Kiedy rzecz idzie o bratankach, od razu na myśl nasuwa się porzekadło o Węgrach i Polakach (Polak, Węgier dwa bratanki i do szabli, i do szklanki…). Jednak nie ma dwóch bliższych sobie narodów jak Polacy i Litwini. Z Litwinami Polacy graniczą stale od prawie tysiąca lat, z nimi stanowili ogromne i silne państwo, z którym musieli wszyscy w Europie liczyć się (Rzeczpospolita Obojga Narodów). Współpraca tych dwóch narodów przyniosła tak jednym, jak i drugim największe w historii korzyści. Po likwidacji tego państwa przez zaborców, było tylko gorzej. Jednak oba narody otrzymały od losu kolejną szansę na niezależny rozwój, wyzwalając się spod sowieckiej okupacji. Jak dzisiaj patrzą oni za swoją historię? Czy nadal chcą być braćmi? Możliwe, że dawna miłość przerodziła się dzisiaj w nienawiść? A może polsko-litewskie braterstwo jest tylko mitem i nigdy w rzeczywistości nie istniało?
Słowianie i Bałtowie od tysięcy lat żyli w bliskim sąsiedztwie. Niektórzy naukowcy są skłonni nawet uznać, że po rozpadzie wspólnoty indoeuropejskiej przez pewien czas tworzyli oni jedną grupę. Świadczy o tym wiele wspólnych cech języków bałtyckich i słowiańskich.
Jeszcze w X wieku trudno jest mówić o Polakach i Litwinach. Gdzieś dopiero ok. XII wieku na dzisiejszych polskich ziemiach żyły plemiona lechickie (Polanie, Mazowszanie, Lędzianie i wiele innych). Natomiast Bałtowie dzielili się na Jaćwingów, Prusów, Galindów, Skalonów, Litwinów, Kurów itd.
W okresie Piastów ustawicznie dochodziło do najazdów jednych na drugich, do grabieży i walk między plemionami lechickimi a Bałtami. Bolesław V Wstydliwy miał nadzieję ucywilizować plemiona bałtyckie poprzez ich chrystianizację. Jednak wszelkie próby zasiania ziarna ewangelii wśród nich kończyły się niepowodzeniem. Litwini w tym czasie zajmowali ziemie położone nieco dalej na północny-wschód i wówczas bezpośrednio nie sąsiadowali z Lechitami. Jednak po zajęciu terenów Rusi Zachodniej (mniej więcej tereny obecnej Białorusi) wraz z Jaćwingami i Rusinami najeżdżali Ziemię Lubelską.
Sytuacja była na tyle poważna, że Konrad Mazowiecki był zmuszony poprosić o pomoc Zakon Krzyżacki, co jak wiemy, miało brzemienne skutki tak dla Lechitów, jak i dla Bałtów. Lechici stracili kontrolę nad Ziemią Chełmińską, a Bałtowie (głównie Prusowie, Galindowie i Jaćwingowie, czyli plemiona graniczące z Lechitami), zostali prawie całkowicie wybici przez krzyżaków.
Pewna normalizacja w kontaktach Lechitów z Litwinami nastąpiła za czasów panowania Władysława Łokietka. Dochodzi do zawiązania sojuszu z Gedyminem, który został przypieczętowany małżeństwem jego córki z synem Łokietka, Kazimierzem, późniejszym królem noszącym przydomek Wielki. W roku 1356 podpisano traktat pokojowy z Litwinami. Do sojuszu doszło nie dlatego, że Lechici i Litwini nagle zapałali do siebie miłością, ale oba narody zjednoczył wspólny wróg, tzn. krzyżacy, którzy posuwali się coraz dalej na północ i zaczęli zagrażać Litwinom.
W XIV wieku następuje zjednoczenie plemion Lechickich i tworzy się Polskie Królestwo (łac. Regnum Poloniae). Co prawda jeszcze bez Mazowsza, które w tym czasie stanowiło odrębne księstwo. Od tej pory możemy zacząć posługiwać się terminami Polacy i Polska. Po wygaśnięciu dynastii Piastów, po krótkim okresie rządów Andegawenów, władcą Polski zostaje Litwin Władysław II Jagiełło. W roku 1410 pokonuje Zakon Krzyżacki pod Grunwaldem, co jednak nie oznacza końca ich rządów w Prusach i na Pomorzu. Upadek zakonu na tych ziemiach następuje ponad wiek później.
W roku 1569 dochodzi do podpisania Unii Lubelskiej, na mocy której powstaje Rzeczpospolita Obojga Narodów. Państwo składało się z Korony (Królestwa Polskiego) i Wielkiego Księstwa Litewskiego. Było to wówczas jedno z największych i najmocniejszych państw Europy. To połączone państwo odniosło w czasie swego trwania wiele spektakularnych sukcesów i może być przykładem dobrej współpracy. Przestało istnieć wraz z trzecim rozbiorem (1795). Mimo sukcesów państwo to wielu historyków porównuje do małżeństwa z rozsądku. Nie było w nim żadnej miłości i braterstwa między Polakami i Litwinami. Dochodziło do wielu nieporozumień, a nawet wrogich działań jak np. oddanie Wielkiego Księstwa pod szwedzki protektorat w czasie „potopu” i próba detronizacji króla Jana II Kazimierza Wazy. Ponadto były próby zerwania unii za czasów króla Władysława III Warneńczyka. Można byłoby wymienić wiele więcej przykładów trudnych polsko – litewskich wzajemnych stosunków.
