Proponuję spacer. Odbędziemy wspólną promenadę przez parę kosmologii i zobaczymy, co z tego wyniknie. Już ruszamy, tylko jeszcze ważna informacja. Ten tekst jest kompilacją i nie powstałby, gdyby nie życzliwa pomoc pani profesor Małgorzaty Szafrańskiej.
Kosmologię można porównać do drzewa. Jedno drzewo nie stanowi lasu, dwa też nie, potrzeba wielu drzew, aby zacząć mówić o lesie. Próba wniknięcia w jedną kosmologię da niewiele, zasoby kosmologii perskiej trudno przyswoić bez zaznajomienia się z mezopotamską i hinduską – ludy indoirańskie stanowiły w odległej przeszłości jedność. Nie zaszkodzi zajrzeć do tekstów Zaratustry, a także kosmologii sumeryjskiej, babilońskiej, asyryjskiej, irańskiej, indyjskiej.
Zwraca uwagę, że treści tam zawarte nie są od siebie odległe i doskonale się uzupełniają, pozwalając uchylić drzwi do zasad funkcjonowania rzeczywistości naszego świata, widzianych niechrześcijańskimi oczami.
Kosmologie otwierają obszary wiedzy zapierającej dech w piersiach, wiedzy, do której człowiek jeszcze nie dorósł. Kosmiczny etos brzmi jak potężna symfonia, jak mocarny epicki poemat opisujący świat, jakiego nie znamy, nie poznamy, nawet nie potrafimy sobie wyobrazić.
Tu prośba. Proszę starać się nie uwierzyć w to wszystko. Kosmologie nie opisują świata łatwego do pokochania, świata, z którego moglibyśmy być dumni. To wszystko jest trochę podejrzane, żeby nie powiedzieć szalone. Naszą, w najszerszym tego słowa znaczeni egzystencję, stworzyły jakieś indywidua, jacyś intruzi, jakieś typki, które w świętej naiwności nazwaliśmy bogami. Ci goście przeniknęli na naszą planetę z innych wymiarów …bogowie są jak gwiazdy, można ich zobaczyć, ale nie można dotknąć, i od razu zaczęli się brutalnie szarogęsić.
Swoje rządy rozpoczęli od Czasu. Czas powstał, jako podstawa systemu. Następnie stworzyli trzy elementy: światło, jego przeciwieństwo, oraz przestrzeń (stworzoną przez czas i światło).
Wszystkie formy życia na Ziemi stworzył czas, którego istotą i najważniejszą cechą jest cykliczność. Stąd nieuchronna kolej rzeczy: rozwój, destrukcja, rozpad, ponowne narodziny. Rozkład i śmierć dotyczą wszystkiego bez wyjątku, przyrody żywej i nieożywionej, flory i fauny.
Przy narodzinach rzeczywistości doszło do rozdarcia na dwa bieguny. Na boga światła Ahura Mazda i boga ciemności Arymana (perska kosmologia). W tak „naturalny” sposób zaistniało Zło, które jako zjawisko jest antytezą Dobra. Konkluzja: zło jest elementem systemu, a zatem przeciwstawianiu się i walce z nim brakuje podstaw.
Według wierzeń mieszkańców Mezopotamii, intruzi stworzyli człowieka po to, aby na nich pracował. W jaki sposób miał/ma pracować? Trudno powiedzieć, może w grę wchodzi osławiony lusz? Albo o energię płynącą ze składanych ofiar? Albo człowiek samym swoim istnieniem produkuje coś przydatnego intruzom? Istnieje zapis, że po potopie (pierwszym), bogowie stwierdzili, że są głodni, że ludzie się skończyli i nie ma kto im składać ofiar, więc stworzyli ludzi na nowo.
Intruzi (typki spod ciemnej gwiazdy!), traktowali ludzi jak swoją własność, jak biologiczne maszyny, jak roboty. Tu nasuwa się przykra analogia – Identycznie jak ludzie traktują zwierzęta! Kiedy ludzie za bardzo się mnożyli i za bardzo hałasowali (słowa powtarzające się na tabliczkach klinowych), organizowano potopy. Tych potopów – mówiąc językiem współczesnym „oczyszczanie środowiska”, było kilka.
Niektórzy, wyróżniający się ludzie, zwłaszcza hybrydy spłodzone przez kosmicznych chuliganów z ziemskimi kobietami, na przykład Gilgamesz (2/3 człowieka, 1/3 boga), zaczęli się interesować odmiennością bogów, a szczególnie ich nieśmiertelnością.
