Na początku 2023 roku ukazała się kolejna książka sztokholmskiej autorki Anny Winner (Wiśniewskiej). Tak o niej pisała w zapowiedzi prof. Ewa Teodorowicz Hellman:
Pod pseudonimem pisarki i poetki Anny Winner kryje się lublinianka – Anna Wiśniewska – absolwentka etnografii Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej. Po studiach pracowała m.in. jako dziennikarka, kierownik Miejskiego Domu Kultury, dyrektor biura zarządu głównego Stowarzyszenia Twórców Ludowych. Współtworzyła i prowadziła cykl programów „Panorama Folkloru”, jaki emitowano w II programie TVP.
Na studiach opanowała sztukę prowadzenia wywiadów i tę umiejętność chętnie wykorzystuje do dziś w swojej twórczości prozatorskiej. Debiutowała w roku 2011 autobiograficzną powieścią ”Czarno-białe życie”. Jej utwory – sagi rodzinne, powieści, opowiadania i reportaże – oparte są często na rozmowach z ciekawymi ludźmi poznanymi w Szwecji i w Polsce. Autorka umie słuchać i „otwierać serca”, o czym można łatwo przekonać się czytając jej trzytomowy cykl wywiadów i opowiadań ”Jak ziarnka piasku”. Spotkanie pisarki z jej ”jednym z ziarenek” – z Maryną, sprawiło, że postanowiła jej losy ukazać szerzej w oddzielnej powieści.
„Cień za tobą” to symboliczny tytuł nowej, już szesnastej książki Anny Winner, tworzącej obecnie zarówno w Sztokholmie jak i Lublinie. Powieść bazując na opowieściach i pamiętnikach opowiada niezwykłą historię życia Maryni, która z uległej i niesamodzielnej dziewczyny przekształca się w Marynę, kobietę, która potrafi podejmować ważne decyzje o własnym losie. Przestrzeń czasowa powieści rozpościera się między rokiem 1909 a wczesnymi latami osiemdziesiątymi. Fabuła toczy się w Puławach, Kazimierzu nad Wisłą, Lublinie i Warszawie. Utwór zawiera wiele wątków luźno związanych z życiem bohaterki, z którą autorka przeprowadziła wiele rozmów i wspólnie odwiedziła miejsca związane z historią jej rodziny. Los Martyny jest pełen zaskakujących zwrotów i nieoczekiwanych – czasem wręcz nieprawdopodobnych, zbiegów okoliczności, ale, jak wiadomo, życie potrafi płatać różne figle.
Książka ”Cień za tobą” – jak Anna Winner sama wyznaje – powstawała etapami i długo przeleżała się w szufladzie. A szkoda. Historia życia Maryni–Maryny jest ciekawym studium osobowości kobiety, ukazanym na szerokim tle społeczno-historyczno-kulturowym. Powieść napisaną czyta się łatwo i z prawdziwym zainteresowaniem.
Ewa Teodorowicz- Hellman
FRAGMENT KSIĄŻKI. Z ROZDZIAŁU ”MARIA – MARYNA”
Wraz ze śmiercią Pawełka zamknęłam pewien rozdział mego życia, który nazwałam „Marynia”. Jestem dorosłą kobietą, matką dwojga dzieci. Sama będę kierować swoim życiem. Muszę wyzwolić się od ciągłego nadzoru matki i teściowej. Powiedziałam sobie, że zacznę od symbolicznej zmiany. Od tej chwili koniec ze zdrobnianiem mego imienia! Jestem Maria! Nie Marysia czy Marynia!
