Spotkania szwedzko-polskie: kontakt, czy kolizja kultur?

Jestem zawsze tak samo zaskoczona, kiedy odkrywam, jak niewiele wie się w Szwecji o sąsiednim kraju, który – jeśli spojrzeć na to z geograficznego punktu widzenia – leży zaledwie po drugiej stronie Bałtyku. Mimo to Polska wydaje się być mniej lub bardziej białą plamą w szwedzkiej świadomości społecznej. A jeśli już o niej mowa, to jaki jest jej wizerunek w dzisiejszej Szwecji? Przez wiele lat, zwłaszcza w ostatnich dziesięcioleciach ubiegłego wieku, szwedzkie media, zwłaszcza filmowe, chętnie nas karmiły ciągle tymi samymi obrazami, ilustrującymi ówczesną polską szarą, komunistyczną rzeczywistość. Mam do tej pory przed oczami m.in. skurczoną sylwetkę polskiego chłopa, kiwającego się na wozie, ciągniętego przez wolno człapiącą szkapę, wielkie fabryczne kominy, z których buchały kłęby szaro-czarnego dymu, nie wspominając już o nieskończenie długich kolejkach przed sklepami.

Gwoli sprawiedliwości trzeba dodać, że istniał również inny, bardziej życzliwy obraz Polski, który w pewnych okresach dominował szwedzką świadomość.  Pozytywne zainteresowanie Szwedów często zbiegało się z ważnymi wydarzeniami politycznymi w Polsce – wystarczy tu wspomnieć początek lat 80-tych i okres Solidarności, kiedy to zrewidowano dodatnio wizerunek naszego kraju czy też goodwill, jaki uzyskał on w 1980 i 1996 r., kiedy Czesław Miłosz i Wisława Szymborska otrzymali Literacką Nagrodę Nobla. Nie ulega wątpliwości, że życie kulturalno-literackie w Polsce, odzwierciedlające w dużej mierze panujące stosunki społeczne i polityczne, stanowiło niezaprzeczalną siłę przyciągania i życzliwego zainteresowania Polską w szwedzkich kręgach intelektualnych.

Wraz z wielkimi przemianami politycznymi po 1989 roku wiele się zmieniło, jeśli chodzi o poglądy na Polskę. Paradoksem jest jednak fakt, że po upadku komunizmu Polska jako kraj straciła dużo ze swej dawnej egzotyki i swoistej martyrologicznej aury i nie ma w tym stwierdzeniu ani cienia sarkazmu. Bo, powiedzmy sobie szczerze, obraz Polski i Polaków w dzisiejszej Szwecji nie jest zbyt pochlebny. Po krótkim okresie, kiedy uwaga Szwecji była skupiona na wydarzeniach politycznych w Polsce i krótko po wejściu Polski do Unii, Polska nabrała wreszcie tej wagi w oczach Szwedów, na jaką zasługuje. Ostatnio jednak, w związku z aktualnym rozwojem politycznym i innymi, nie tylko pozytywnymi wydarzeniami z tym związanymi, kolejny, mniej aprobujący obraz Polski ponownie (i moim zdaniem zbyt łatwo) zawładnął szwedzką świadomością ogółu. Polacy nadal i zbyt często kojarzą się przede wszystkim z pracą na czarno. A szkoda, zwłaszcza biorąc pod uwagę tych wszystkich rodaków, którzy od lat mieszkają w Szwecji. W grupie tej znajdują się przecież przedstawiciele najróżniejszych zawodów, wnosząc ważny wkład na rynku pracy w różnych jego regionach.

I chociaż bardziej pozytywny wizerunek dzisiejszej Polski nadal bazuje w dużym stopniu na przekonaniu, że jest to kraj, który politycznie podąża własną drogą, z niebagatelnym potencjałem wiedzy i siły roboczej, doceniany jako rozwijający się rynek dla firm z większości branż, jest też mniej chwalebna strona tej opinii, według której Polska jest państwem nieprzewidywalnym i ciągle zaskakującym politycznym i społecznym rozwojem. Nie mówiąc już o tym, że (wraz z innymi państwami byłego bloku wschodniego) zanieczyszcza Bałtyk, a tym samym niweczy wspólne wysiłki Szwedów i innych krajów skandynawskich w kwestiach środowiskowych. Ostatnie reformy szkolnictwa, sądownictwa czy służby zdrowia w Polsce (w tym chociażby kontrowersyjna dyskusja odnośnie zaostrzenia prawa aborcyjnego) również przyczyniają się walnie do niezbyt dla nas, Polaków, wdzięcznego wyobrażenia o naszym kraju.