W czasach zaborów Polacy i Litwini przeprowadzili dwa powstania przeciwko carskiej Rosji (listopadowe 1830-1831 oraz styczniowe 1863-1864). Po upadku powstania styczniowego zarówno Polacy jak i Litwini byli poddawani represjom ze strony caratu. Język polski i litewski był zakazany w przestrzeni publicznej, o ile można było drukować książki w tych językach, to tylko przy pomocy cyrylicy. Tysiące powstańców zesłano na Syberię, skonfiskowano ich majątki.
Po pierwszej wojnie światowej w roku 1918 Litwini i Polacy tworzą swoje państwa. O powrocie do wspólnego państwa nie chcą słyszeć Litwini. Mimo wielu wspólnych sukcesów w czasach Unii Polacy i Litwini diametralnie różnią się w ocenie tego okresu. Polacy widzą pozytywy, a Litwini podkreślają, że byli de facto poddanymi Polski, że w Unii pełnili drugorzędną rolę, że byli chłopami pańszczyźnianymi w majątkach polskich magnatów. Oczywiście niewiele ma to wspólnego z prawdą, ponieważ mimo iż Polacy i Litwini stanowili jedno państwo, to było ono konfederacyjne, Litwini i Polacy mieli osobną władzę lokalną, rządzili się swoimi partykularnymi prawami. Współcześni litewscy nacjonaliści W. Jagiełłę traktują jako zdrajcę Litwy. W takiej atmosferze nie mogło być mowy o ponownym zjednoczeniu, a nawet o podjęciu współpracy. Litwini od samego początku po odrodzeniu kraju zaczynają działania relituanizacyjne. Na Litwie powszechnie uznaje się ludność mówiącą językiem polskim jako spolonizowanych Litwinów, w związku z tym władze czynią wszystko, aby na powrót uczynić ich Litwinami. To oczywiście nie przynosi żadnych efektów. Powstają paramilitarne organizacje nacjonalistów litewskich, które dokonują zamachów na polskie majątki, chcąc w ten sposób zmusić Polaków do opuszczenia Litwy. Opis takiego zdarzenia jest u Cz. Miłosza w „Dolinie Issy”.
Okres od odrodzenia się państwa litewskiego do drugiej wojny światowej nie można inaczej scharakteryzować jak szalejący nacjonalizm i waśnie ze wszystkimi sąsiadami. W tym czasie zostaje wyrzucony z Litwy nuncjusz apostolski L. Centoz, który krytykował rząd litewski za szykany wobec młodzieżowych organizacji katolickich, a te w zdecydowanej większości zrzeszały polską młodzież. Litwa nie potrafiła w tym czasie samookreślić się. Ścierały się w niej dwa nurty; monarchistyczny i republikański. Na krótki czas na króla Litwy powołany został Mendog II (właściwe nazwisko Wilhelm Karl von Urach, książę Urach i hrabia Wirtembergii), który de facto nigdy nie objął urzędu. Litwini, bojąc się polskich wpływów na Litwie, tworzą marionetkowe królestwo zależne od Niemiec.
Między Polską a Litwą było wiele spornych kwestii dotyczących granic. Oba kraje początkowo próbowały przy pomocy wojska rozstrzygnąć nieporozumienia. W roku 1920 dochodzi jednak do podpisania Umowy Suwalskiej. Nie rozwiązywała ona sporów, a jedynie miała zagwarantować wstrzymanie się od użycia siły dopóki Polska i Litwa nie porozumieją się w kwestiach terytorialnych. Mimo umowy, wojska polskie pod wodzą gen. L. Żeligowskiego najeżdżają na Wileńszczyznę i tworzą na jej terytorium Litwę Środkową, która dwa lata później (po referendum) weszła w skład Rzeczpospolitej. Te wydarzenia odbijają się piętnem na polsko – litewskich stosunkach do dzisiaj. Litwini zarzucają Polsce sprzeniewierzenie się Umowie Suwalskiej, a Polacy zajęcie Wileńszczyzny usprawiedliwiają koniecznością ochrony polskiej ludności. W efekcie stosunki polsko – litewskie uległy zerwaniu, a wznowiono je dopiero w roku 1938 pod groźbą użycia siły przez Polskę. W takiej atmosferze zagrożenia ze strony Polski, Litwini nawiązują kontakty z Sowietami i Niemcami. W zamian za utworzenie sowieckich baz wojskowych na Litwie otrzymują gwarancję bezpieczeństwa. Tym samym wpadają w pułapkę, ponieważ sowieci nigdy nie przestrzegali umów międzynarodowych, a ponadto nigdy dobrowolnie nie opuszczali terytorium, na którym znaleźli się. Na skutek tajnego protokołu do Paktu Ribbentrop – Mołotow Litwa zostaje zaanektowana przez Związek Sowiecki.
