Nie wiedzieć czemu, bez liczącej się rocznicy, nagle wyroiło się (w szwedzkiej TV) jak z rogu obfitości mnóstwo filmów i serii dokumentalnych, poświęconych II wojnie światowej. Najchętniej koncentrujących się na jej wybuchu i zakończeniu. Niemieckich, francuskich, brytyjskich i amerykańskich. Nawet norweskich, choć w tym przypadku mowa o fabule, opartej na faktach.
Trudno tu całkowicie pominąć udział Polski. W literaturze przedmiotu nie brak było twierdzeń, że wojna wybuchła 3 września 1939 (dla Brytyjczyków i Francuzów), w połowie czerwca 1940 (dla Włochów), 22 czerwca 1941 (dla Rosjan), czy 7 grudnia tegoż roku (dla Amerykanów). Znamy prawdziwą i ścisłą datę, ale pojawiają się też głosy, że wojna wybuchła w roku 1937 (dla Japonii i Chin; film ”Shanghai 1937”). Także dla Włoch moglibyśmy cofnąć zegar do roku 1935 i agresji w Abisynii, dla Niemiec do zajęcia Nadrenii w 1936 a dla Rosjan do 1939 (zajęcie wschodniej Polski).
Różne to jednak były wojny. Dla Francuzów i Anglików ponad 9 miesięcy ”drôle de guerre” (wojny pozorów, låtsaskriget). Dla USA ostrożna neutralność oraz przyjazne choć kosztowne konwoje i Łend-lease aż do ataku na Pearl-Harbour, dla Sowietów sojusz z Hitlerem. I cały ten okres dla zachodnich sojuszników, ”gwarantujących” Polsce m.in. nienaruszalność jej granic, to długie bezczynne wyczekiwanie, nie wykorzystane nawet dla należytego dozbrojenia się przed niemiecką agresją. Rezultat znamy. Ta sytuacja ujęta jest niezbyt samokrytycznie we francuskim dokumencie (2017) o nieprzydatności linii Maginota, którą Hitler po prostu obszedł bokiem w maju 1940. Zobowiązania wobec Polski poruszono tu półgębkiem.
Niewiele uwagi poświęca się kampanii wrześniowej w Polsce. Filmowcy widzą tu pierwszy przykład hitlerowskiej Blitzkrieg, w której Polska załamała się już po kilku dniach. Tak w ustach jednego z ex-więźniów Oświęcimia w filmie ”Auschwitz untold in color” Davida Shulmana, a także w komentarzu filmu ”Sciencies Nazies – La race, le sol et le sang” reż. Davida Korn-Brzoza. W tym samym filmie dowiadujemy się również, że ołtarz Wita Stwosza powrócił z Krakowa (do ojczyzny?). Twórcy zdają się nie wiedzieć, że jego twórca osiadł był w Krakowie na stałe i tam było – i dalej jest – miejsce ołtarza.
Rzadko podkreśla się czy nawet dostrzega sowiecki ”nóż w plecy” 17 września, po którym jednak armia polska walczyła aż do pierwszych dni października. Także w serialach poświęconych ostatnim miesiącom III Rzeszy (Berlin 1945, Das Ende – Die letzten 100 Tage des Zweiten Weltkriegs) z pewnym współczuciem mówi się o głodzie w oblężonym Berlinie czy o panicznej ucieczce niemieckiej ludności cywilnej np. z Prus Wschodnich (jeszcze przed powojennymi wysiedleniami), łatwo pomijając bezmiar cierpień i zbrodni jaki pozostawiła za sobą armia tego samego państwa.
Aleksander Kwiatkowski