Polska emigracja polityczna w Królestwie Szwedzkim ma długą historię i trzeba dodać, że ta emigracja bywała skuteczną. Co nie zawsze miało dobry skutek.
Pierwszym polskim tu emigrantem politycznym był uciekinier z Polski podkanclerz koronny Hieronim Radziejowski. Był bardzo skuteczny, bowiem namówił króla Szwecji Karola X Gustawa na najazd na Polskę. Przedtem próbował z królową Krystyną, ale gorliwa katolicka nie chciała wojny ze swoim katolickim kuzynem zasiadającym na tronie polskim. Łatwiej poszło z luterańskim Karolem X Gustawem. Radziejowski (nie zupełnie bezpodstawnie) poinformował króla Karola o tym, że jego katolicki kuzyn Jan Kazimierz rozbudowuje flotę w celu inwazji na Szwecję i odebrania swoich praw do korony tego kraju. To, co my nazywamy potopem szwedzkim, to tak naprawdę była wojna sukcesyjna dwóch Wazów o koronę szwedzką i polską. Gdy wojna ta stała się wojną religijną pomiędzy katolikami i heretykami – jak dziś się mówi – wszelkiej maści, to stanowiący na teatrum wojny większość katolicy, wojnę tę wygrali.
Następny emigrant polityczny w Szwecji, to król Stanisław Leszczyński, który zapoczątkował długą listę polskich patriotów, inspirujących Szwedów do działań, tym razem już pozytywnych, dla Polski. Stanisław Leszczyński, jako pierwszy Polak, odgrywał wielką rolę w Szwecji. Pełnił funkcję nieoficjalnego wicekróla. Tzn. zastępował swego przyjaciela Karola XII w czasie jego nieobecności w Królestwie. Była to prawdziwa, acz dziwna przyjaźń. Leszczyński, intelektualista, starszy znacznie od Karola, zaprzyjaźnił się z młodym wojownikiem. Szwedzki parlament (Riksdag) był przeciwny wojnom, które Karol XII prowadził po przegranej pod Połtawą. Ale Karol XII był (niestety już ostatnim) władcą absolutnym i mógł robić co chciał w swoim Królestwie. Nie miał jednak zaufania do nikogo ze swoich poddanych, i dlatego ustanowił swoim zastępcą polskiego przyjaciela, który w jego imieniu drążył skarb szwedzki w celu dofinansowywania wypraw wojennych Karola. Gdy w 1718 król zginął, prawdopodobnie ze strzału z własnych okopów, to znienawidzony w Sztokholmie Stanisław Leszczyński miał bardzo mało czasu, by ze swoją rodziną i dworem ewakuować się z Zamku ,nim wiadomość o śmierci Króla się upowszechni.
Krótki epizod pobytu w Szwecji Tadeusza Kościuszki obrósł w legendę. W Göteborgu, gdzie Naczelnik spędził parę tygodni w oczekiwaniu na statek do Anglii, miejscowa Polonia zafundowała tablicę na domu, w którym Kościuszko oczekiwał na odjazd. A rzecz miała się tak. Po śmierci Katarzyny Wielkiej jej syn Paweł, który bardzo nie lubił swojej Mamusi, gdy zasiadł na tronie, to robił wszystko, by zepsuć jej dzieła. Przerwał np. zwycięską ofensywę w Prusach i oblężenie Berlina. Zrobił rzecz też makabryczną. Kazał wykopać trupa swojej narzeczonej, z którą Mamusia nie pozwoliła mu się ożenić, a którą prawdopodobnie zamordowano. I ze szczątkami tej narzeczonej kazał sobie udzielić ślubu w Cerkwi. Taki zupełnie normalny to on nie był. Więc jeśli jego matka więziła Tadeusza Kościuszkę, to on kazał go zwolnić. Wycałował, nazwał przyjacielem, obdarował włościami pod Moskwą i zaproponował mu stanowisko feldmarszałka w jego służbie. Kościuszko odmówił. Wtedy Cesarz Paweł uzależnił opuszczenie przez Kościuszkę i jego przyjaciół terytorium Imperium od złożenia przez Kościuszkę przysięgi, że więcej ręki na Rosję nie podniesie. Ale Kościuszko nie chciał przysięgać. Byłoby to sprzeczne z przysięgą, jaką złożył w dniu 24 marca 1794 na Rynku Krakowskim. Jednak Julian Ursyn Niemcewicz i inni jego przyjaciele przekonali go, tłumacząc, że na zesłaniu we wschodniej Rosji przebywało ok. 20000 żołnierzy z powstania i bez jego przysięgi Car ich nie zwolni. Kościuszko przysięgę złożył i razem z Niemcewiczem, który w swoich pamiętnikach opisał tę podróż, opuścił Rosję. Przed wyjazdem Niemcewicz, jako sekretarz Naczelnika, sprzedał za dobrą cenę te nadane Kościuszce włości i panowie w wielkiej karocy po przez Finlandię i Happarandę udali się do Szwecji. W Sztokholmie witano Kościuszkę jako bohatera walczącego z imperializmem rosyjskim zagrażającym i Szwecji. Zaproponowano mu utworzenie w Szwecji polskiego ośrodka antyrosyjskiego. Ale pomny przysięgi, Kościuszko odmówił. Wychowanek polskiej Szkoły Rycerskiej nie wyobrażał sobie złamania przysięgi. To jeszcze nie były czasy Kuklińskich. I dlatego uciekł do Göteborga, gdzie przeczekał czas do wyjazdu przez Londyn z powrotem do Ameryki.