2
W roku 1941 Hitler napada na ZSRR, Niemcy wkraczają na Litwę. Plamą na stosunkach polsko – litewskich jest współpraca litewskich oddziałów paramilitarnych (m. in. Ypatingasis būrys) z hitlerowcami. Oddziały te brały udział w mordach na polskiej i żydowskiej ludności cywilnej w Ponarach pod Wilnem, gdzie zginęło ponad 100 tys. polskich obywateli. Do dramatycznych wydarzeń dochodzi w kościele katolickim na Litwie, który stał się areną walki między polskimi a litewskimi duchownymi. Litewska część hierarchii nawiązuje współpracę z hitlerowcami, w wyniku której ginie wielu polskich duchownych.
Litwa po wojnie staje się jedną z sowieckich republik. Sowieci dają możliwość polskiej ludności repatriować się do Polski. Litewską republikę opuszcza w sumie ok. 250 tys. Polaków, drugie tyle pozostaje. Nie był to akt dobroci sowietów wobec ludności polskiej. Dając Polakom możliwość wyjazdu Sowieci pozbyli się ze swego terytorium znacznej części polskiej ludności, która zawsze będzie wrogo nastawiona do komunistów. Do roku 1991 prawie nie było żadnej współpracy między Polakami a Litwinami, nie licząc „pociągów przyjaźni” i kilku inicjatyw, jak współpraca między bibliotekami, wymiana książek, czy kursy dokształcające dla nauczycieli polskich szkół.
Po stronie Litwinów pozostała ogromna niechęć, aby nie powiedzieć nienawiść za zajęcie Wileńszczyzny w roku 1920 i w następnych latach będzie ona blokowała nawiązanie współpracy.
Ogromną rolę w niwelowaniu napięć między obu narodami miał J. Giedroyc i założona przez niego „Kultura”. To on i jego współpracownicy stworzyli grunt wśród polskiej inteligencji pod normalizację stosunków między Polakami a Litwinami. W roku 1952 J. Łobodowski pisze artykuł pt. „Przeciw upiorom przeszłości”. W tym samym roku ukazuje się list ks. J. Majewskiego, który proponuje „złożyć na ołtarzu” dobrych stosunków z sąsiadami na Wschodzie Wilno i Lwów. Obaj autorzy wiedzą doskonale, że do pojednania nigdy nie dojdzie, jeśli w Polsce będą żywe tendencje rewizjonistyczne dotyczące Wileńszczyzny i Zachodniej Ukrainy. Oba te teksty wywołały ożywioną dyskusję, najpierw w gronie polskiej inteligencji na emigracji, później w kraju, w miarę jak „Kultura” docierała do Polski. Nie wszyscy zgadzali się z poglądami ks. Majewskiego. W listach do redakcji „Kultury” pytano o jego narodowość, podejrzewając, że jest Żydem. Później ukazuje się artykuł J. Mieroszewskiego na temat polskiej polityki na Wschodzie. Z roku na rok ton dyskusji łagodniał. Giedroyc w międzyczasie nawiązał kontakt z inteligencją litewską na emigracji oraz w Wilnie. Nie wszyscy Litwini pozytywnie odebrali próby budowy polsko – litewskiej platformy dialogu. Podchodzili do tego z dużą rezerwą i podejrzliwością. W końcu do Maisons-Laffitte zaczynają przyjeżdżać znane postacie litewskiej inteligencji, pisarze i poeci (np. T. Venclova) i politycy, w tym litewscy prezydenci. „Kultura” stała się przede wszystkim forum wolnej myśli polskiej i litewskiej i utorowała drogę do dalszej współpracy. Pisało do „Kultury” również wielu Litwinów. Mimo wykonania milowego kroku w kierunku przełamania wzajemnych uprzedzeń, poziom stosunków polsko – litewskich jest jeszcze dalece niewystarczający. Chociaż zaczyna to się zmieniać od czasów rządów S. Skvernelisa.
Negatywnie działalność J. Giedroyca oceniają przedstawiciele skrajnie prawicowej polskiej partii (Akcja Wyborcza Polaków na Litwie). Szczególnie zaciekłym wrogiem „Kultury” jest działaczka Renata C., która przy okazji wszystkich swoich wystąpień publicznych nie zapomina krytykować ”gedroycyzm”.
W roku 1988 dochodzi do spotkania przedstawicieli litewskiego Sąjūdisu i polskiej Solidarności. Rozmowy te jednak nie doprowadziły do przełamania lodów. Po stronie litewskiej zabrakło gotowości na otwarcie. Litwini podejrzewali stronę polską o kolejne knowania przeciwko Litwie. Najlepiej chęć Litwinów do współpracy z Polską obrazują słowa V. Landsbergisa, jednego z byłych przywódców Sąjūdisu, byłego przewodniczącego litewskiego parlamentu, posła i głowy państwa Litewskiego; „Litwini boją się polskiej dominacji i na swej Pogoni chcieliby uciec od Orła, najchętniej wymazać z historycznej pamięci okres jagielloński”. W roku 1992 Sąjūdis rozpada się z powodu braku wspólnej płaszczyzny ideowej. Jedno co ich łączyło, to antypolonizm, ale jak długo na wrogości do Polski można budować litewską politykę?
