Arcybiskup. Moje wspomnienie

Przekleństwo Michała Moszkowicza się sprawdza. Znowu piszę „nekrolog”. Jestem w dobrym towarzystwie. Tadeusz Nowakowski senior też pisał nekrologi, które właściwie były esejami o zmarłych znanych mu ludziach. Opublikował nawet te eseje w wydanej w Londynie książce: Aleja dobrych znajomych. Ale niedościgłym nekrologistą był WAZ czyli Wacław Alfred Zbyszewski. Ludzie bali się umierać, gdy spodziewali się, że WAZ ich pożegna. Tadeusz Nowakowski twierdził, że Wacio był wielkim erudytą, choć  czasem coś pokręcił. Przekonałem się o tym, gdy w swojej książce Zbyszewski umieścił mnie, jako: „Ludomira Garczyńskiego-Gąseckiego”. Mimo, że znaliśmy się już wtedy 20 lat.

Ubolewałem, gdy zmarł młodszy ode mnie o rok, Andrzej Nils Uggla, że ludzie umierają za młodo. Nie spodziewałem się wtedy, że w niedługim czasie będę pisał o zmarłym w wieku niecałych 63 lat Arcybiskupie.

Episkopat polski liczy sobie obecnie 6-ściu kardynałów, 29-ciu arcybiskupów i ponad stu biskupów. Wydawać by się mogło, ze śmierć jednego arcypasterza w takiej populacji to nic wielkiego A jednak nie. Pustki po zmarłym nagle w Rzymie wybitnym intelektualiście nie da się łatwo zapełnić. Dnia 10 lutego br odszedł Metropolita lubelski Abp Józef Życiński.

Jest tajemnicą poliszynela, że istnieje podział w episko-pacie polskim. Biskupi też ludzie i do tego Polacy, i nie ma nic dziwnego, że każdy ma swoje zdanie i swoje poglądy polityczne. Mnie osobiście bliskie są poglądy takich hierarchów jak: Gocłowski, Pieronek, Nycz, Muszyński, czy właśnie Życiński. Z wymienionej piątki poznałem tylko dwu ostatnich. Miałem przyjemność podyskutowania z abp. Muszyńskim w Sztokholmie i dwa razy spotkać się w Tarnowie z ówczesnym biskupem ordynariuszem Józefem Życińskim.

Rok 1993. W Tarnowie z inicjatywy ówczesnego wojewody (przepraszam, że nie zapamiętałem nazwiska) zwołano pierwsze Forum Prasy Polonijnej. Poza wyżej nie wymienionym wojewodą forum te otwierali: premier Waldemar Pawlak i tarnowski biskup ordynariusz Józef Życiński. Obaj oficjele wypadli bardzo dobrze. Nie potwierdziła się opinia o Pawlaku – Sztywniaku, niemalże robocie. Ówczesny premier RP miał inteligentne przemówienie i potem nawiązał dobry dialog z uczestnikami forum. Przebił go jednak biskup, który po krótkim powitaniu obecnych i po stwierdzeniu, że ziemia tarnowska jest jak najbardziej predestynowana do zjazdów Polonii, bowiem z tych okolic była największa emigracja z ziem polskich za granicę (przeważnie do USA i Brazylii) zaprosił uczestników forum na następny dzień do Pałacu Biskupiego.

Bp Józef Życiński, jakby nie było ordynariusz ważnej diecezji, kontrastował z wystrojem rezydencji. Podobnie, jak swego czasu abp Karol Wojtyła ubierał się w prostą księżowską sutannę bez żadnych upiększeń. Ale nie tym tylko zaskoczył gości.

Ksiądz Józef Życiński – profesor dr habilitowany filozofii i teologii  należał do niepokornych księży, sprawiających kłopoty episkopatowi w okresie PRL. Uważał bowiem, że obowiązkiem księdza jest głoszenie prawdy nawet wtedy, gdy psuje to „dobre stosunki” pomiędzy państwem i Kościołem. Ostrożny ówczesny Prymas nie był tym zachwycony, ale ksiądz profesor miał poparcie Jana Pawła II, z którym prywatnie się przyjaźnił i który mianował go w 1990 biskupem ordynariuszem diecezji tarnowskiej.

Już jako biskup, w Polsce już niepodległej, Józef Życiński wypowiedział się parokrotnie między innymi w Gazecie Wyborczej za dekomunizacją i ukaraniem zbrodni komunistycznych.

