Marek Gaszyński (1939-2023). Chwila refleksji i minuta wspomnień

Znałem Marka nie “służbowo”, ale prywatnie. Rozmawialiśmy o wszystkim, a o życiu przede wszystkim. O rodzinie, o dzieciach, o marzeniach i tych czasach co za nami. Marek wiele o sobie opowiadał w tekstach swoich piosenek. Ja zawsze wsłuchiwałem się w nie dokładnie – to co przekazywał w tych tekstach, to właśnie było o nim. O jego wrażliwości, o miłości i życiu. “Jedna mała łza”, “Klęcząc przed Tobą” dla Czesława Niemena, czy “Stracić Kogoś” dla Czerwonych Gitar świadczyły o jego wyjątkowej wrażliwości i uczuciach. “Ojciec żył, tak jak chciał” dla grupy Marcela było wytłumaczeniem pewnych niepowodzeń życiowych, które każdy z nas miewał. Marek o tym nie mówił, ale pisał. Był twardzielem. A może wręcz przeciwnie. Jestem pewien, że w jego oczach nie raz pojawiła się szczera łza. Tylko on i jego najbliżsi o tym wiedzieli i rozumieli dlaczego. Dla mnie odejście Marka to wielki ból, tak wiele niedopowiedzianych słów i historii, na które przecież nie tak dawno umawialiśmy się, że pogadamy przy pierogach…

Zawsze, kiedy moi przyjaciele odnoszą sukces, cieszę się niezmiernie. Bo wiem, że sukces nie przychodzi sam. To niezwykle ciężka praca wymagająca wiele poświęceć, czasu, a nawet okupiona własnymi stratami, które nie zawsze można odzyskać. Marek Gaszyński był właśnie takim tytanem pracy.

Znam prawie wszystkie piosenki, które napisał, a przecież jest ich prawie 200. Kiedy dorosłem i kiedy poznaliśmy się bliżej i zaprzyjaźniliśmy, zacząłem wnikliwie słuchać jego tekstów. Dzięki jego twórczości, bez zbędnych pytań, poznawałem go coraz bardziej. Kiedy jako 18-latek jeździłem do Trójmiasta , oczywiście moje kroki kierowałem do Non Stopu w Grand Hotelu w Sopocie. Chociaż nie zawsze udawało mi się wejść do środka dyskoteki, wystarczało mi, że siedząc w pobliskim parku hotelowym mogłem na żywo posłuchać głosu tak bardzo znanego mi z Radia – charakterystycznego głosu ”Gaszyny”.

Czas płynął i przybywały nowe przeboje polskich zespołów, które często grane były na prywatkach, a bardziej wrażliwa młodzież bardzo często odnajdywała samych siebie w niektórych lirycznych piosenkach. Upłynęło parę lat (lata 70.) i nagle spotkaliśmy się w tej samej pracy. Były to Zjednoczone Przedsiębiorstwa Rozrywkowe. Tam właśnie, w tych czasach, budziło się – a właściwie już trwało – prawdziwe, na światowym poziomie, życie rozrywkowe w Polsce. To były moje najpiękniejsze lata w PRL-u.

Od lewej: Marek Lewandowski, Peter i Marek Gaszyński. Ze zbiorów prywatnych.

W 1981 roku losy rzuciły mnie na drugą stronę Bałtyku i kontakt z Markiem się urwał. Po wielu latach spotkałem się z Markiem i zaczęliśmy wspominać, tak jakbyśmy widzieli się wczoraj. Marek Gaszyński przyjechał do Szwecji, do Sztokholmu, spotkać się z synem Petrem. Był to rok 2006. Podarował mi wtedy Box z 14 płytami CD, całym zbiorem jego życia “jako tekściarza” (tak sam siebie nazywał). Dzień w dzień przesłuchiwałem jego piosenki i pamięcią wracałem do lat, kiedy wyczekiwałem pod Grand Hotelem w Sopocie, aby posłuchać jego głosu w dyskotece.

Dzisiaj poczułem bicie serca w tym pudełeczku. I raz jeszcze płyta po płycie zacząłem słuchać piosenek Marka Gaszyńskiego. Dzisiaj muzyka zmieniła się radykalnie. Ale ja najczęściej wracam do piosenek, które “o czymś mówią” i są mi bliskie.

Marku! Dziękuję Ci za wszystko, co zrobiłeś dla mojego pokolenia. Za te prywatki, za to co było tuż przed zachodem słońca, za tą jesień co szła przez park, za sny o Warszawie i za to że wielokrotnie mówimy znajomym “nie zadzieraj nosa”. Ty nigdy nosa nie zadzierałeś, zawsze szukałeś coś nowego w twojej twórczości. Przykładem są dziesiątki książek, które napisałeś. Nie tylko te o muzyce, ale również o życiu.

Marek Lewandowski

Lämna ett svar