Jesteś w Sztokholmie po raz pierwszy. Kierujesz się ku centrum. Wiesz, że jego symbolicznym oznaczeniem jest Kristallvertikalaccent (Kryształowy Pionowy Akcent w Szkle), czyli popularna “iglica” na placu zwanym Sergels Torg. Dochodzisz do dwupoziomowego owalnego placu z fontanną, z której wyrasta owa iglica. Stajesz przy schodach, które prowadza w dół do “Plattan” (niższej płyty placu), skąd czmychnąć można w podziemne działy domów handlowych. Słyszysz hałasy. Po przeciwległej stronie placu trwa budowlany rwetes. Powstają nowe masywne budowle banku, hotelu, biur. Obramowują plac wokół którego wszystko jest ekspresją funkcjonalnej nowoczesności, poddanej dyktaturze kątów prostych.
Po prawej stronie ukazuje się Tobie długi szklany Dom Kultury, po lewej dostrzegasz pięć wysokich płaskich “żylet” budynków biurowych ustawionych w rzędzie. Znaczą szlak otwartego pasażu handlowego prowadzącego ku Hötorget, pobliskiemu nieformalnemu rynkowi miasta. Rozglądasz sie na boki, ciekawy miasta o którym słyszałeś, że jest urodziwe i malowniczo położone. Jesteś zdziwiony tym, co tu spotykasz. Widzisz jedynie architektoniczne instalacje Postępu, otoczonego w tym mieście religijną wręcz adoracją. Nie pozostaje Tobie nic innego, jak poczuć się uczestnikiem snu o doskonałym mieście Le Corbusiera albo, co gorsza, Oscara Niemayera (autora przerażającego nieludzką „moderną” miasta Brasilii).
Walec nowoczesności przejeżdżał przez Sztokholm raz po raz. Zaczęło się to wszystko w latach 50-tych XX wieku, kiedy prometejski płomień dotarł do śródmiejskiej części Sztokholmu, zwanej Nedre Norrmalm i sprawił, że zburzono całe kwartały historycznej zabudowy. Uznawano ją za zacofaną, nie spełniała bowiem wymaganych standardów sanitarnych. Pretekstem do rozrycia ziemi w tej części miasta była budowa pierwszych nitek metra. Kiedy uśmiercano ponad 150 nieruchomości w dzielnicy pełnej, jak mówiono wtedy: „sugestywnej romantyki”, nie było słychać głosów sprzeciwu. Zdecydowana większość Sztokholmian, w miejsce zatęchłej od wilgoci prymitywnej dzielnicy, pragnęła nowoczesnego miasta, które przypominałoby światowe metropolie.
Ówczesna budowa nowoczesnego centrum Sztokholmu była największym projektem przebudowy miasta w szwedzkiej historii i jednym z największych przedsięwzięć urbanistycznych w powojennej Europie (pomimo silnej konkurencji projektów wydobywających spod gruzów wojny zniszczone miasta na Kontynencie). Do dziś budzi ona podziw admiratorów postępu, jak i krytykę wciąż aktywnych jej przeciwników. Dla rządzących socjaldemokratów oznaczała ziszczenie ideałów Postępu. Wyrażały się one prostym przesłaniem:- to co stare i zasiedziałe, jest automatycznie gorsze. Każda zmiana zaś jest dobra i może być zmianą tylko na lepsze. Powstaną dobre mieszkania, nowe miejsca pracy, drogi, zwłaszcza szosy, które umożliwią sprawniejszy, przyrastający na znaczeniu, ruch samochodowy. Socjaldemokraci lat 50-tych i 60-tych czuli się zbawieni ideą auta jako wyznacznika standardu życia. Poza tym, dla mentalności człowieka stawiającego na postęp, oczywistym było, że nie ma co się użalać nad rozlanym mlekiem sentymentalnie pojmowanej wartości historycznej. „Religia postępu” zakładała niemal komunistyczną wiarę w nowego człowieka, dla którego ważna jest przyszłość, zaś przeszłość oznacza niepotrzebny balast. I to konkretny, wyrażony złymi standardami zamieszkania. Co było prawdą. Poddana zniszczeniu zabudowa Norrmalm nie odpowiadała ambicjom wygody życia na miarę nowych czasów.
Przebudowa śródmieścia, zwana Norrmalmsreglering, kiełkowała w planach miejskich już od przedwojnia, realny kształt przybrała zaś w latach 50-tych, by przeorać Norrmalm w latach 60 tych. Była dziełem wpływowej jak nigdzie indziej socjaldemokratycznej nomenklatury. Twarzą radykalnej przebudowy Sztokholmu był Hjalmar Mehr, prowadzący zarząd miasta w latach: 1958-1966 i w latach 1970-1971.
