Od niepamiętnych czasów bogowie Oden i Tor mieli w swojej pieczy dusze dzielnych Wikingów. Działo się tak do czasu, gdy około roku 1000. pojawili się misjonarze, zwiastujący nowego i silnego boga imieniem Jezus. Obiecywał on Wikingom miejsce w niebie, ale pod warunkiem, że pozwolą się ochrzcić, co też niektórzy skwapliwie czynili. W duńskim mieście Jelling znajduje się „Kamień z Jelling”, ważny kamień runiczny Wikingów. Po jednej stronie bajkowe zwierzę wzięte ze skandynawskiej mitologii, po drugiej Jezusa na krzyżu. Na kamieniu napis: Król Harald, syn Gorma i Thyry, zwyciężył Danię i Norwegię i zrobił ich chrześcijanami.
Człowiekiem, który namówił Haralda Blåtanda na zmianę wiary, był mnich Poppo. Około roku 960. Poppo przywędrował ze Schleswigu na dwór Haralda w Jelling i opowiedział mu o nowym bogu Jezusie, który był silniejszy od wszystkich razem wziętych starych bogów. Zaproponował mu również przyjęcie nowej wiary, co miało odbyć się przez chrzest z wody.
Harald nie czuł się przekonany, wtedy Poppo złożył mu następującą propozycję: A jak ci pokażę siłę nowego boga, to się dasz ochrzcić? Zaciekawiony Harald przystał na tę ofertę i wtedy Poppo włożył dłoń w żelazną rycerską rękawicę i trzymał ją w ogniu tak długo aż żelazo się rozświeciło. Potem wyjął rękę i pokazał Haraldowi. Była całkowicie zdrowa! To przekonało króla, że mnicha chroni wielki bóg i pozwolił się ochrzcić, co stało się w beczce po piwie. I tak Harald został pierwszym chrześcijańskim królem Duńczyków i Norwegów.
Tyle legenda. W rzeczywistości argumenty, które skłoniły Haralda do zmiany wiary, miały naturę czysto polityczną. Od lat 700. miała Dania na zachodzie niebezpiecznego przeciwnika w postaci państwa Franków. Agresywne królestwo z wielkim apetytem na chrystianizowanie pogańskich sąsiadów. W połowie lat 900. pojawił się nowy przeciwnik, Niemcy, z królem Ottonem I na czele.
Harald wybrał chrzest bezpośredni, bez „pomocy” sąsiadów, ale ryzyko zależności nie było tu jedynym powodem. Król widział w tym doniosłym akcie wiele innych korzyści. Kościół dysponował świetnie zorganizowaną siecią informacji, oraz był ekspertem w administrowaniu państwem, a tego Harald potrzebował najbardziej aby móc urzeczywistnić marzenie swego życia – zostać królem wszystkich Duńczyków.
W grę nie wchodziły jednak tylko osobiste ambicje króla. Dla wielu Duńczyków był to personalny wybór. W kulturze Wikingów na pierwszym miejscu stawiano: siłę, męstwo, zwycięstwo, a to znajdowali w nowej religii. W oczach Wikingów nowy bóg, Biały Kryst jak go nazywał lud, nie był „owieczką”, był wodzem dowodzącym zwycięskimi hordami aniołów!
Wielu Wikingów odwiedzało Europę i widziało potężne sakralne budowle i ich bogactwo. Byli świadkami jak królowie, ba, nawet sam cesarz!, klękali przed Chrystusem. Chrześcijaństwo jawiło im się jako religia zwycięzców. Widzieli jak misjonarze lekceważą starych bogów, a ci w milczeniu i pokorze znoszą zniewagi! Brano również pod uwagę zapewnienie lepszego życia po śmierci dla wszystkich wiernych. Wiara w Aza (staronordycki bóg) dawała tylko wojownikowi który zginął w walce, przywilej przekroczenia progów Walhalli, a tu każdy, najzwyklejszy nawet chrześcijanin, szedł do nieba!