Gdy zaproszono nas do Pałacu Biskupiego to po obfitym poczęstunku pierwsi zabrali głos nasi koledzy z polonijnej prasy amerykańskiej i kanadyjskiej. Nawiązali naturalnie do wypowiedzi biskupa na temat dekomunizacji. Proponowali, jakąś drugą Norymbergę i dożywotnią dyskryminację wszystkich ludzi, którzy zajmowali jakiekolwiek stanowiska w PRL (od sołtysów poczynając). Tych w gorącej wodzie kąpanych naszych kolegów spotkało wielkie rozczarowanie. Biskup Życiński wytłumaczył bowiem co miał na myśli. Powiedział mniej więcej tak:

Norymbergę – moi panowie – to można robić wtedy, gdy się kogoś pobije w polu, a nie przekona przy stole, do którego było się zaproszonym. Ukarać należy tych co popełnili konkretne zbrodnie. A wszystkim innym należy dać szansę tak, jak to zrobił Naczelnik Piłsudski w stosunku do oficerów armii zaborczych i urzędników tejże administracji”. Po czym biskup powiedział nam, “że to właśnie w Tarnowie wcześniej niż w Lublinie, Krakowie czy Warszawie ukształtowały się władze polskie i ogłoszono niepodległość” – (cytuję z notatek).

Ks. Józef Życiński był filozofem, habilitował się na podstawie pracy o kosmologii relatywistycznej. Stąd blisko do fenomenologii i do ks. Józefa Tischnera oraz Aleksandra Orłowskiego. Gdy przedstawiłem się i powiedziałem, że jestem ze Sztokholmu, Jego Ekselencja spytał mnie czy znam profesora  Orłowskiego, którego on poznał we Wrocławiu na zorganizowanym przez księdza Tischnera seminarium na temat Husserla. Gdy powiedziałem, że znam, kazał mi go serdecznie pozdrowić. W rok później na następnym zjeździe w Tarnowie pozdrowiłem Biskupa od Orłowskiego i przekazałem mu prezent od Olka, jakąś książkę w języku niemieckim. W parę lat później Ojciec Święty awansował biskupa Życińskiego i przeniósł go do Lublina na Arcydiecezję i mianował Wielkim Kanclerzem Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. Nominacja ta była konieczna, bo na KUL-u źle się działo.

Założony u zarania II Rzeczypospolitej Uniwersytet Lubelski (od 1928 z przymiotnikiem katolicki) przetrwał jakoś okupację i Polskę Ludową z tym, że w PRL-u ograniczono mu działalność i dodano konkurencję. W Krakowie, w Warszawie czy w Poznaniu wystarczył jeden uniwersytet. W „wielkim” Lublinie musiały być dwa. I naturalnie ten drugi podbierał KUL-owi wydziały. W czasach komunistycznych KUL odgrywał rolę nie do przecenienia. Był schronieniem dla źle widzianych wykładowców i relegowanych po marcu 1968 studentów m.in. Adam Michnik tam dokończył swoją edukację. Po przemianach w Polsce KUL obsadzili związani z ZChN-em radykałowie, którzy zmienili charakter tej zasłużonej uczelni. Znaleźli tam przytułek byli koncesjonowani działacze katolicy w rodzaju profesora Ryszarda Bendera byłego posła na Sejm PRL „wybierany” w czasie stanu wojennego. Bender był też prezesem Klubu Inteligencji Katolickiej w Lublinie co spowodowało usunięcie tego klubu z federacji KIK-ów i doprowadziło do jego likwidacji w ramach uzdrawiania stosunków w diecezji przez nowego arcypasterza.

Zmarły Arcybiskup był tytanem pracy. Administrowanie „trudną” diecezją nie przeszkodziło mu w pracy twórczej i naukowej. Po za KUL-em wykładał w Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie a także za granicą w Berkeley, Oxfordzie, w Waszyngtonie i w Sydney. Wydał ponad 50 książek w różnych językach, napisał ponad 300 artykułów, które publikował w Tygodniku Powszechnym i Gazecie Wyborczej. Współpracował też ze Znakiem, Więzią, Rzeczpospolitą i Niedzielą. W roku 2005 otrzymał Medal św. Jerzego ustanowiony przez Tygodnik Powszechny po śmierci Jerzego Turowicza. A w roku 2007 Gazeta Wyborcza ogłosiła go Człowiekiem Roku za: konsekwentną obronę wartości ładu demokratycznego i pluralizmu, oraz za chrześcijańskie świadectwo humanizmu i tolerancji.

Jako jeden z najmłodszych wiekiem hierarchów był nadzieją polskiego kościoła. Stał u progu wielkiej kariery mógł zostać Prymasem lub przewodniczącym Episkopatu Polski. Los chciał inaczej.

Ludomir Garczyński Gąssowski

Lämna ett svar