Jeden z najwybitniejszych litewskich historyków i filologów, prof. Z. Zinkevičius, w swojej książce pt. „Lietuviai” (Litwini) zawarł rozdział zatytułowany „Pražūtingas sandėris su lenkais” (Fatalny układ z Polakami). Już sam tytuł mówi o charakterze poglądów autora, związanego z litewskimi nacjonalistami i jego nastawieniu do Polski czasu Jagiellonów oraz generalnie do stosunków polsko-litewskich. Podejrzewam, że musi wymrzeć to pokolenie karmiące się przeszłością i na nienawiści do Polski robiące karierę polityczną. Kiedyś nastąpią lepsze wzajemne relację, trzeba na to jednak jeszcze poczekać. Jak zawsze nadzieja w młodym pokoleniu, które patrzy na rzeczywistość inaczej.
Jeszcze zanim Litwa uzyskała niepodległość litewscy Polacy, należący do Związku Polaków na Litwie (ZPL) oraz do Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego wystąpili do władz Litewskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej z projektem powołania Polskiego Kraju Narodowo – Terytorialnego. Początkowo parlament litewski w styczniu 1990 r. polecił przygotowanie odpowiedniego projektu w tej sprawie. Jednak później nie podejmował w tej sprawie żadnych działań. Litwa przygotowywała się do wystąpienia z ZSRR i to stało się głównym celem, a plany utworzenia polskiego okręgu autonomicznego przestały mieć znaczenie. Pomysłodawcy jednak prowadzili wśród Polaków na Litwie szeroko zakrojoną kampanię na rzecz ustanowienia niezależnego okręgu. Władze litewskie potraktowały te działania jako atak na niepodległość i integralność terytorialną Litwy. Ponadto w tych działaniach widziano destabilizującą rolę Moskwy. Polska zachowała się dojrzale i wobec tego konfliktu nie zajęła stanowiska, ponieważ priorytetem polskiej polityki zagranicznej była niepodległość Litwy. Polscy separatyści zostali aresztowani i skazani. W rejonach, które chciały przystąpić do polskiej autonomii wprowadzono komisaryczny zarząd, pozamykano na jakiś okres polskie czasopisma i zawieszono nadawanie polskich audycji radiowych i programów telewizyjnych. Separatyści po wyjściu z więzienia w większości wyjechali do Rosji i na Białoruś.
Kolejną bulwersującą sprawą była postawa wielu polskich deputowanych do litewskiego parlamentu oraz do Rady Najwyższej Republiki Litewskiej, którzy opowiadali się za odrzuceniem Aktu Niepodległości Litwy (z 11 marca 1991 r.) lub wstrzymali się od głosu. 15 maja 1991 rada rejonu solecznickiego ogłasza, że na terenie rejonu obowiązuje tylko konstytucja i prawo ZSRR, natomiast 24 maja na posiedzeniu Rady Najwyższej Litwy Cz. Wysocki (przewodniczący rady rejonu w Solecznikach) stwierdził, że „jedynym sposobem zniwelowania napięcia pomiędzy Litwinami i Polakami jest odwołanie Aktu Niepodległości Litwy”. Wysocki prowadził działania skierowane przeciwko litewskiej niepodległości, mając zapewnienia ze strony sowietów, że w razie trudności może liczyć na wsparcie armii czerwonej, która jeszcze stacjonowała w Litwie. Jednak popularność M. Gorbaczowa zaczyna z dnia na dzień maleć. 19 sierpnia dochodzi do puczu pod przywództwem G. Janajewa, który upada po trzech dniach. Na tę wieść Wysocki wraz z kilkoma współpracownikami ucieka na Białoruś, gdzie od A. Łukaszenko otrzymał obywatelstwo, mieszkanie i emeryturę. Takie działania, nie sprzyjały zaufaniu Litwinów do Polaków. Zresztą przez cały okres komuny na Litwie rejony, gdzie mieszkała w przeważającej większości ludność polska nazywano „czerwonymi rejonami” ze względu na prorosyjskie sympatie Polaków. Bo to nie kto inny, jak właśnie Polacy kolaborowali z sowietami przeciwko Litwinom w tym okresie.
Po ustanowieniu Republiki Litewskiej jako suwerennego państwa, stosunki z Polakami i Polską zasadniczo nie ulegają zmianie. Litwa zaczyna zwracać ziemię zabraną w czasie komuny, jednak Polacy zderzają się w czasie tego procesu ze znacznie większymi problemami niż Litwini. Mimo upływu 30 lat od uzyskania niepodległości, do dziś Polacy czekają na załatwienie ich spraw.