Za jego rządów, pod kły koparek dostały się wcale nie tak stare pałace, budowle publiczne, budynki w tzw. „dzielnicy prasowej”, kościoły, teatr. Były to obiekty będące świadectwem wzrostu znaczenia miasta na początku XX wieku. Zniszczono również szeregów budynków mieszkalnych. W miejscach znaczonych kraterami budowlanymi przygotowywano nowoczesne, wysokie i funkcjonalne domy.
W pierwszej fazie przebudowy, w zawrotnym tempie powstawały nie tylko nowe obiekty, również ich projekty opracowywano na prędce. Politycy miejscy, w związku z harmonogramem budowy linii metra uznali, że na rozpisanie konkursu architektonicznego po prostu nie ma czasu. W drugiej fazie przebudowy, Miasto Sztokholm wraz z Bankiem Centralnym (Riksbanken) ogłosiło jednak w 1965 roku konkurs na koncepcję zabudowy części rozpostartej na południe od Sergels Torg. Zwycięzcą okazał się EGT, zespół znanych architektów: Ralph Erskine, Leonie Geisendorf, Anders Tengbom. Ich projekt wniósł w układ nowego kwartału ( od Sergel Torg do Gustav Adolf Torg) te elementy, które i dziś decydują o jego charakterze. Kolejno powstawały ogromne budynki banków i domów towarowych, formujące centralne i dziś ulice Sveavägen i Hamnsgatan. Szerokie ulice i trasy przelotowe usprawniły rosnący na znaczeniu ruch samochodowy.
Całość „Norrmalmsregelring”, czyli przebudowy śródmieścia w okresie lat 1950-1970, przyczyniła się do utworzenia nowego centrum, pełnego funkcjonalistycznych pomysłów, będących ikonami ideologii ufundowanego na oświeceniowym optymizmie.
Przybyłeś do Sztokholmu i po krótkim spacerze z dworca centralnego widzisz efekty owej transformacji. Znajdujesz się przy wspomnianym placu z iglicą i fontanną, po chwili jesteś przy Hötorget. To, co widzisz to efekty wielkiej modernizacji śródmieścia z lat sześćdziesiątych. I co? Dziś centrum miasta nie robi na nikim wrażenia. Sam po chwili stwierdzisz, że jest szarą, anonimową częścią miasta, jeśli porównać z innymi pełnymi charakteru dzielnicami. Krążąc wokół Sergels Torg zobaczysz też nowe budowy, które dodadzą wkrótce gmaszysk, wypełniając centrum zabudową biurową, handlową, hotelową. Modernizm w tym mieście ma się nadal dobrze.
Wbrew pozorom, proces przebudowy śródmieścia nie był wyłącznie pasmem politycznych sukcesów rządzącej elity. Z początkiem lat 70 tych skończyły się pieniądze na dalszą rewitalizację miasta. Narastał też sprzeciw społeczny, który swą symboliczną kulminację osiągnął w maju 1971 roku. Protestujący członkowie ruchu obywatelskiego Alternativ Stad, obejmując splecionymi rękami 13 starych grubych wiązów na jednym z centralnych miejskich placów zwanym Kungsträdsgården, nie dopuścili do ich wycięcia, co było warunkiem ustawienia w tym miejscu nowej stacji metra. Wiązy stoją do dziś a stację metra zbudowano nieopodal. Prometejski płomień przemian znacznie jednak przygasł. W „Mieście postępu ” zagościły znów stare problemy socjalne. Biznes nie wydawał się skłonny wniknąć w nowe lokalizacje modernistycznego centrum. Wiele lat minęło zanim ono odżyło i zaczęło tętnić dzisiejszym życiem metropolii.
