Fascynujące i unikalne!

Alf Hajdukiewicz de Pomian, to jedna z najbardziej niezwykłych postaci polskiej emigracji w Szwecji. Był synem Józefa Alfonsa, działacza narodowego i powstańca styczniowego, który po 1864 roku, znalazł schronienie w Szwecji. Z jego bogatego życiorysu należy wspomnieć kilka faktów:

Urodził się 27 marca 1867 roku w Sztokholmie. Studiował na Sorbonie, następnie pracował jako przedstawiciel firm szwedzkich w koloniach afrykańskich Francji, Anglii i Niemiec nad Zatoką Gwinejską (1890-1894). Powrócił do Europy w 1895 r. Zamieszkał w Sztokholmie. Współpracował ze Szwedzkim Towarzystwem Eksportowym, jako specjalista do spraw handlu międzynarodowego prowadził wykłady w sztokholmskiej szkole handlowej i szkole dla intendentów wojskowych. W 1916 r. zostaje prezesem Komitetu Polskiego Ratunkowego w Szwecji niosącego pomoc Polakom w Skandynawii oraz w kraju. Ustąpił 12 maja 1917 r., gdy w Komitecie zaczęła przeważać orientacja na państwa centralne. Od 15 stycznia 1918 r. współpracował z paryskim Komitetem Narodowym Polskim. 20 sierpnia 1918 r. spotkał się z czołowym działaczem socjaldemokratów szwedzkich Hjalmarem Brantingiem (przyszłym premierem), a 23 grudnia 1918 r. witał w Kopenhadze Ignacego Paderewskiego udającego się do Gdańska. Relacjonował rządowi polskiemu o antypolskich akcjach prowadzonych w Szwecji przez stronę litewską i niemiecką, występując także na łamach prasy szwedzkiej. W maju 1919 r. zakończył współpracę z KNP. Przeszedł na służbę państwową Rzeczypospolitej: 1 stycznia 1920 r. został konsulem honorowym I klasy w Sztokholmie; w okresie od 10 października 1921  do 20 września 1925 r. był konsulem RP w Hamburgu; od 25 września 1925 r. pracował w konsulacie generalnym RP w Berlinie. W 1932 r. przeszedł na emeryturę. Powrócił do Szwecji gdzie pracował w poselstwie polskim. Był attaché prasowym od grudnia 1935 do 1939 r. W latach 1939-1958 prezes Pol-skiego Komitetu Pomocy w Szwecji. 1946-1953 prezes Zjednoczenia Polskiego w Szwecji. Odznaczony Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski, Palmami Akademii Francuskiej i Orderem Wazów. Zmarł w Sztokholmie w wieku 105 lat, 23 sierpnia 1972 roku.

W rodzinnym archiwum pozostał po nim nie publikowany dotąd manuskrypt jego wspomnień, które zaczął pisać mając lat 92. W zwykłym skoroszycie (kollegieblock) formatu A4, zapisane zostały dość nieczytelnym charakterem pisma 69 strony. Swoje zapiski Alf Hajdukiewicz zatytułował „Wspomnienia z lat 1878-1886”, ale w rzeczywistości obejmują one okres dłuższy. Zdania użyte we wspomnieniach nie zawsze są spójne, widać, że nigdy nie doczekały się korekty ani uzupełnień. W niektórych zdaniach pozostawione puste miejsca na daty, w innych – przy datach znaki zapytania.

Wspomnienia Hajdukiewicza mają jednak charakter bezcenny. Naoczny świadek komentuje historię, w wielu miejscach opowiada o sprawach nieznanych. Większa część zapisków dotyczy pobytu Alfa Hajdukiewicza w Paryżu w Szkole Polskiej. Te wspomnienia stanowią pierwsza i ostatnią część zapisanych stron skoroszytu.

Kilka lat temu Now Gazeta Polska publikowała fragmenty tych wspomnień – zwłaszcza „szwedzkich” wątków, w dużej mierze, poświęconych kontaktom autora z Henrykiem Bukowskim. Część z nich wykorzystał w swojej książce o Henryku Bukowskim, Michał Haykowski („Henryk Bukowski – namnet lever kvar” Bromberg 1990).

