylko około 9 milionów to Szwedzi. Czyżby wszyscy nie należący do owego wybranego narodu cierpieli z tego powodu?
Osobiście nie mam ani ambicji, ani możliwości, aby stać się Szwedką. Zmiana obywatelstwa nie oznacza zmiany narodowości, czy jak to się obecnie mówi – przynależności etnicznej. Nowy paszport to dokument, kawałek papieru, dający pewne prawa, przywileje, ale i obowiązki. Znaczy nieco więcej niż zmiana prawa jazdy z polskiego na szwedzkie. Co jednak decyduje o poczuciu narodowości? Napewno nie tylko miejsce urodzenia. Znane jest powiedzenie, że fakt narodzenia się w stajni nie oznacza, że jest się koniem. Język w jakim mówili do nas rodzice, wierszyki i piosenki z dzieciństwa, krajobrazy, zapachy, smaki, zwyczaje i tradycje, religia, kultura we wszystkich jej przejawach, literatura, nawet ta obca, ale czytana przez filtr ojczystego języka, poczucie przynależności historycznej, lojalność do swego kraju i narodu, szacunek dla narodowych symboli stanowią nasze korzenie. Są jednostki, które chcą się od nich odciąć i pozornie może się im to udaje ale nie wiadomo, co naprawdę czują i w jakim języku wypowiedzą ostatnie słowa na łożu śmierci.
Nigdy nie stanę się Szwedką – ale też nie jestem tą samą Polką, która opuściła ojczyznę. Nie taką, jaką byłabym pozostając w kraju. Pobyt w Szwecji odcisnął na mnie piętno i wpłynął na ukształtowanie odmiennej osobowości. Nie bez wewnętrznego oporu zacytuję Marksa, że „byt kształtuje świadomość”. Powiedzenie, które w populistycznej wersji brzmi „punkt widzenia zależy od punktu siedzenia”. Nie zapomnę kiedy zaraz po przyjeździe do Szwecji twierdziliśmy, że pochodzimy z kraju demokracji ludowej, a rozmówcy z pobłażliwym uśmiechem pytali, czy wiemy na czym polega demokracja. Systemowi udało się częściowo wyprać nam mózgi. Pobyt w Szwecji zmienił moje zdanie na wiele tematów, ekonomii, socjologii, systemów politycznych, a nawet medycyny. Często uświadamiam to sobie dopiero w Polsce podczas rodzinnych dyskusji. Zdania nasze potrafią się diametralnie różnić stwarzając napięcia, ponieważ nie akceptujemy wzajemnych argumentów. Odnoszę nawet wrażenie, że w pewnych kwestiach przestaliśmy się rozumieć.
Być może powyższe rozważania to przysłowiowe dzielenie włosa na czworo. Być może prawda jest prostsza. Może wystarczy przypomnieć znany wierszyk „Kto ty jesteś? – Polak mały”. Wszyscy znamy jego zakończenie. Więc mimo turbulencji politycznych i wewnętrznego rozłamu wśród rodaków nie traćmy wiary w Polskę.
Teresa Urban
Wrzesień, 2016