Nie chcę zagłębiać się w tę kwestię, jako że interesuje mnie tutaj, co zasygnalizowałam w tytule, inna: jak zamieszkali w Szwecji Polacy i Szwedzi współdziałają ze sobą w codziennym kontakcie? W dzisiejszej Szwecji często używa się pojęć „szok kulturowy” (kulturchock) i „kolizja kultur” (kulturkrock). Pierwsze z nich używane jest do opisania reakcji przybysza na nowe społeczeństwo, odmienne pod wieloma względami od kraju, z którego przybywa. Drugie, to dość oględny opis sytuacji, w których dochodzi do mniejszych lub większych konfliktów między różnymi grupami cudzoziemców, a samymi Szwedami. Konfliktów, które mają swoje źródło przede wszystkim w braku wiedzy o swoich wzajemnych krajach, zwyczajach i wzorcach społecznych zachowań. Można by jednak pomyśleć, że „szok kulturowy” czy „kolizja kultur” dotykają przede wszystkim nowoprzybyłych obcokrajowców i stykających się z nimi Szwedów. Łatwo też jest wierzyć, że nieporozumienia czy kontrowersje znikną w momencie, gdy cudzoziemiec nauczy się języka nowego kraju. Niestety, nie zawsze się to sprawdza.

Twierdzę to na podstawie wieloletnich obserwacji oraz też własnych wspomnień, bowiem w ciągu kilkudziesięciu lat pobytu w Szwecji niejednokrotnie byłam świadkiem czy też (zwłaszcza na początku pobytu) sama doświadczyłam niezbyt miłych reakcji, związanych właśnie z odmiennymi wzorcami działania czy myślenia. Aby nie być gołosłowną podam konkretny przykład: jedną z najbardziej typowych różnic, prowadzącą do nieporozumień w życiu codziennym, jest sposób prowadzenia rozmowy. Zgodnie z polskimi zasadami społecznymi rozmówca zazwyczaj bardzo szybko chce się zorientować, z kim ma do czynienia, tzn. kim jest dana osoba, gdzie mieszka, gdzie pracuje, czy ma rodzinę, itd. Polak pyta więc uprzejmie o to i owo, chętnie jednak przyspiesza rozmowę, przerywając co rusz swemu rozmówcy. Ważne bowiem jest dlań, aby też samemu godnie się zaprezentować, co robi ochoczo i ze swadą, przez co Szwed zaczyna czuć się nieswojo, odnosząc wrażenie, że Polak jest męczącą gadułą lub że się chełpi. Cierpliwie jednak słucha i czeka, aż jego rozmówca w którymś momencie zamilknie, żeby i on sam mógł wreszcie coś powiedzieć. Szanse na to ma jednak znikome, jako że Polak ze swojej strony oczekuje, że szwedzki partner w którymś momencie mu przerwie i weźmie czynny udział w rozmowie odnośnie własnej prezentacji. Nie chce go jednak popędzać zadawaniem zbyt osobistych pytań, aby nie wyjść na wścibskiego, więc – w oczekiwaniu na dialog – kontynuuje swój monolog. Jak widać, taka rozmowa może być dla Szweda frustrująca czy wręcz irytująca, podczas gdy Polak zaczyna się zastanawiać, co to za dziwnego typa ma przed sobą, który nie ma mu nic do powiedzenia. Czy to oznacza, że ​​on, tj. szwedzki rozmówca jest znudzony lub niezainteresowany? Nie, to wcale nie musi tego oznaczać. Szwed daje sobie czas na sformułowanie myśli i ubranie ich w słowa, a jednocześnie, dla dobra swojego rozmówcy, nie przerywa, aby jemu z kolei pozwolić na dokończenie wypowiedzi. Wtrącanie się do rozmowy, co według Polaka jest oznaką zaangażowania, Szwed nierzadko potraktuje jako arogancję. Zatem to, co Polak w kontaktach prywatnych i zawodowych może odebrać jako brak zainteresowania czy wręcz lekceważenia, jest niejednokrotnie – jeśli spojrzeć na to z perspektywy szwedzkiej – wyłącznie wyrazem szacunku dla integralności drugiej osoby.