Poza tym nowy bóg pokazywał swą siłę „na co dzień”. Na wyspie Björk, w mieście Birka, opowiadano, że gdy oblegali kiedyś twierdzę w Kurlandii (dziś Łotwa), szło im nietęgo. Ale gdy poczęli wnosić modły do Białego Krysta, wszystko poszło jak z płatka i łatwo wyrżnęli do nogi całą załogę! Pewien Wiking opowiadał, że dostał się w straszliwy sztorm, ale gdy zaczął nawoływać Białego Krysta, morze ucichło. Takie opowieści snuli wyznawczy Tora i Odena. Jezus jest mocniejszy i otrzymał u ludu miejsce przed starymi bogami.
W Szwecji sprawy przebiegały nieco inaczej i o wiele spokojniej. Nowa wiara uzyskiwała stosunkowo łatwo balans ze starą wiarą, misjonarzom udawało się głosić nową wiarę bezkonfliktowo. Choć musieli być ostrożni. Pewien angielski misjonarz zastosował używany wielokrotnie zabieg, rozbił posąg Tora, pragnąc w ten sposób udowodnić, iż jego bóg, Jezus, jest o wiele mocniejszy. Skończyło się na tym, że poirytowani chłopi natychmiast go ukatrupili.
Szwedzcy władcy nie mogli być tak bezkompromisowi i brutalni jak duński Harald, choćby i chcieli. W odróżnieniu od duńskich władców, siła szwedzkich królów opierała się na społecznej akceptacji, byli zależni od „ludu”. Jeszcze w 1080 roku, król stanowczo zabronił w Uppsali dwom biskupom zaatakowanie kultu Aza, ponieważ istniało poważne ryzyko, iż zostanie razem z biskupami przez rozsierdzony lud rozerwany na kawałeczki!
W Norwegii działo się jeszcze inaczej. Misja chrystianizacyjna spowodowała bowiem wojnę domową i kosztowała życie dwóch królów, nie licząc innych licznych a gwałtownych zejść. Był rok 995-ty gdy flota Wikingów, pod dowództwem królewskiego krewniaka Olofa Tryggvasona, zacumowała w fiordzie Trondheim. Na pokładzie jednostki flagowej miał Olof masę zdobycznych sreber, gromadkę angielskich księży i palącą potrzebę rozprawienia się raz na zawsze z pogańskimi wodzami miejscowych Wikingów. Zeszli na brzeg w Moster i w ten sposób Olaf postawił po raz pierwszy stopę na norweskiej ziemi. Dotychczas pędził życie u wybrzeży Bałtyku, w Irlandii, w Anglii, służąc jako najemny żołnierz różnym książątkom czy królom. Wszak nie na darmo był Wikingiem! Tym łatwiej było mu zdobyć zaufanie miejscowych, że Trondowie (wikingowie z Trondheim) stawiali się już parokrotnie Håkanowi Sigurdssonowi, królowi i mocnemu człowiekowi ówczesnej Norwegii. Powitali więc Olafa (oraz jego srebra!) jak bohatera.
Podobnie jak Harald Blåtand w Danii, Olaf pragnąc użyć chrześcijaństwa jako broni w walce o władzę z wodzami plemiennymi, poddał się rytuałowi chrztu, zdobywając tym samym asumpt do walki z nimi. Nie minęło wiele czasu, gdy Trondowie i reszta Norwegów zorientowali się co w trawie piszczy, ale było już za późno na urżnięcie głowy Olofowi, był na to za silny.
Wiedzę o Olofie Tryggvasonie zawdzięczamy Islandczykowi Snorre Sturlassonowi (1178-1241), ale nie należy mu (jak na przykład i naszemu wspaniałemu kanonikowi Długoszowi) i innym kronikarzom dawnych (i dzisiejszych!) czasów, zanadto wierzyć. Snorre opowiada, jak to Olof obiecał przepędzić wszystkich sejdmanów (czarowników) i w jaki sposób się do tego zabrał. Zaprosił ich otóż na wielką i uroczystą wieczerzę, hojnie ugościł jadłem i napitkiem, a gdy solidnie podpili i część zasnęła, kazał zaryglować drzwi, a dom podpalić.
Uratował się tylko jeden, czarownik Oyvind Kjelde, któremu udało się uciec przez otwór kominowy. Olof ścigał go swoimi statkami aż na daleką północ i wreszcie dopadł wraz z towarzyszącą Oyvindowi grupą czarowników, w Karmoy (niedaleko Stavanger). Gdy już ich wszystkich miał w pętach, polecił przywiązać do skały. Reszty dokonał morski przypływ.
