Lubię książki, o tych naszych prywatnych, małych ojczyznach. Są z reguły pełne nieznanych mi szczegółów, bardzo osobiste, porywające. A gdy wzbudzą ciekawość, to wtedy sięgam po mapę, plan miasta, i szukam tam opisywanych miejsc. By lepiej zrozumieć, by bardziej wczuć się w opisywaną atmosferę.
Mój ojciec, będąc już na emeryturze, stał się wielkim pasjonatem historii Bydgoszczy, naszego rodzinnego miasta. Był autorem kilkudziesięciu (a może nawet paruset?) artykułów poświęconych miastu nad Brdą, paru książek o historii miasta. Może właśnie ta jego pasja i mnie uczuliła na ”małe ojczyzny”.
Leżą przed mną dwie książki: Tadeusza Matulewicza ”Nowostrojka. Wileńskie obrazki” i Anny Winner ”Refleksje po powrocie. Lublina się nie zapomina”. I jedna i druga pasjonujące. Matulewicz (wilniuk, mieszkający od ponad pół wieku w Olsztynie) opisuje ”swoją” dzielnicę, w której wychował się w Wilnie. To słynna Nowostrojka, chociaż oficjalnie nazywana Nowym Miastem. Biedna, z drewnianą zabudową, ogrodami, bez kanalizacji i elektryczności. Ale niezwykle barwna, zwłaszcza we wspomnieniach Matulewicza. Na kartach książki autor przypomina tamtejszych mieszkańców reprezentujących różne zawody – są szklarze, są uliczni muzykanci, są też miejscowi chuligani, ale jest też atmosfera sąsiedzkiej solidarności. To Wilno z czasów przedwojennych, a później z czasów okupacji niemieckiej i sowieckiej. Fascynujący obraz dzielnicy, której już dzisiaj nie ma.
Byłem w Wilnie trzykrotnie, więc z ciekawością, próbowałem odnaleźć na planie miasta opisywane ulicy, zakola Wilejki, budynki. By jeszcze raz tam ”być” i wchłonąć niezwykły koloryt i atmosferę tego miasta. Dodatkową zaletą książki Tadeusza Matulewicza jest język jakim operuje. Autor przywołuje bowiem język dawnego Wilna i swojej dawnej dzielnicy, rymowanki ulicznych handlarzy, a także popularne wówczas piosenki. Znakomita lektura.
Książka Anny Winner o Lublinie ma podobny charakter, chociaż zupełnie inną budowę. Jest pasjonującym spacerem po mieście w poszukiwaniu jego historii. Lublina nie znam, byłem tam dwa razy, ale zawsze tylko przelotnie, bez zagłębienia się w jego atmosferę. Miasto wydawało mi się niezbyt ciekawe, jedno z wielu prowincjonalnych miast Polski. Nic bardziej mylnego! Książka ”Refleksje po powrocie” to niezwykły i niecodzienny bedeker, w którym autorka szukając własnych śladów z czasów młodości, odkrywa miasto na nowo. I trudno się podczas lektury oprzeć urokowi Lublina. Znowu sięgnąłem po plan miasta, by iść tropem autorki.
W książce Winner (która przez ponad 30 lat mieszkała w Sztokholmie, a dopiero niedawno powróciła do rodzinnego Lublina) stare spotyka się z nowym, osobiste wspomnienia korygowane są pamięcią innych, a miasto raz traci, a w innym miejscu zyskuje na przemianach jakie się dokonały. To książka równie osobista, jak Matulewicza, tak samo pełna fascynacji i ciekawości.
Literatura skupiająca się na ”małych ojczyznach” nie jest zjawiskiem nowym. Jak pisała Iwona Pięta w artykule ”Małe ojczyzny w prozie polskiej po 1989 roku” zwłaszcza po tym okresie
literatura „małych ojczyzn” stała się jednym z wyraźnie zaznaczonych i trwale obecnych zjawisk. /…/ Literatura „małych ojczyzn”, rozwijająca się od lat dziewięćdziesiątych XX wieku, prezentuje silny związek narratora opowieści z miejscem opisu, którego wartość wyznaczają jednostkowe racje podmiotu, nadając mu – niezależnie od realnej lokalizacji – wartość prywatnego centrum (środka) w przestrzeni szerszej: narodowej, językowej czy kulturowej, a „ludzie, którzy wierzą, że znajdują się w środku, wierzą również, co za tym idzie, w wyjątkowe wartości takiego miejsca” /…/
W ten aspekt obydwie omawiane książki wpisują się znakomicie. Autorami obydwu są ”emigranci” – Matulewicz – emigrant z Wilna, i Winner – która niemal połowę życia spędziła w Szwecji.
Tadeusz Nowakowski