Lecimy luksusowym jetem: Cessna Citation Longtitude, prywatnym samolotem naszej korporacji. Grecja oglądana z kosmosu, acz nam dana na zdjęciu wyświetlonym na wielkim ekranie, przypomina w części lądowej kłącze imbiru, zaś archipelagi jawią się niczym pokruszony krakers. Przez okienka samolotu oglądamy Grecję z niższej wysokości, i dobrze, łatwiej zauważyć interesujące szczegóły.
Kierujemy się w stronę archipelagów. Yannis przejął ponownie niewidzialną pałeczkę prezentera, by zwrócić naszą uwagę na szybko zmieniające się pejzaże. Kołujemy wokół Peloponezu, zbliżamy się do Eubei. Długie wielkie wrzeciono wyspy, jakże różnej od pozostałych wysp archipelagu o nazwie Sporady. Nazywane są też Rajskimi Wyspami. To nagroda za ich malowniczość. A teraz uwaga! Mijamy wyspę Skiathos, wszyscy wiedzą o co chodzi? Od czasu kiedy dostała celebrycką plakietkę, służąc swoimi wdziękami realizatorom filmów „Mamma mia”, o wiele chętniej jest odwiedzana. Chociaż prawda życia, bo nie prawda ekranu, jest taka, że ów słynny kościółek na maczudze skalnej, który znamy, chociażby z finałowej sceny ślubu, znajduje się nie na Skiathos a na sąsiednim Skopelos.
Michaleis, proszę, opowiedz o Skopelos. Za chwilę tam będziemy.
Michaelis, nasz projektowy młody bystrzak, dzierżąc szklankę whisky w ręku, przystąpił do relacji, głośno przy tym grzechocząc kostkami lodu:
Jestem z Krety ale wżeniłem się w rodzinę ze Skopelos. Tam poznałem dwie piękności. Jedna to moja żona, druga to moje omorfi poli (piękne miasto), białe Skopelos, hora cudna, jedno z moich ulubionych miejsc w całej Grecji.
Uwaga! Patrzcie, patrzcie w dół, zaraz się nam ukaże w zagięciu zatoki ale i szybko nam zniknie. Wyobrażacie sobie, że w tej niewielkiej miejscowości są 132 kościoły?! Oczywiście, większość z nich to kościółki i kapliczki prywatnie budowane przez rodziny. Rodzina żony też taką wybudowała.
Patrzę w dół, nie przyznaje się, że to też jedno z moich omorfi poli w Grecji. Białe miasto spływające ze wzgórza do wód zatoki jest niczym amfiteatr, na który można patrzeć godzinami z przeciwległego wzgórza. W tym będącym przez 300 lat we władaniu Wenecji grodzie, fotogeniczności dodają pnące się po zboczu ulice, będące de facto długimi schodami. Muły i ludzie ze swoimi sprawunkami i frasunkami, mozolnie suną od portu, po nierównych stopniach, do domostw w górze.
I tyle tego Skopelos. Yannis pokazuje nam na dużym ekranie mapę, zaznacza nasza drogę na wschód ku archipelagowi Północno -Wschodnich Wysp Egejskich, rozrzuconych wzdłuż brzegów Turcji. Mamy trochę czasu do następnych atrakcji, pora zatem na kolejne przekąski, napitki, pogawędki. Żywo reagujemy na te ofertę gospodarza. Wyczuwa się przyjemną ekscytację w naszym gronie, bądź co bądź, dziś nasza ostatnia balanga za projektowe pieniądze. Śmiechy coraz głośniejsze, skupiliśmy się teraz gromadką przy suto zastawionym stole. Buja nami minimalnie.
Yannis prosi o powrót na nasze miejsca Zaraz zapowiedziane Lesbos:
Dziś żyje piętnem wielkich obozowisk dla uchodźców przybyłych tu w tragicznych okolicznościach. Popatrzcie: To malowniczo położone miasteczko na zboczu, to Molywos.
Klaszczemy w dłonie, już nauczyliśmy się reagować z humorem na określenia typu: „malowniczo położone”.
