Mieliśmy szczęście. Po wybuchu wulkanu na Islandii chmura popiołu nad Europą zmalała i nasza podróż do Grecji mogła odbyć się bez przeszkód. Szczęście sprzyjało nam także, kiedy przyjaciółka obiecała odwieźć nas na lotnisko.
W hali odlotów znaleźliśmy szybko stanowisko z nazwą naszego celu podróży. Kolejki prawie nie było. Zadowoleni wręczyliśmy bilety i paszporty, ale panienka za kontuarem wyglądała na zatroskaną.
– Nie mogę was odnaleźć na liście pasażerów. Może lecicie z innym biurem? Kilka samolotów leci do tego samego celu.
Miała rację. Wczesnym rankiem mózg mój pracuje na niskich obrotach. Mieliśmy lecieć z innym przewoźnikiem. Znaleźliśmy właściwe stanowisko, oczywiście z najdłuższą kolejką. Na szczęście mieliśmy dużo czasu. W końcu przyszła nasza kolej. Nowa panienka za kontuarem też wyglądała na zmartwioną.
– Wasze nazwiska na biletach nie zgadzają się z danymi w paszporcie.
Okazało się, że imię Małżonka podano jako nasze nazwisko. Byłam pewna, że sprawdziłam dokładnie dane: czas odlotu, nazwę hotelu i wszystkie przywileje, ale przeoczyłam nazwisko. Było takie znajome.
– Czy to znaczy, że nie polecimy? – zapytałam niespokojnie.
– Nie ma problemu. Muszę tylko zadzwonić do biura podróży i to wyjaśnić.
– Ale jest siódma rano, a biuro otwierają o dziesiątej.
Nadal byłam niespokojna.
– To też nie problem. Biuro ma numer awaryjny czynny całą dobę.
Odprężona zadowoliłam się tą informacją. Wszystko w tym kraju funkcjonuje jak w zegarku.
– W międzyczasie proszę przejść na stronę i czekać – dodała panienka.
Czekaliśmy długo, na szczęście, nadal było dużo czasu. W końcu wręczono nam karty pokładowe. Byliśmy jednymi z ostatnich pasażerów. Szczęśliwie dostaliśmy miejsca na przodzie pokładu, nie musieliśmy przeciskać się wąskim przejściem.
Kiedy zbliżał się czas odlotu usłyszeliśmy głos pilota.
– Niestety nie możemy natychmiast wystartować. Para pasażerów ma problem z paszportami i nie może lecieć.
Natychmiast pomyślałam, że chodzi o nas. Ale mieliśmy szczęście. Chodziło o inną parę.
– Ponieważ nie wolno nam przewozić bagażu bez pasażerów, musimy wyładować ich walizki. Jeśli będziemy mieć szczęście zajmie to około 10 minut. Tym razem nie mieliśmy szczęścia. Walizki były głęboko ukryte w bagażniku pod pokładem, zajęło dokładnie godzinę, aby je odnaleźć.
Wylądowaliśmy z zaledwie piętnastominutowym opóźnieniem, szczęśliwie lecieliśmy z wiatrem. Zakwaterowano nas w przytulnym apartamencie na parterze. Mieliśmy jednak pecha, że taras wychodził na wschód. Żegnajcie przedkolacyjne drinki na tarasie przy zachodzącym słońcu. Poranne słońce ma jednak tę zaletę, że skutecznie suszy ręczniki i kostiumy kąpielowe, które dodatkowo wilgotnieją nocą. Nad ranem dojrzałam w łazience pająka. Powiadają, że rankiem pająki przynoszą pecha, a wieczorem szczęście. Osobiście oba warianty napawają mnie obrzydzeniem. Ale Małżonek zgrabnie unieszkodliwia pająki. Rzuca na nie mokry papier toaletowy. Tym razem robił to trzy razy, zanim trafił. Ale co zrobić z pająkiem w papierze, w kraju, gdzie ze względu na wąskie rury kanalizacyjne nie wrzuca się papieru do toalety? Zaryzykowaliśmy i mieliśmy szczęście. Toaleta się nie zatkała.
Hotelowi goście, jako dodatkowy przywilej, mogli jeść kolacje również w innych hotelach, zwykle bez dodatkowej opłaty. Czasem, zależnie od kategorii, należało trochę dopłacić. Drugiego wieczoru postanowiliśmy więc spróbować szczęścia w hotelu dość oddalonym od naszego. Panienka w recepcji zapewniła nas, że dopłaty nie będzie. Na miejscu wręczyliśmy kelnerowi specjalną kartę Dine Around uprawniającą nas do kolacji. Kelner zmarszczył czoło, spojrzał podejrzliwie na kartę i powiedział zafrasowany:
– Proszę nam wybaczyć, ale mamy tu zamęt. Otworzyliśmy restaurację dopiero przed dwoma dniami i jesteście pierwszymi gośćmi z taką kartą. Co roku zmieniają się zasady. Muszę spytać szefa.
Pobiegł na górę, a my w międzyczasie obejrzeliśmy bufet. Wyglądał smakowicie. Po chwili kelner powrócił, nadal zakłopotany.
– Nikt tu nie wie, jak funkcjonuje wasza karta. Wygląda na to, że trzeba będzie coś dopłacić. Spytam koleżanki.
Koleżanka przestudiowała uważnie barwne tabele i diagramy na komputerze i potwierdziła konieczność dopłaty. Na wszelki wypadek zadzwoniła także do naszego hotelu, gdzie zdementowano wcześniejszą, błędną informację. Kolacja będzie trochę droższa. Nie zraziło nas to. Jagnięce kotlety z grilla pomogły nam podjąć decyzję. Kelnerka z miną winowajczyni zaproponowała:
– Chcemy wynagrodzić was za nieporozumienie. Mieliście długą drogę do naszego hotelu. Czy możemy przynajmniej zaprosić na wino?
Propozycja została entuzjastycznie przyjęta. Zadowoleni i najedzeni powróciliśmy do naszego hotelu. Panienka w recepcji przywołała nas gestem. Ją również męczyły wyrzuty sumienia.
– Tak mi przykro, że udzieliłam błędnej informacji. Bardzo przepraszam.
I jako rekompensatę wręczyła nam dwa kupony na bezpłatne drinki do baru. Tego wieczoru rzeczywiście dopisało nam szczęście.
Byliśmy tak zadowoleni z urlopu, że chętnie przedłużylibyśmy pobyt. Szkoda, że chmura popiołu nie wstrzymała powrotnego przelotu, tak jak to przydarzyło się naszym znajomym. Zyskali dodatkowy, darmowy tydzień wakacji. W samolocie dostałam pechowo miejsce obok potężnego grubasa, któremu tłuszcz przelewał się przez fotel. Nie można mieć zawsze szczęścia.
Teresa Urban