Cezary Wodziński – in memoriam

Był jednym z najbardziej cenionych polskich historyków filozofii. Profesor Cezary Wodziński wykładał również na uniwersytecie w Sztokholmie. W Polsce ukazuje się właśnie księga pamiątkowa poświęcona jego pracy.

Z noty biograficznej dowiadujemjy się: Cezary Wodziński (1959–2016): profesor zwyczajny w Instytucie Filozofii i Socjologii PAN oraz na Wydziale „Artes Liberales” UW. 1979–1985: studia w Instytucie Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego (publikacje w czasopismach filozoficznych). 1985: praca magisterska.  Od 1986: praca w Instytucie Filozofii i Socjologii PAN w Katedrze Filozofii Współczesnej, kierowanej przez prof. B. Skargę, następnie przez prof. S. Borzyma (od 1996 – samodzielna pracownia badawcza). 1989: praca doktorska: Wiedza i zbawienie. Studium myśli Lwa Szestowa (promotor: prof. B. Skarga; recenzenci: prof. R. Łużny, prof. K. Pomian). 1994: praca habilitacyjna: Heidegger i problem zła (recenzenci: prof. K. Michalski, prof. B. Skarga, ks. prof. J. Tischner) – nagroda im. T. Kotarbińskiego; nagroda Prezesa Rady Ministrów). 1999: tytuł naukowy profesora zwyczajnego nauk humanistycznych (recenzenci dorobku naukowego: prof. B. Skarga, prof. K. Pomian, prof. J. Tischner). Od 1999: profesor zwyczajny w IFiS PAN. 2001–2011: profesor zwyczajny w Instytucie Kultury UJ. Od 2011: profesor zwyczajny w Kolegium Artes Liberales UW oraz Przewodniczący Rady Fundacji na Rzecz Myślenia im. Barbary Skargi. 1986–1990: redaktor naczelny pisma filozoficznego „Aletheia” i „Biblioteki Aletheia”. 1988 – 1990: stypendysta GFPS w Monachium, Fryburgu, Heidelbergu. 1991: Junior Visiting Fellow w Instytucie Nauk o Człowieku w Wiedniu. 1992: stypendium Austriackiej Akademii Nauk w Wiedniu. 1993: stypendium DAAD w Monachium i Fryburgu. 1993-1994: Visiting Fellow w Instytucie Nauk o Człowieku w Wiedniu. 1999: Visiting Fellow w IWM we Wiedniu (Bosch-Stiftung). 1998–2001: subsydium dla uczonych Fundacji na rzecz Nauki Polskiej. Wykłady m.in. w Kolonii, Monachium, Fryburgu, Wiedniu, Berlinie, Paryżu, Moskwie, Chicago, Sztokholmie.

Niżej publikujemy fragment jego wspomnień z pobytu w Monachium (nadesłany przez panią Walerię Szydłowską):

