Dziwna historia, dziwna książka. Skomplikowane czasy i losy ludzi powiązane z tragicznymi wydarzeniami drugiej wojny światowej, a także powojenne rozterki i próby układania sobie życia od początku, są motywem książki Daniela Waluszewskiego „Med en blick över axeln” poświęconej losom jego dziadka, Czesława Waluszewskiego, który przyjechał do Szwecji w 1945 roku w ramach tzw. akcji białych autobusów Szwedzkiego Czerwonego Krzyża.
Relacje dotyczące losów byłych więźniów obozów koncentracyjnych, którzy znaleźli schronienie w Szwecji, nie są niczym unikalnym, ale każda książka tego typu wnosi coś nowego. W przypadku książki młodego 30-letniego Waluszyńskiego to z pewnością spora dawka osobistych wspomnień jego dziadka z pierwszych lat pobytu w Szwecji, zapis życia w obozach przejściowych, stosunk władz szwedzkich do uchodźców i próby ułożenia sobie życia w nowych warunkach. To wszystko plusy tej publikacji.
Dziadek autora, Czesław Waluszewski, w czasie wojny aresztowany został przez Niemców we Lwowie, później przeszedł gehennę obozów koncentracyjnych, był m.in. w Auschwitz. Uratowany trafił na rekonwalescencję do Szwecji. Początkowo Szwedzi pomagali przybyszom, później jednak nakłaniali często do powrotu do kraju. Aktywne były także polskie misje repatriacyjne, sterowane przez nowe władze w Polsce – sprawy te były opisane chociażby przez profesora Andrzeja Nilsa Ugglę. Jak pisze autor książki, również na jego dziadka wywierano podobne naciski.
Czesław przenoszony z obozu do obozu, trafił w końcu do Sundsvall, gdzie założył rodzinę i podjął pracę w zakładach papierniczych. I tu zaczyna się ten – zdaniem autora – sensacyjny wątek historii.
Okazało się bowiem, że Czesław podejrzewany był przez tajną policję szwedzką o współpracę z wywiadem komunistycznym. Związane to było m.in. z tym, że odpowiedzialny był za kontakty handlowe przedsiębiorstwa w którym pracował, z odbiorcami w Rosji i Polsce. Jaki wynika z dokumentów, do których dotarł Daniel Waluszyński, Säpo przez niemal 25 lat prowadziło inwigilację jego dziadka.
Trudno odnieść się do tej sprawy, chociażby dlatego, że Waluszyński reklamuje swoją książkę jako powieść, co sugeruje, że nie wszystko do końca musi być prawdziwe. Jednak – jak twierdzi w jednym z wywiadów – większość zdarzeń jest prawdziwa, a jedynie wymyślone dialogi i sytuacje. Przy takim założeniu trudno się odnosić do tej książki w sposób szczegółowy, bo nie wiadomo co jest fikcją, a co prawdą. Jeśli założymy jednak, że podstawowe fragmenty są autentycznym zapisem – tym gorzej dla głównej tezy tej książki: że jego dziadek był ofiarą nadgorliwości tajnej policji.
To zapewne sprawa drobnych niuansów polegających na tym, że należy właściwie zrozumieć tamte czasy. Okres powojenny w Szwecji były czasem podejrzliwości wobec wszystkich, którzy mieli kontakty z władzami komunistycznymi, że znane były próby werbowania agentów wśród uchodźców, a wywiadowi sowieckiemu bardzo zależało na nowoczesnych technologiach zachodnich. Czesław Waluszewski – pracując w dużych zakładach papierniczych – mógł więc być potencjalną osobą, wobec której sowiecki bądź polski wywiad miał plany rekrutacji. Jeśli zaś prawdą są także opisane w książce kontakty Czesława z PRL-owskim konsulatem w Sztokholmie i wspólne „biznesy” przemytnicze do Polski, to jednak teza autora książki „o paranoi szpiegomanii SÄPO”, nie trzyma się kupy. Emigracja, która miała krytyczny stosunek do ówczesnych władz w Polsce, trzymała się z reguły z daleka od oficjalnych placówek dyplomatycznych PRL – jeśli z nim podejmowała współpracę (i to na płaszczyźnie wspólnych nielegalnych interesów) była narażona na inwigilację – i jednej i drugiej strony.
Podkreślmy jednak: to powieść a nie dokument, więc wytykanie takich sprzeczności może być fałszywe. Ale nawet w powieści tak naiwnie stawiane tezy, podważają wiarygodność książki. Zresztą trochę w niej błędów (m.in. o liczbie osób, które utonęły podczas zatopienia niemieckiego statku S/S Cap Arcona w maju 1945 roku, niezrozumiały ustęp o czymś co autor nazwał „Partisanpartiet”) – to wszystko, mimo ambitnych zamierzeń, osłabia tę książkę.
Myślę, że Daniel Waluszewski zrobił błąd wydając debiutancką książkę jako powieść. Literacko jest słaba (o czym zresztą pisała także w recenzji Gunnel Arbin), dialogi sztuczne, sytuacje jak na powieść sensacyjną mało sensacyjne, a historia bez puenty. Szkoda więc, że nie jest to napisane w formie dokumentu historycznego – niemal 100 stron akt z archiwum SÄPO mogło być doskonałym tworzywem do opisania tamtych czasów, tamtych strachów, tamtych podejrzliwości.
Tadeusz Nowakowski
Daniel Waluszewski: Med en blick łver axeln. WALAB Förlag, Stockholm 2012, s.335