Szwecja w tyle za Tunezją

Zacznijmy od pytania: czyja krzywda jest dotkliwsza i – nie zrekompensowana – bardziej oburzająca?

Czy tunezyjskiej studentki, zgwałconej przez dwóch tunezyjskich policjantów w policyjnym samochodzie?

Czy Polaka ze Szczecina, na którego szwedzki policjant bez wyraźnego powodu spuszcza ze smyczy (szczuje) policyjnego psa wilczura, czego rezultatem są trwałe blizny i częściowe ograniczenie mięśniowej sprawności przedramienia?

Historię pierwszą poznałem na przedpremierowym pokazie tunezyjskiego filmu „Skönheten och odjuren” (Piękność i bestie, dystr. Folkets bio, prem. 8.12.2017). Studentka, nieco może zbyt wydekoltowana jak na kraj muzułmański (co prawda odzyskujący pozory ograniczonej demokracji po arabskiej wiośnie), udaje się z dwiema koleżankami na potańcówke, później spaceruje przy plaży z poznanym tam młodym człowiekiem, całują się i wtedy zostają zatrzymani przez policyjny samochód, w którym dwóch stróży bezpieczeństwa, gwałci atrakcyjną dziewczynę. Młody człowiek opiekuje się nią po gwałcie i jej ucieczce, nakłania do złożenia skargi w komisariacie policji, gdzie oboje spotykają się z drwinami i cynicznymi uwagami. Po pewnym czasie młodzieniec zostaje na wszelki wypadek aresztowany. Całą noc trwa przedstawiona w filmie gehenna dziewczyny w dwóch różnych komisariatach, między niedowierzaniem, znęcaniem się fizycznym i psychicznym, groźbami aresztowania i nielicznymi przypadkami ludzkiego podejścia i poważnego potraktowania jej dochodzenia sprawiedliwosci. Dopiero napisy końcowe informują, że winni gwałtu policjanci zostali pociągnięci do odpowiedzialności i wyrokiem sądu pozbawieni wolności na okres 15 lat.

Przypadek sprawił, że tego samego dnia (15.11.2017) obejrzałem wieczorem w SVT1 program „Uppdrag granskning”, dokładnie analizujący przypadek sprzed dwóch lat, kiedy to rodzina Górkiewiczów (ojciec i dwóch dorosłych synów), udająca się własnym samochodem do północnej Szwecji w celu zdobycia najwyższego szczytu kraju – Kebnekaise (2111 mnpm), została w smålandzkim mieście Värnamo potraktowana w wyżej opisany sposób.

Polak pogryziony przez policyjnego psa po prostu załatwiał małą potrzebę fizjologiczną w lasku czy zaroślach blisko szosy. Został natomiast posądzony o jakieś niesprecyzowane przestępstwo. Interweniujący werbalnie w jego obronie ojciec został z kolei przez tegoż policjanta spałowany i całą trójkę aresztowano pod fałszywymi zarzutami, by po stwierdzeniu braku dowodów winy, wypuścić ich następnego dnia. Najbardziej oburza brak ze strony policji, a także miejscowej prokuratury, jakiegokolwiek przyznania winy policjantów i odmowa wdrożenia przeciw nim postępowania dyscyplinarnego czy sądowego. Policjanci obecni przy zajściu przed dwoma laty odmówili udziału w programie. Zaś wypowiadający się ich zwierzchnicy – szef komisariatu i szefowa rejonowej policji – wiją się jak piskorze, by w ogniu pytań reporterów, usprawiedliwić postępowanie swych podwładnych i sprowadzić sprawę do znoszących się różnych świadectw, z których rzekomo każde jest jednakowo wiarygodne. Nawet zwykłe przeprosiny, nie mówiąc już o odszkodowaniu za szkodę fizyczną i psychiczną, wyszły poza możliwości szwedzkiej policji.

Znając z innych, licznych doniesień, indolencję szwedzkiej policji w rozmaitych, kryminalnych sprawach, należy wyrazić zdziwienie, że energia policjantów – i ich szkolonych psów – nie jest częściej skierowana na zwalczanie autentycznej przestępczości, np. w Göteborgu i Malmö. Jest to jednak trudniejsze, a także powiązane z większym ryzykiem, niż znęcanie się nad bezbronnymi polskimi turystami.

Aleksander Kwiatkowski

Artykuł ukazał się w NGP w nr. 21/2017

Lämna ett svar