Historyczna renoma, głosząca szwedzką rzetelności i lojalności obywatela wobec państwa, legła w gruzach dawno temu. Szwedzi oszukują na potęgę, od deklaracji podatkowych poczynając, na jeżdżeniu metrem na gapę kończąc, i my obcokrajowcy mamy niestety w tym ich „staczaniu się” swój niechlubny udział.
Czas interesów robionych wyłącznie „na biało” skończył się bezpowrotnie wiele lat temu, a drogę przecierała afera Boforsa i potężnych łapówek dla najwyższych kręgów władzy w Indiach. Mówiono wówczas o premierze Indii, oraz że był w to wszystko także zamieszany ówczesny premier Szwecji Olof Palme.
Prawo polaryzacji wymaga równowagi. Jeżeli więc mówimy o „białym”, wymagana jest obecności „czarnego”, i to by było na tyle jeśli idzie o introdukcję tematu. Przejdźmy do konkretów.
Nagle i intensywnie rozbolał mnie ząb i polecono mi Osobę – której płci ani imienia nie zdradzę, identyfikacja nie jest rolą felietonisty – leczącą zęby na czarno (prawda jak to ładnie brzmi – zęby na czarno?). Co Osoba wyrabiała z tym zębem – i proszę nie zapominać, że na końcu zęba byłem ja! – nie będę opisywał, bo nie idzie o szczegóły mego cierpienia.
W końcu Osobie uciekłem i pobiegłem do Pani Dentystki, błagając o ratunek. Przyjęła mnie i uratowała życie, sprawna i solidna robota, ani słowa. Spotkaliśmy się trzy razy i jestem zupełnie pewien, że ten ząb mnie przeżyje. Z tym że…, ale to już muszę zrelacjonować dokładniej, gdyż wymaga tego oprócz innych powodów, wdrożony mi od dziecka szacunek do pracy i pieniędzy, oraz logika relacji między nimi.
Otóż jak już wspomniałem odbyliśmy z Dentystką seansów trzy. Otrzymałem za to rachunek w wysokości 3.626 koron, minus 514 tandvårdsersättning, do zapłacenia 3.112 koron. Kwota powyższa podlegała rozbiciu na: pierwsza wizyta – (pół godziny) 740 koron, drugą – (45 minut) 2.246 koron, i trzecią – (pół godziny) 630 koron.
Nie mam nic do zarzucenia Dentystce, jest osobą o nieskazitelnej renomie zawodowej i karierze bez cienia. A że kasuje do syta? Kto by nie kasował, kiedy są takie możliwości! Moje pretensje kieruję ku systemowi pozwalającemu na to. Poza tym czegoś tu nie rozumiem. Nie mówię już o pierwszej i trzeciej wizycie, interesuje mnie druga, gdyż wykracza poza moje pole pojmowania. Co może jeden dentysta robić przez 45 minut przy jednej dziurze w zębie, co jest warte dwa tysiące dwieście czterdzieści sześć koron?
Następne i ostatnie pytanie kieruję do premuiera rządu szwedzkiego: jak to się ma do przeciętnej miesięcznej pensji państwa, w którym jest premierem? Zakładając optymistycznie, że ludzie zarabiają przeciętnie około 10-12 tysięcy koron netto (artykuł pisany w 2005 roku! – dop. red), a emeryci oczywiście mniej, a to oni mają najwyższe koszty stomatologiczne, leczenie mojego zęba kosztowało powyżej 20% miesięcznej pensji. Już z tego choćby powodu, należałoby czym prędzej przepędzić socjaldemokratów z parlamentu gdzie pieprz rośnie! Stomatologia stała się niejako miernikiem statusu socjalnego – pokaż mi swoje zęby, a ja ci powiem co masz w portfelu.
Nie będę się dalej rozpisywał, ale jedno zdradzę. Po wyjściu z gabinetu Dentystki byłem wściekły na siebie, że tak beznadziejnie ułożyłem swoje życie. Na karierę i kasę zawodowego tenisisty, pomimo miłości do tego sportu, brak mi było talentu, moje szanse za otrzymanie Nagrody Nobla z literatury (i kasy!) są realne raczej tylko jako hipoteza, ale dlaczego na Boga żywego nie poszedłem na stomatologię!
Andrzej Szmilichowski