Gorzkie żale /spóźnione zaduszkowe/

Stwórco nasz i Panie litości, zrób coś byśmy choć trochę mądrzejsi byli! Słowa te mogłyby być (spóźnioną nieco) introdukcją do tysiące lat temu powstałego ponadczasowego zapisu „Epos o Gilgameszu”, (sumeryjskim władcy rządzącym miastem Unug, 1 połowa III tyś. p.n.e.). Napisano tam, że Gilgamesz, człowiek mądry, wyraził następującą myśl: „Po swojej śmierci człowiek wędruje do świata umarłych. Wędruje tam jako cień. Ten cień jest duchowym powieleniem człowieka”.

I tyle. Mądrej głowie dość trzy słowie, mawiali sarmaci. Otóż nie całkiem dość. Od dwóch tysięcy lat ludzkość nie potrafi pojąć i powszechnie zaakceptować, że ma identyfikacyjne kłopoty. Życie, a zatem świadome istnienie, nie kończy się na ustaniu procesów chemicznych zachodzących w maszynie, w aparacie jakim jest ciało. Zgon i anihilacja ciała, to dopiero początek, uwolnienie od bagażu i start do wspaniałej, wypełnionej miłymi niespodziankami drogi!

Jesteśmy – my, człowiek – przypadkiem nieomal beznadziejnym. „Nieomal”, gdyż niewielką ale jednak nadzieję, mamy w mędrcach. Mędrzec zapisał: „Słuszna myśl rzucona w przestrzeń, zawsze znajdzie swoje echo”. Dla mnie to brzmi optymistycznie i oznacza, że ciągle mamy szansę zmądrzeć. Wierzymy mędrcom, w końcu służą nam swoją wiedzą i mądrością, tylko co nam z tego, że „słuszna myśl” k i e d y ś „znajdzie swoje echo”?

Jesteśmy od czasów Gilgamesza lekko licząc dwusetną którąś, zabetonowaną w ignorancji generacją, nie potrafiącą pojąć – między innymi z powodu zarozumiałości, pychy i koszmarnego zadufania w sobie religii – że los świata zależy od jednego tylko, od poziomu miłości jednego człowieka do drugiego człowieka. Nie powtarzane przez wieki, uniżone deklaracje miłości do Ozyrysa, Seta, Buddy, Jahve, Jezusa, Matki Boskiej, Mahometa, a ludzi do ludzi! Gdy to pojmiemy będzie lżej żyć, bowiem łatwiej poruszać się swobodnie na jednym planie, gdy się jest wolnym na drugim.

Kochajmy świat, kochajmy ludzi, kochajmy siebie. To nadzwyczaj ważna deklaracja, ale… jak wszystko co istnieje pod słońcem, ma swój cień. Ma cień, ponieważ jeżeli kochasz, jeśli nawet kochasz do zatraty, do szaleństwa, to wcale nie oznacza, że musisz lubić. Ech, gitaru!

Andrzej Szmilichowski

Lämna ett svar