Jak kani woda

Miliony ludzi obchodzą pieniądze. Mnie obchodzą mało. Nie wywodzę się z klasy miłującej cash i wywyższającego arystokratycznego oderwania od dóbr ziemskich, nie sposób mi przypisać. Z moich danych personalnych i statusu finansowego można łatwo odnotować, że tak to ładnie nazwę – filozoficzną nieprzydatność Andrzeja Sz. na pokusy kapitalistyczno-finansowej kariery.

Jeśli o filozofii mowa, to wbrew tradycyjnej w wyższych uniwersyteckich kręgach spledid isolation, filozofią przepojone jest wszystko czym jesteśmy. Innymi słowy, jeżeli nie pomagałaby w ocenie człowieka, nie uczestniczyła w jego życiu i sztuce, filozofia byłaby bardziej martwa niż kamień (który notabene, według niektórych szkół filozoficznych /!/, wcale martwy nie jest).

Jako sportowiec z zamiłowanie i praktyki, mam w estymie utrzymywanie się w dobrej formie fizycznej, ale zgodnie z przykazaniem, że w zdrowym ciele zdrowy duch ma być, dbam również o stronę spirytualną. Oznacza to po pierwsze nieustanne starania by być obecnym w dziele zbiorowym słowa pisanego mojego rodzimego języka, oraz medytacje.

To pierwsze specjalnie nie zbawia, a sukces finansowy przynosi bardzo nielicznym, natomiast w przypadku uchodźcy bywa profilem upadku i biedy, którym aby zapobiec trzeba mieć zdrowie konia i skórę hipopotama. A propos „zbawia”, zauważyłem interesujące quid pro quo:  Zbawienie jest niemożliwe, jeżeli zdzieramy ostatnie zelówki usiłując podążać drogą przeciwną trójcy świętej, natomiast płynący z prądem wiary człowiek wrażliwy, napotyka manipulacje, frustracje, złudzenia.

To mogłoby sugerować, że najlepszym rozwiązaniem jest po prostu siedzieć cicho. Niestety impulsy wyznaczające ludzkie przeznaczenie nie siedzą cicho, nie sprzyjają taktowi i dobremu wychowaniu, a tym bardziej zdrowemu rozsądkowi. Tą drogą idąc zdobywamy informacje, gdzie jest pogrzebany ów przysłowiowy pies – W nas, miły Czytelniku!

A zatem co? Zatem żywimy się tym, co pod ręką, jednocześnie zdając sobie sprawę, że egzystujemy dzięki uczestnictwu w sprzecznościach? Owszem tak. Bowiem sprzeczności są dla tych, którzy nie znaleźli się wewnątrz magicznego sakralnego kręgu, gdzie grzechem ciężkim są protesty i zaprzeczenia. Czyli jednak dyscyplina? Owszem tak. Dla jednych partyjna a dla innych boska, co w końcu tak czy owak oznacza  podporządkowanie. Pozostaje więc tylko podziw? Owszem tak. Wiara w nieskończoną ilość wartw istnienia, ukrytych w wiadomym jabłku. Jak również pragnienie, by poprzez stawanie się, poznawać Byt (błogosławiony czy niebłogosławiony bez różnicy).

Czyli  w końcu co? Monstrum nazywane powszechnie historycznymi koniecznościami, albo po prostu kpina w żywe oczy? Jak najbardziej miły homosapiensie! Na procesie w Norymberdze hitlerowski generał Jodl zeznał, że we wrześniu 1939 roku Niemcy uniknęły katastrofy, ponieważ sto dziesięć francuskich i angielskich dywizji nie rozpoczęło żadnych działań, przeciwko dwudziestu pięciu dywizjom niemieckim, pozostawionym na zachodniej granicy. Marszałek Keitel przyznał, że ta bezczynność wywołała wówczas zdumienie w niemieckich sztabach. Puenta? Proszę uprzejmie: Zło jest sprawdzianem tego, co rzeczywiste jak robak w jabłku.

Zatem, co chroni człowieka wrażliwego, co jest jego ognistym mieczem? Uprzejmie proszę: Wiara w obiektywne wartości. To w praktyce oznacza, że gdy wrażliwiec bronią wartości, „tym innym” wartości zwisają z boku, ponieważ najważniejsze jest „to co realne”.

Kolejne dni nadchodzą i bledną. Dzisiejszy świat omamia nadmiarem i kokietuje obfitością dóbr wszelakich. A my robaczki pospolite współdziałamy, jakbyśmy nie zdawali sobie sprawy, że ludziom jak kani wody potrzeba wszystkiego, prócz obfitości. Niestety przyjaźń człowieka z bogiem tego świata, nie zasadza się na równych prawach.

Andrzej Szmilichowski

 

Lämna ett svar