Tabliczki z Mezopotamii dają niezbite dowody, że ludzie byli przez bogów lekceważeni i stanowczego odmawiano im przywileju nieśmiertelności. W eposie o Gilgameszu jest sensacyjna wypowiedź, gdzie mówi się wyraźnie o doktrynie i celach, jakie mają przyświecać człowiekowi – Ma zajmować się tylko ziemskim życiem, zabawiać ze swoimi kobietami, płodzić dzieci, i wara mu od systemu!
Ludzie byli traktowani, przez niektórych bogów, okropnie, co poczęło budziło protest mniej bezlitosnych i łagodniejszych bogów. Jeden z nich, Enlil, użalił się nad ludźmi i przekazał im pewną wiedzę, co wywołało wściekłość pozostałych, i zaraz rozlali kolejny potop.
Enlil ubiegł ich jednak i schował Mędrców (wyuczonych już różnych rzeczy ludzi) do Apsu, świętego miejsca na dnie morza. Enlil jest często przedstawiany, jako ryba. To jest bardzo interesująca wiadomość, w kontekście wielu współczesnych raportów mówiących o wynurzających się z morza obiektach UFO. Oczywiście możliwe były i inne rozwiązania, Apsu mogło być gdzie indziej, wszędzie, mogło leżeć w innej „frekwencji”.
Mity mezopotamskie, jak również Stary Testament, mówią o ludziach, którzy wstąpili do Boga lub chodzili z Bogiem. To mogłoby wskazywać, że niektórzy ziemianie poznali za życia sposób na nieśmiertelność, lub „prawie” nieśmiertelność. Biblia mówi, że Adam żył bodaj siedemset lat, a Matuzalema tysiąc lat. Czyżby byli wtajemniczonymi hybrydami?
Ludzie, według mezopotamskich zapisów, zostali stworzeni według wzorów z tabliczek, jakie bogowie nosili na piersiach (coś jakby dzisiejsze tablety?). Idźmy dalej. Mezopotamia, a później starożytna Persja, słynęły z astrologii. Babiloński kapłan i perski mag, nie wyżyliby bez astrologicznej wiedzy. Być może to oni, astrolodzy, odkryli, że system tej planety stoi na sztucznym, wymyślonym przez intruzów podłożu, jakim jest czas? Astrologia była, i jest, wyśmienitym po temu obszarem wiedzy.
Drążmy dalej – moralność. Czyżby była również sztucznym elementem wprowadzonym przez bogów, jako stała i mocno osadzona część systemu, pozwalająca manipulować ludźmi? W „Mahabharacie” jest scena, gdy bóg/intruz/typek zachęca bardzo skutecznie bohatera eposu d zabicia rodziny i przyjaciół!
Z treściami zawartych w orientalnych kosmologiach można się nie godzić, ale powinniśmy mieć do nich szacunek. Chowano nas na innej, chrześcijańskiej kosmologii, ale tak mogło być. Nie mówiąc już o tym, że są znacznie starsze, a starszych należy słuchać!
Wszystkie wymienione kosmologie nalegają na doskonalenie się i podążanie „wzwyż”, bowiem najwyższa część każdej duszy jest cząstką światła, cząstką Ahura Mazdy. Wszystko, co istnieje, z przyrodą nieożywioną włącznie, ma w sobie cząstkę boga jasności, i jest połączone z najwyższym źródłem światła.
Dotąd, można by rzecz, spokojnie, tak mogło, tak może być. Niepokój, a w każdym razie dezorientację, zaczynają budzić słowa, że bóg Ahura Mazda, dotychczas absolutnie najwyższy bóg, alfa i omega, ma również w swojej duszy cząstkę, która otwiera mu drogą do stwórcy lub stwórców! I tu ślad się urywa, ani słowa więcej.
Zaświaty w starożytnych, o wiele starszych od chrześcijańskiej religiach, są krainami mrocznymi, po których w trwających wiecznie ciemnościach snują się apatyczne cienie dusz (znam ekstrasensa, którego dusze z tej frekwencji odwiedzają, żeby nie powiedzieć nachodzą). Młoda religia (chrześcijaństwo) ma swoje zapisy, i nie wspomina innych kosmologii. Trzyma się swojego story i epatuje wiernych wizjami rozkosznych rajsko-duchowych przestrzeni, przenikniętych łagodnym blaskiem bratersko anielskich uczuć, niebieskich hierarchiach, wszech miłości.
Jak jest „naprawdę”? Orficy poddający się misteriom eleuzyjskim i zdobywający wiedzę o pochodach reinkarnacyjnych dowiadywali się, że schodząc w krainę cieni, mają obowiązek wypicia łyka wody z rzeki zapomnienia, ale że czasem niektórym duszom udawało się oszukać, i nie wypić.
