Adam Zagajewski – „Powiedz prawdę, do tego służysz”!

Niedawno wszystkich nas miłośników poezji poruszyła wiadomość o nieoczekiwanej śmierci Adama Zagajewskiego, nie tylko jednego z największych współczesnych poetów i prozaików, ale też jednego z najbardziej liczących się głosów wśród polskich intelektualistów. Poeta zmarł 21 marca w Krakowie, jak na ironię losu w dniu, w którym cały świat od dawna obchodzi  Międzynarodowy Dzień Poezji…

Przypomnijmy kilka faktów z biografii pisarza: Adam Zagajewski urodził się w 1945 roku, w należącym wówczas do Polski Lwowie, ale dorastał na Śląsku i w Krakowie. Jako poeta debiutował w 1972 roku. Przez swoją twórczość liryczną zaliczany jest do polskiej generacji poetyckiej tzw. „Nowej fali”, kontynuującej tradycję późnomodernistyczną. Zapoczątkowany w końcu lat 60-tych ruch Nowej fali skupiał zrazu wielu twórców różnych dziedzin. Z czasem jednak wykrystalizowała się wśród nich grupa poetów uznawanych za filary tego ruchu i to ich głównie wymienia się dzisiaj w tym kontekście, a więc, oprócz Adama Zagajewskiego, również Stanisława Barańczaka (1946-2014), Juliana Kornhausera (ur. 1946) i Ryszarda Krynickiego (ur. 1943).

Na kształtowanie się światopoglądu poetów Nowej fali wpłynęły niewątpliwe wydarzenia Marca 68. Stanowią one przysłowiowe „przeżycie pokoleniowe” całej tej generacji młodych intelektualistów, stąd określani są oni często jako Pokolenie 68. Przebieg i skutki tych wydarzeń ujawniły bowiem jaskrawe sprzeczności ówczesnej polskiej rzeczywistości i otworzyły oczy tej generacji na tyły komunistycznej fasady. Niełatwo dzisiaj odtworzyć w pełni klimat wydarzeń kulturalno-literacko-politycznych tamtych lat i roli, jaką w owym czasie spełniały utwory poetów Nowej fali. Ważne jest jednak, aby pamiętać o tym, że pisarze ci, świadomi absurdów rzeczywistości polityczno-społecznej, w jakiej przyszło im i innym żyć, usiłowali wpłynąć na nią właśnie poprzez swoje wiersze. Nowatorstwo ich polegało głównie na wypowiedzeniu walki zniewolonemu i zanieczyszczonemu językowi polskiemu, pełnemu propagandowych frazesów typu Orwellowskiego new speak. Wychodząc z założenia, że zakłamanie zewnętrzne prędzej czy później prowadzi do zakłamania wewnętrznego jednostki, starali się wypełnić lukę, będącą rezultatem konfrontacji polskiej rzeczywistości z jej zdewaluowanym przez oficjalną retorykę obrazem. Podjęli się oni ponadto, co ważne, mówienia w imieniu zwykłego „szarego” człowieka, odsłaniając tak problemy, jak i paradoksy jego komunistycznej egzystencji. Wielu z nich, w tym także Adam Zagajewski, zmuszonych było dokonać wyboru między mówieniem otwarcie o wszystkich bolączkach kraju i narażać się tym samym na konsekwencje i represje z tym związane – obejmujące zarówno życie zawodowe, jak i prywatne – czy też przymykać oko na niewygodne fakty i polityczną indoktrynację.

W roku 1975, wraz z kilkudziesięcioma innymi polskimi intelektualistami, Zagajewski podpisał sławny „List 59” – protest ludzi nauki i kultury przeciwko zmianom w Konstytucji PRL, szczególnie kierowniczej roli PZPR i sojuszu z ZSRR. Krótko potem został, podobnie jak wielu jego pokoleniowych kolegów, objęty zakazem druku. Pisarze Pokolenia 68, poddani państwowej cenzurze wydawniczej, zaczęli publikować swe utwory poza Polską (m.in. w paryskiej „Kulturze”), a niektórzy z nich zostali nawet zmuszeni do emigracji, jak na przykład Stanisław Barańczak, który w 1981 roku objął stanowisko profesora literatury polskiej na uniwersytecie w Harwardzie czy Adam Zagajewski, który wyjechał w tym samym czasie na wiele lat m.in. do Francji. Zakaz publikacji utworów Zagajewskiego został uchylony w 1989 roku, ale dopiero po wielu latach na emigracji poeta powrócił na początku nowego tysiąclecia na stałe do Krakowa.