Przez całe moje dotychczasowe życie zawsze byłam komuś podporządkowana: najpierw swojej matce, później Karolowi i wreszcie teściowej. Pobłażliwe traktowano mnie jak „dziewczynkę”, którą trzeba prowadzić za rączkę, jakbym nie potrafiła samodzielnie zrobić jednego kroku. Nie chciałam tak dłużej żyć. Wydano mnie za mąż, gdy miałam siedemnaście lat. Może wtedy rzeczywiście byłam niedojrzała, ale teraz wydoroślałam. W ciągu tych kilku lat małżeństwa przeżyłam tak wiele. W moich snach nadal przeżywam koszmar ostatniego roku. Często budzę się zapuchnięta od płaczu. Po obudzeniu nie wiem, czy to sen, czy jawa. Raz śniło mi się, że Karol wrócił, ale nie do nas. On tylko chciał pieniędzy. Wygarnęłam mu wszystko, co przeżyliśmy, a on śmiał się jak z najlepszego kawału. Powiedział, że zabiera mi dzieci. W środku nocy zerwałam się, by sprawdzić, czy to tylko był sen.
Takich koszmarów miałam wiele. Doszło do tego, że bałam się zasnąć. Podświadomie czułam, że jeśli usnę, sen z Karolem przyjdzie również i w tę noc. Dziś poszłabym na kurację do psychologa, a może nawet psychiatry, ale wtedy to było nie do pomyślenia.
Gdy teściowa wyprowadziła się do męża, w pewnym sensie wyzwoliłam się spod jej kurateli. Cioteczka, która dominowała w naszym domu, „zwolniła” mamie swoje miejsce i teraz ona próbowała przejąć pełną kontrolę nade mną. Mamusia nadal traktowała mnie jak niedojrzałą córeczkę, niezdolną do wychowywania dzieci i do samodzielnego stanowienia o sobie. Była pedagogiem, przyzwyczajonym do tego, że w szkole słucha się tylko jej.
Zaraz po przyjściu z pogrzebu Pawełka powiedziałam, że chcę z nią odbyć poważną rozmowę.
– Dobrze, rozumiem Maryniu…
– Mamo, mam dwadzieścia trzy lata! Nie chcę już dłużej być Marynią! To brzmi bardzo infantylnie.
Mama uniosła brwi i szeroko otworzyła oczy.
– Ależ Maryniu…
– Proszę więcej nie używać tego zdrobnienia. Nazywam się Maria! I proszę tak się do mnie zwracać! – powiedziałam zdecydowanym, oficjalnym tonem.
– Dobrze Maryn… znaczy Mario. – A mogę do ciebie mówić Marysiu?
– Nie! – ucięłam. – Chcę zacząć nowe życie z nowym imieniem.
– Ależ córeczko… nie denerwuj się. Będzie, jak sobie życzysz.
Była wyraźnie zdziwiona. – Wiesz, że ja wyłącznie chcę twego dobra.
– Mamo, chcę pójść do szkoły – zaczęłam poważnie – zdać maturę i później iść na studia. Na Akademię Sztuk Pięknych do Warszawy…
– Taaak…? A jak to sobie wyobrażasz?
– Wiem, że w szkole Vetterów osoby dorosłe mogą uczyć się wieczorowo. Zapiszę się tam. Przerobię ostatnią klasę i zdam maturę.
Zapominasz o tym, że właśnie Jędrzejewicz przeprowadził reformę szkolnictwa. Według niej masz tylko małą maturę zrobioną w gimnazjum. By zdać egzamin dojrzałości, będziesz musiała jeszcze dwa lata chodzić do liceum!
– No to będę chodziła te dwa lata! Muszę zdobyć wykształcenie, inaczej nie będę mogła dostać się na studia!
– A z czego się utrzymasz? Na rentę po Karolu nie możesz liczyć, dopóki nie uznają go za umarłego lub zaginionego. O to możesz wystąpić dopiero wtedy, gdy minie pięć lat.
– Wiem. Wieczorem będę się uczyć, a rano będę pracować w lubelskim muzeum. Już mam to załatwione.
– Jako kto?
– Salowa, taka pani, która pilnuje, czy zwiedzający chodzą w kapciach i czy nie dotykają eksponatów.
Roześmiałam się sarkastycznie.
