Żyjemy w świecie mitów i to nie mitów greckich, skandynawskich, germańskich czy słowiańskich tylko współczesnych, w które jesteśmy zmuszani wierzyć. Takie jak globalne ocieplenie, sztuki piękne, jednopłciowe małżeństwa i pojęcie gender. Są jeszcze inne mity, zbyt drażliwe aby otwarcie o nich rozprawiać, ale i te wymienione są wystarczająco kontrowersyjne, aby poddając je krytyce powiększyć grono swych wrogów. Podejmuje jednak świadomie takie ryzyko.
Czy globalne ocieplenie jest mitem? Nie wiem i chyba nikt tego nie wie. Jeśli chcemy być pewni czy mamy wpływ na klimat musimy wiedzieć w jakim stopniu on sam się zmienia. A on stale ulega zmianom. Po długich okresach ciepła następuje ochłodzenie. Jeszcze przed trzema tysiacami lat w Szwecji bylo dużo cieplej niż dzisiaj. Również za czasów Vikingów, w dziewięćsetnych latach naszej ery, Szwecja miała dużo cieplejszy klimat. A 12 000 lat temu mieliśmy lodowiec w północnej Europie nie mówiąc o legendarnych potopach, biblijnym i o zalaniu Atlantydy.
Meteorologia i ekonomia to nie nauki tylko zaawansowane przewidywania. Prognozy pogodowe i klimatyczne maja 50 % prawdopodobieństwa, albo się sprawdzą albo nie. Należę do sceptykow klimatycznych. Obserwując ziemię z lotu ptaka zdumiewają ogromne przestrzenie nie dotknięte ludzką ręką, nie mówiąc już o oceanach, których powierzchnia przewyższa ląd o 70 %. Czyż nie jest zarozumialstwem twierdzić, że nasza działalność jest w stanie wpłynąć na globalne zmiany? Lokalnie, w aglomeracjach miejskich i przemysłowych potrafimy skutecznie zanieczyścić powietrze spalinami czy dymem. Ale globalnie? Wątpię. Przypuszczam że wzmożona aktywność plam na słońcu ma wiekszy wpływ na klimat niż wszytkie nasze wysiłki razem wzięte.
Uważa się, że najwiekszą groźbą dla klimatu jest dwutlenek węgla. Ale zapominamy czego uczono nas na lekcjach biologii jeszcze w szkole podstawowej. Otóż każda komórka, roślinna czy zwierzęca, od najprostszej tlenowej bakterii po najbardziej złożone organizmy z człowiekiem na czele, pobiera w procesie oddychania tlen z atmosfery przy wdechu i wydala dwutlenek węgla przy wydechu. Zadałam sobie kiedyś trud, aby obliczyć ile dwutlenku węgla wytwarza ludzkość przy oddychaniu, całe 1560 milionów ton na rok. Jeśli ktoś nie wierzy służę chętnie dokładnymi cyframi. Może należałoby już przy urodzeniu przydzielać kwoty dwutlenku węgla, oparte na średniej długości życia. Ci co umrą przedwcześnie mogliby w testamencie zapisywać niewykorzystany gaz swym spadkobiercom. Ci co żyją dłużej niż przeciętna mogliby dokupywać dodatowe kwoty. Ale co mają robić ci, których na to nie stać? Przestać oddychać.
Na szczęście istnieją inne procesy zwane fotosyntezą i asymilacją (nie mylić z integracją). W ciągu dnia rośliny za pomocą zielonego barwnika, chlorofilu, i energii słonecznej produkują potrzebne im składniki pochłaniając dwutlenek węgla i wydalając tlen. W nocy oddychają, tak jak wszystko inne. Twierdzi się, że oddychanie i asymilacja stanowią system zamknięty w naturalny sposób kompensujący te dwa procesy. Oby ten balans nigdy nie został zaklócony.
