Przyjacielu ze szlaku

Piszę bo bardzo tęsknię do naszych rozmów, a bardziej jeszcze do przyjaźni, którą mi tak rozrzutnie ofiarowałeś. Pozostawiłeś mi ją odchodząc pod opieką, a ja hołubiąc widzę jak się zmaga z samotnością.

Powiedziałeś kiedyś, że już Rzymianie zdawali sobie sprawę, iż zmartwienia powodują choroby. Przypomniałem sobie teraz, bo narasta we mnie niepokój. Wydaje się trochę surrealistyczny, ale jest i nie daje spokoju. Czuję, nieomal fizycznie czuję stałą obecność zawiesiny smutku, unoszącą się nad ludźmi, nad wszystkimi ludźmi, nad wszystkim. Jak wiecznie kapiący kran, który zapomniano dokręcić i wykapuje po cichu hektolitry wody.

Brak mi naszych czasów, które nie są już twoimi czasami, ale nie znikły zachowane w energii pamięci. Co mam robić, o co walczyć? Zaprosić chimery do środka i słuchać co powiedzą? Podejrzewam, że czas może produkować i wysyłać nam fałszywe obrazy i czy przypadkiem nie stąd bierze się ludzka dezorientacja. Stąd konsternacje i poczucie przegranej, stąd nieporozumienia i agresje. Widzę to jak na dłoni, powszechny stres wypełniający coraz szczelniej wszelkie aspekty życie. Bezlitosne i liczne wojny, chów kandydatów na morderców, spłaszczone twarze księży pedofilów, słowem jak w starożytnych podaniach, zaraza co siedem lat.

Miałeś szczęście! Bogowie wzięli cię do siebie i pozostawiłeś nasz codzienny mariaż zmartwień ze smutkiem w lokalach pozornego wypoczynku, za sobą. Smutek stał się solidarną przestrzenią, w której wszyscy są sobie równi i nikt specjalnie nie oszczędzany.

Czy to może oznaczać, że oszczędzani są wszyscy? Dobrze by było, ale na razie mamy Anonimowy Klub Troski. Klub największy na świecie, a co charakterystyczne, żeby nie powiedzieć tragiczne, klubowicze dokonując kolektywnego kroku wstecz są przekonani, że do przodu mkną!

Wyjechałeś, wyfrunąłeś w sam czas, a mnie odwiedzają gromady myśli, z którymi nie wiem co począć. Kłębią się i przyglądam się im z coraz większa ostrożnością bo wyczuwam, że sporo z nich nie zasługuje na tolerancję.

Jakże ci zazdroszczę! Poruszasz się po drogach gwiezdnego złocistego pyłu i żywego światła, jak jaki zegarmistrz światła purpurowy! To światło podobno ma w sobie każdy człowiek, niestety przez tak niewielu dostrzegane.

Powiedz przyjacielu, podpowiedz, jak to właściwie jest z tym światłem, jak ze mną? Bo cóż ja, odprawiam moje codzienne egzorcyzmy i zaklęcia, ciepło życzliwych myśli wysyłam ludziach, zwierzętom, naturze, i proszę bogów by oszczędzili im smutku, aby nie byli tak bezradni jak ja.

Wczorajszej nocy obudził mnie płacz. Wstałem i zaniepokojony zajrzałem do biblioteki, pusto. Wsunąłem głowę do kuchni, również nikogo, postałem chwilę przy drzwiach wejściowych podsłuchując. Nic, cisza. W końcu wszedłem do łazienki i kiedy podniosłem wzrok do lustra, zobaczyłem spływające po policzkach łzy.

Ale nic to przyjacielu, do najważniejszego dnia życia mam już bliżej jak dalej i wiesz, wcale mnie to nie martwi. Przeciwnie, gdy tylko nadejdzie, pędzę jak stoję!

Andrzej Szmilichowski

Lämna ett svar