Sprawcy radykalnej przebudowy centrum miasta okresu lat 60 tych stali sie zakładnikami modnej i buńczucznej zarazem idei miasta dla aut, gdzie wszędzie się dojedzie i będzie pięknie. Beton nowych czasów, odciśnięty na dobre i złe w tkance miasta, miał przekonywać, że miasto to przede wszystkim funkcje, funkcje i jeszcze raz funkcje, a zwłaszcza ich klarowne rozdzielenie w przestrzeni. Na tym, między innymi, polegał atak nowoczesności na ułomności tradycyjnej zwartej wielofunkcyjnej zabudowy. Nastała wizja Miasta Promiennego, które zwalczyć miało toksyczne kłębowiska industrialnego molocha pełnego chorób i występku. A skoro funkcje miasta: handlowa, produkcyjna i mieszkaniowa, wraz z nową zabudową, miały zostać rozdzielone by polepszyć standardy życia w mieście, ważną okazała się szybkość w przemieszczaniu się między strefami na nowo sfukcjonalizowanymi. Miasto musiało użyczyć terenu nowym trasom dla ruchu kołowego. Efekt? Wygodnymi traktami między strefami o różnych funkcjach suną dziś niekończące się kolumny aut, by zawieźć pracowników – mieszkanców do coraz bardziej oddalonych domostw (i z powrotem do pracy). Oczywiście odbywa się to przy coraz dłuższych korkach, co wywołuje potrzebę budowy kolejnych drogich tras przelotowych. I nic w tym dziwnego. Sztokholm podlega presji architektów i urbanistów “nowego porządku”, znanej innym wielkim miastom Europy. Widać to zwłaszcza na dalekich przedmieściach i w satelickich osiedlach, gdzie precyzyjnie separowano poszczególne funkcje miejskie, co kojarzy się z amerykańską realizacją “miast rozproszonych”. Trzeba jednak przyznać, że Sztokholm kojarzy się też, i słusznie, z próbami przeciwnymi tej tendencji. Vällingby i Farsta to przykłady osad planowanych zgodnie z koncepcją ABC Arbete, Bostad, Centrum). Intencją było skupienie a nie rozdzielenie funkcji miejskich, co nowe osiedla miało uczynić podobnymi tradycyjnym miasteczkom i oszczędzić godzin spędzanych na dojazdach.
Walec nowoczesności raz po raz rusza w drogę. Niezwykła hossa dla miasta sprawia, że w obrębie dużego Sztokholmu znów buduje się nowe „miasteczka”. Potrzebne są zatem i nowe połączenia komunikacyjne. Miasto “rozlewa się” na coraz odleglejsze obszary, gdzie teren jest pełen wodnych przesmyków, skał i innych przeszkód naturalnych i, co za tym idzie, wymaga ekstremalnie drogich inwestycji. Buduje się, że aż trzeszczy. Powstają odległe od centrum osiedla, jednocześnie wypełnia się tkankę śródmiejską, stawiając nowe domy w ścisku nieznanym w przeszłości. Wystarczy przytoczyć przykłady Norra Djurgårdsstaden, Hagastaden, czy nowych kwartałów Kungsholmen i w Årsta, by zdać sobie sprawę ze skali podjętego dziś dzieła dalszej rozbudowy Sztokholmu. Duch modernizacji czuwa nad miastem. Z pożytkem dla wielu. Ale trzeba być czujnym. Tak było w przypadku nowego Slussen (który ma stać się jeszcze ważniejszym węzłem komunikacyjnym), tak jest też teraz, kiedy powstał pomysł budowy nowego Nobel Center na cyplu Blasieholmen, w centrum historycznego centrum miasta. W obu przypadkach, w imię mocnych partykularnych interesów, pokrytych politurą pięknych sloganów, próbowano naruszyć harmonię zabudowy miasta, nie bacząc na środowisko kulturowe unikalnego kompleksu urbanistycznego, jakim jest dzisiejszy Sztokholm. Na szczęście Sztokholmianie są czujni. Kiedyś protestowali obejmując wiązy w Kungsträdsgården, dziś zwołują się na facebooku i demonstrują;- i to nie tylko wirtualnie. Często z dobrym skutkiem. Dzisiejszy projekt Slussen jest złagodzoną wersją pierwotnej brutalnej ingerencji w ład tej części miasta. Mimo niekorzystnego dla inwestycji werdyktu sądu, wciąż czekamy na wstrzymanie planów budowy okropnej wielkiej kostki nowego Nobel Center, która zeszpeciłaby historyczny układ zabudowy.
Protesty ludzi, nie tylko że mogą praktycznie pomóc ale i uczą lokalnego patriotyzmu, uczestnictwa we wspólnym kształtowaniu tożsamości miasta. I jak zwykle w takich razach, zapalną kwestią jest to, czy miasto ma służyć przede wszystkim mieszkańcom tu i teraz, czy też ma poddać się planom i ważnym interesom, których się broni w imię przyszłej prosperity miasta. Drogie inwestycje miejskie skutkują zmianami na całe lata i błędów nie da się krótkim czasie naprawić.
Nie ma prostych rozstrzygnięć ale zawsze wtedy, kiedy rusza w drogę walec nowoczesności, warto zachować obywatelską czujność.
Zygmunt Barczyk