Po tym bardzo pobieżnym szkicu na temat formacji poetyckiej, z którą na zawsze w historii współczesnej literatury polskiej związane jest nazwisko Adama Zagajewskiego, pozwolę sobie na dygresję i podzielę się jednym z osobistych wspomnień z nim związanych. W połowie lat 80-tych, jako doktorantka w Instytucie Slawistyki na Uniwersytecie w Uppsali, uzyskałam, w związku z pisaniem pracy na temat twórczości poetyckiej czterech wyżej wspomnianych poetów Pokolenia 68, skromne stypendium na kilkudniowy wyjazd do Paryża i przeprowadzenie wywiadu z przebywającym tam wtedy na emigracji Adamem Zagajewskim. Był kwiecień1984 roku, w Szwecji grasowała jeszcze zima, podczas gdy w Paryżu powitało mnie słońce i 27 stopni ciepła. Spotkanie z poetą ustaliłam wcześniej korespondencyjnie (aż trudno sobie wyobrazić, że żyliśmy wtedy bez Internetu, e-maili i telefonów komórkowych…). Zagajewski mieszkał w Sèvre, miejscowości pod Paryżem. Według jego wskazówek miałam się udać metrem do Pont de Sèvres, ostatniej stacji metra, gdzie poeta miał na mnie czekać i skąd mieliśmy się udać do jego miejsca zamieszkania. Pełna oczekiwania i bardzo przejęta ruszyłam w tę podróż. Dłużyła mi się niesamowicie, bo pociąg stawał na każdej podmiejskiej stacji i miałam wrażenie, że ta jazda nigdy się nie skończy. Kiedy wreszcie dotarłam na miejsce i wysiadłam na peron, nikt, kto mógłby wyglądać na Zagajewskiego, na mnie nie czekał.

Przystanęłam więc strategicznie blisko wejścia, obrzucając pełnym nadziei spojrzeniem każdego mijającego mnie mężczyznę, który w przybliżeniu odpowiadałby wiekowi i fizjonomii poety. Nie znaliśmy się jeszcze wtedy osobiście i miałam do dyspozycji jedynie małe zdjęcie, opublikowane na obwolucie któregoś z jego tomików wierszy. Francuzi, jak to Francuzi – odpowiadali na to z błyskiem w oku, figlarnym uśmiechem, jeden z nich nawet mrugnął do mnie zachęcająco, jednym słowem (była to godzina szczytu) tłum mijających mnie mężczyzn był duży, ale nikogo przypominającego Zagajewskiego w nim nie było. To czekanie, w dodatku w obcym dla mnie otoczeniu, wydawało mi się wiecznością, choć, jak się potem okazało, Zagajewski spóźnił się zaledwie 10 minut. Bo w końcu się zjawił: wysoki, szczupły, o posępnym spojrzeniu – zarówno to, jak i język ciała (chód) nie pozostawiały wątpliwości, że to on. Z ulgą rzuciłam się w jego kierunku, trajkocząc z nerwów jak opętana, na co poeta zareagował milczeniem, przyjrzał mi się tylko badawczo, po czym, wzdychając (sic!), poinformował mnie krótko, że czeka nas jeszcze jazda samochodem, bo mieszka poza centrum.

No i ruszyliśmy w drogę. Zagajewski prowadził, ja usiłowałam go zagadywać, ale odpowiadał mi półsłówkami, więc w końcu i ja zamilkłam, w czarnych barwach widząc tę naszą planowaną od tak dawna rozmowę na temat jego poezji. Na dobitkę, po przybyciu do mieszkania poety, zaczęłam mu przesuwać fotele w pokoju, żeby dotrzeć do kontaktu i włączyć przywieziony przeze mnie przenośmy magnetofon. Do dziś pamiętam wyraz twarzy Zagajewskiego, który, nie proponując mi najmniejszej pomocy, dość sceptycznie przyglądał się moim poczynaniom, po czym, najwidoczniej zrezygnowany, poszedł zaparzyć nam herbatę. No i wreszcie zasiedliśmy do tego wywiadu. I – wbrew wszystkim moim pesymistycznym przewidywaniom – rozmowa popłynęła niemal od początku jak przysłowiowy potok! Po dwóch godzinach poeta ruszył do kuchni po następne kubki herbaty, a ja zmieniłam kolejną taśmę w magnetofonie. I tak rozmawialiśmy jeszcze przez następne kilka godzin. Nie tylko o jego wierszach, ale też o literaturze w szerokim ujęciu tego słowa, o życiu literackim w Polsce, o sytuacji pisarza na emigracji, etc. Dopiero pod wieczór poeta odwiózł mnie z powrotem na stację metra, skąd – w dalszym ciągu pod wrażeniem naszej rozmowy – wróciłam do mojego skromnego hoteliku na Montmartre, a na drugi dzień rano do Szwecji i dalszej pracy nad doktoratem. Potem, w ciągu minionych lat, spotykaliśmy się jeszcze niejednokrotnie, m.in. w Sztokholmie (warto pamiętać, że aż siedem z utworów Zagajewskiego jest wydanych w Szwecji!), ale zawsze wtedy powracałam w myślach do tego pierwszego, wiosennego, paryskiego spotkania.

