Urlop, czy sentymentalna pielgrzymka?

Trzy tygodnie w Polsce, nie mogą być dla mnie udanym urlopem. Owszem, w ciągu całego roku pod flagą niebiesko-żółtą można mieć marzenia by odwiedzić rodzinę, przyjaciół, czy zobaczyć znajome krajobrazy i zakamarki. Z reguły są to tylko myśli przelotne, bez konsekwencji planowania.

Tego roku kuszono mnie zaproszeniem, że będzie wspaniale. Znajomi z kraju obiecywali mi urlopowy spokój w swoim towarzystwie. Równocześnie, kilkoro szwedzkich przyjaciół przedstawiło śmiały plan spotkania w Polsce na warunkach podobnych, na jakich spotykamy się w Sztokholmie. Byliśmy nawet kiedyś piętnastoosobową grupą na Mazurach i było fantastycznie.  Problemy polskie nas nie dotyczyły, ale je komentowaliśmy do woli, a zdystansowani do własnych problemów w Szwecji, mogliśmy je w przyjacielskim gronie omawiać, nie będąc narażeni na naiwne pytania krajowców.

Rozważałem obydwie propozycje. Oczekiwałem spokoju a jednocześnie chciałem, by moi przyjaciele z obydwu brzegów Bałtyku poznali się uważając, że mogą być do siebie podobni.

Moi krajowi znajomi, są mnie ciekawi a ja ich. Przykładowo, gdy zjawiam się w Warszawie o czym powiadamiam co najmniej miesiąc wcześniej koleżankę Elkę, że spotkanie policealne odbędzie się tego dnia w tamtej restauracji. Elka zawiadamia tuzin osobistości a Bolek, to przyjeżdża nawet z Suwałk. Później podśmiewają się, że jak w liceum byłem gospodarzem klasy tak i teraz dyktuję warunki. Ale sami w tym gronie nie spotykają się nigdy, chyba wystarcza im internetowy portal NASZA KLASA. Czekają na mój sygnał jakbym był motorem poruszającym naszą znajomość.

O czym rozmawiamy? To są raczej szkolne wspominki, bo każdy z nas opowiedział swoją ponad czterdziestoletnią historię, które o dziwo, nie mieszają mi się w głowie.

Oczywiście od razu zrezygnowałem z połączenia grupy licealnej z pięciorgiem koleżeństwa ze Szwecji. Rozpoznanie trwałoby za długo a i wspólnego tematu byśmy nie znaleźli nie licząc charakteryzowania mojej skromnej osoby. Komentowania sytuacji w Polsce widzianej zza Bałtyku chciałem uniknąć.

Spotkania rodzinne są inne, gdyż tematów jest sporo, a wszystkich krewnych nie zdążę odwiedzić. Raczej w domu (dobrze, że jest takie miejsce!) urządza się przyjęcie rodzinno-klanowe, (znów kolizja z moimi planami urlopowymi!) bym poznał całkiem dorosłych kuzynów, o których wiem, że się urodzili dwadzieścia lat temu. Wtedy są wspominki, rodzinne plotki i muszę wciąż aktualizować moją wiedzę familijną. Ale polityki unikam jak gorącego schabowego na śniadanie. Na takie przyjęcie nie zaproszę moich szwedzkich przyjaciół, chociaż rodzina niektórych poznała w Sztokholmie.

W zeszłym roku spotkałem kilku kolegów z mojej ostatniej pracy w Polsce. To było pouczające spotkanie. Nie widziałem ich co najmniej trzydzieści pięć lat. Panowie w wieku przedemerytalnym opowiedzieli mi w wielkim skrócie, przystępnie i szczerze mój czas nieobecności w Polsce. Tematów gorących unikaliśmy, było sporo wspomnień a dawne problemy wydawały się naiwne i śmieszne. Wpasowanie w to towarzystwo kilkorga emigrantów ze Sztokholmu w tym roku, uważałem za ryzykowne. Po gorączkowym zamęcie wyborów prezydenckich a przed wyborami parlamentarnymi, bylibyśmy skazani na politykę, a tego chciałem uniknąć. Byłbym w takim towarzystwie łącznikiem między światem krajowym a emigracyjnym. W tym roku wolałem chłopaków z roboty mieć dla siebie. Wspominaliśmy niedawno zmarłego Toleczka, duszę chłopaka z warszawskiego Bródna, który o filmie polskim i literaturze powojennej wiedział wszystko, a na takiego nie wyglądał.