Wspomnienia Alfa Hajdukiewicza de Pomiana to lektura fascynująca i unikalna. Rodzinie de Pomian serdecznie dziękujemy za udostępnienie nam manuskryptu. (NGP)

Część 1

Minęło już życia mego 92 lata i skończył się okres, w którym czułem się mrówką jeszcze zdolną interesować się pracą nad utrzymaniem wspólnej budowy ludzkiego mrowiska i razem z innymi nieść swoje źdźbło do wspólnego społecznego mrowiska.

Tem bardziej pozostaje mi dużo czasu wolnego na rozmyślania i na odtwarzanie w pamięci czasy minionej młodości i czynnej pracy jako członek społeczeństwa. I dziwnie mi się wydaje jak bardziej żywo w pamięci stają przede mną czasy dzieciństwa i pierwszej młodości w porównaniu ze wspomnieniami bliższej przeszłości, która coraz bardziej wydaje mi się blednąć. Zdarzenia dzieciństwa, małe bez znaczenia zdawałoby się epizody, przypominają mi się tak żywo i świeżo jakby wczoraj dopiero się zaczęły a postacie osób z nimi związane stają mi przed oczyma bardziej żywe, bardziej bliskie niż były za czasów gdy je widywałem, z nimi rozmawiałem i spotykałem. Jakże lepiej je dziś rozumiem, i czuję się z nimi dziś myślą i uczuciem związany niż wtedy, gdy wzrokiem skierowanym w świat i przyszłość, zdawały mi się one tylko przygodnym i przejściowym zjawiskiem. (…) Czas leci i muszę, póki widzę, spisać co mi jeszcze wolno wspomnieć z lat młodości.

Miałem ukończonych lat jedenaście, gdy w czerwcu 1878 roku, matka wysłała mnie do Polskiej Szkoły Narodowej w Batignolles (Paryż), gdzie zostałem przyjęty jako syn zasłużonego patrioty i powstańca z 1863-65 roku. Podróż odbyła się statkiem „Stockholm”, ze Stockholmu do Rouen, gdzie miał mnie ktoś odebrać i zaprowadzić do Paryża. W istocie stało się nieco inaczej, bo w Rouen kapitan statku wsadził mnie do pociągu idącego w kierunku Paryża i dopiero tam na dworcu Gare de l’Orient, przyjął mnie wysłannik ze szkoły.

(…) Szkoła w Batignolles była pozostałością po zlikwidowaniu założonej przez emigrantów 1831 roku, Szkoły Polskiej w Montparnasse 1 uznanej dekretem cesarza Napoleona III za „Establissement de ‘lutilite’ Publique” co dawało jej pewne uprzywilejowane stanowisko. Po wojnie 1840 r. gdy finanse szkoły nie pozwalały na jej dalsze prowadzenie jako zakładu naukowego wyższego szczebla, szkoła wraz z terenem i budynkami przeszła na własność rządu francuskiego, a za otrzymane pieniądze Szkoła Polska przeniosła się na przedmieścia Batignolles, zaś pozostały fundusz – około 1 miliona franków – został użyty jako kapitał żelazny, z którego była utrzymywana szkoła w charakterze i internatu dla uczącej się młodzieży rodzin emigrantów z wykładami dotyczącymi kultury polskiej, języka, literatury polskiej, historii i geografii polskiej. (…)

Dyrektorem Szkoły Polskiej był wtedy emigrant z 1831 roku, Malinowski, były żołnierz armii Skrzyneckiego, w której jako 19-letni rekrut brał udział w bitwie pod Ostrołęką. Opowiadał mi o przebiegu tej bitwy na jego odcinku, gdzie wojska rosyjskie próbowały przejść po moście i dopiero gen. Bem masowym ogniem artyleryjskim powstrzymał następujących Moskali. (…)