Monachium  było mniej intensywne, bo rozciągnięte w czasie. Wkrótce po zagospodarowaniu się w ciasnym mieszkanku udałem się do „jaskini antyk-go lwa”. Lwa nie widziałem, ale wejście do budynku „Freies Europa” przy Oetingerstraße, graniczącej z pięknym Ogrodem Angielskim, wyglądało groźnie: kamery, strażnicy z krótkofalówkami, kontrola dokumentów i zawartości plecaczka (wciąż tylko książki), fotokomórka, przepustki… W środku było już jednak znacznie sympatyczniej i mniej ceremonialnie. Zajął się mną energicznie Witek Pronobis, który prowadził wówczas Biuro Analiz Prasowych i wydawał – zbliżoną do znanych mi z Polski techniką – wyciąg z prasy krajowej, głównie podziemnej. Poczułem się bardziej swojsko, zwłaszcza że biuro o dumnej nazwie mieściło się w niewielkim pokoiku zawalonym po sufit książkami i pismami. Warszawsko konspiracyjne warunki lokalowe. Po kurtuazyjnej wizycie u dyrektora sekcji polskiej, Marka Łatyńskiego, przekazany zostałem Rosjanom, którzy się ze mną nie patyczkowali. Studio, mikrofon: „ma pan trzy minuty, słucha pana kilkanaście milionów, proszę mówić!” Trzy minuty, kilkanaście milionów, mówić łamaną ruszczyzną… Zatkało mnie i przemilczałem taktycznie przydzielony mi czas antenowy. Redaktor nie dał jednak za wygraną, milczenia w eter nie puścił. Wyciągnął ze mnie lakoniczne odpowiedzi, które w efekcie złożyły się na kilkanaście trzyminutowych odcinków o… Szestowie, Bierdiajewie, „wiechowcach” nad Wisłą. Oczywiście, słów parę o “Alethei”. Później dobrał się do mnie Konrad Tatarowski, który był zwierciadlanym zaprzeczeniem rosyjskiej gruboskórności. Widząc moją tremę, dał mi najpierw czas i „coś” jeszcze na przygotowanie się. Jakże inaczej wyobrażałem go sobie, znając doskonale jego donośny głos z audycji na temat podziemnych wydawnictw. Przygotowania nie dały wprawdzie spodziewanego efektu, przed mikrofonem zapomniałem wszystko, zwłaszcza języka. Konrad potrafił jednak przymusić mnie do rozmowy. Później gościłem w radio bardzo często, częstotliwość wizyt wzrosła szczególnie w okresie „okrągłego stołu” i przygotowań do czerwcowych wyborów. Wezbrała wówczas wielka fala chiromancji: okrągłe stoliczki powstawały w każdym miejscu, gdzie spotykało się przynajmniej dwóch rodaków. Koledzy z redakcji ze sceptycyzmem odnieśli się do moich wystąpień „na falach”, obawiając się jakichś przykrych konsekwencji dla „Alethei”, ale ja czułem, że tym razem fali nie uda się już powstrzymać. Czuli to zresztą wszyscy, rozbieżności wynikały z odmiennych, w różnych miejscach rozlokowanych „punktów obserwacyjnych”. Radiowe audycje stworzyły „Alethei” możliwość – dzięki zaproszeniom na różne dyskusje – opowiedzenia o sobie w kilku innych kątach. Raczej otwierały drzwi niż je zamykały. Na korytarzu w „Wolnej Europie” doszło również do kolejnego aletejowo istotnego spotkania. Któregoś dnia pojawił się tam pan w wysokim spiczastym kapeluszu z piękną kryształową laseczką w ręku. Twarz podana do przodu, lekkie wychylenie. Legendarny On we własnej osobie: prof. Leszek Kołakowski. Kilka tygodni wcześniej zazdrościłem kolegom okazji przypatrywania się mu z bliska, podczas pierwszej od kilkunastu lat wizyty w Polsce autora Kapłana i błazna. Słyszałem tylko, że owacjom, i to stojącym, nie było końca. Cieszyło nas to tym bardziej, że „Alethei” udało się przecież na czas dorzucić mały wykrzyknik dla potwierdzenia tej obecności. W Monachium rozmowa w zupełnie innej atmosferze: zacisze zgrabnego i eleganckiego secesyjnego hoteliku. Chciałem się przede wszystkim nasłuchać, ale musiałem wpierw odpowiedzieć na sięgające w krajobraz elektryzujących nadwiślańskich debat pytania. Siedzieliśmy również przy zaokrąglonym stoliku, nie było tylko „drugiej strony”. Wygodnie, ale niepokojąco zarazem. Wieczorem wykład prof. Kołakowskiego w prestiżowym cyklu odczytów samych osobistości zorganizowanym przez Bawarską Akademię Sztuk Pięknych. Profesor rozpoczął od zapewnienia słuchaczy – tłum jak w Warszawie – że nie będzie się w tym wykładzie zajmował wielkimi wizjami metafizycznymi, ani gigantycznymi spekulacjami historiozoficznymi. Zajmie się rzeczą prostą i ograniczoną, opowie… “krótką historię zbawienia ludzkości, od Adama, Ewy i Węża po pontyfikat Jana Pawła II”. I opowiedział, trzymając salę w eschatologicznym napięciu przez dobrą godzinę. Owacja była wyczerpująca i też na stojąco…

Książka ma ukazać się w Warszawie na początku marca 2019 roku.

Lämna ett svar