W rezultacie, nie zebrałem szwedzkiej grupy w Polsce. Obawiałem się dyskusji politycznych, jak i charakterystyk, których musiałbym wysłuchać od szwedzkich – o krajowych znajomych i odwrotnie.

Warszawskich znajomych spotkałem prawie wszystkich, a nawet goniły mnie telefony i maile od tych, z którymi nie zdążyłem się zobaczyć, a w nich koleżeńskie pretensje.

Nie użyłem urlopowo, chociaż miałem warunki. Moje plany rozbijały się o spotkania, czasami przypadkowe albo podjęte pod wpływem chwili. Spotykałem, rozmawiałem, odwiedzałem, ale czasu zabrakło na rozpamiętywanie prywatnej przeszłości czyli podróży sentymentalnej. Taka pielgrzymka, może zastąpić prawdziwy urlop, ale nie można wszystkiego dotknąć przez trzy tygodnie.

W czasie roku planuję, by pojechać latem do Łeby, Krakowa, Kazimierza… gdzie przed laty bywałem…  Takie sentymentalne ścieżki, które rozpoczynają się na podwórku dzieciństwa na warszawskiej Ochocie, przez praskie klimaty skąd pochodzą moje licealne przyjaźnie. Do tej warszawskiej dzielnicy zwanej Pragą tęsknię i nie wiem jak dziś wygląda. Podobno odmiennie od tej, którą znałem. Z pewnością znalazłbym fragmenty przedwczorajsze. Praga nie jest po drodze, ale Warszawa lewostronna pasuje właściwie w każdym punkcie. Tam rozpocząłem życia dorosłe, dokąd los nie kazał mi przenieść się za Bałtyk. W Warszawie przeżyłem mniejszą część mojego życiorysu i tę najwcześniejszą, która mnie ukształtowała,  pamiętam jako pasmo poznań czy spowolnionych obrazów mojego filmu wspomnień. Dzisiaj, w atrakcyjnej, szwedzkiej, dla krajowych przyjaciół obcości, czas pędzi i tygodnie, miesiące a nawet lata powtarzają się z przykrą niekiedy regularnością.

Na dwa dni przycupnąłem w Podkowie Leśnej pod Warszawą u kolegi z naszego dziecięcego podwórka. Oczywiście było wspominkowo i musieliśmy obgadać czasy sprzed pół wieku. Udało się nam odtworzyć czas ze szkoły podstawowej i poczuliśmy się młodziej… Inne trzy dni spędziłem w Kazimierzu i to chyba były dni naprawdę urlopowe, mimo aktywności towarzyskiej znajomych z Lublina. Resztę czasu rozmieniłem na drobne odtwarzając krajową przeszłość, która jest ważna, ale leniwego wczasowiska nie zastąpi.

Ze sztokholmskimi planujemy spotkanie w Gdańsku, by na polskiej ziemi rozważyć co nas tam dotyczy i swobodnie skomentować fragmenty obcości w Polsce i Szwecji. Gdańsk, to dla mnie sentymentalnie ważne bezludzie towarzyskie. Lecz niedaleko jest Sopot, a tam znajomi…

Nie można przez coroczne, krótkie odwiedziny uzupełnić braków towarzyskich sprzed ponad trzydziestu lat. Narzekam teraz, lecz sądzę dla siebie szczerze, że chyba się opłacało. Znajomych czas dotknął, mnie również, lecz nie musimy poznawać się co roku na nowo.

Tadeusz C. Urbański

Tekst ukazał się w NGP nr 13/2015

Lämna ett svar