Persowie, których wielowiekowe tradycje nauczyły być za pan brat z abstrakcją twierdzili, że po śmierci duszy, jej czysta cząstka zostaje zmagazynowana i trwa w bezruchu i letargu, dopóki nie nadejdzie jej pora. Wtedy znaleziony zostaje odpowiedni punkt na linii czasu, stworzony wzór życia, a następnie dusza zostaje wrzucona ponownie w świat. A co istotne (i niemiłe) nikt się duszy nie pyta, czy ma na to ochotę!
Jak już wspomnieliśmy, istotą ziemskiego czasu, najważniejszej części składowej systemu, jest cykliczność. W systemie rządzi nieuchronna kolejność: narodziny, rozwój, destrukcja, śmierć, rozkład, nowe narodziny. Rozkład i śmierć dotyczą wszystkiego, przyrody żywej i nieożywionej. A zatem roztkliwianie się nad śmiercią nie ma sensu, jest, bo ma być, bez śmierci niema systemu.
To również oznacza, że życie dzieje się w kółko. No i dobrze, co niepokoi, to ów napój zapomnienia. To przecież nokautuje rozwój! Nie ma kumulacji doświadczeń, niema poznawczego „wznoszenia się”, niema boskiej akademii, nauki, struktur, dróg awansu. Łyk z rzeki zapomnienia.., i wszystko literalnie od początku!
Mezopotamsko-hinduską ideę wiecznego koła wcieleń rozszerzył Zaratustra wprowadzając: Sąd Ostateczny, Zbawienie, Zmartwychwstanie Ciał. Sąd ostateczny i zbawienie można przyjąć dosłownie, natomiast zmartwychwstanie ciał nie może być niczym innym, jak alegorią, literacką metaforą, hołdem zauroczonego Jezusem Świętego Mateusza, który pisze (Mat.XX-VII, 52-53): Groby się otworzyły i wiele ciał Świętych, którzy umarli, powstało. I wyszedłszy z grobów po Jego zmartwychwstaniu weszli oni do Miasta Świętego i ukazali się wielu. Masowy marsz ulicami wielkiego miasta martwych ciał, mógłby ujść niezauważony? U żadnego z apostołów oprócz Mateusza, ani w pieczołowicie prowadzonej administracji cesarstwa rzymskiego, owo sensacyjne zdarzenie nie zostało odnotowane.
Wielkie religie, jak mówią zapisy, były swoim przywódcom objawione, i to funkcjonowało we wszystkich znanych przypadkach bardzo podobnie. Najpierw pojawiała się postać duchowa i dyktowała wybranemu człowiekowi (przykładowo Mojżeszowi) system pojęć.
Następnie dochodziło do ukonstytuowania się, wspomagania, i dynamicznego rozwoju. Potem nadchodził program szkoleniowy; rozbudowanie zasad moralnych: zachęta by wybierać „dobro”, nawet za cenę własnych interesów: nagroda w postaci raju (tu pojawiają się nie mroczne zaświaty, a kraina piękna): przewartościowanie duchów przyrody – znikają dobre dewy a na ich miejsce wchodzą złe dewy, duchy ciemności: przykazanie o monoteizmie.
Wnioski. Jeżeli we wspomnianych wyżej kosmologiach jest choćby źdźbło prawdy, perspektywy rysują się przed nami raczej średnio. Zmiana systemu bez kompletnej zatraty, wydaje się niemożliwa, system zapadł zbyt głęboko w psychikę człowieka. Łatwiej zlikwidować – potopy! – i powołać nowy system.
Może mądrze radził Gilgamesza, żeby żyć prostym codziennym życiem, i nie stawiać żadnych pytań? Jeżeli żyjemy w matriksie stworzonym przez intruzów, co jest, jak wszystko inne, możliwe, na pewno brak nam sił i środków, a przede wszystkim wiedzy, aby ich pokonać i „wyjść na wolność”. Pozostaje wierzyć, że istnieje coś na zewnątrz. Coś silniejszego od intruzów łobuzów, jakiś mocarny Absolut, który nas potraktuje poważnie i obroni, bo lubi!
Może nie należy w ogóle za dużo myśleć? Zawsze znajdzie się ktoś, kto napisze operę i wyśpiewa wszystko, co najważniejsze. Czyli historię kobiety i mężczyzny, których miłość nieomal pokonał śpiew syren z jakiejś wyspy. Osobiście nie potrzebuję wiele, mi wystarczyłoby, gdybym miał nad łóżkiem oryginał obrazu Michała Anioła „Stworzenie Adama”.
Andrzej Szmilichowski