Józef Demontowicz
Po upadku Powstania Listopadowego słynne „tysiące walecznych” przemaszerowało triumfalnie przez kraje niemieckie, gdzie byli życzliwie witani, do Belgii i Francji. Szwecja nie leżała po drodze. Dlatego prawdziwa polska emigracja polityczna w Szwecji zaczęła się po Powstaniu Styczniowym, gdy z Litwy i Łotwy przybyli tu, później wybitni działacze, Bukowski, Dementowicz i Hajdukiewicz. Ich potomkowie, spowinowaceni często z wpływowymi Szwedami, inspirowali opinię publiczną Szwecji w czasie I-szej i II-giej wojny światowej oraz po II wojnie, aż do czasu odzyskania przez Polskę niepodległości.
Tak się złożyło, że to właśnie w neutralnej Szwecji w połowie I-szej wojny światowej, ukazały się dwie broszury żądające odtworzenia państwa polskiego: Polens Rätt Mariki Stiernstedt, głośnej pisarki i dziennikarki mającej w swoich żyłach krew polską. (Ta, skądinąd, trochę skandalistka, odegrała też wielką rolę w organizowaniu pomocy politycznej i humanitarnej w czasie drugiej wojny i później) oraz Polen nu och i forna dagar wspólnej książki arystokratek baronowej Janiny Armfelt z domu de Pomian i jej siostry Wandy de Pomian. Brat pani Wandy, Alf de Pomian -Hajdukiewicz odgrywał wielką rolę w czasie I-szej wojny. Był współzałożycielem Komitetu Polskiego (Ratunkowego). Komitet ten, wykorzystując fakt neutralności Szwecji w I-szej Wojnie Światowej, pośredniczył pomiędzy Polakami, jeńcami czy to rosyjskimi, czy to niemieckimi, a ich rodzinami w kraju. Był związany z paryskim Polskim Komitetem Narodowym Dmowskiego i Paderewskiego, prowadził też działania polityczne i był czymś w rodzaju ambasady polskiej w Szwecji. W czasie II-giej wojny, Alf de Pomian powołał Polski Komitet Pomocy, organizację polsko-szwedzką pośrednicząca w neutralnej Szwecji pomiędzy polskim poselstwem, a polskimi uchodźcami w Szwecji. PKP działa do dzisiaj i jest najstarszą niepodległościową organizacją polską w Szwecji, a jej założyciel, który dożył 105 lat w pełni władz umysłowych (co było nawet w „długowiecznej” Szwecji rekordem)do swojej śmierci był jej prezesem.
W czasie wojny, polscy dyplomaci, dziennikarze, pracownicy wywiadu i kontrwywiadu, nawiązali stosunki przyjacielskie ze swoimi szwedzkimi odpowiednikami. Większość z tych ludzi pozostała po wojnie w Szwecji i zachowała swoje kontakty tak bardzo przydatne dla tego, co nazywamy Sprawą Polską. Polscy socjaldemokraci z PPS, Łukasz Winiarski i Michał Lisiński, wpływali skutecznie na rządzących Szwecją socjaldemokratów. Później robiło to drugie pokolenie: dwóch synów Lisińskiego i syn Winiarskiego, – wpływowi szwedzcy dziennikarze, nie zapominający o kraju pochodzenia ich rodziców. Szczególnie ważną rolę odgrywał swego czasu, doskonale znający język polski, Michał Winiarski, gdy był korespondentem szwedzkim w Warszawie, a potem w Moskwie. Michał Winiarski przyczynił się w pewnej mierze do wyjaśnienia stosunku Rosjan do sprawy mordu katyńskiego. W czasie stanu wojennego Winiarski, podobnie zresztą jak namówieni przez nas inni szwedzcy korespondenci, był kurierem przewożącym tzw. bibułę z Polski.
Potomek wspomnianej na wstępie baronowej Armfelt, młody baron Armfelt, w którego żyłach płynęło już tylko 25% krwi polskiej, doskonale znał język polski i był jako dyplomata sekretarzem Ambasady Szwedzkiej w Warszawie i w czasie stanu wojennego jako persona non grata został wydalony z Polski za kontakty i pomoc polskiej opozycji demokratycznej.