W roku 1991 Litwa wprowadza w życie znowelizowaną Ustawę o mniejszościach narodowych i etnicznych. Ustawa odpowiadała europejskim standardom w tej kwestii. Wydawało się, że nareszcie dojdzie do normalizacji stosunków Litwy z mniejszościami. Mniejszości na Litwie stanowią ponad 20% ogółu ludności. Polaków mieszka tam (wg różnych danych) od 6% do 12%. Ustawa ta w roku 2010 przestała działać. Do tej pory sześć różnych projektów tej ustawy było odrzucanych przez litewski sejm. Przez ponad dziesięć lat praw mniejszości na Litwie nie gwarantuje żaden akt prawny, co nie jest normalną sytuacją.
Zamiast łagodzić napięcia i rozwiązywać problemy, jakie występują w relacjach z mniejszościami, na Litwie one piętrzą się z roku na rok. Problemy mają nie tylko Polacy. Litwini, zdając sobie sprawę, że są narodem wymierającym (jest ich mniej niż dwa miliony, co jest porównywalne z ilością mieszkańców średniej europejskiej metropolii) i wymiera wraz z nimi ich język, wprowadzają dość kuriozalną Ustawę o języku litewskim (31 stycznia 1995 r.). Zamiast ratować język litewski ustawa staje się kością niezgody z sąsiednimi krajami. Litwa, powołując się na tę ustawę nie wyraża zgody m. in. na zapis polskich nazwisk w oryginalnej formie, czego domaga się ludność polska. Zagraniczne firmy mające nazwy angielskie zmusza się do ich zmiany. Zakazuje się stosowania lokalnie nazw geograficznych na terenach z przeważającą polską ludnością itp. Generalnie ustawa jest niezgodna z międzynarodowymi konwencjami gwarantującymi mniejszościom prawo do własnego języka. W duchu tej ustawy Litwa ogranicza jak tylko może działalność szkół z językami mniejszości. Redukcji ulegają na litewskich uczelniach katedry filologii polskiej, rosyjskiej i innych.
Ogranicza się działalność polityczną organizacji mniejszościowych. Są one zmuszone do zakładania osobnych partii politycznych, co prowadzi do dublowania zadań i celów.
Za czasów prezydentury L. Kaczyńskiego, na prośbę prezydenta Litwy V. Adamkusa Polska inwestuje w rafinerię ropy w Możejkach. To nie była inwestycja jak każda inna, Możejki są największą firmą Litwy, zatrudniającą najwięcej pracowników i wpłacającą do budżetu ponad połowę pieniędzy z tytułu podatków. Można bez przesady powiedzieć, że to Możejki utrzymują litewski budżet. Początkowo wszystko wyglądało pięknie. Litwini mówili kupcie zakłady naftowe, coś włożycie w modernizację, a później tylko zarabiajcie. Zaraz po sfinalizowaniu zakupu nagle „psuje się” rurociąg „Przyjaźń”. Rosjanie wstrzymują dostawy ropy nitką prowadzącą do zakładów. Polacy rozwiązują doraźnie problem dostawy surowca dowożąc go cysternami. Planują również budowę terminala portowego do przeładunku ropy w łotewskiej Lipawie, skąd ropa będzie dowożona koleją do Możejek. Litwini jednak demontują tory kolejowe z Możejek do granicy z Łotwą uznając, że nie są one potrzebne. To przelało czarę goryczy, bo nie dość, że Polska wydała miliardy euro na zakup upadłego zakładu, drugie tyle włożyła w jego modernizację i utrzymuje finansowo Litwę, to w podzięce Polacy spotykają się z samymi trudnościami. Polska podaje Litwę do Sądu UE i wygrywa po latach sprawę. Litwa musi Orlenowi Lietuva zapłacić wielomilionowe odszkodowanie i odbudować linię kolejową, co znów trwa lata. Mimo wygranej w sądzie polski inwestor stracił ogromnie dużo czasu i poniósł wielkie straty. Możejki są najlepszym przykładem, jak wygląda współpraca gospodarcza z Litwinami. Dlatego polskie firmy niewiele inwestują na Litwie, chociaż mogłyby znacznie więcej, gdyby Litwini przejawiali więcej zdrowego rozsądku.