Następnie udał się Olof do Maere, gdzie znajdowało się wielkie pogańskie sanktuarium. Tam rozsiekał własnoręcznie mieczem postumenty wszystkich bogów, zabił przywódcę chłopów, niejakiego Jarnskjegge, oraz dał miejscowej ludności propozycję nie do odrzucenia: Albo pozwolicie się pokornie ochrzcić, albo pójdziecie w ślady swojego Jarnskjegge! Snorre Sturlasson kończy opis owych wydarzeń słowami: I tak ludność Trondheim przeszła na chrześcijaństwo.
Olof kontynuował podróż na północ gdyż słyszał, że przewodzi tam wielki poganin, wiking Raud. Gdy dotarł na miejsce, uwięził Rauda i w milczeniu położył przed nim krucyfiks oraz miecz. Raud pojął w lot sugestię, ale się sprzeciwił i również nie mówiąc ani słowa splunął na krucyfiks. Wtedy Olof wziął róg służący do picia, zrobił w nim dziurę, wetknął go w gardło Rauda, a potem wpuścił tam jadowitego węża.
Ta, wyjątkowa nawet jak na Wikingów, brutalność Olofa, przysporzyła mu wielu wrogów również poza granicami Norwegii. Duński król Eryk Jarl (prawdopodobnie w aliansie z Bolesławem Chrobrym; siostra Chrobrego Świętopełka, została wydana za Olofa, gdy ten był jeszcze młodzianem, a tata Eryk królem; po śmierci Olofa wyszła za króla Danii) wypowiedział mu w końcu, w roku 999, bitwę morską, którą Olaf przegrał z kretesem i nie chcąc oddać się w ręce zwycięzców, rzucił się w fale i utonął.
Wtedy to narodziła się saga o bohaterskim i dobrym chrześcijańskim królu Olafie, mówiąca, że wcale nie zginął pod Svolder. Po kraju krążyli pielgrzymi, a przede wszystkim mnisi, którzy widzieli go na własne oczy i rozmawiali z nim! Olof zapewnił ich, że niebawem wróci i dalej będzie nawracał pogan na prawdziwą wiarę.
Olof Tryggvason nigdy nie powrócił do Norwegii. Zrobił to inny Olof, który przyrzekł sobie wypełnić misję Tryggvasona do końca. Był nim Olof Haraldsson, który otrzymał od historii dwa przydomki: „Święty” i „Silny”.
Olof Silny, podobnie jak Tryggvason, aniołkiem nie był. Był Wikingiem, królem wojującym. W młodości „wikingował” w najlepsze po Bałtyku i u wybrzeży wysp brytyjskich. Około roku 1015 powrócił do Norwegii i zgłosił swój akces do tronu.
No i wszystko zaczęło się od nowa po staremu. Olof to wyłupał oczy pięciu małym królikom, to innym poobcinał języki, a wszystko w imię krzewienia nowej wiary, co w praktyce oznaczało poddanie się pod władzę chrześcijańskiego regenta. W końcu Olof Haraldsson poległ w bitwie z masami chłopskimi: Dostał siekierą w nogę, oszczepem w brzuch i kordem po gardle, jak skrupulatnie zanotował Snorre.
Z tą chwilą bierze początek pośmiertny triumf Olofa. Jeden z chłopskich przywódców, Tore Hund, zajął się królewskim ciałem i gdy mył mu twarz, parę kropli krwi kapnęło mu na zranioną w boju rękę. I co się okazało? Rana momentalnie znikła!
Legenda o Świętym Olofie rozprzestrzeniała się po Norwegii, ogarniała Skandynawię i dotarła do Europy. Mówiono, że chorzy zdrowieli, odwiedzając tylko Nidaros (koło Trondheim), miejsce wiecznego spoczynku Świętego Olofa.
Dziś nie ma w Norwegii człowieka, który wątpiłby, iż Olof Haraldsson był świętą osobą. Szwedzi zaś tradycyjnie uważają, że trzeba być nie byle jakim naiwniakiem, żeby wierzyć w to, co Norweg plecie.
Andrzej Szmilichowski