Następnym mitem są tzw „sztuki piękne”. Niegdyś uzdolnieni artystycznie młodzi ludzie studiowali na Akademii Sztuk Pięknych. Od sztuki oczekiwało się wtedy pozytywnych przeżyć. Klasyczne portrety, krajobrazy, sceny biblijne obecnie nazywa się lekceważąco sztuką salonową. Aparat fotograficzny zastąpił realistyczne malarstwo i wtedy pojawiły się nowe kierunki, „izmy”, miedzy innymi impresjonizm, kubizm, naiwizm czy surrealizm. Trendy te dają się scharakteryzować a deformacja obiektu podlega pewnym zasadom. Obecnie sztuki przestały być piękne. Jeśli obraz nie posiada ładunku emocjonalnego, na przykład trzy kreski na krzyż, można go ignorować. Natomiast niepokojącym jest, że obrazy i rzeźby zastępują instalacje czyli pojedyńcze, przypadkowe kompozycje nie reprezentujące żadnego nurtu. Nie mają one zachwycać tylko wzburzać, przerażać, budzić niechęć a nawet obrzydzenie. Ważne jest aby wstrząsnęły odbiorcą. Na przykład basen wypełniony zabarwioną na czerwono wodą imitującą krew, ochydnie zdeformowane, jakby odarte ze skóry sylwetki ludzkie i zwierzece. Nie zawsze wiadomo jaki ma być sens moralny tych tworów, pamieta się tylko uczucie niesmaku jakie wzbudziły. Ostatnio czytałam w prasie o nowej dekoracji na stacji metra Slussen. Przedstawia ona kobiety podczas menstruacji. W kolorze. Było dużo protestów. Pomysłodawcy bronili dekoracji. Sztuka ma prowokować, budzić reakcje, pozytywne lub negatywne, zadawać pytania. Ale jakie? Czy nastepną dekoracją bedzie zawartość miski klozetowej lub wymiotującej osoby? Pewne funkcje fizjologiczne nie są estetyczne, budzą niesmak i nie muszą byś eksponowane w przestrzeni publicznej. Natomiast wystawa „Real bodies” budzi nie tylko niesmak ale i oburzenie. Zakonserwowane, obdarte ze skóry szkielety ludzkie eksponowane w nienaturalnych pozach to brak szacunku dla zmarłych. Pokazuje się wprawdzie w muzeach mumie egipskie i inne szczątki ludzkie o znaczeniu historycznym, ale robi się to w sposób nie uchybiający ich godności. Mięśnie, ścięgna czy układ krwionośny szkieletów mogłyby spelniać rolę dydaktyczną przy nauce anatomii i nie powinno się pokazywać tego tłumom spragnionym perwersyjnych wrażeń. Ale organizatorzy zacierają ręce, tłumy nabijają im kasę. Pecunia non olet. Publiczne exponowanie na fasadzie budynku malowidła przedstawiającego gigantycznego fallosa to jeszcze jeden przykład źle zrozumianej swobody twórczej.
Muzyka i taniec również uległy metamorfozie. Nie mam tu na myśli atonicznych kompozycji które potrafią ocenić osoby z wrażliwym i wytrenowanym słuchem muzycznym. Chodzi mi o popularną muzykę rodem z Afryki, z podkładem bębnów, tzw „dunka, dunka”, graną zazwyczaj o wiele za głośno. Nie potępiam jej w czambuł, ale chciałoby się czasem usłszeć coć łagodnego, kojącego. Kiedyś w Grecji i w Turcji (kiedy jeszcze było tam bezpiecznie) słyszało się często regionalną muzykę, obecnie i tam dudnią bębny. W Chinach nadal można usłyszeć w parkach delikatną grę na cytrze płynącą z ukrytych głośników. Taniec towarzyski od lat przestał być tańcem, nie różni się niczym od gimnastyki. Mówiło się kiedyś, że trzy najpiękniejsze widoki to statek pod żaglami, koń w galopie i kobieta w tańcu. Teraz pozostały nam tylko koń i żagle. Nawet klasyczny balet uległ metamorfozie. Są jeszcze tancerze, głównie Rosjanie, z moskiewskiego teatru Bolszoj i teatru Marinski w Petersburgu, hołdujący dawnej klasycznej szkole. Oglądając nowoczesny taniec nie wpadam w ekstazę natomiast do dziś pamiętam polski duet Bittnerówny i Grucy, którzy w cielistych trykotach zachwycali harmonijnym pięknem ludzkiego ciała w ruchu. Widziałam ich w młodości w dodatku filmowym i zapamiętałam, podczas gdy następującego po nim filmu fabularnego zupełnie nie pamiętam. Nawet balet Cullberg mimo niesłychanego profesjonalizmu wynaturzył się i straszy swymi łabędziami ze szpetnymi guzami na łysych czaszkach.
Kolejnym mitem są jednopłciowe małżeństwa. Homoseksualizm jest znany od zarania ludzkości. Na ceramice z Pompei przechowały się obrazy scen lesbijskich a związki miedzy starszymi meżczyznami, mentorami, a młodymi adeptami były w antycznej Grecji bardziej cenione niż miłość heteroseksualna. Nie kwestionuję bynajmniej samego zjawiska, ale jestem przeciwniczką jednopłciowych małżeństw. Małżeństwo to trwały, usankcjonowany prawnie związek mężczyzny i kobiety zapewniający obu stronom te same prawa, który wśród par heteroseksualnych popada obecnie w niełaskę. Obserwuje się tendencję do związków partnerskich pomiedzy kobietą a mężczyzną. Pary nie biorą ślubu, żyją na tzw kocią łapę, co jest obecnie całkowicie akceptowane. Niektóre żyją szczęśliwie w związku partnerskim wraz z dziećmi, we wspólnie kupionym domu, podczas gdy inne pobierają się a potem rozwodzą. Nie ma recepty na szczęście. Natomiast pary homoseksualne skutecznie walczą o prawo do ślubu. Relacje prasowe ze spotkań celebrytów o panu Iksińskim wraz z mężem czy pani Igrekowskiej z żoną brzmią groteskowo. Nie naigrawajmy się ani z tych relacji ani z instytucji małżeństwa. Powinna jednak istnieć forma legalizacji prawnej związków homoseksualnych tak aby zapewnić obu stronom podobne prawa, jakie przysługują małżeństwom poza prawem do adopcji. Konwencjonalna adopcja jest wystarczająco złożonym procesem, gdzie dziecko nie ma prawa wyboru. Nie należy jej komplikować niekonwencjonalną rodziną. Posiadanie potomstwa nie jest konstytucyjnym prawem. Osoby żyjące w związku homoseksualnym świadomie skazują się na bezpotomność. Związek oparty na wzajemnej atrakcji miedzy odmiennymi płciami umożliwia posiadanie potomstwa. I tylko dlatego przetrwaliśmy jako gatunek.