Będąc tam, widzi się dobrze pobliski ląd turecki. Pontony uchodźców nie mają więc dalekiej drogi z piekła do wymarzonej Unii. Jest się na tyle blisko Turcji, że włączając komórkę, jako pierwszy wita turecki operator.
Yannis zaprasza maruderów, wciąż przyklejonych do stołu, by zajęli swoje miejsca:
Lesbos pod nami! Południowe lasy ale i liczne sady, dlatego wyspę tę zwano „Egejskim Ogrodem”. Już wśród Rzymian popularna była jako letnisko. Źle pamiętana jest tu okupacja turecka, nie muszę tłumaczyć dlaczego. Okrucieństwo i tyle. I nie będę o tym mówił więcej. Lesbos, jak wiecie, to też miejsce urodzin Safony, poetki słynącej ze miłosnej liryki poświęconej dziewczętom. Dlatego chętnie dziś odwiedzane jest przez pary lesbijskie.
Chwilę powodził wzrokiem po ekipie i dodał:
No i widzę, że niektórzy z nas nie gardzą rodzimym ouzo. Nie mogę zatem nie wspomnieć, że wyspa ta słynie z najlepszego w świecie ouzo, produkowanego w destylarniach Plomari. A gdzie to? A no właśnie pod nami. Degustujcie dalej ouzo z Plomari, kochani! Pomachajcie tym w dole…
Szybko uzupełniłem podłużną szklanicę genialnym produktem z Plomari i jeszcze szybciej ją opróżniłem. Efthymía Plomári! Nie wiem, czy nadarzy się jeszcze okazja do degustacji ich rarytasu na wysokości paruset metrów nad fabryką. Chciałem z tej radości zawołać głośno cos miłego, zamiast tego usłyszałem: –„ Jak się lepiej przyjrzymy, to zobaczymy może „push back”! – Tak, to byłem niestety ja, chyba zbytnio podochocony anyżkiem lubym. Zobaczyłem wszystkie oczy zwrócone w moją stronę. Dodałem, nie mając wyjścia: – „ Grecka i turecka policja na przemian wypychają w morze pontony z uchodźcami”
Zostawmy to- uciął Yannis, to zbyt poważny temat by się teraz tym zajmować.”-
Sądzę, że reszta odetchnęła z ulgą, a ja spolegliwie zamilkłem.
Yannis na krótko tylko przywdział pochmurną minę. Kiedy tylko odwrócił się ode mnie, rozpromieniony ciągnął dalej:
Wystarczy jeden łyk i już nowa wyspa. Pod nami Samos, przyłączona do Grecji dopiero w 1912 roku. Opustoszała po upadku cesarstwa bizantyjskiego, pod Turkami ważny punkt handlu, stała się jedną z bogatszych w całej wyspiarskim świecie morza Egejskiego. Na wyspie urodził się Pitagoras ale znana jest i z tego, że znajduje się tam genialne dzieło starożytnej inzynierii : Efpalineo Orygma ( tunel Eupalinosa) czyli akwedukt do transportu źródlanej wody.
Podszedł do ekranu, wskazał na mapę i rzekł:
A teraz, tak, tak, macie Państwo rację. Słusznie się spodziewacie celebryty w świecie archipelagów. Kierujemy się na południe, jesteśmy już na absolutnie najdalszych rubieżach Grecji, tuż przy lądzie Turcji. I oto on: Dodekanez! Dopiero w 1948 przyłączony został do Grecji. Któż nie zna warownego miasta Rodos, zbudowanego przez Joannitów. Któż nie zna olśniewającego urodą białego miasta Lindos, ze słynnym Akropolem. To jedno z moich omorfi poli! Jest też wyspa Patmos, miejsce pielgrzymek do klasztoru św. Jana, który przybył na wyspę w 95 roku, zaś klasztor do dziś imponująco prezentuje się nad białymi zabudowaniami hory zwanej Skala.