Wakacje letnie trwające we Francji od końca lipca do końca września, spędziłem dwa pierwsze lata sam jeden w opuszczonej przez uczniów i nauczycieli szkole. Z dyrektorem Malinowskim i innymi znajomymi dyrektora z polskiej kolonii, zwiedziłem parę razy międzynarodową wystawę w 1889 roku w Paryżu. Była to wtedy impreza wielkich rozmiarów i zgromadziła w istocie przedsiębiorców z całego świata. Była tam też część skandynawska ze Szwecją na czele, co mnie zainteresowało szczególnie, gdyż rozumiejącego napisy po szwedzku, tłumaczyłem je moim towarzyszom. (…)

Innego lata byłem razem z moją siostrą Józefą (co była wychowywany w internacie Hotelu Lambert 2 na wyspie Saint Louis w Paryżu prowadzonym przez księstwo Czartoryskich) u państwa Gałązkowskich, u młodego brata okulisty Gałązkowskiego, urzędnika towarzystwa ubezpieczeniowego. O tych braciach Gałązkowskich najżywsze mam wspomnienia, serdecznymi uczuciami miłości i wdzięczności przepełnione. Poza Czartoryskimi i jego małżonką w ich pałacu Hotel Lambert (gdzie utrzymywali pension i szkołę dla córek emigrantów, gdzie się wtedy kształciła aż do uzyskania dyplomu moja siostra Józefa), pierwszą rolę w kolonii polskiej w Paryżu odgrywały rodziny dwóch braci Gałązkowskich, synów emigranta z 1831 roku, który był jednym z założycieli Polskiej Szkoły Narodowej w Paryżu i który do końca życia był przewodniczącym Rady Szkolnej. W pamięci po tym zasłużonym działaczu i patriocie odkryty został w 1881 roku (czy może 1882 r.?) pomnik przy wejściu do szkoły składający się z popiersia marmurowego na postumencie granitowym. Popiersie dłuta Godlewskiego pokazywało nam portret w stylu z pierwszej połowy XIX wieku.

(…) Obaj Gałązkowscy byli dla mnie łaskawi i bywałem do nich zapraszany dość często, najczęściej jednak do młodszego brata żonatego z Polką, w którego domu język domowy był stale i bez domieszki francuskiej polski. Okulista Gałązkowski był natomiast ożeniony z Włoszką i domowe obyczaje z natury rzeczy były bardziej sfrancuziałe. Sam był wzrostu średniego, średniej budowy ciała, z twarzą okrągłą o cerze raczej śniadej. Miał, gdy pierwszy raz byłem u nich, córeczkę w wieku 5 lat, która wydawała mi się przypominać typ chiński. Cera śniada, oczki czarne małe i włosy czarne. Było z tem śliczne dziecko. Jak się później rozwinęła, nie pamiętam, bo się rzadko widywaliśmy. Słyszałem później że wyszła za mąż za dyplomatę perskiego w Paryżu i z nim wyjechała do Persji. Okulista Gałązkowski, wtedy światowo sławny, mało w końcu bywał między Polakami i w towarzyskich zebraniach kolonii, mocno zajęty swoją pracą i często w podróży powoływany przez bogaczy, gotowych płacić każdą cenę dla ratowania wzroku. Opowiadano mi, że właśnie wtedy w pierwszych latach 1880-lecia miał wyjechać do Ameryki powołany przez tamtejszego milionera, który mu za tę podróż zapłacił 100.000 franków, sumę zawrotną jak na tamte czasy.

Brat okulisty Gałązkowskiego pracujący na poważnym stanowisku w towarzystwie ubezpieczeniowym, w którym udziałowcem miał być książę Czartoryski, bardziej się udzielał w kolonii polskiej i zarówno on jak i jego żona, bywali na zebraniach towarzyskich i obchodach kolonii. Oboje też brali czynny udział w sprawach emigracji, między innymi byli członkami rady nadzorczej fundowanego przez hr. Platera 3, a obdarzonego pamiątkami polskimi, Muzeum Polskiego w Raperswilu 4. Stykali się zatem corocznie, a i częściej ze znanym antykwarzem w Sztokholmie, Bukowskim 5. Przy wszelkim uznaniu i szacunku wzajemne stosunki między Bukowskim a państwem Gałązkowskimi, z czasem spowodowały pewne przeciwieństwa i ostre scysje, o których później Bukowski, przed swą przedwczesną śmiercią z żalem opowiadał. Powody zajść pozostały mi zupełnie nieznane ale wydawały się raczej błahe. Przypuszczalnie polegały one na różnicy zapatrywań do zadań muzeum, a jeszcze bardziej na różnicy w charakterze: z jednej strony człowieka niełatwymi realiami żyjącego, a z drugiej strony urzędnika do bardziej formalnego traktowania spraw przyzwyczajonego. (…)