To tylko jeden (oczywiście trochę tu karykaturalnie oddany) z wielu przykładów z życia codziennego, który pokazuje, jak odmienne metody komunikacji mogą czasem prowadzić do niepotrzebnych starć czy animozji. Mimo bowiem napływu imigrantów, szwedzka kultura jest nadal bardzo jednorodna, również pod względem kodu językowego i norm społecznych, różniących się pod wieloma względami od innych krajów. Nie powinno więc dziwić, że Polacy (czy też inni cudzoziemcy) często postrzegają Szwedów jako do przesady zorganizowanych, zaplanowanych, zdyscyplinowanych i (co ważne) lojalnych obywateli swego państwa, ale też powściągliwych, często wręcz nudnych, pozbawionych spontaniczności i poczucia humoru, zahamowanych emocjonalnie, itp. – lista tych szwedzkich „przywar” jest długa i często było mi (i jest) słyszeć narzekania rodaków na ową szwedzką układność i brak fantazji. Z kolei Polacy nierzadko odbierani są przez mieszkańców północy jako niewątpliwie pracowici (zwłaszcza jeśli chodzi o remonty szwedzkich domów czy posiadłości…) i sympatyczni, ale też zbyt hałaśliwi i impulsywni, niesłowni, niepunktualni oraz często wręcz zarozumiali i aroganccy. Dlaczego tak jest?

Cóż, różnice między Polską a Szwecją są pod wieloma względami duże i wynikają po części z odmiennego rozwoju historyczno-społecznego w obu krajach. To, co może być postrzegane przez Szwedów jako polska arogancja czy zarozumiałość, ma niewątpliwie swoje najgłębsze korzenie w wartościach i ideałach dawnej szlacheckiej Polski, a więc w historycznym i symbolicznym wizerunku samorządnego, szlacheckiego właściciela ziemskiego. Znamy wszyscy powiedzenie „Szlachcic na zagrodzie równy wojewodzie”, odnoszące się do przywilejów nadanych szlachcie w XV wieku. Wedle nich nawet najbiedniejszy szlachcic czuł się gospodarzem kraju, a żyjąc bezpiecznie na swoich włościach mógł sobie zgoła bezkarnie poczynać, jako że nawet król nie miał prawa się do tego wtrącać. Niezbyt dla Polaków chwalebne określenie „polski sejmik” (szw. polsk riksdag), często niestety używane w Szwecji na określenie chaosu i bezcelowości dyskusji, wywodzi się i dobrze ilustruje ducha politycznego tamtych czasów. Druga wielka różnica, to położenie najniższej klasy społecznej: w przeciwieństwie do Szwecji, gdzie nie było poddaństwa, w Polsce najbiedniejsza warstwa chłopska jeszcze w połowie XIX wieku w praktyce uzależniona była od pańszczyzny.

