Anegdotki dyplomatyczne

To lektura lekka, łatwa i przyjemna. Zwłaszcza dla czytelnika, który interesuje się trochę historią. “Dyplomatyczny cicer cum caule” Jakuba T. Wolskiego to zbiór anegdot – i historycznych i współczesnych – dotyczących dyplomacji.

Niektóre historie są znane, inne mniej – Wolski, prawnik i dyplomata (był w służbie zagranicznej od 1972 do 2016 roku – pracował w konsulacie generalnym w Nowym Jorku, w ambasadzie w Bagdadzie i w Waszyngtonie, był ambasadorem w Tripolisie i Kopenhadze) zebrał je w pokaźny tomik, uzupełniając o własne doświadczenia dyplomatyczne. To się czyta.

Ze “szwedzkiego” punktu widzenia moją uwagę zwróciły fragmenty poświęcone dyplomatycznej karierze jednego z pierwszych – po upadku komuny – konsuli w Sztokholmie, Jerzego Uldanowicza. Dobrze zapisał się w pamięci na tym stanowisku. Wolski nie szczędzi mu pochwał. Był zresztą dla autora książki osobistym przyjacielem i mentorem.

“Do grudnia 2005 roku – a więc do czasu zainstalowania się w MSZ ekipy PiS-u – Jerzy ściśle współpracował z Departamentem Prawno-Traktatowym, przygotowując szereg poważnych ekspertyz wymagających wyjątkowych kwalifikacji fachowych. Nieprzypadkowo użyłem tu wyrazu “wyjątkowych”. Nie mam bowiem cienia wątpliwości, że Jerzy Uldanowicz był – i to przez kilka dziesięcioleci – najwybitniejszym w kraju specjalistą z zakresu problematyki traktatowej”.

Pamiętam, że przybyciu Jerzego Uldanowicza do Sztokholmu, chyba w 1991 roku (?), towarzyszyły dość powściągliwe reakcje ze strony środowiska emigracyjnego. Nie było bowiem tajemnicą, że przyjeżdża ktoś, kto już od lat 50-tych jest pracownikiem Ministerstwa Spraw Zagranicznych, a więc w nowych czasach przysyłano do Sztokholmu kogoś ze starej gwardii. Ale dość szybko okazało się, że obawy były nieuzasadnione.

Tak pisze w książce Jakub T. Wolski:

W czasie swojej rzeczywiście wyjątkowo długiej pracy w resorcie spraw zagranicznych, Jurek stał się też swoistym “człowiekiem instytucją” w zupełnie innej sferze. Wiązało się to z jego pasją turystyczną. Przez wiele lat organizował i prowadził liczne wycieczki krajoznawcze, spływy kajakowe i wędrówki górskie. Ale nie to stanowiło o wyjątkowej pozycji Jerzego Uldanowicza w MSZ w okresie PRL-u. Otóż Jerzy nie należał do PZPR. Stąd też nigdy nie awansowano go na funkcję dyrektorską, chociaż przez całe lata kierował DPT z pozycji wicedyrektora. (…) Miał niesłuszne pochodzenie społeczne. Był niestety synem przedwojennego oficera zawodowego, w dodatku uczestnika wojny polsko-bolszewickiej, odznaczonego Virtuti Militari i Krzyżem Walecznych”.

Przez długi czas, będąc w Sztokholmie, Jerzy Uldanowicz współpracował ze środowiskami emigracji niepodległościowej, bardzo interesował się sprawami kombatantów. Ale też musiał znosić afronty niektórych zaciekłych działaczy, którzy własną piersią bronili dostępu do Ośrodka Polskich Organizacji Niepodległościowych, nie pozwalający na wizytę konsula w tym ośrodku. Ale to już historia.

Jerzy Uldanowicz blisko zaprzyjaźnił się w Szwecji z charyzmatyczną Marylką Sobocińską, żołnierzem AK, szykanowaną później w PRL-u. A ona mu zaufała. Uldanowicz zmarł w Warszawie w 2018 roku. Dobrze, że autor książki, Jakub T. Wolski, go wspomina.

(St.S.)

Jakub T. Wolski: Dyplomatyczny cicer cum caule. Iskry, Warszawa 2019, s.280

Lämna ett svar