Dlaczego od pewnego czasu oprócz ludzi kościoła także polscy politycy, urzędnicy, dziennikarze i zwykli ludzie coraz częściej się „pochylają” nad sprawą czy problemem, a nie po prostu: „zastanawiają się” „analizują go”, „rozważają” czy „rozpatrują”? Przykładowo: arcybiskup Gądecki uważa, że tylko „Ten, kto potrafi uklęknąć przed Eucharystią […] potrafi pochylić się nad potrzebującymi”. Inny arcybiskup (Wacław Depo) — pytając: „jak Krzyża Chrystusowego nie stracić z oczu?” — „pochyla się nad głębią Miłości”. Pochylanie się arcybiskupów, biskupów czy szeregowych księży, choć czasami może brzmieć fałszywie, sugeruje pewną podniosłość, podporządkowanie się Bogu, sakralnej sile wyższej i dlatego może mieć rację bytu, szczególnie dla człowieka wierzącego podczas mszy w kościele.
Na inną siłę wyższą powołuje się Beata Mazurek. Przyznaje, że taką siłą wyższą jest jej partia PiS (My) stwierdzając, ”powinniśmy […] ponownie pochylić się nad tą kandydaturą”, mając na myśli Agnieszkę Dudzińską proponowaną przez PiS na Rzecznika Praw Dziecka. Polityczny pomazaniec tej samej partii, minister Przemysław Czarnek, nie powołuje się natomiast na żadne sankcje wyższe, bo sam we własnej osobie: „pochyla się nad poprawkami zgłoszonymi do ustawy o wyborach”. Ale jakiej sile mają podporządkować się samorządowcy, do których zwraca się Wiceprezes Banku Gospodarstwa Krajowego: „Zachęcam samorządowców, żeby pochylili się nad tematem remontów i termomodernizacji zasobów komunalnych.” Albo co zrobić z Radą Warszawy, która „jeszcze raz musi pochylić się nad uchwałą o podwyżkach opłat za odbiór śmieci”? Co powiedzieć o przedsiębiorcy, który uważa, że: „Ministerstwo Zdrowia musi pochylić się nad branżą dezynfekcyjną” albo o gazecie dla konsumentów, która w tytule pyta: „Czy warto pochylić się nad najtańszym telewizorem QLED?”
Jak widać „pochylenie” zeszło z niebios na ziemię, weszło w lud i zamieszkało w naszej powszechnej mentalności. Co to może znaczyć? Czy w pozycji pochylonej lepiej się myśli? Jak wobec tego pochylonym wstać z kolan? Czy jak człowiek się pochyli, to mu do półkul mózgowych napływa więcej oleju? Co na to biolodzy? Socjolog powie zapewne, że stopień nasycenia językiem kościoła jest proporcjonalny do kościelnej indoktrynacji, czyli do rosnących wpływów tej instytucji na wszystkie dziedziny naszego życia.
Z reguły pochylamy się czy chylimy czoła „przed czymś” czy „przed kimś” istotnym lub przed jakimś fenomenem (talentem). Schylamy głowę przed symbolami (religijnymi czy patriotycznymi) czy osobami, które wzbudzają w nas szacunek czy podziw. Pochylenie w tym sensie to zatem gest poważania, ale też podległości, czołobitności, podporządkowania się. Czy wobec tego ci, którzy twierdzą, że pochylają się nad naszymi sprawami stają się naprawdę sługami tych spraw czy sługami wyższej prawdy, z perspektywy której te sprawy chcą rozpatrywać?
Jak by nie było w obu przypadkach jest to ryzykowne – można stracić dystans i ostrość widzenia. Przede wszystkim chciałoby się wiedzieć o jaką (czyją) prawdę pochylającemu się chodzi. W jakim celu zmienia perspektywę wyprostowanego kręgosłupa na pochylony punkt widzenia? Czy pochylenie się nad prawem do aborcji, na przykład, prowadzi do innej decyzji niż gdyby rozważono je w pozycji wyprostowanej i bezstronnie przeanalizowano? Na podstawie ostatnich skandalicznych wyroków Trybunału Przyłębskiej odpowiedź jest niestety twierdząca. Pochyleńcy parli od lat by uzyskać werdykt zgodny ze swoimi preferencjami, aby narzucić swoje własne, specyficzne widzenie świata wszystkim polskim kobietom i rodzinom.
Pozycja ”pochylenia” zaczyna dzisiaj pełnić funkcję tego, co w PRL-u nazywano zadekretowanym „obiektywizmem”. Wtedy powoływano się na „obiektywizm materialistyczny”, który w istocie był wymysłem ideologów. W ślad za politycznymi frazesami o obiektywnych prawach historii szły decyzje i wyroki katastrofalne dla obywateli, kultury i gospodarki. Nie zamieniajmy zatem obiektywizmu materialistycznego na obiektywizm idealistyczny szczególnie w jego polityczno-religijnej wersji siermiężnego katolicyzmu, który jest podobnie oderwany od rzeczywistości co jego komunistyczny odpowiednik.
Janusz Korek