Jakie jeszcze postacie stawają mi przed oczami z tych czasów? Otóż widzę młodego Kozakiewicza, studenta, za wikt i pomieszczenie w budynku szkoły, płacący pełniąc służbę jako dozorca. Oprowadzał on też czasem w zastępstwie Kozikowskiego grupę uczniów szkoły udającą się na lekcje codzienne w sąsiednim liceum. Kozakiewicz był zawsze bardzo ładnie, że elegancko ubrany. Imponował on nam swoimi starannie manicurowanymi – według mody ówczesnej – paznokciami. Zresztą lubiany przez nas i przez lepsze towarzystwo z kolonii polskiej, u której miał jak najlepszą opinię i był zawsze mile widziany. Opuścił on służbę znalazłszy dobrze płatną posadę sekretarza francuskiego bogacza i liberała. Sam oddał się zadaniu tłumaczenia na francuski język dzieł polskich, w których „Krzyżacy”, świetnie przetłumaczeni, uzyskali sukces w opinii francuskiej i jednocześnie przyjaźń autora Sienkiewicza6, w towarzystwie którego przybył do Sztokholmu, gdzie Sienkiewicz osobiście przyjął Nagrodę Nobla w 1905 roku.

Miałem zaszczyt i przyjemność przyjąć obu w dzień 10 grudnia na lunch u siebie w willi w Sztokholmie, którą wtedy wynajmowałem. Na lunchu obecny był znany działacz i przyjaciel Polaków dr Anton Nyström 6 i kilkunastu innych przyjaciół i sympatyków Polski, razem z sekretarzem Wydziału Wschodniego Fundacji Nobla, Alfredem Jensenem 7, znanym tłumaczem „Pana Tadeusza” i innych poetów polskich. Sienkiewicz pozostał w Sztokholmie tylko trzy dni i po bankiecie w Instytucie Nobla i wizycie u króla, wyjechał pośpiesznie do Szwajcarii, gdzie przebywała jego chora żona.

Sienkiewicz moim zdaniem nie wykorzystał należycie sytuacji swojej, na którą świat literacki miał wtedy oczy zwrócone. Odmówił wygłoszenia odczytu po otrzymaniu przyznanej mu nagrody (niespełna 200.000 koron szwedzkich). Odczyt był przewidziany według warunków statutowych i miał dotyczyć spraw kulturalnych danego narodu. Była to okazja nadzwyczajna wypowiedzenia przed światem i przed reporterami do prasy światowej, kilka autorytatywnych opinii o kulturze polskiej i jej przynależności do kultury zachodniej i o jej znacznym dla kultury Europy. (…)

Ale poza okolicznością choroby żony, czułem w tych dniach, że Sienkiewicz był niezadowolony, że mu Komitet Noblowski nie posłała pieniędzy do Szwajcarii, gdzie przebywał, a nastawał na przybycie do Sztokholmu w niemiłej mu porze roku. Nie dał się zgłaskać tłumaczeniem Jensena, że według statutów, w razie nieprzybycia osobistego Sienkiewicza do Sztokholmu, nagroda razem z dyplomem, musiałaby zostać wręczona osobiście posłowi rosyjskiemu, w celu przekazania jej Sienkiewiczowi jako wtedy poddanemu rosyjskiemu. Co by uczyniło z Sienkiewicza pisarza rosyjskiego i odebrałoby całej nagrodzie charakter manifestacji na cześć pisarza polskiego a nie rosyjskiego.