Adam Zagajewski pozostanie nie tylko w mojej, ale przede wszystkim w pamięci potomnych jako wszechstronny i głęboki twórca. Był autorem – oprócz tomików poezji – również wielu innych utworów: powieści, esejów i przekładów. W swoich tekstach, tak poetyckich, jak i eseistycznych, podejmował zarówno problemy z przeszłości (w tym m.in. zakłamanie i ideologiczną indoktrynację, jaka panowała w komunistycznej Polsce), jak też istotne kwestie naszych czasów. Nie sposób tu wymienić wszystkich nagród i wyróżnień w kraju i za granicą, które pisarz otrzymał w ciągu ostatnich dziesięcioleci, wspomnę tylko jedną z nich: zaszczytną Nagrodę Tomasa Tranströmera z 2000 r., z motywacją trafiającą moim zdaniem w sedno jego twórczości:, „Ponieważ w swej podróży po współczesnej Europie wyznaje wartości duchowej wolności, odsłaniając nam, poprzez niekonwencjonalne połączenie mistycyzmu i humoru, naszą nieznaną codzienność”.

W ubiegłym roku Adam Zagajewski, wraz z innymi pisarzami (m.in. Ryszardem Krynickim, Hanną Krall i Olgą Tokarczuk) złożył rezygnację z członkostwa Stowarzyszenia Pisarzy Polskich, krótko po tym, jak władze Stowarzyszenia rozpoczęły współpracę z nowoutworzonym państwowym Instytutem Literatury. Pisarze zarzucili im legitymizowanie „działań antykonstytucyjnych”, jakie ich zdaniem podejmuje rząd Prawa i Sprawiedliwości. Decyzja ta, w przypadku Zagajewskiego – bo o nim przede wszystkim traktuje niniejszy tekst – nie powinna nikogo zdziwić: imperatyw etyczny poety był zawsze jednoznaczny. Jak pisał w jednym z wczesnych, dziś wręcz klasycznym i często przytaczanym wierszu, o wymownym tytule „Prawda”:

(…) Odmów podania ręki temu człowiekowi

                                wyprostuj się osusz tampon języka

wyjdź z tego kokonu rozgarnij te błony

zaczerpnij najgłębsze warstwy powietrza

i powoli pamiętając o regułach składni

powiedz prawdę do tego służysz w lewej ręce

trzymasz miłość a w prawej nienawiść

Poeta Ryszard Krynicki tak oto wspomina pokoleniowego kolegę i przyjaciela: „Kiedy myślę o jego postawie moralnej, o decyzjach, jakie podejmował w czasach trudnych, o tym, że zawsze szedł z podniesioną głową, wiedział, jak należy się zachować, przypominam sobie, że Adam przez całe życie był właśnie taki. Postępował, jak należy. To jest etos pokolenia ’68, polskiej opozycji demokratycznej, w której miał, ma i zawsze będzie mieć wielki udział. Nikt tego nie wymaże, nikt tego Adamowi – nawet po śmierci – nie odbierze.”

Dla osób śledzących wydarzenia kulturalno-literackie w dzisiejszej Szwecji nie jest tajemnicą, że nazwisko Zagajewskiego od dawna pojawiało się w spekulacjach wokół literackiej Nagrody Nobla. Ogromna szkoda, że nie dane mu było jej otrzymać.

M. Anna Packalén Parkman

Foto. Wikipedia

Lämna ett svar