Minister Wiesław Patek i Stefan Trzciński
Pan Wiesław Patek radca Poselstwa Polskiego w Szwecji i chargé d’affaire Polskiego Poselstwa w Danii (od wyzwolenia Danii, do cofnięcia przez Duńczyków uznania Rządu RP) założył już w 1945 stowarzyszenie Pro Polonia, które grupowało wówczas bardzo wpływowych Szwedów z kół dyplomatycznych i przemysłowych. Stowarzyszenie Pro Polonia dotrwało do czasu odzyskania przez Polskę niepodległości. Polacy mający wpływ na szwedzką politykę i opinię publiczną od lat pięćdziesiątych spotykali się w tzw. Klubie Czwartkowym. Na wzór słynnych obiadów czwartkowych króla Stasia, panowie spotykali się co czwartek na obiedzie u jednego z nich. Byli to dziennikarze: Norbert Żaba, Tadeusz Norwid-Nowacki, Wiesław Patek, Michał Lisiński, Łukasz Winiarski oraz płk Witold Szymaniak i Józef Weytke. Wszyscy w/w mieli doskonałe kontakty zarówno z ludźmi z Polski, jak i z wpływowymi Szwedami korzystającymi z ich informacji.
Na odcinku mobilizacji wewnętrznej emigracji niepodległościowej nie może zabraknąć nazwisk (by wymienić tylko) braci Romana i Władysława Kobów, Jerzego Urbańskiego, Bożysława Kurowskiego, Zofii Zak-Stadfors, Kazimiery Lenkszewicz, małżeństwa Jarosława i Anieli Pieniężnych. I tu trzeba dodać, że wywodzący się z dobrej polskiej inteligencji działacze czasem nawet o skrajnie się różniących poglądach: prawicowych jak Kurowski czy Koba, i lewicowych, jak Winiarski czy Lisiński potrafili dyskutować, ze sobą spokojnie i współpracować w sprawach dla Polski najważniejszych. Szkoda, że ten czas minął, a ci wielcy ludzie odeszli.
Tak było do czasu powstania w Polsce opozycji lat siedemdziesiątych, i przejęcia kontaktów z opozycją w Kraju przez nowe pokolenie emigrantów, Niewątpliwie najlepszymi pośrednikami pomiędzy liberalnym Zachodem, a demokratyczno-liberalną opozycja w Polsce była tzw. emigracja marcowa. Zamieszkali w Szwecji po 1969 roku „Marcowcy” w połowie lat siedemdziesiątych mieli już dobre kontakty i ugruntowaną pozycję w Szwecji. Do nich dołączyli opozycyjnie nastawieni przybysze z Polski, którzy wykorzystali rozluźnienie paszportowe z epoki wczesnego Gierka. Na pewno warto wymienić z obu tych grup: Elżbietę i Jakuba Święcickich, Andrzeja Koraszewskiego, Aleksandra Orłowskiego, Tomasza Sionkowskiego, Marka Trokenheima, Ryszarda Szulkina, Józefa Dajczgewanda, Natana Tenenbauma, Marię Borowską, Michała Moszkowcza, Aleksandra Smolara, Henryka Rubinsteina i wielu, wielu innych.
Wizyta gem Władysława Andersa w Sztokholmie.
W przeddzień Stanu Wojennego przybyli do Szwecji: Michał Bieniasz – późniejszy wieloletni prezes Kongresu Polaków w Szwecji i Stefan Trzciński – zastępca rzecznika Solidarności Janusza Onyszkiewicza. Po ogłoszeniu Stanu Wojennego w Polsce okazało się, że Trzciński jest najwyższym rangą członkiem Solidarności w Szwecji i dlatego Szwedzi zaakceptowali go jako kierownika Biura Solidarności przy LO w Sztokholmie. Trochę później przybyła jego małżonka Eugenia, która też odegrała tu ważną rolę, jako długoletnia prezes Polskiego Związku b. Więźniów Politycznych. Mimo różnic ideologicznych, a czasem i animozji osobistych, do końca niesławnej PRL, wszyscy działali wspólnie. Co dało dobry skutek.
Tak naprawdę to polska emigracja polityczna w Królestwie Szwecji odniosła tylko trzy razy sukces. Negatywny za działań Radziejowskiego i jego kompanów. Pozytywny w czasie Pierwszej Wojny Światowej i zaraz po niej, gdy potomkowie uchodźców z Powstania Styczniowego zainspirowali Szwedów do poparcia idei otworzenia państwa polskiego, a później do wspomożenia tego państwa gospodarczo. Co zresztą szwedzkim firmom się opłaciło.
I wreszcie od czasu powstania w Polsce opozycji demokratycznej, w połowie lat siedemdziesiątych, gdy udało się uzyskać poparcie socjalliberalnych Szwedów dla przemian w Polsce. Co nie zmienia faktu, że popierający ruch robotniczy Solidarność Szwedzi nie mogli się nadziwić, co w czasie strajków robią księża odprawiający nabożeństwa i udzielający najświętszego sakramentu.
Ot taki „folklor” – tłumaczyliśmy naszym szwedzkim przyjaciołom.
Ludomir Garczyński-Gąssowski