Przy analizie pojęcia gender należy uważnie dobierać słowa. Jego uproszczona definicja to płeć kulturowo-społeczna wynikająca z przyjętych zachowań i stereotypów a nie z biologicznych różnic w budowie czyli dymorfizmu płciowego. Gender zaczęto dyskutować dopiero w ostatnich latach mimo iż jako zjawisko istnieje od dawna. Już Simone de Beauvoir twierdziła że nie rodzimy się jako kobiety tylko się nimi stajemy. Osobiście nie widze nic niewłaściwego w tym że dziewczynki bawia się chętnie lalkami a chłopcy wolą samochody. Jeżeli istnieją między płciami różnice anatomiczne i fizjologiczne, dlaczego ma nie być różnic psychicznych? Ewolucja pod każdym wzgędem dostosowała kobietę do jej biologicznej roli.
Kobiety, w przeciwieństwie do mężczyzn są bardziej empatyczne, socjalnie dojrzalsze, maja podzielną uwagę, potrafią jednocześnie piastować dziecko, pilnować kuchenki i rozmawiać przez telefon. Francuzi trafnie wyrazili swe uznanie dla różnic miedzy płciami : Vive la petite difference. Ale właściwie nie o tym chcę pisać tylko o fakcie że pewnym osobom trudno zaakceptować płeć jaką obdarzyła je natura. Jestem biologiem lecz muszę wyznać, że genetyka człowieka traktowana była na moim wydziale po macoszemu przedstawiając różnicowanie się płci w uproszczony sposób.Wszystkie nasze komórki, poza rozrodczymi, bez względu na płeć, posiadają 22 pary chromosomów zawierających niemal cały materiał genetyczny w formie DNA. 23-cia para para różni się, kobieta posiada dwa chromosomy X , natomiast mężczyzna chromosom X i Y. Przy tworzeniu się komórek rozrodczych nastepuje redukcja ilości chromozomów do połowy. Komórki żeńskie posiadaja jeden chromosom X a plemniki X albo Y. Przy zapłodnieniu komórki płodu uzyskują połowę chromosomów od matki i połowę od ojca i przy kombinacji XX mam płód żeński a przy XY męski.
Tego mnie uczono ale rzeczywistość jest bardziej skomplikowana. Oświeciła mnie w tym względzie powieść „Middlesex” o losach greckich emigrantów w Ameryce. Bohaterką jest osoba urodzona i wychowywana jako dziewczynka, która w okresie dojrzewania okazuje skłonność do zarostu, nie ma piersi i menstruacji. Wyjaśnienie tkwi w mutacji enyzmu 5-alfa- reduktazy. Rodzina bohaterki pochodzi z niewielkiej społeczności na granicy Grecji z Turcją, gdzie taka mutacja konserwuje się poprzez małżeństwa miedzy kuzynami. Mutacja sprawia że pomimo normalnych chromozomów XY i wewnętrznych cech płciowych chłopiec do okresu dojrzewania wygląda jak dziewczynka. Na wykształcanie się płci mają również wpływ hormony matki. Nadmiar estrogenu może spowodować feminizację męskiego płodu. Autor powieści uważa, że takie odchylenia są wprawdzie naturalne ale, odbiegając od normalności, są nienormalne. Podkreślam, że opisany przypadek to nie licentia poetica autora. Fabuła oparta jest na naukowych faktach. Ciekawe, że opisany przypadek to wyjątek od reguły. Naogół to mężczyżni zmieniają płeć na żeńską. Mogłabym jeszcze pisać o życiowych trudnościach z jakimi borykają się osoby po zmianie płci i o festiwalach Pride, gdzie manifestując rzekomo przeciwko dyskryminacji eksponuje się, nierzadko w niesmaczny sposób, seksualne preferencje. Seks, nawet ten wyuzdany, cieszył się dużym zainteresowaniem już w starożytności. Ale nie musimy naśladować rozwiązłości Pompeji czy Sodomy i Gomorry. Ciekawe, że na pompejskich malowidłach zachował się wizerunek bożka Pana kopulującego z kozą. Tego nie musimy się obecnie obawiać. Towarzystwo przyjaciół zwierząt będzie protestować. Seks to sprawa intymna, lepiej aby nie opuszczał prywatnej sfery.
Żyjemy w wolnym kraju. Każdy ma prawo do własnego zdania pod warunkiem, że wyrażone publicznie nie rani cudzych uczuć. Szanuję, choć nie zawsze podzielam zdanie innych i ufam, że również spotkam się ze zrozumieniem i nie zostanę werbalnie zlinczowana.
Teresa Urban