Wielkość nie boi się śmieszności…

Zawiść i zazdrość – tak polska milionerka w Szwecji, Wonna I de Jong, ocenia każdą nieprzychylną sobie opinię. Pieniądze, popularność, celebryctwo, niemal narcyzm – to obowiązkowe elementy, gdy ktoś stojąc z boku chce w kilku słowach ją opisać. To nie może budzić sympatii. W dodatku od dłuższego już czasu, wokół Wonny I de Jong zbierają się ciemne chmury: jej interesy i ich prowadzenie budzi poważne zastrzeżenia.

„Pani na zamku” pisała w bezkrytycznym wywiadzie dla „Gali” znana dziennikarka Agata Młynarska, której zresztą złośliwie wypominano później, że pozowała do zdjęć z Wonną… w jej sukienkach.

„Kiedy Iwona Koziatek była małą dziewczynką, marzyła, że będzie miała zamek i sławę. Spełniła te marzenia. Wonna I de Jong – bo tak się teraz nazywa – dziś jest najbogatszą kobietą w Szwecji. Przebyła trudną drogę na szczyt. Przekonała się, czym jest głód, samotność, upokorzenie i brak miłości. Po raz pierwszy Wonna I de Jong, z pochodzenia Polka, otwiera przed nami drzwi swojego królestwa i opowiada o swoim życiu w niezwykle szczerej rozmowie z Agatą Młynarską” – czytamy w „Gali”. „Nie mam najmniejszych wątpliwości, że siedzę przed najprawdziwszą królową” – tak zaczyna się rozmowa Młynarskiej z I de Jong. Jeśli ktoś myśli, że miał to być filuterny początek rozmowy – to się myli. Młynarska mówiła to całkiem na serio i to niemal w tym samym czasie, gdy do prasy szwedzkiej po raz pierwszy zaczęły przeciekać informacje, że polska milionerka w Szwecji cieszy się złą sławą jako „królowa nieruchomości”. Młynarska w ogóle się tym nie zainteresowała.

Kim jest Wonna I de Jong? Naprawdę nazywała się Iwona Koziatek i pochodzi z Przasnysza. Urodziła się 7 czerwca 1960 roku. Obecne nazwisko pochodzi od jej ostatniego, trzeciego męża. I de Jong jest uważana w Szwecji za jedną z największych właścicieli nieruchomości – ponoć należy do niej niemal 1000 mieszkań, między innymi w Sztokholmie, Flenie i Malmköpingu. Nie ma pełnej jasności, ile wynosi jej majątek: ona sama z chęcią mówi, że jego wartość wynosi ponad 1 miliard koron, ale na przykład według pisma „Affärsvärlden” ocenia się go na 600 milionów. „Aftonbladet” posługując się danymi podlegającymi opodatkowaniu na 528 milionów. Jeżeli jednak weźmie się pod uwagę, że zakupy nieruchomości były dokonane częściowo za pieniądze pożyczone z banków, to własny kapitał Wonny I de Jong, należy ocenić na około 300 milionów koron. A więc jedną trzecią tego, co ona podaje sama.

Polska milionerka oczarowała wielu dziennikarzy, zwłaszcza polskich. Dla nich jej życiorys to bajka o Kopciuszku, zresztą Wonna I de Jong z chęcią ten pastelowo-kiczowaty obrazek sama kreuje. „Komunizm mnie przytłaczał, wszystko było szare, ograniczone, a ja byłam dziewczyną, która pragnęła czegoś więcej. Marzyłam o zamku, o byciu kobietą sławy, sukcesu i pieniądza” – mówi w rozmowie z Agatą Młynarską. Aż się łza w oku kręci. Iwona-marzycielka wychodzi więc szybko za mąż (nie z miłości – jak sama twierdzi), najpierw za Greka i trafia do Szwecji. „Zaznałam straszliwej biedy i przekonałam się, jak nisko można upaść” – wyznaje –  „Nigdy nie żebrałam na ulicach, bo uważałam, że to byłoby poniżej mojej godności, ale nieraz weszłam do sklepu i coś zjadłam, żeby przetrwać kilka godzin do dnia następnego. Myślałam tylko o tym, kiedy dostanę moją pierwszą wypłatę albo pójdę do kogoś i coś zjem. To były okrutne dni mojego życia”.

