Data, która zmieniła Polskę

W wyniku porozumień między opozycją a ówczesnymi władzami PRL, 4 czerwca 1989 roku odbyły się pierwsze – w rozumieniu wielu – wolne wybory do parlamentu. W czerwcu tego roku minie dokładnie 30 lat od tej historycznej daty.

Część emigracji uznała wówczas te wybory jako nie do końca demokratyczne, co powodowało spory i bojkot. Dzisiaj, patrząc na to z perspektywy minionej historii, należy uznać, że była to data, która całkowicie zmieniła historię Polski, a ówczesne „kontraktowe” wybory, były najważniejszym elementem tych zmian. Rozmawiamy z dwoma członkiniami komisji wyborczej, która miała wówczas swoją siedzibę w dawnym budynku Instytutu Polskiego w Sztokholmie, Ireną Lundberg i Marią Olsson.

Jak znalazłyście się w komisji wyborczej?

Maria Olsson: – Ja byłam reprezentantką mojego środowiska polonijnego, a ponieważ nie zrzekłam się nigdy polskiego obywatelstwa, więc w odróżnieniu od wielu innych osób, mogła być członkiem komisji.

Irena Lundberg: – Z kolei ja już wcześniej przez wiele lat byłam zaangażowana w działalność Solidarności, jeszcze w czasie stanu wojennego, pracowałam w LO, największej szwedzkiej federacji związków zawodowych, gdzie działał sekretariat zajmujący się współpracą z Solidarnością. Później ten sekretariat został zamknięty, ale powstało już w stanie wojennym Biuro Informacyjne Solidarności. Tam też pracowałam przez parę lat. Miałam też polskie obywatelstwo i zostałam powołana przez Komitet Obywatelski Solidarności do komisji wyborczej.

Jakie to było uczucie?

Irena Lundberg: – Wcześniej przez wiele lat staliśmy naprzeciwko ambasady i dawnego instytutu polskiego i protestowaliśmy przeciwko temu co działo się w Polsce, więc, gdy w czerwcu 1989 roku przekroczyłam próg tej instytucji, to było to uczucie dość niezwykłe. Była to chwila uroczysta, wszyscy byliśmy wzruszeni. I była to prawdziwa męka, bo liczenie głosów trwało bardzo długo. Nie mieliśmy opracowanych procedur, wszystko wykonywało się ręcznie, więc praca komisji zakończyła się dopiero około 6 nad ranem następnego dnia. Dzisiaj już trochę nie pamiętam, kto był w tej komisji, wiem że Tadeusz Iwanowski (dzisiaj mieszka w Gdańsku – dop. NGP), Ryszard Rubinstein…

Maria Olsson: – Ja wtedy po raz pierwszy w życiu byłam zaangażowana w jakąś działalność typu politycznego, nie byłam w ogóle przygotowana na te zadania, które przede mną stanęły wtedy w komisji wyborczej. Przyszłam wtedy, 4 czerwca, w białej bluzce, zresztą wszyscy byli dość dziwnie ubrani, o bardzo wczesnej porannej godzinie, nikt nie wziął pod uwagę, że to liczenie głosów będzie trwać tak długo, w sumie byliśmy tam przez 24 godziny. Byliśmy jednocześnie przejęci i zdenerwowani…

Irena Lundberg: – Nastrój był taki bojowy. Mnie to było bliskie, bo pracowałam w organizacji politycznej, w socialdemokratiska kvinnoförbundet, więc kongresy, wybory nie były dla mnie czymś nowym. Ale robienie tego w takim polskim kontekście, w tak historycznym momencie, było bardzo niezwykłe.

Irena Lundberg i Maria Olsson

Ile osób wtedy głosowało?

Irena Lundberg: – To było chyba parę tysięcy głosów, o ile sobie przypominam…

… I zdaje się dość liberalnie traktowano każdego wyborcę?

