Miód mi w serce lejesz

To była moja dziesiąta książka. To nietypowa biografia, która powstawała w Sztokholmie, gdzie mój Ojciec odwiedził mnie przed laty.

Prawie każdego dnia  pokazywałam mu coś wartego zwiedzenia w samym Sztokholmie, i innych miejscach godnych odwiedzenia, natomiast popołudnia i wieczory przeznaczaliśmy na rozmowy i wspomnienia.  Akcja prezentowanej książki toczy się więc dwutorowo: w Szwecji, którą zwiedzamy wspólnie i we wspomnieniach Ojca.

Prawdę mówiąc akcja prawie wszystkich moich dotychczasowych powieści albo dzieje się w Szwecji bądź mają one szwedzkich bohaterów, lub jedno i drugie. Tym razem głównym bohaterem jest mój Ojciec – Jan Podgórski,  postać o wielu obliczach. Życzenie, a właściwie klątwa „obyś miał ciekawe życie” pasuje do jego życia jak ulał. Jego życiorys mógłby posłużyć za kanwę filmu.

Pierwsza odsłona dramatu to historia chłopca urodzonego w 1908 roku w ziemiańskiej rodzinie na Podolu, który przeżył w majątku rodziców rewolucję i do 18 roku życia pozostał w sowieckiej Rosji, najpierw jako panicz, potem kołchozowy parobek, w wielkiej biedzie i poniżeniu.  Cudem udało się rodzinie wydostać z tego „raju” dopiero w 1926 roku.

Druga odsłona to adaptacja do nowych warunków życia w wolnej Polsce. Szkoła, matura, podchorążówka kawalerii w Grudziądzu, służba w 21 Pułku Ułanów, wojskowe stypendium na Akademii Medycyny Weterynaryjnej we Lwowie, a po jej ukończeniu służba w 6-tym pułku Strzelców Konnych jako porucznika, lekarza weterynarii.

Rodzina Podgórskich

Odsłona dramatu trzecia to tragiczny wrzesień 1939, wojenny ślub z naszą Matką, okupacja, w czasie której udając Ukraińców ukrywali się na wsi: raz przed Rosjanami, innym razem przed Niemcami i ukraińskimi nacjonalistami. Praca Ojca jako lekarza weterynarii, i zarazem jego czynny udział w konspiracji.

Wreszcie odsłona czwarta: „Powojnie”, pełne pionierskiej pracy, ale i perturbacji rodzinnych.

Tak można by w skrócie opisać treść wspomnień Ojca, ale nie treść tej książki, gdyż na nią składa się również nasze zwiedzanie: a więc piękny Sztokholm, przyroda szwedzka, a nawet Kopenhaga, do której wybraliśmy się razem.  W czasie pobytu w Szwecji wiele rozmawialiśmy o jego życiu. Tata czytał mi fragmenty swoich pamiętników, a ja nagrywałam rozmowy i robiłam notatki.

Po śmierci Ojca w 1988 roku postanowiłam przepisać pamiętniki na komputerze.  Starałam się zachować oryginalny tok narracji i typowe Taty powiedzonka, rosyjskie przypowieści itp. Ogromną pomocą służyła mi wtedy mieszkająca ze mną w Szwecji moja ś.p.  Mama (pierwsza żona Ojca), znająca jego charakter pisma, a także część opisywanych przez niego historii.

Autorka z Ojcem

Minęło więcej niż dwadzieścia lat od śmierci Taty, zmarła również nasza Mama i dopiero opracowywanie jej pamiętników, uwieńczone książką „Patrzę na mój czas” (Oficyna Wydawniczą Aspra JR w 2017 r.), sprawiło, że na nowo wraz z moim rodzeństwem przeczytaliśmy zapiski Ojca.

Rzucają one nowe światło na wydarzenia opisywane przez Mamę, ale także ukazują inne, mało znane odsłony historii Polaków z zaboru rosyjskiego; w czasie rewolucji komunistycznej i po niej. Polski czytelnik wie, że w czasie rewolucji „polskie pany” czyli polscy właściciele ziemscy byli mordowani wraz z całymi rodzinami. Większość z nich uciekła do Polski, dzięki czemu przeżyła. Rodzina naszego Ojca nie mogła uciec, a mimo to udało im się przeżyć i to aż dziewięć lat w tym utopijnym, socjalistycznym „raju”! Jakim sposobem i za jaką cenę?

Również wiernie i ciekawie ukazana jest we wspomnieniach Ojca kampania wrześniowa 1939 roku. Jak to się stało, że on, dumny oficer zawodowy, którego oddział poddał się sowietom, nie zginął rozstrzelany w Katyniu czy innej mordowni NKWD? Jaka siła sprawiła, że przetrwał potem całą okupację i że po wojnie z ogromną energią włączył się w budowę Uniwersytetu Marii Curie Skłodowskiej w Lublinie?

Wspomnienia Ojca wnoszą nowe treści do historii ziemiaństwa polskiego z zaboru rosyjskiego. Pokazują także proces adaptacji Kresowiaków do warunków życia w nowopowstałej niepodległej ojczyźnie, a także w PRL. Jest to dokument epoki, która bezpowrotnie odeszła.

I jeszcze jedno: „Miód mi w serce lejesz” –  dlaczego taki tytuł?  Było to bowiem  jedno z ulubionych powiedzonek naszego Taty. Wyrażało pochwałę dla dziecka za to, że na przykład spełniło jakiś dobry uczynek, dostało piątkę z polskiego, lub sprawiło coś, z czego Tata był zadowolony i dumny. Każde z Jego pięciorga dzieci zrobiłoby wszystko, żeby na taką nagrodę zasłużyć. Tata nie żyje już od wielu lat ale chyba właśnie tak powiedziałby, gdyby się dowiedział, że podjęliśmy próbę przedstawienia jego losów w formie książkowej.

Anna Winner (z domu Podgórska)

Lämna ett svar