Wyborcze konwulsje będę miały swój ciąg dalszy. Ale ani określenie ”farsa”, ani ”cyrk” nie są adekwatne do sytuacji. I jedno i drugie to jednak dziedziny sztuki, a nam zgotowano po prostu zwykłe łajdactwo.
To, że wybory nie odbędą się w pierwotnym terminie, 10 maja, to mała pociecha. Nie o termin tylko chodzi (choć stan zagrożenia pandemią wciąż jest aktualny), ale o metody, jakimi dążono do przeprowadzenia ”kopertowych” wyborów. Z pominięciem i lekceważeniem wszelkich zasad, wbrew konstytucji.
Deal Gowina z Kaczyńskim przesuwający wybory na niewiadomokiedy, ustawia Polskę na równi z bananowymi republikami, gdzie satrapi rządzą z pominięciem wszelkich demokratycznych zasad. I bez znaczenia jest to, czy Gowin ograł Kaczyńskiego, czy Kaczyński uratował skórę dzięki Gowinowi. Jeden wart drugiego – jaki Cyryl, takie metody.
Już słychać głosy, że i w późniejszym terminie wybory mają się odbyć w trybie korespondencyjnym, co budzi zaniepokojenie, bo przy polski chaosie ani nie będę to wybory powszechne, ani nikt nie jest w stanie zagwarantować, że będę uczciwe. Ale może właśnie o to chodzi.
Mowa jest o wyborach albo w lipcu albo w sierpniu. Ale oczywiście… nic nie wiadomo. Jeśli w dalszym ciągu obowiązywać będę te same zasady wyborów dla Polaków mieszkających za granicą, to znowu będziemy mieli do czynienia z wyborami ”nie powszechnymi”. Czyli nic się nie zmieni. I tak samo powtórzą się głosy, by wybory należy zbojkotować.
Ktoś na Facebooku napisał:
Tym razem problemem nie jest to, gdzie leży Polska, ale ŻE LEŻY.
Ktoś inny:
Pomału przestaje mnie interesować, jaki kolejny paździerzowy absurd wymyśli PiS. Trochę szkoda Polski, bo fajna była, ale świat jakoś sobie bez niej poradzi…
Smutne i prawdziwe.
Tadeusz Nowakowski