Wojenne notatki nieuczesane (1)

19-ty dzień wojny. 14 marca, poniedziałek.

Pierwszą myślą po obudzeniu było spojrzenie na wiadomości: czy jeszcze coś wybuchło? Front się nie posunął. Parafrazując Remarque, na Wschodzie bez zmian. Wojna się toczy krwawa, niosąca zniszczenia przede wszystkim w ludziach, giną dzieci, rosyjscy najeźdźcy nie mają litości dla nikogo. Ostrzeliwują konwoje humanitarne i pomimo obietnic również kolumny uchodzących spod bombardowań mieszkańców. Po drodze rabują wszystko, co jest w domach i w obejściu. Straszny scenariusz wejścia Armii Czerwonej na teren II RP się powtarza w całej okazałości. Umęczony Mariupol czeka na dowóz żywności i ewakuację. Lwów przyjmuje. Dzisiaj dyżur w szkole. Są nowi uciekinierzy, dużo osób wyjechało. Stara gwardia jednak na miejscu, cieszą się, że nas widzą. Okazuje się, że mają zamiar jechać do Włoch, jednak nie wiedza, czy jest transport. Zachłannie rzucamy się na komomórki. Po przewertowaniu historii przeglądu znajduję potrzebny telefon, młoda zapisuje. Reszta ogląda, jak bombardują ich dom w Charkowie. Płaczą i chcą wracać, lecz nie ma dokąd. Pozostaje kierunek zachód. Dwie osoby wychodzą z psami, właściwie ciągle spacerują. Jest przyjemne wiosenne ciepełko, świeci marcowe słońce.

To pierwsza wojna, którą my, daleko poza granicami Ukrainy, możemy obserwować na bieżąco na Internecie. Jakiś tragiczny surrealizm. ”Normalne życie, od dawna nienormalne, jeszcze bardziej się zawiesiło” – napisał niedawno Piotr Pietucha na FB, mając na myśli świat, który się zmienił na skutek pandemii. Relacja Teresy Pakosz, Polki mieszkającej we Lwowie, pokazuje jak to wojenne życie wygląda rzeczywiście. Wojna pomieszana jest z codziennością, niepewność jutra trzeba przezwyciężyć solidarnością z innymi. Nikt nie jest sam, ale każdy zdany na siebie. (STREFA.SE)

Przychodzi Julka, opowiada, jak minął dzień. Właśnie przyniosła obiecane nagranie. Dyżurujące nauczycielki są zachwycone jej postawą. Opowiadają o własnych uczniach i ich postawie obywatelskiej. Dochodzimy do wniosku, że tylko modlitwa może uratować od zagłady nas i nasze wspaniałe miasto. Popijamy herbatę, usiłuję sprawdzić uczniowskie zeszyty. Robi się ciemno i Jula , wzywana przez babcię, pędzi do domu. Stos sprawdzonych zeszytów maleje. Czekamy też na nocną zmianę, bo panowie maja nas zmienić. Wtem zatrzymuje się przesympatyczna kobieta i zaczyna opowiadać, co przeżyła. Jest z dwojgiem dzieci, przyjechała z Czernihowa, a to jest pod samą granicą. Tydzień siedziała w piwnicy, chowając się od bomb. Budynek naprzeciw zmiotło tak, że nic nie pozostało. Wówczas mąż wsadził ich do samochodu i polami wywiózł z miasta, inaczej bowiem nie wyjedziesz, ostrzeliwują non stop, i innej drogi nie ma. Jechali do Lwowa 1200 km. Jest w domowym dresie, tak przyjechała. Mąż wrócił, może mu się uda jeszcze kogoś wywieźć z oblężenia. Przychodzi na zamianę nauczyciel, udajemy się do domu. Niebawem nastąpi już godzina policyjna, przyjeżdżają po nas mężowie, bo ciemno i do domu daleko. Moim koleżankom, bo ja mam dom pod nosem, kwadrans spacerkiem.

Teresa Pakosz

Teresa Pakosz. Jest przewodnikiem turystyczny po Lwowie, dziennikarką i prezesem zarządu Radia ”Lwów”.
Foto: znalezione w Internecie

 

Lämna ett svar