Do największego kryzysu w relacjach z Polakami dochodzi za rządów konserwatysty A. Kubilusa (2008-2012). Do tego stopnia popsuły się stosunki, że na Litwę w trybie pilnym przybywa polska delegacja rządowa z premierem D. Tuskiem na czele (4 września 2011). Wizytę polskich polityków litewska prasa nazwała „najazdem krzyżowców”. Jak okazuje się kilka miesięcy później Litwa nie zrobiła niczego, aby poprawić wzajemne relacje. W tym czasie prezydentem Litwy jest D. Grybauskaitė, polityk wyjątkowo nieokrzesany, aby nie powiedzieć prymitywny, który więcej Litwie przyniósł szkód w polityce zagranicznej niż pożytku. Po jej rządach Litwie przyjdzie jeszcze wiele lat odbudowywać popsute relacje z innymi krajami. Prezydent niejednokrotnie wypowiadała się przeciwko Polsce, czego Polacy nie zapomną zapewne na długie lata. Oba kraje znalazły się w Unii Europejskiej i NATO w tym samym czasie. Jednak niepisanym prawem niektóre większe i bardziej doświadczone kraje stały się dla swych mniejszych sąsiadów pewnego rodzaju przewodnikiem. Taka rola przypadła Polsce, która miała mobilizować do zmian kraje bałtyckie. W kwietniu 2012 roku odbyło się w Warszawie spotkanie przywódców Polski i krajów bałtyckich przed szczytem NATO w Chicago. Prezydent Litwy odmówiła wzięcia udziału argumentując tym, że Warszawa nie jest jedynym miastem, gdzie można spotkać się i omówić sprawy, a ponadto to w Chicago, a nie w Warszawie zostaną podjęte ostateczne decyzje. Wywołało to konsternację nawet na Litwie, ponieważ każdy zdawał sobie sprawę, że takimi wypowiedziami prezydent niszczy dobre relacje z sojusznikami w NATO. Innym razem (20 maja 2012 r.) prezydent oświadczyła, że Polska wybrała Rosję na przyjaciela, a z Litwy zrobiono kozła ofiarnego, dodała przy tym, że dołoży starań, aby stosunki polsko – litewskie nie uległy zmianie, tzn. aby nie nastąpiła poprawa. Oświadczenie skądinąd niedorzeczne, ponieważ Polska po roku 1989 nigdy nie współpracowała z Rosją przeciwko któremukolwiek państwu. W Polsce wypowiedź ta została nazwana delikatnie egzotyczną przez R. Sikorskiego, który pełnił wówczas urząd ministra spraw zagranicznych. Innym razem prezydent popisała się kolejną kuriozalną wypowiedzią, stwierdziła mianowicie, że Litwie ciąży partnerstwo wschodnie. Mówiąc to miała chyba na myśli przewodnią rolę Polski wobec krajów bałtyckich w UE. Trochę poplątała to określenie z inicjatywą Polski i Szwecji o tej samej nazwie, skierowaną do byłych republik sowieckich, które chciałyby wstąpić do UE. Stwierdziła, że Litwa zmienia priorytety w swojej polityce zagranicznej i jej kraj od tej pory będzie zawiązywać ściślejszą współpracę z krajami skandynawskimi. Jak powiedziała, tak zrobiła. W krótkim czasie odwiedziła wszystkie skraje skandynawskie, w Szwecji była nawet dwukrotnie. Efektem tych wizyt było wpuszczenie na Litwę kilku dużych firm szwedzkich, które od razu zwolniły połowę pracowników, restrukturyzując przejęte zakłady (np. litewską telekomunikację). O żadnym zbliżeniu politycznym Szwedzi nie chcieli nawet słyszeć. Gdzie Szwecja, a gdzie Litwa? To dwa zupełnie różne kraje niczym nie powiązane ze sobą i nie mające wspólnych interesów politycznych. Szwedzi przyszli na Litwę zarabiać pieniądze, a nie tworzyć z Litwinami jakieś specjalne sojusze polityczne. Szwedom wystarczyło, że razem z Litwą są w UE. To dotarło do Litwinów po wielu latach i dopiero kiedy premierem został S. Skvernelis, zaczęto ponownie mówić o Polsce jako o strategicznym partnerze.
Na Litwie właściwie nic nie produkuje się, to kraj głównie rolniczy. Jeśli jest tam do kupienia sprzęt techniczny, to importowany głównie z Polski, a ceny są wysokie. Przeciętni Litwini chcąc zaoszczędzić jadą na zakupy do Polski, głównie do Suwałk. Jak wiadomo jest to region Polski, gdzie mieszkają Litwini i język litewski jest tam używany dość powszechnie. Wychodząc naprzeciw litewskim konsumentom Polacy zaczynają w tym regionie inwestować w sklepy wielkopowierzchniowe, zatrudniają w nich miejscowych Litwinów, którzy znają litewski, by sprawniej obsługiwać klientów. Po krótkim czasie wyjazdy do Polski na zakupy stają się bardzo modne. Organizowane są wyjazdy autobusowe z poszczególnych litewskich miejscowości. Ludzie są zachwyceni jakością polskich towarów i niskimi cenami. Ta sytuacja niektórych litewskich nacjonalistów doprowadza do białej gorączki. Zaczyna się kampania propagandowa przeciwko polskim towarom, dokładnie jak to miało miejsce z żydowskimi sklepami w latach międzywojennych. W lutym 2016 r. mer przygranicznego litewskiego miasta Łoździeje, A. Margelis wezwał mieszkańców miasta do kupowania w litewskich sklepach i zakazał wyjazdów do Polski na zakupy. Litwini mają obowiązek wspierać rodzimy handel i towary, stwierdził. Sytuacja ta, kiedy oba kraje są w UE, gdzie obowiązuje wspólny rynek, jest szczytem głupoty. Ale to jeszcze jeden z przykładów odzwierciedlających obecne stosunki polsko – litewskie.