Irena Lundberg: – To fakt, uznawaliśmy także dokumenty tożsamości, których ważność nie była całkowicie pewna. Wychodziliśmy jednak z założenia, że ci, którzy mieli jakikolwiek dowód tożsamości i chcieli uczestniczyć w tej historycznej chwili, powinni mieć możliwość zagłosowania. Przychodziły osoby z „bojówek Solidarności”, jak pani Maria Borowska, Ryszard Szulkin i inni, oni mieli prawo nie mieć aktualnych dokumentów ze zrozumiałych powodów.

Maria Olsson: – Było sporo osób z emigracji po 1968 roku, którym odebrano paszporty, przychodzili jednak z jakimiś starymi dowodami tożsamości… Była atmosfera, by potraktować każdego liberalnie, bez zbędnej biurokracji.

Przed Instytutem Polskim, gdzie wtedy mieściła się Komisja Wyborcza, trwała pikieta przeciwników tych wyborów…

Maria Olsson: – Tego nie pamiętam. Wiem, że Solidarność nawoływała do głosowania na swoich kandydatów (byli to: do sejmu – W. Findeisen, A. Radziwiłł i W. Trzeciakowski, do senatu: A. Łapicki – dop. NGP), ale jak przyszło do głosowania – Polacy to indywidualiści – wielu wyborców sama coś zmieniała, skreślała. A trzeba pamiętać, że karty do głosowania to były takie wielkie płachty papieru, myśmy to rozkładali później na podłodze i na czworaka sprawdzali i liczyli głosy.

Irena Lundberg: – Ten bojkot był absurdalny. Zresztą myśmy byli tutaj zajęci komisją i liczeniem głosów, że nie zwracaliśmy uwagi na to, co dzieje się na zewnątrz.

Wtedy przeciwnicy i wielu sceptycznie nastawionych emigrantów tego nurtu niepodległościowego, uważało, że nadal nie były to wybory całkowicie wolne, tylko kontraktowe.

Irena Lundberg: – Myśmy mieli oczywiście świadomość, że to wybory „układowe”, ale są one absolutnie konieczne. Nie mieliśmy wątpliwości, czy je wygramy – myśmy wiedzieli, że strona solidarnościowa odniesie zwycięstwo. Mieliśmy wrażenie, że historia stoi jednak po naszej stronie.

Policzyliście głosy, jakie mieliście wtedy uczucie? Bo przecież wyniki wyborów były także zaskoczeniem dla opozycji w Polsce…

Maria Olsson: – To były jeszcze czasy, gdy nie było internetu, szybkiej informacji, więc ta świadomość zwycięstwa obozu solidarnościowego nie docierała do nas. Przekazywanie wyników ze Sztokholmu do Warszawy odbywało sę przez łącza telefoniczne, to było nie takie proste. A póki nie otrzymaliśmy potwierdzenia z Warszawy, że otrzymali nasze wyniki, nie mogliśmy opuścić miejsca, gdzie pracowała komisja. Przede wszystkim wszyscy byli potwornie zmęczeni.

Irena Lundberg: – Nie mieliśmy szampana, nie mogliśmy więc świętować. Nie znaliśmy też wyników wyborów z Polski. Ta informacja przyszła dopiero znacznie później.

W komisji wyborczej byli reprezentanci różnych środowisk. Czy wszyscy podobnie entuzjastycznie odnosili się do tych wyborów?

Irena Lundberg: – Współpraca układała się dobrze. Ja pamiętam tylko byłego konsula, Turskiego, w stosunku do którego, jak słyszałam, Szwedzi mieli podejrzenia, że zajmował się nie tylko działalnością konsularną… Ale ja, ze względu na moją pracę, miałam wcześniej kontakty z konsulatem, prowadziliśmy różne projekty pomocowe dla Polski, więc moje układy z konsulatem były dość dobre.

Jak oceniacie efekty tego, co rozpoczęło się właśnie w dniu wyborów 4 czerwca 1989 roku?

Irena Lundberg: – Niektóre rzeczy w polskiej polityce dzisiaj ewidentnie mi się nie podobają, natomiast Polska jest krajem niezależnym, który dobrze sobie radzi. To co wydarzyło się 30 lat temu położyło podstawy do niepodległości, trudno więc jest to oceniać inaczej, niż wielki sukces.

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiał TN

 

Lämna ett svar