Jak się to czyta, to ma się wrażenie, że historyjka Andersena o dziewczynce z zapałkami, to radosna bajka. Gdy już ten ostatni „płomyk” życia Wonny I de Jong miał zgasnąć, to wszystko się odmieniło. Z wywiadu Agaty Młynarskiej dowiemy się, że zaczęła studia medyczne, i wkrótce stać ją było za zakup pierwszego mieszkania, a także rozpoczęła międzynarodowe interesy. Później sprzedała „pierwszą nieruchomość i te pieniądze dały początek jej fortunie”. „Gazeta Wyborcza” – w trochę mnie egzaltowanym tonie – podaje inne szczegóły, jakoby droga Wonny do sukcesu prowadziła przez sprzedaż pietruszki i szczypiorku na bazarze w Przasnyszu, po sprzedaż magazynów erotycznych w Szwecji. Grafika użyta przy artykule pokazuje, jak jej pół miliona staje się milionem…

Nieco inny obrazek rysuje się z dziennikarskiego śledztwa, które przeprowadzila dziennikarka „Aftonbladet” Karin Ahlborg. „Geniusz biznesu i wzorzec – czy przedsiębiorca oszust?” – pyta Ahlborg (artykuł z roku 2013). Według zeznań podatkowych Wonna I de Jong – w ciągu 22 lat pobytu w Szwecji – tylko w ciągu trzech lat wykazała zarobki w wysokości zaledwie 63.200 koron, co oznacza, że miesięcznie zarabiała… 376 koron. W 1987 roku wykazała majątek wartości 480.000 koron, który później zniknął z deklaracji i nigdy nic nowego się nie pojawiło. Do 1988 roku była zameldowana w różnych mieszkaniach czynszowych, gdy – bez potrzeby zaciągania pożyczek – kupiła dom w Huddinge po rozwodzie z przedsiębiorcą Leifem Östlingiem. Siedem lat później sprzedała dom za tę samą cenę za którą go kupiła. W 1994 roku wyprowadziła się do Holandii i wyszła za mąż za bogatego przedsiębiorcę Meijera Josepha de Jong. Po rozwodzie z nim w 2002 roku wróciła do Szwecji i kupiła biurowiec w Varby za 37 milionów koron. Od tej pory zaczęła się jej przygoda z zakupem nieruchomości.

Na pytanie Karin Ahlborg, jak to się stało, że w swoich deklaracjach podatkowych wykazała zaledwie sumę 63.200 koron, I de Jong odpowiada, że robiła interesy w Polsce i Rosji. „Czy zatem pozostałe pieniądze pochodzą z zarobków na czarno?” – pyta Ahlborg. Na to pytanie nie otrzymujemy odpowiedzi, gdyż Wonna I de Jong przerywa rozmowę i odchodzi.

Pytanie postawione przez „Aftonbladet” nie jest bez zasadne. Jak ustaliła sztokholmska Nowa Gazeta Polska od długiego czasu krążą po Sztokholmie pogłoski, że Wonna I de Jong sprzedaje „na czarno” kontrakty na wynajm mieszkań. Jak twierdzą nasi rozmówcy – chcący zachować anonimowość – kontrakty na mieszkania mają „swoją tabelę”: dwójka kosztuje 30-40 tysięcy koron, trójka: 50-60 tysięcy, czwórka 100.000 koron… To co mówią Polacy mieszkający w mieszkaniach należących do Wonny I de Jong, potwierdzają także inni. W listopadzie zeszłego roku „Södra Sidan” opublikował artykuł, z którego wynika, że handel „czarnymi kontraktami” trwa już od wielu lat. „Księgowość firmy nie jest możliwa do zbadania, ponieważ jest zarejestrowana jako firma jednoosobowa. ”- W firmie jednoosobowej, właściciel jest odpowiedzialny zarówno za długi jak i przychody. W związku z tym jest praktycznie niemożliwe by media mogły zbadać finanse firmy. W przeciwnieńtwie do korporacji nie trzeba bowiem składać sprawozdania rocznego” –  mówi Ulf Hansson, specjalista prawa podatkowego przedsiębiorstw w Urzędzie Podatkowym. Pieniądze za umowy zawierane „na czarno” wypłacane są w gotówce pośrednikowi, osobie, która pracuje dla Wonna I de Jong” – piszą Rouzbeh Djalaile i Mariela Quintana Melin.

Poza oskarżeniami o handel kontraktami, w naszych rozmowach z osobami mieszkającymi w budynkach należących do Wonna I de Jong Fastigheter w Skärholmen i Bredäng, zawsze powtarza się ten sam zarzut wobec właścicielki: budynki są zaniedbane, w fatalnym stanie technicznym. Jak podaje „Aftonbladet” Miljöförvaltning przeprowadziło w grudniu 2012 roku inspekcję 22 mieszkań. W 14 stwierdzono naruszenie norm: wilgoć, złą wentylację, zbyt niską temperaturę w mieszkaniach, zbyt zimną wodę w kranach, ryzyko zagrożenia bakteriami Legionella. W raporcie nie ujęto innych spraw, które wykraczają poza kompetencji urzędu: zniszczone drzwi, brak drzwiczek w meblach kuchennych, niemal od 40 lat nie zmieniane tapety, pęknięte umywalki…

Nie lepiej jest w budynkach w Malmköping. Wonna I de Jong wynajmuje tam niemal 230 mieszkań. Ich standard jest wyjątkowo niski, w dodatku mieszkańcy skarżą się na ignorowanie ich próśb o wymianę zepsutych rzeczy bądź niezbędnych reperacji. Zdaniem mieszkańców oraz Hyresgästföreningen firma oszczędza na pracownikach zajmujących się serwisem mieszkań, często są to osoby niekompetentne.