A to kolejna wyspa: Symi, słynie z pastelowego miasta o tej samej nazwie wspinającego się po zboczu od portu Gialo , do górnego miasta Chorio, jednego z najbardziej urodziwych na archipelagach. Także ma-low-ni-cz-o po-ło-żo-nego!
Yannis sprawdza naszą uwagę, nie daliśmy plamy. Zaklaskaliśmy na znane hasło o „malowniczości”. Patrzymy na wyspy pod nami, popijamy, podjadamy, z głośnika sączy się delikatna muzyka wysp w wydaniu Orfeasa Peridisa. Wyczuwam, że Yiannis szykuje się już na następny archipelag. Wymienia jakieś uwagi z Chrisem i Heleną. Wyglądają przez okienka jeta, wreszcie Yannis daje im znak. Po chwili słyszymy gromkie :
A teraz CYKLADY! To Helena uniosła radośnie ramiona, jakby właśnie jej drużyna strzeliła gola. Razem z Chrisem stanęli przed ekranem. 56 wysp, tylko 24 zamieszkałe rozsiane po morzu, poniekąd pośrodku, między kontynentalną Grecją a Turcją. Pozbawione lasów, za to czarujące ma-lowni-czoś-cią bia-łych mia-ste-czek!
Nie czekając na naszą reakcję na „malowniczość” sama zadęła- yuuuuppiiee! I kontynuowała:
– Weneckie fortyfikacje, bizantyjskie kościółki, wiatraki na wzgórzach, ciasne uliczki, malownicze zaułki,( yuuuuuppppiiiee), pełny pakiet urodziwości!
Helena wyraźnie zadowolona była z produkcji własnego PR-u ( chyba mieszała trunki). Namawiała by uporczywie spoglądać w dół, co też czyniliśmy. Płynęliśmy w przestworzach nad wyspą Naxos, potem nad nie mniej słynnym Paros, rozrywkowym Mykonos…
Jest Santorini! – drużyna Heleny strzeliła właśnie drugą bramkę – Nasze Santorini. Bywamy tu z Chrisem co roku, na wiosnę i jesienią.
Może i bywają, my zaś wiemy, że oficjalnie żyją w różnych związkach, od lat natomiast pracują razem w zespole w Cambridge.
Jest Santorini, wyspa nazwana tak z włoska, w hołdzie Świętej Irenie. Znając wyspę z licznych filmików i plakatów, omijam ją skutecznie, zakładając, że to tylko turystyczny obciach, może i niesłusznie. Odbudowana po trzęsieniu ziemi w 1956 jest dziś kosmopolitycznym magnesem, reprezentującym wdzięk greckiej idylli.
Helena z Chrisem nie odpuszczają, zachwycają się głośno swoimi wrażeniami, z estymą wspominając słynne zachody słońca ( fotel na tarasie, campari w ręku, czekanie aż kula słońca zatonie). Utwierdzili mnie w przekonaniu żeby tam nie jechać.
Po ich tyradzie, zrobił się rwetes na pokładzie. „Pudrowanie nosa”, czy, jak kto woli, „zmiana butów” , jak to się zwykło nazywać w Szwecji. Toaleta jednak tylko jednak, choć nasz powietrzny statek luksusowym jest .
Głośne śmiechy znów zawładnęły kabiną. Widzę, że Yannisowi coraz trudniej będzie celebrować swoją prezentację. Podchodzi do następnych gości, wyraźnie chce nam zapaść w pamięć, jako świetny gospodarz imprezy.
No i jest Kreta, z pół milionem stałych mieszkańców, z linią brzegową o ponad 1000 km długości. Z naszych okienek widać, że ekstremalnie górzysta. Wyspa na tyle duża, że nie potrzebuje przyporządkowania żadnemu archipelagowi. Geograficznie i symbolicznie. Do tego, jako jedna z nielicznych, samowystarczalna, dzięki rolnictwu i nawadnianiu pól specjalną techniką przy użyciu wiatraków. Żyje nimbem wyspy fascynującej, tajemniczej, nieprzystępnej. I słusznie. Siedlisko kultury minojskiej, temat sam dla siebie, słynie z malowideł w bizantyjskich kościołach, a do tego wydała światu Domenikosa Theotokopulosa ( bardziej znanego jako El Greco). Wysokie góry, głębokie wąwozy, ostre zbocza u wybrzeży, pozwalają i dziś , jeśli trzeba, ukryć skarby przed niepożądanym okiem.