Analizując to wszystko można odnieść wrażenie, że mamy do czynienia ze złymi Litwinami i nieskazitelnymi Polakami. Jednak jak zawsze medal ma dwie strony.
Dla Litwinów zakupy w Polsce nie są największym problemem. Sen z ich oczu spędza tzw. piąta kolumna. Litwini na Litwie stanowią niecałe 80% ogółu mieszkańców, z tego największymi grupami etnicznymi zamieszkującymi Litwę są Polacy i Rosjanie. Rosjan można byłoby podzielić na dwie grupy. Jedni, to staroobrzędowcy, którzy uciekli na Litwę na początku XIX wieku przed prześladowaniami ze strony cerkwi prawosławnej. Od dawna żyją na Litwie i są z tym krajem dość dobrze zintegrowani. Drudzy, to ludność wysłana na Litwę po wojnie. Najczęściej komuniści lub ich potomkowie. Ci otwarcie manifestują sympatię do Kremla i popierają jego politykę. Może być ich na Litwie ok. 125 tys. z ok. 250 tysięcznej grupy Rosjan żyjących w tym kraju. Polacy, czując wrogość ze strony Litwinów siłą rzeczy związali się z Rosjanami, tym bardziej, że to oni ciągle powtarzają panslawistyczne hasła o potrzebie jedności Słowian. Te kontakty polsko – rosyjskie na Litwie zdaniem nie tylko Litwinów, ale również polskiego rządu poszły za daleko i muszą niepokoić. W roku 2014 politycy Akcji Wyborczej Polaków na Litwie oraz Związku Rosjan wspólnie prowadzą akcję przedwyborczą. Tworzą wspólne listy wyborcze. Polscy kandydaci do litewskiego sejmu (m. in. W. Tomaszewski) paradują z tzw. georgijewskimi lentoczkami (rudo-czarna wstęga od orderu św. Jerzego za zasługi militarne w carskiej armii), składając kwiaty przed pomnikami sowieckich żołnierzy. Takie zachowanie skrytykował marszałek polskiego sejmu i senatu, nazywając je delikatnie brakiem odpowiedzialności. Inny poseł tego ugrupowania (Z. Jedziński) pytany przez dziennikarzy do kogo należy Krym unika odpowiedzi. Na tym jednak nie koniec, w kolejnym wywiadzie usprawiedliwia Rosję w związku z zajęciem Krymu, uważa, że to wynik błędnej polityki mniejszościowej Ukrainy i nawołuje NATO do bombardowania Kijowa (wywiad dla portalu zw.lt z 29 sierpnia 2014).
Taka postawa Polaków wobec Rosji i polityki Putina to również wynik oglądania telewizji rosyjskiej. Litwini odrzucili propozycję Polski z początków lat 90-tych retransmitowania polskich kanałów telewizyjnych na Litwie. Polacy nie oglądają telewizji litewskiej, najczęściej z powodu słabej znajomości języka litewskiego. Z braku alternatywy oglądali programy rosyjskie, a te niosły w swej treści propagandę skierowaną przeciwko demokracji, Litwie, Unii Europejskiej, USA, NATO itd. Lata oglądania telewizji rosyjskiej przyniosły efekty. Mamy teraz na Litwie Polonię nastawioną prokremlowsko i nienawidzącą Litwinów. Dopiero w roku 2018 Litwini zrozumieli, że zakazując retransmisji polskich kanałów wyrządzili sobie więcej szkód niż korzyści. Z wielką pompą 9 maja tego samego roku odbyła się inauguracja nadawania 5 polskich kanałów na Litwie przy udziale ambasadora RP na Litwie U. Doroszewskiej i premiera Litwy S. Skvernelisa. Wszystkie działania są niestety spóźnione i na zmianę postaw Polaków na Litwie trzeba będzie czekać co najmniej jedno pokolenie.