Skargi pod adresem Wonny I de Jong powtarzają się od długiego już czasu z zadziwiającą regularnością. Ona sama najczęściej w ogóle nie chce rozmawiać z prasą na te tematy. Wobec niepokornych lokatorów firma stosuje metody zastraszania – w październiku 2012 roku jeden z nich zgłosił na policję próbę pobicia i naruszenie miru domowego. Zgłoszenie dokonała jeden z 35 lokatorów, które wcześniej domagały się bez skutku o dokonanie niezbędnych napraw w mieszkaniu. Z kolei inny lokator oskarżył Wonnę I de Jong o niezgodne z prawem sprawdzanie jego wiarygodności kredytowej. Nie lepiej jest z opiniami o Wonnie jako o pracodawcy. W należącym do niej zamku koło Flen w Yxtaholm (hotel i centrum kongresowe) tylko w ciągu pierwszego roku aż czterokrotnie zmieniał się personel na skutek niemożności współpracy z właścicielką. Jak pisze „Aftonbladet” nadal personel zmienia się często, a duży ośrodk  z około stu miejscami hotelowymi, obsługiwany jest przez 3,5 etatowych pracowników. Miljöförvaltning we Flenie zgłaszał również zastrzeżenia do stanu higieny w kuchni.

I jeszcze ta historia ze studiami medycznymi. Jak twierdzi Wonna I de Jong miały one trwać trzy lata w Instytucie Karolińskim w Sztokholmie. Jak zbadała Karin Ahlborh, nie zaliczyła nawet drugiego terminu….

Bajka o polskim kopciuszku z Przasnysza lansowana w polskiej prasie pełna jest lukru i bitej śmietany, że czasami aż mdli. Celebryckie ciągoty rzadko jednak wywołują zazdrość (jak często uważa sama Wonna I de Jong), a bardziej sarkastyczne uwagi. Kicz bogactwa i dobre mniemanie o sobie mają się nijak do nagiej prawdy o metodach działania „najbogatszej Polki w Szwecji”. W artykule „Miliard w rozumie” autorzy (Piotr Głuchowski i Marcin Kowalski) piszą, że pierwsze sukcesy biznesowe „Iwonka Koziatek” odnotowała już w wieku 14 lat gdy „uruchomiła handel wymienny z ZSRR” – handlowała wszystkim, nawet raz sprzedała w Moskwie swoje majtki. Ten ultra kicz nie przeszkadza jednak polskiej milonerce. Być może dlatego, że lichota i miernota, są gorsze od kiczu i śmieszności. Nie dziwi więc, że na oficjalnej stronie Facebookowego Fan Clubu Wonny I de Jong znajdziemy jej ponad 200 zdjęć w najróżniejszych pozach i strojach, że ma tam prawie 2000 fanów. Ludzie uwielbiają historie jak z bajki, ba, przecież filmy o Shreku biją wszelkie rekordy.

Nie dziwi także, że Wonna I de Jong uważa, że każda krytyka wynika z zawiści i zazdrości. Bo jest w tym krztyna prawdy – cudze sukcesy bolą najbardziej. Ale w tym przypadku „Miliard w rozumie” zweryfikowany został przez Urząd Podatkowy, więc nie ma czego zazdrościć.

Jak duży jest pani majątek? – pytają w „Wysokich Obcasach” Wonnę I de Jong dziennikarze. – Trochę ponad miliard koron, głównie w nieruchomościach. Najważniejszy jest dla mnie zamek w Yxtaholm Slott, to korona mojego imperium – ponad sto hektarów lasów z prawem do polowania. Własne dwa jeziora. Tysiącletnie drzewa tam rosną! Siedlisko od 1305 roku, każdy kolejny właściciel znany, większość herbów koronowanych! No i mam ładny kawał Sztokholmu na własność. Sto tysięcy metrów kwadratowych mieszkań, biur, sklepów. Lubię tak iść ulicą i widzieć, że ona jest już w całości moja. Kocham swoje budynki. I mam wszystko na siebie albo na syna, żadnych spółek, rady nadzorczej, zarządu, który musiałabym o cokolwiek pytać. Żadna grupa Szwedów nigdy mnie stąd nie wyrzuci. Moje imperium jest jak skała. Zostawię je moim wnuczętom.
– Czuje się pani kobietą spełnioną?
Wonna I de Jong milczy dłuższą chwilę. – Mam wszystko, ale nie mam mężczyzny, którego bym kochała.

Łza się w oku kręci. Tadeusz Różewicz zastanawiał się kiedyś: A jak wyjdzie śmiesznie? Nie szkodzi. Ludzie się pośmieją i koniec. Wielkość nie boi się śmieszności….

(NGP, 2013)

Lämna ett svar