To był faktycznie trudny rok. Pandemia, śmierć ukochanej żony, intensywne życie i refleksje nad nim, czyli codzienność Andrzeja Szmilichowskiego. Przyjaciela i felietonisty Nieznanego Świata, kiedyś rockmana i wokalisty Rythm & Blues i Czerwono-Czarnych, a od 1973 roku emigranta. Lecz przede wszystkim poety, prozaika, ekstrasensa i mędrca, jak określa go wielu jego czytelników, wsłuchujących się w głos ze Szwecji, niczym w głos Radia Wolna Europa w czasach PRL-u. W zdystansowany komentarz kogoś kto żyje należy docenić poza naszym piekiełkiem, a może i trochę poza naszym ciasnym światem.
W jednym z felietonów Szmilichowskiego, zamieszczonym na łamach NS, można było przeczytać:
Piszę wyłącznie w mojej bibliotece, bezpośrednio na komputerze, i robię to codziennie rano pomiędzy godziną piatą a dziesiątą. Inspiracje czerpię częstokroć, ku każdorazowemu zdziwieniu, od ludzi w gruncie rzeczy nudnych i sceptycznych, ale też (i częściej) z książek, które pomagają mi myśleć. (…) Mam łatwość odjazdu w dygresję, i ciągle z tym walczę, depresje miewam, ale już od dawno nie.
I w innym miejscu:
Z uwielbieniem, pasją i od wielu lat zajmuję się pytaniami bez odpowiedzi. Z reguły jest tak, że czego bym nie dotknął, jakiego tematu nie zaczął drążyć, w końcu zawsze mój gen wędrowca doprowadza mnie do niewidzialnej ściany. I to jest Bóg.
W swej najnowszej książce – diariuszu czasów pandemii – Autor zdaje nam sprawę ze swych niełatwych doświadczeń egzystencjalnych, w tym, szczególnie – rozstania z ukochaną żoną,
z którą spędził 30 lat. Pisze też o polityce, kierunku, w jakim według niego, zmierza cywilizacja, dzieli się refleksjami nad sensem życia odczytywanym w różny sposób na różnych jego etapach.
Dokonaną przez niego ocenę zjawisk zachodzących w ojczyźnie trudno uznać za budzącą nadzieję. Znajduje to odzwierciedlenie choćby w spiczu Stefana Kisielewskiego, którego Szmilichowski z ukontentowaniem cytuje:
W Polsce najbardziej opłaca się być pesymistą, bo wtedy wszystko się sprawdza.
Jednak za puentę tej rekomendacji niech posłuży inny passus, udatnie podsumowujący zwierzenia Autora:
Dziś jestem stary i wyleniały, ale liberalnym demokratą pozostałem. Demokracja nie jest na piśmie. Jest w obyczajach, w radości, jest w przyjaźni i radosnym przekonaniu, że jak się postaramy i dogadamy, to zawsze zrobimy razem coś sensownego…
Może więc, tak do końca, Szmilichowski nie jest pesymistą?
Warto się o tym przekonać sięgając po ”Trudny rok”.
/woch