Kreta ważna jest we wszystkim co lepi tożsamość Grecji. Formuje dumę całej Grecji, nawet jeśli się wie, że Kreteńczyk to przed wszystkim Kreteńczyk a potem dopiero Grek. Kreteńczycy kojarzeni są ze skrajnym umiłowaniem wolności i i skłonnością do indywidualizmu. Znani są ze swojej niezłomności. Uosabiają cnoty, które wszyscy Grecy chcą uznać za swoje.
Wenecjanie pozostawili po ponad 400 letnim panowaniu wspaniale twierdze, zgrabne rezydencje a i urodziwe porty. Prześladowania przybyłych tam po nich Turków, wzbudziły silne ruchy niepodległościowe. Ostatnia okupacja to niemiecka, podczas II wojny światowej. Strój ludowy i muzyka Krety do dzisiaj faworyzowane są podczas państwowych celebracji. Grecja przejęła kreteńskie rytuały by uczynic się bardziej grecką, Kreta zaś niczego nie musiała, pozostała Kretą.
Mijamy wielkie wrzeciono Krety, pod nami lazur morza. Rozbawione głosy, gromkie śmiechy narastają, kiedy nasz jet wchodzi w długi łagodny wiraż. Chyba mamy już wszyscy trochę w czubie. Nawet Yannis zdaje się być bardziej odprężony. Po wyjściu na prostą, zapowiada z wyraźną radością w głosie:
I zaraz Wenecja…. tylko że podana po grecku. Zbliżamy się do Wysp Jońskich, o już widać palczaste wykusze Peloponezu.
Wyspy Jońskie, najbardziej zielone, zalesione ale i porośnięte gajami oliwnymi i cyprysami. Turkom nie udało się tu podejść ze swoim orężem (nie licząc wyspy Lefkas). Odcisk kulturowy skomplikowany. Kolejno: bizantyjski, wenecki, angielski i francuski, co sprawiło, że każda z wysp archipelagu inna. Jest słynna, homerowska Itaka, jest Kefalonia romantyczna i droga, w sam raz dla współczesnych pieszczochów losu, jest popularny dla urlopowiczów Zakynthos. Już zaczynam wyczuwać jaka szykuje się nam finałowa destynacja.
Yannis potwierdza moje przypuszczenie. Nadlatujemy nad Korfu. – Oto moje ulubione Korfu. Krótka notka historyczna: rządy Wenecjan, okupację z ręki Wenecjan wspomina się tu jako okrutną, tak, tak. Zaważyła też na wyglądzie głównego miasta wyspy: Kerkira. Korfu to taka europejska broszka, kondensacja wielu wpływów.
Yannis mówi z prelegenckim przejęciem, acz rozbawione towarzystwo nie dotrzymuje mu już kroku. Nasza uwaga rozpełzła się na wszystkie strony. A więc tu spędzimy nasz pożegnalny wieczór. Obok Nafplio, Skopelos, Hydry, miasto Korfu to i moje omorfi poli.
Nasz jet zaczął wyraźnie zniżać, Yannis jak nakręcony nawijał dalej: – Patrzcie, parzcie, pod nami stara forteca, przy takiej fortyfikacji Turcy nie mieli tu wejścia. Jakżem rad, że znów widzę to miasto. Kochani, zaraz lotnisko. Lądujemy zapnijcie pasy, zapinajcie, już!
Wylądowaliśmy. Na ekranie ukazuje się zdjęcie naszej gromadki, zmontowane w photoshopie. Jesteśmy na nim wszyscy odziani po grecku, w himation, materiał układany pomysłowo w fałdy, okrycie znane z rzeźb antycznych.
Teraz każdy z nas może udawać Greka.
Zygmunt Barczyk