Rząd polski poprzez Fundację Pomoc Polakom na Wschodzie pomagał polskim organizacjom na Litwie. Ta pomoc liczona była w milionach złotych. Wszystko odbywało się na zasadzie wzajemnego zaufania. Polskie organizacje przedstawiały plany różnych inicjatyw z kosztorysami, a fundacja przelewała pieniądze. Jednak w roku 2017 fundacja postanowiła sprawdzić, jak wydatkowane są fundusze. O dokumentację finansową został poproszony m. in. Związek Polaków na Litwie. Sprawdzeniu poddano autentyczność faktur. Okazało się, że są one fikcyjne, że doszło do rażących nadużyć finansowych. Sprawa została skierowana do warszawskiej prokuratury, która wielokrotnie wzywała prezesa ZPL M. Mackiewicza na przesłuchanie. Ten z uporem maniaka zaprzeczał oczywistym faktom i zasłaniając się immunitetem poselskim nie stawiał się w Warszawie. Rzeczywiście zdefraudowane środki zostały zwrócone fundacji, jednak na tym sprawa nie kończy się, ponieważ doszło do złamania prawa i osoby odpowiedzialne za finanse w ZPL zostaną pociągnięte do odpowiedzialności. Mackiewicz to dawny działacz komunistyczny, były redaktor „Czerwonego Sztandaru” – komunistycznego, polskiego czasopisma na Litwie. Podobno po 1991 roku nawrócił się. Każdy ma prawo w życiu zbłądzić i każdy ma prawo otrzymać szansę na poprawę, jednak sowiecki styl w jego działalności widać na każdym kroku do dzisiaj. Poproszony przez dziennikarzy o komentarz na temat skandalu finansowego w ZPL odpowiedział po rosyjsku „Poszli wy na chier!” (tłumaczyć tego wulgaryzmu nie będę, wszyscy domyślają się co znaczy). Nic dodać nic ująć… Ponadto sejm litewski prowadził postępowanie dyscyplinarne w sprawie obraźliwych wypowiedzi Mackiewicza pod adresem polskiej ambasador, U. Doroszewskiej. Tacy ludzie, rzecz jasna, kompromitują Polaków i Polskę na Litwie. O ile kiedyś Polska kultura dla Litwinów była wzorem, co prawda znienawidzonym, jednak przykładem wyższej kultury, to dzisiaj polska mniejszość na Litwie jest obiektem drwin i pośmiewiskiem.
Jednym z głównych zarzutów jakie Polonia stawia litewskim władzom, jest uciskanie polskiego systemu szkolnictwa na Litwie. Tutaj rzeczywiście jest wiele problemów do rozwiązania. Brak podręczników, obcinanie godzin nauczania języka polskiego itd. Litwini natomiast mówią o niskim poziomie nauczania w polskich szkołach. Absolwenci polskich szkół mają ogromną trudność z mówieniem po polsku. Wielu nauczycieli polskiego ma nieodpowiednie kwalifikacje, poza tym często sami rozmawiają gwarą wileńską, która jest dość daleka od literackiego języka polskiego. Nawet litewscy Polacy po ukończeniu studiów w Polsce posługują się częściej czymś w rodzaju surżyka niż poprawną polszczyzną.
25 marca 2011 roku po eliminacyjnym meczu do Euro 2012 pomiędzy Polską a Litwą (0:2), który odbył się na stadionie w Kownie, polscy pseudokibice (a było ich ok. 2 tysięcy), wszczęli burdy uliczne w centrum miasta. Zniszczeniu uległy kawiarnie, bary i tzw. ogródki piwne przy nich. To znów nie przyniosło Polsce dumy. G. Lato stwierdził, że Polska nie ma drużyny (występ reprezentacji był słaby), za to ma całe masy kiboli i będzie zamykał stadiony, w innym wypadku rozgrywki Euro zakończą się zupełną kompromitacją Polski. Podczas meczu piłki nożnej w Poznaniu pomiędzy Lechem, a Żalgirisem (Wilno) polscy pseudokibice rozwiesili ponad pięćdziesięciometrowy baner z napisem „Litewski chamie klęknij przed polskim panem”. Skandal jakich mało. Co prawda twórcy tego baneru zostali osądzeni i skazani za obrazę narodu litewskiego, niesmak jednak pozostał.
Generalnie polska prasa i politycy zachowują się bardzo poprawnie wobec Litwy. Nie ma złośliwych i poniżających komentarzy czy wypowiedzi. Zupełnie inaczej niż na Litwie, gdzie praktycznie prawie każdy litewski polityk, niezależnie od ugrupowania, próbuje zyskać popularność dzięki antypolskim wypowiedziom. Na coś podobnego w Polsce póki co stać jedynie pseudokibiców i boksera Marcina N., który po przegranej walce z Litwinem R. Burneiką nie potrafił zapanować nad językiem.
Jak dzisiaj patrzą na Litwę Polacy w Polsce? W myśleniu Polaków o Litwie przeważają romantyczne reminiscencje z epoki średniowiecza, z czasów Rzeczpospolitej Obojga Narodów. Ten mit o braterstwie polsko – litewskim podtrzymywała również polska literatura (sienkiewiczowscy Krzyżacy), gdzie Polacy i Litwini ramię w ramię walczyli z krzyżakami. Polacy na Litwie próbują walczyć z Litwinami, w wyborach głosują na swoich albo przeciwko Litwinom, a czasem wręcz działają na szkodę Litwy. Polskę oskarżają, że ich zdradziła, pozostawiając na pastwę Litwinom. Litwini natomiast nie widzą w Polakach braci. Nie ma w relacjach z Polakami ani cienia sentymentalizmu i nigdy nie było. Nigdy nie czuli się braćmi Polaków i na każdym kroku to okazywali. Najlepiej chyba ich postawę obrazuje tytuł książki pod redakcją A. Srebrakowskiego i R. Kostro pt. „My nie bracia, my sąsiedzi” do przeczytania, której wszystkich zainteresowanych tematyką zachęcam.
Andrzej B. Lewkowicz