Pamiętam, jakby to było wczoraj. Jesień 1973 roku. Uniwersytet Śląski w Katowicach. Jesteśmy studentami historii. Z uwagą słuchamy wykładów prof. Stefana Marii Kuczyńskiego, wybitnego znawcy epoki Jagiellonów.
Pan Profesor, staroświecki, przedwojenny gentleman, mówił piękną polszczyzną, zawsze nienagannie ubrany, imponował nam ogromną wiedzą oraz swoim – można powiedzieć – uwielbieniem postaci Władysława Jagiełły. Opowiadając barwnie o jego talentach wojskowych, jego zdolnościach organizacyjnych, umiejętnościach dyplomatycznych, ciągle podkreślał religijność Króla oraz wielkie przywiązanie Jagiełły, jak i wszystkich Jagiellonów, do Kościola Katolickiego. Zżymał się przy okazji na Jana Długosza, kronikarza, który nie lubiąc Jagiełły pisał o nim nieco mniej przychylnie.
Mnie osobiście dziwiło trochę, że profesor podkreślał wielkie znaczenie religijności Jagiellonów, ale był on (zapewne) sam gorliwym katolikiem, co wyróżniało go nieco na naszym ”gierkowskim” uniwersytecie.
Wracając do Jagiełły: można powiedzieć (dzisiejszym językiem), że jako świeżo ochrzczony, wielki Książę Litewski, Władysław Jagiełło nie miał zbyt dużego wyboru. Okazywanie religijności pomogło mu zdobyć serca Panów Polskich, a zwłaszcza Królowej Jadwigi.
Jako Litwin oraz niedawny poganin musiał czuć się obco w Krakowie. Wiekszość poddanych Jagiełły w Wielkim Księstwie Litewskim wyznawalo chrześcijaństwo w obrządku greckim.
Sam Jagiełło musiał zdawać sobie sprawę, że trwając przy wierze przodków, skazuje się na polityczną izolację oraz potęguje zagrożenie ze strony zarówno prawosławnej Moskwy, jak i Zakonu Krzyżaków.
Chrzest w obrządku łacińskim oraz małżeństwo z Jadwigą Andegaweńską, dziedziczką tronu Polski, dawało Jagielle godność królewską, sama zaś Jadwiga była w momencie ślubu 12-letnim dzieckiem – wykształcona, znała jezyki, miała zamiłowanie do muzyki, tanców, miała dzielić władzę królewską z mężem, ale do czasu uzyskania przez nią pełnoletności, rządzili za nią panowie polscy. Jadwiga wnosiła w malżeństwo świetne pochodzenie. Dynastia Andegawenów węgierskich miała przodków w najświetniejszych rodach Europy. Poza tym po ojcu, Ludwiku Węgierskim wywodziła się z Piastów: babka Elżbieta była córką króla Łokietka oraz siostrą Kazimierza Wielkiego.
Jadwiga oraz Jagiełło mieli panować wspólnie. Niewiele lat później w 1399 roku królowa zmarła w połogu.
O latach panowania Władysława oraz jego potomków napisano wiele. Dla wielu z nas jest to ulubiona epoka w historii Polski. Najpierw bitwa pod Grunwaldem, potem rozkwit renesansu. Rzeczpospolita byla ogromnym państwem, ale już wtedy przywileje rozdawane szlachcie ograniczały władzę królewską. Tymczasem Europa weszła na drogę gruntownych przemian. Zaczęły wyłaniać się kontury Europy, którą mamy do dziś.
W 2017 roku minęła 500. rocznica wystąpienia Marcina Lutra, a wkrótce potem czasy wojen religijnych, nowych władców. Polscy królowie jakoś nie zaangażowali się, nie zauważyli, że była by okazja do wzmocnienia państwa. Przeciwnie. Pamiętam, że podczas wykładów prof. Kuczyński podkreślał zawsze ich wierność Kościołowi. Ostatni z Jagiellonów, Zygmunt August zmarł w 1572 roku.
Nam, żyjącym w Szwecji Polakom, najbliższa może być postać Gustawa Wazy. Szwecja była krajem katolickim przez około 500 lat, kiedy szlachecki syn Gustav Eriksson został królem oraz zapoczątkował dynastię Wazów. Szwedzi nazywaja go ”riksgrundaren” – założycielem państwa. Waza, w czasie swego panowania, dokonał centralizacji państwa, potrafił stworzyć ramy dla silnego państwa, podporządkował sobie Kościół, zrywając z Watykanem, odebrał majątki klasztorom, a kościelne zostały opodatkowane. Zbudował armię oraz silną władzę królewską. Zbudował także dobrze funkcjonujący aparat fiskalny.
Wkrótce mogliśmy się przekonać ”na własnym ciele” jak skuteczne były jego reformy. Kiedy w nazywanym przez nas Potopie Szwedzkim, armie szwedzkie plądrowały nasz kraj, Rzeczpospolita nie mogła dać im oporu. Później było jeszcze gorzej – tragiczne czasy rozbiorów. Nasz, jeszcze niedawno, bogaty kraj, jedno z najświetniejszych państw w Europie renesansu, zniknął z map rozgrabiony przez sąsiadów.
Później były zrywy powstańcze. Przez całe stulecia główną ostoją polskości był Kościoł Katolicki. Księża, klasztory, dawali narodowi nadzieję, powstańcom schronienie, a z ambon płynęły słowa otuchy. Jednocześnie wzrastalo znaczenie Kościoła, jego autorytet oraz siła, rosły też majątki kościelne. (O tych majątkach mówi się niewiele i jakoś wstydliwie).
Wiara katolicka, przywiązanie do Kościoła, były elementami cementującymi nasze Państwo po odzyskaniu niepodległości w 1918 roku. W dzisiejszej mentalności przeciętnego Polaka ”Kościół (stoi) na straży polskiej wolności” (to tytuł pracy prof. Krzysztofa Ożóga, 2012) Państwo polskie jest nierozerwalnie związane z Kościołem. Nawet jeśli nie zgadzamy się z tym, przyznać musimy, że prawie połowa społeczeństwa naszego kraju żyje w ścisłym uzależnieniu od Kościoła Katolickiego.
Ale to przecież ”nasze” liberalne władze wprowadziły nauczanie religii do szkół polskich. Mało tego – księża oraz katecheci nauczający religii nie tylko nauczają, maja również prawo wypowiadania się na szkolnych konferencjach pedagogicznych (na równi z innymi nauczycielami), które przecież poruszają tematy życiowo ważne dla przyszłych obywateli naszego kraju. Czy ma to znaczenie dla kształtowania poglądów politycznych naszej młodzieży? Ogromne! Wystarczy przypomnieć sobie ostatnie wybory. Obecnie rządząca partia PIS, ma duże poparcie u ludzi młodych, nie da się tego ukryć!
Był taki moment w historii Europy, kiedy Jagiellonowie mogli na fali Reformacji wprowadzić nasz kraj w nurt przeobrażeń, ale jednak w innym sposób przesądzili o biegu naszej historii. Dzisiaj warto postawić sobie pytanie: jakie byłyby losy naszego kraju, gdyby ostatni Jagiellonowie kierowali się pragmatyzmem i postąpili jak Gustaw Waza? Jaka była by dzisiaj nasza mentalność? I jaką pozycję mogły by mieć kobiety w Polsce?
Janina Operchalska