Daniel Defoe (1660-1731), autor powieści o Robinsonie Crusoe, drwi sobie w wierszu ”The True Born Englishman” z angielskich ksenofobów, głoszących ideę prawdziwego Anglika. Defoe pisze, że czystej krwi Anglik to kpina i fikcja. Anglik, to „mieszanina wszelkiego rodzaju”, to mieszanka różnych szczepów celtyckich, rzymskich żołnierzy, Anglów, Sasów i Danów. Daniel Defoe zapomniał wymienić francuskich Normanów, a przecież oni także zostawili olbrzymi odcisk etniczny w Anglii.
Ubiegły wiek znowu wprowadził wielkie zmiany etniczne w Wielkiej Brytanii. Upadek imperium i utrata kolonii po drugiej wojnie światowej spowodowała wielki napływ imigrantów z prawie z całego świata. Upadek komunizmu dorzucił nową falę cudzoziemców – między innymi Polaków.
Czystej krwi Anglik był i jest ułudą – tak samo jak czystej krwi Szwed, Niemiec, Rosjanin, Francuz, Chińczyk, Egipcjanin, Amerykanin czy reszta ludzkości.
Są jednak ludzie, czy grupy ludzi, którzy są opętani ideą czystej krwi swojego narodu. Polacy nie są wyjątkiem.
Zabawmy się i zadajmy sobie pytanie, od kiedy Polacy mają czystą krew i gdzie mamy tej krwi szukać? Chyba przy źródle … u Adama i Ewy? Możemy założyć, że gdy Bóg stworzył naszych prarodziców, to musieli oni mieć czystą krew i oczywiście ta krew była polska. Wydawałoby się więc, że mamy już odpowiedź!
Niestety, sprawa się komplikuje. Od pobytu Adama i Ewy w raju upłynęło dużo czasu i wiele zdążyło się zdarzyć.
Dzięki nowoczesnej archeologii i technice DNA wiemy bardzo wiele o historii naszych praprzodków. Wiadomo nam, że jako nowocześni ludzie, Homo Sapiens, a więc tacy jacy jesteśmy obecnie, powstaliśmy przez stopniowy rozwój z człowiekowatych istot około 200 tysięcy lat temu w Afryce. Wiemy też, że nasi przodkowie współżyli z przynajmniej czterema innymi gatunkami ludzkimi. Uprawiali seks z nimi i rodzili mieszane dzieci. Różne grupy ludzkie, w różnych czasach, zaczęły opuszczać Afrykę. Nasi przodkowie, Homo Sapiens, ruszyli około 70 tysięcy lat temu na podbój świata. Już wtedy byliśmy ludzkim „koglem-moglem”. Po drodze, gdzieś w okolicach Palestyny, spotkaliśmy wcześniejszych emigrantów, Neandertalczyków, którzy byli odrębnym gatunkiem ludzkim. Nie oparliśmy się ich wdziękom, pokochaliśmy i spłodziliśmy aż tylu potomków, że my, Europejczycy, nosimy w sobie od 1 do 4 procent ich genów.
Trudno, ach trudno z tą czystą krwią! Może ten koktajl krwi, na jakimś etapie wędrówki, która będzie trwała tysiące lat, przemierzy terytoria zamieszkałe przez różne ludy, zmiesza się, zagęści i w końcu stworzy w jakiś sposób jednolitą, czystą krew Polaków? Może sprawdzi się to wreszcie w krainie Polan? Może nasz protoplasta Lech …?
Lech nie przybył jednak do pustej krainy. Tam mieszkali już ludzie, a przed nimi jeszcze inne ludy. Niektóre z nich znamy, wiemy kim byli, ale większość z nich zaginęła w tumanach niepamięci. A będąc już historyczną Polską – ileż to razy zmieniała ona swój kształt? Rozszerzała się i kurczyła, raz w jednym, raz w drugim kierunku i ogarniała ziemie zamieszkałe przez bardzo różne narody.
W ciągu historii naszego kraju ludzie z różnych zakątków świata osiedlali się na polskich ziemiach: Niemcy, Żydzi, Tatarzy, Włosi, Holendrzy, Szkoci, Ormianie, Romowie… A obce armie, które nachodziły nasze ziemie? Wszyscy ci ludzie, osiedleńcy czy najeźdźcy, zostawili bez wątpienia swoje genetyczne ślady, których cząstkę każdy z nas nosi w sobie. Gdzieś, kiedyś, przeczytałem, że przeciętny Polak ma około cztery procentów krwi tatarskiej.
Trudno, naprawdę trudno znaleźć tę czystą krew.
Rzecz w tym, że jej po prostu nie ma! Jest fatamorganą. Skąd w takim razie to uporczywe pragnienie czystej, narodowej krwi?
Krew, ta ciecz bez której nie możemy żyć, którą musimy posiadać w pewnej zdefiniowanej ilości, która na wszystkie sposoby jest zbadana naukowo, skatalogowana i podzielona na grupy, a mimo to, tak samo jak przed wiekami, ciągle jest mitologizowana.
Krew fascynuje, podnieca – ile emocji, ile uczuć, ile pieśni, ile wierszy!
Krew, to chyba symbol wszystkiego, co wchodzi w skład ludzkiej egzystencji: narodzin, śmierci, cierpienia, walki, ofiary, strachu, bohaterstwa, zbrodni, wstydu… Mówi się o wspólnie przelanej krwi, o więzach krwi, o zhańbionej krwi, o oczyszczeniu przez krew…
Ludzka potrzeba wywyższania się podzieliła krew, na lepszą i gorszą. Tak, można być lepszej krwi i gorszej krwi. Krew może być błękitna, może być mieszana, czysta albo skalana. Może być polska.
Utopijne mrzonki o czystej krwi nie raz, i nie dwa, zawiadywały umysłem ludzi i doprowadzały do straszliwych zbrodni. Dlaczego nie uczymy się z dawnych i tych aktualnych, obecnych doświadczeń? Może jest to zwykły zwierzęcy odruch, który odzwierciedla prymitywny strach przed nieznanym? A może zakodowany w podświadomości relikt z zamierzchłych czasów, kiedy obcego odganiało się od stada albo zabijało? Swego rodzaju emocjonalne perpetuum mobile? Bo przecież znowu słychać z różnych stron odgłos bębnów, głoszących rasistowską ideę czystej krwi …
Andrzej Olkiewicz