Duchowość jest pierwszoplanowa. Rozumiem ją jako pogranicze, spirytualna sfera myśli, godzącą dyskurs intelektualny z duchowym aspektem istnienia. Nie jest łatwym sposobem odbioru życia, ponieważ stoi częstokroć w kontrze do wymogów środowiska, intelektualnych i politycznych trendów, w ogóle do wszelkich ideowych (sakralne włączając!), mód i nacisków.
Ciekawi mnie przyszłość. Ta eteryczna i ta patrząc z pozycji czysto fizycznej obecności. Jaka będzie? Biorąc pod uwagę, że część moich mentorów i nauczycieli było ludźmi urodzonymi w dziewiętnastym wieku, dla dzisiejszych młodych, którzy żyć będą nadal pełnią życia w drugiej połowie XXI wieku, ci dziewiętnastowieczni goście, (Ja też, mam już na to przykłady),będą dla nich nie do uwierzenia.
Nie byłem całe życie, ale jestem i mam nadzieję pozostać liberalnym demokratą. Demokracja nie jest tym, co na piśmie. Jest w obyczajach, w radości, w przyjaźni, w przekonaniu, że jak się postaramy i dogadamy, to mamy duże szanse zrobić razem coś sensownego. Ci, którzy lekceważą i obrażają współobywateli myśląc, że posiadanie władzy im na to pozwala i usprawiedliwia każdy czyn, nie tylko do liberalnej ale do żadnej demokracji się nie nadają. Demokracja, wbrew pozorom i sezonowym mutacjom, ma się krzepko i pomimo ciągłych wojen dobrze rokuje na przyszłość.
Wojna? Co czyni wojna? Wiele. Każda wojna, ideologiczna również, bardzo zmienia. Ubierz kogoś w uniform, wyposaż mu głowę w idee i hasła, a może się zdążyć wszystko.
Nie pisałbym tego, gdybym sam nie przeżył II WŚ i komunizmu. Znam i pamiętam gwałt i niesprawiedliwość, mam je wytatułowane na ciele i duszy. Ale cóż, kiedy my starsi opowiadamy o dziesięcioleciach ucisku, presji, intelektualnego zatrucia, szczucia ludzi na ludzi, młodzi, którzy mają już inne doświadczenia, chcieliby słyszeć co innego, historyjki bliższe ich czasom i sercom. Szerokim nurtem płynie opowieść, a czas zawęża ją w bruzdy doświadczeń. Motywy przeszłości przestają ciekawić młodsze generacje, które pędzą, prą do przodu nie zainteresowane tym, co było. Niefrasobliwość, eskapizm, czy po prostu naturalna kolej rzeczy?
Zwykły człowiek, codzienny, woli żyć w niewiedzy (By powstrzymać rozczarowanie?). Nie może skreślić tego, co już się stało, ale zmieniając oświetlenie i barwę, brzmienie i proporcje, można zobaczyć czas miniony i przyszły z innej perspektywy.
Próbujemy hamować nadobfitość rzeczy i zdarzeń, opanować nagłe upadki, by się uchronić (ochronić miłość?) przed zabójczym pędem. Jesteśmy, my, planeta Ziemia, systemem zamkniętym, a postępujemy jakbyśmy zupełnie nie rozumieli, że niszczenie natury jest czynem samobójczym.
Czyżbyśmy sami byli twórcami tego podejrzanego paradoksu? Wszak to my, człowiek, wynaleźliśmy, dali obywatelstwo i usprawiedliwili, g r z e c h! I w tym momencie zobaczyłem oczami duszy obraz błazna Bony Stańczyka (Jan Matejko), gdy ten usłyszał o stracie /nomen omen/ Smoleńska. Stańczyk wiedział? On wiedział! Bez grzechu nie byłoby świata.
Andrzej Szmilichowski