ANDRZEJ SZMILICHOWSKI: Nieobecni nie mają racji

Historię, powszechną i inną, na przestrzeni wieków wypełniają, poczynając od apostołów i proroków a na „prostych” jasnowidzach kończąc, liczne przykłady opowieści i przesłań, wokół: Kiedy i w jaki sposób dojdzie do „końca świata”.

Filozof i pisarz Roy Scranton (nie on jeden) twierdzi, że nie ma nadziei. Należy rozpocząć przygotowania na najgorsze, na ostateczne rozwiązanie, bowiem procesu wzrostu temperatury ziemskiego globu nie da się już powstrzymać. Punkt. Jeżeli Scranton się nie myli, należymy do ostatnich generacji homo sapiens.

Podobnych proroctw nasza cywilizacja, i poprzednie, przeżyła wiele. Świadkowie Jehowy swego czasu przekonywali, że Sąd Ostateczny nastąpi z końcem lat 1800-nych. Potem przesunęli termin na rok 1914, zastrzegając sobie przezornie możliwość prolongaty na kolejne punkty w czasie. O współczesnych prognozach końcu czasu można powiedzieć z całą pewnością jedno, jest ich wiele.

Sygnały o nadchodzącym „zmierzchu bogów” notowano z wielu stron i przez wiele wieków. W Skandynawii najwcześniejsze datowania pochodzą z Norrland czasu Wikingów. Sagi zapowiadały, że trójka rycerskich bogów, Oden, Tor i Freja będzie walczyć w obronie drzewa życia Yggdrasil z siłami zła. Odpowiedź na wielkie pytanie: kiedy nastąpi owa walka i zapowiadany Sąd Ostateczny? – Wikingowie przytomnie pozostawili otwarte, przypominając tylko dla porządku, że do awantury dojdzie na pewno.

Generalnie rzecz biorąc „ostateczne rozwiązanie” można podzielić na dwie kategorie: przepowiednie bardzo bliskie czasowo, i te, które odsuwają ów dramat daleko w czasie podkreślając jednak, że proces już się rozpoczął.

Dobrym przykładem na druga kategorię jest postać Jana z Rupescissa, alias Jean de Roquetaillade. Był to franciszkański mnich, którego nieopatrznie odważne wyznania podpadły pod kategorię herezji, i mnicha przymknięto. Został w 1344 roku aresztowany i osadzony w klasztorze o surowej regule, gdzie zajmował się między innymi intensywnie medytacjami, których efektem były częste konwulsje oraz objawienia. W tym również Armagedonu – twierdził, że stał się ofiarą wzrastającej na Ziemi władzy Antychrysta. W 1349 roku napisał książkę „Liber secretorum eventuum”, która zdobyła tak wielką popularność, iż została nawet przetłumaczona na „język ludu”.

Proroctwa Jana wskazywały, że Antychryst przejmie władzę nad światem na trzy i pół roku, ale absolutnie przed rokiem 1370, bowiem wtedy na ziemię powróci Jezus Chrystus i go pokona. Następnie między 1370 a 1415 rokiem dojdzie do szeregu wojen, w efekcie których Cesarstwo Rzymskie przeniesie się do Ziemi Świętej. Potem nastąpi długie milenium pokoju i spokoju na świecie, trwające aż do roku 2370. Bo wtedy – ostrzegał Jan z Rupescissa – nastąpią straszliwe dla ludzkości czasy, które poprzedzą nadejście Najwyższego Sądu i totalną zagładę.

Cechą charakterystyczną wielu proroctw dotyczących „końca czasu” jest to, iż nieomal z reguły zajmują się klimatycznymi i innymi zmianami, mającymi miejsce w ich czasie lub tuż w pobliżu: zarazy, nieurodzaje, zlodowacenia, powodzie. Inaczej mówiąc, naturalne biologiczno-klimatyczne zjawiska, ubrane w szaty nadprzyrodzone.

Patrząc pod tym kątem, wizje dzisiejszych ekstrasensów nie są niczym unikalnym, bowiem niegdysiejsze, jak po części dzisiejsze, zasadzają się głównie na świętych pismach oraz opowieściach z ust do ust (w praktyce – z komputera do komputera).

Człowiek im starszy tym bardziej świadomy jest tego, iż bierze udział w nieuniknionym procesie, na którego końcu „czyha” śmierć. Kiedyś pomagał mu w radzeniu sobie z tą traumą kościół, ale sam dziś umiera. Nic szczególnego, taka kolej rzeczy na tej planecie. W końcu (tu jedni westchną z ulgą, a inni z żalem), jak dotychczas żadna wizja Armagedonu się nie spełniła.

A jeśliby nawet do tego kiedyś doszło, nie będzie ni jednej pary oczu, by potwierdzić dzielną postawę Odena, Tora i Frei. To o czym my tu rozmawiamy?

Andrzej Szmilichowski

 

Lämna ett svar