Ale zacząłem od tematu Kozakiewicza. Jest on jednak od tej pory tak związany w mojej pamięci z pobytem Sienkiewicza w Sztokholmie, że te dwie postacie są w mojej pamięci nierozerwalne. Był to zresztą ostatni raz jak Kozakiewicza widziałem. Zniknął on z mojego horyzontu od chwili gdy wyjechał z Sienkiewiczem razem do Szwajcarii.

 

Przypisy:

  1. Księżna Czartoryska powołała w 1834 roku Towarzystwo Dobroczynności dam polskich, działające do XX wieku. Od początku wychodźcy czynili starania o założenie Szkoły Polskiej. Od 1 stycznia 1834 roku działała ona w Paryżu. Jej najświetniejszy okres przypada na lata 1852-1870. Mieściła się wtedy na bulwarze Batignolles i została uznana przez rząd Napoleona III za zakład użyteczności publicznej, dzięki czemu uzyskiwała wysokie dotacje. Ponad 300 jej absolwentów zdobywało pierwsze miejsca na konkursowych egzaminach na Sorbonie. Zostawali profesorami uniwersytetów i liceów, doktorami medycyny, inżynierami, adwokatami. Szkoła należy do największych osiągnięć polskiej emigracji, podobnie jak Biblioteka Polska.
  2. Hôtel Lambert (1831-1870), nazwa konserw-tywnego obozu Wielkiej Emigracji po powstaniu listopadowym, wywodząca się od paryskiej rezydencji księcia Adama Czartoryskiego, który od lat 30. do 60. XIX w. kierował tym ugrupowaniem. Największą sławą H.L. cieszył się po 1842 r., kiedy to stał się własnością rodziny Czartoryskich. Stał się wtedy najważniejszym ośrodkiem Wielkiej Emigracji, a konserwatywne Towarzystwo 3 Maja, któremu przewodził książę Adam Czartoryski, nazywano stronnictwem Hotelu Lambert. W latach 1844-99 działał tu Instytut Panien Polskich, przygotowujący Polki do egzaminów na wyższe uczelnie francuskie. W 1975 r. H.L. został przez Czartoryskich sprzedany rodzinie Rotschildów.
  3. Hrabia Władysław Plater (1806-89). Działacz emigracyjny, uczestnik powstania listopadowego, zał. 1870 Muzeum Nar. Pol. w Rapperswilu.
  4. Pośmiertnym dziełem Wielkiej Emigracji było Muzeum Narodowe Polskie w Rapperswilu w Szwajcarii założone w zrujnowanym zamczysku. Gromadziło pamiątki narodowe, powstańcze i emigracyjne, druki oraz rękopisy. Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości w 1918 r. te bezcenne zbiory trafiły do Muzeum Narodowego, Muzeum Wojska Polskiego i Biblioteki Narodowej w Warszawie. Niestety, spłonęły one w czasie II wojny światowej.
  5. Henryk Bukowski (1939-1900). Najbardziej znany polski emigrant w Szwecji. Uczestnik powstania styczniowego, od 1964 roku mieszkał w Szwecji. Słynny antykwariusz.
  6. Anton Christen Nyström (1842-1931) lekarz, wykładowca, pisarz.
  7. Alfred Jensen (1859-1921). Wielki przyjaciel Słowian, znawca kultury i literatury słowiańskiej. Szef działu literatury słowiańskiej w Bibliotece Noblowskiej. W 1895 roku Jensen odbył dłuższą podróż do Polski na koszt Akademii Szwedzkiej. W rok później opublikowane zostały w szwedzkich czasopismach pierwsze tłumaczone fragmenty Pana Tadeusza. Całość ukazała się drukiem w 1898 roku pod tytułem Herr Tadeusz eller den sista utmätningen i Litwa. En adelshistoria fran aren 1811 och 1812 i tolf sanger pa vers. Przekład Jensena, napisany wierszem, został nagrodzony w 1905 roku przez Akademię Szwedzką, ale nie spotkał się z uznaniem szwedzkich recenzentów.

 

Lämna ett svar