– Żadna praca nie hańbi – dodałam. – Dzieci pójdą do przedszkola. Hania ma już pięć lat i to najwyższa pora, by nauczyła się życia w społeczności.
– Hanię możesz wysłać, ale Jacusia ci nie pozwolę, MARIO! – zabrzmiało to kategorycznie. W tym akcentowaniu mego imienia odczytałam kpinę.
– Dobrze, ale za rok, gdy skończy pięć lat, to też zacznie przedszkole – poszłam na kompromis.
– A jak MARIA sobie wyobraża studia w Warszawie? – udałam, że nie słyszę kpiny w jej głosie.
– Studia na ASP są wyłącznie dzienne, ale ja o wszystkim pomyślałam. O ile się dostanę, to zamieszkam u cioci Niusi. Kiedyś mi to obiecała. Na niedzielę i święta będę przyjeżdżała do Lublina…
– Ale z czego ty, MARIO, będziesz żyła w tej Warszawie? Nie myślisz przejść na utrzymanie mojej siostry?
– Mamo! Później będę się nad tym zastanawiać. To jeszcze odległa przyszłość. Najpierw muszę ukończyć szkołę średnią, dlatego właśnie teraz o tym rozmawiamy.
– Czyli zakładasz, że ja zajmę się całym domem i twoimi dziećmi? – Mama skwitowała z przekąsem.
– Mamusiu, zdaję sobie sprawę z tego, że będę potrzebowała pomocy mamy. Chciałabym prosić… – nie pozwoliła mi dokończyć.
– Nie musisz – zmieniła nagle front – oczywiście, że zostanę z dziećmi. Przecież mieszkamy razem. A poza tym, w tym twoim nowym życiu, powinnaś robić to, co zawsze lubiłaś. Już raz stanęłam ci na przeszkodzie. Nie chcę po raz drugi popełnić tego samego błędu.
– Mamusiu. Dziękuję, jesteś kochana – przytuliłam ją, a ona jakby odtajała w moich ramionach.
Od chwili pobicia mnie przez Karola mama się bardzo zmieniła. Stała się ciepłą, prawdziwą mamą i babcią. To ja sztywniałam, gdy przytulała mnie i dlatego mój gest wprawił ją teraz w zdumienie.
Zapisałam się na wieczorowe kursy. Szkołę Vetterów założył ród browarników lubelskich. Miała profil matematyczno-handlowy i choć mnie bardziej odpowiadałby humanistyczny – nie miałam wyboru. Inne lubelskie licea nie prowadziły wieczorowego nauczania dorosłych.
Pięcioletnia przerwa w nauce, a także zmiany wprowadzone przez reformę szkolnictwa, sprawiły, że musiałam „zakuwać” po nocach. Niestety, nie mogłam się uczyć w pracy. Salowa w muzeum to nie tylko osoba pilnująca sali, ale także sprzątaczka. Nieraz musiałam zostawać dłużej i wtedy z wywieszonym językiem biegłam do szkoły. Na szczęście z ulicy Bernardyńskiej nie było to daleko, bo muzeum znajdowało się wtedy przy ulicy Narutowicza 4 (dawnej Namiestnikowskiej). Jak wspominam to dzisiaj, tamte dwa lata to była prawdziwa orka. Mieszkałam w Lublinie z mamą i dziećmi, ale widywałam je tylko w poniedziałki, kiedy muzeum było zamknięte.
Wieczorowa szkoła była koedukacyjna. Nie byłam najstarsza w mojej klasie. Kilku mężczyzn było dużo starszych. Nie zaprzyjaźniłam się z koleżankami. Nie miałam na to czasu. Zaparłam się, jakbym chciała udowodnić mamie i teściowej, że infantylna Marynia to przeszłość.
W maju 1934 roku zdałam maturę z doskonałymi wynikami. Byłam z siebie dumna! Osiągnęłam pierwszy stopień mojego planu na nowe życie. Odbierając świadectwo maturalne, poczułam, że ja, matka dwojga dzieci, nareszcie jestem dorosła!
Anna Winner