W wyniku tej specyficznej sytuacji historycznej, politycznej i społecznej elitarny modus vivendi – bezpośrednia spuścizna po szlacheckich wzorcach i systemach wartości – przetrwał paradoksalnie jako prymarna cecha w polskiej kulturze i mentalności aż do dzisiaj. Podczas gdy w Polsce dopiero w ostatnich dziesięcioleciach środowiska kulturotwórcze zaczęły odkrywać i wykazywać próby asymilacji „ludu”, jako ważnego i akceptowanego składnika kultury narodowej, kultura szwedzka zasadza się na ugruntowanym w czasach praszwedzkiej chłopskiej społeczności etosie kmiecia. Stąd tak w Szwecji popularne i hołubione dziedzictwo kultury chłopskiej zawsze było i nadal jest istotną częścią ogólnej świadomości społecznej. Pamiętając zatem o tym, jak wiele polska tradycja szlachecka znaczy dla Polaków, można uznać za ironię losu fakt, że wizerunek, z którym wielu Szwedów jeszcze do niedawna spontanicznie kojarzyło Polskę – symbolizowany w szwedzkich mediach i świadomości ogólnej przez wspomniany wiejski krajobraz, z kiwającym się na wozie woźnicą czy przez inne sceny oddające miejskie komunistyczne realia – nie przylega bynajmniej do wyobrażeń, jakie sami Polacy mają na swój temat… Sądzę, że w tym właśnie zderzeniu starego, snobistycznego i przyjętego za pewnik polskiego etosu szlacheckiego, z bardziej nieelitarnym, „ludowym” szwedzkim oglądem świata, kryje się decydująca i często prowadząca do nieporozumień różnica w zetknięciu kultur obu tych krajów.

Ostatnio w Szwecji, w związku z napływem obcych narodowości, dużo się mówi i pisze o polityce integracyjnej. Śmiem twierdzić, że Polacy na ogół nie sprawiają szwedzkiemu społeczeństwu zbytniego kłopotu, a jako grupa dość szybko się w nim asymilują. Ale istnieją też bez wątpienia wspomniane wcześniej różnice, utrudniajcie niekiedy współistnienie: szwedzką z góry starannie zaplanowaną organizację wszelkich spraw można przeciwstawić polskiej spontaniczności i „jakoś to będzie”-mentalności, szwedzki powściągliwy sposób zachowania wobec obcych kontrastuje jawnie z polską otwartością i wylewnością, która z kolei przez Szweda może być postrzegana jako natrętna i uciążliwa, nie mówiąc już o różnicach wynikających z odmiennych tradycji religijnych – katolickiej i protestanckiej. Jednocześnie ośmielę się twierdzić, że dopóki jesteśmy świadomi tych obustronnych różnic w sposobach myślenia i działania, zarówno kontakt, jak i próby porozumienia czy zrozumienia nie są niemożliwe. Przeciwnie. Im więcej my sami – Polacy i Szwedzi – zadamy sobie trudu wniknięcia bez uprzedzeń w nasze kultury, tym łatwiejsze będą wzajemne stosunki. To nie tylko puste frazesy: przy obopólnej dobrej woli ewentualne kolizje kulturowe można będzie zastąpić cennymi kontaktami, zarówno jeśli chodzi o relacje zawodowe, jak i prywatne. Może wtedy też słynny i często w Szwecji przytaczany wers z utworu XVIII-wiecznego szwedzkiego poety i trubadura Carla Michaela Bellmana – „Co u diabła obchodzą cię polskie sprawy?”, symbolizujący ducha minionego czasu i ówczesne swary – zostanie w końcu zmodyfikowany i zastąpiony chęcią konstruktywnego sąsiedzkiego bytowania. I oby to było bez utrwalania negatywnych stereotypów czy rozliczania Szwedów z polskiej, a Polaków ze szwedzkiej perspektywy, ale w imię wspólnych interesów i z szacunkiem dla obopólnych podobieństw i różnic, zarówno jeśli chodzi o narodową mentalność, jak i życie społeczne.

A zainteresowanych bliżej tą tematyką odsyłam do znakomitej książki Andrzeja Olkiewicza Jak żyć szczęśliwie w obcym kraju. Niezbędnik emigranta. Wydana przed laty zarówno w szwedzkiej, jak i w polskiej wersji językowej, jest nadal – a nawet coraz bardziej – aktualna!

M. Anna Packalén Parkman

 

En reaktion på ”Spotkania szwedzko-polskie: kontakt, czy kolizja kultur?

  1. Pozbądźmy się uprzedzeń i kochajmy się – jasne!
    Interesujące…
    byłoby porównanie: czy i jak jest obecna Szwecja w polskiej świadomości społecznej?
    Obawiam się, że ten północny sąsiad dla Polaków odwróconych plecami do morza, to nie więcej niż mityczny szwedzki potop i rozwiązłe kobiety…

Lämna ett svar till Rejtan Avbryt svar