Kongres Polaków przez dziurkę od klucza…

W cieniu wydarzeń na Ukrainie trwa w Sztokholmie wojna o Bibliotekę Polską działającą w Ośrodku Polskich Organizacji Niepodległościowych. Nowy rozdział, tej trwającej od paru lat ”wojny”, to odbieranie ”przeciwnikowi” kluczy do lokalu, w którym znajduje się księgozbiór.

Okres pandemii na jakiś czas wyciszył konflikt, bo i działalność organizacji polonijnych w Szwecji znalazła się w stanie hibernacji. Teraz, gdy sytuacja powoli powraca do normy, mamy nowy rozdział wewnątrzorganizacyjnych nieporozumień. Głównymi ”bohaterami” tego sporu są z jednej strony Towarzystwo Przyjaciół Biblioteki Polskiej w Sztokholmie – sprawujące opiekę nad Biblioteką, z drugiej Kongres Polaków w Szwecji (nieco wcześniej Rada Uchodźstwa Polskiego w Szwecji, do czasu jej rozwiązania), który uważa się za właściciela Biblioteki i zarządza obecnie lokalem, w którym biblioteka się mieści.

O co w tym wszystkim chodzi? W takich przypadkach na ogół mówi się, że o pieniądze. Ale nie. O zarzuty niegospodarności? Nie. O brak opieki nad księgozbiorem? Nie… Więc o co? Odpowiedź jest zaskakująca: to personalna vendetta. Sztokholmska, propisowska przybudówka, jaką jest obecnie Kongres Polaków w Szwecji, nie może znieść, że w obszarze jej działania znajduje się organizacja, której nie może kontrolować, a poglądy członków zarządu TPBP nie odzwierciedlają poglądów politycznych zarządu Kongresu.

Z punktu widzenia interesów polskiego środowiska w Szwecji to sprawa żenująca i ośmieszająca Kongres Polaków. Z punktu widzenia funkcjonowania biblioteki, to sprawa również śmieszna i zdumiewająca. Zwłaszcza, że ta ”wojna” trwa już od wielu lat i zabiera energię, którą można by spożytkować na popularyzację czytelnictwa wśród Polonii, bo z tym jest coraz gorzej.

Wiele lat temu przy Radzie Uchodźstwa Polskiego w Szwecji powołano Towarzystwo Przyjaciół Biblioteki Polskiej w Sztokholmie, które miało za zadanie odciążyć RUP od opieki nad księgozbiorem i przekazać je gronu pasjonatów książek. I tak to funkcjonowało bez większych komplikacji. Biblioteka nabrała profesjonalnego kształtu, zajmowali się nią ludzie związani z bibliotekarstwem lub po prostu książkami. Do czasu…, gdy wykrystalizowało się po 2010 roku polityczne urojenie o zamachu smoleńskim, które całkowicie zepsuły atmosferę w RUP i Kongresie. Nagle do władzy dorwali się ludzie, którzy swoimi politycznymi obsesjami doprowadzili do rozłamu, nie zważając na to, że Kongres i inne organizacje, skupiały ludzi o różnych poglądach. W dodatku fatalny zarząd RUP i Kongresu przytulił się do środowisk nacjonalistycznych, co zresztą zakończyło się tym, że Kongresowi odmówiono dotacji szwedzkich. Historię tę opisywaliśmy parokrotnie w NGP.

Od tego czasu minęło już sporo czasu. Wydawać by się mogło, że to zadurzenie propisowską propagandą powinno niektórym minąć (zwłaszcza, że polityczni przyjaciele Kongresu, już dawno poszli jeszcze bardziej na prawo). Ale nic z tego. Winni są oczywiście temu ludzie bez wizji, bez poczucia wspólnoty, bez charyzmy, nie potrafiący unieść się ponad swoje prywatne poglądy. I tu najgorszą rolę odegrali kiedyś/odgrywają nadal ówczesna prezes RUP Jolanta Halkiewicz (lat 86), ówczesny przewodniczący Kongresu Michał Bieniasz (zmarł w 2014 roku) i obecny przewodniczący Janusz Górczyński (lat 78). Plus cały szereg osób z ich najbliższego otoczenia.

Po rozwiązaniu (moim zdaniem zupełnie niepotrzebnie) Rady Uchodźstwa Polskiego w Szwecji (działającej od 1946 roku) organizacje wchodzące w skład RUP miały wejść bezpośrednio w Kongresu Polaków. Tyle tylko, że prezes Górczyński i spółka zastosowali weryfikację (takie nieco sowieckie nawyki) i Towarzystwa Przyjaciół Biblioteki Polskiej do Kongresu nie przyjęli. Bez podania przyczyny, ale nie jest tajemnicą, że zdecydowały personalne animozje między zarządem Kongresu a zarządem TPBP. Głównie jego prezesem, Aleksandrem Kwiatkowskim. Skoro nie można się pozbyć prezesa TPBP, ani go podporządkować, to organizację trzeba najpierw trzymać na dystans, z czasem pozbyć się jej całkowicie. Górczyński czytelnikiem biblioteki nie jest, promowanie czytelnictwa go nie obchodzi, chciałby mieć jedynie kontrolę nad politycznymi upodobaniami członków zarządu TPBP. Aż by się chciało dosadnie napisać, że organizacją, która powołuje się na niepodległościowy etos, rządzą dzisiaj analfabeci…

I właśnie teraz nadarzyła się świetna okazja. Gdy ”MY” zajęci jesteśmy wydarzeniami w Ukrainie, przy okazji wymiany drzwi wejściowych do lokalu OPON w Sztokholmie, ”ONI” wymienili także zamek wejściowy, a ilość kluczy uległa reglamentacji. Towarzystwo Przyjaciół Biblioteki Polskiej nie otrzymało ani jednego, mimo, że nadal obsługuje bibliotekę. Ot, taka zwykła złośliwość i pokazanie ”siły”. W dodatku Kongres powołał jakąś fikcyjną Radę Biblioteki, której zadania nie są do końca jasne. Mówi się o tym, że ma ona zrobić inwentaryzację księgozbioru (mimo, że zaledwie parę lat temu właśnie taką inwentaryzację z uaktualnieniem bazy danych TPBP zrobiło), co tłumacząc na język bardziej zrozumiały ma oznaczać, że Kongres będzie chciał usunąć z półek książki ”szkalujące” Prezesa Prezesów, ”antypolskie” i inne. Gombrowicz i Miłosz już są pewnie na tej liście… Jedna pani, która wróciła przed chwilą z Marsa, proponowała by ”bibliotekę otworzyć dla polskich dzieci w Sztokholmie”, mimo że od lat w tejże bibliotece nie ma już książek dla dzieci, bo przekazane zostały do biblioteczki szkolnej działającej przy Polskiej Szkole. W owej Radzie znalazły się osoby, które z biblioteką nic nie mają wspólnego. Ale przecież nie o bibliotekę tu chodzi…

Ta zabawa w zmianę zamków, wydzielanie kluczy, to nic nowego – tak już było w tym ośrodku polskim kilka razy. Wtedy chodziło też o polityczne i …. niestety personalne kłótnie – odcinając ”niewygodnym” osobnikom dostęp do ośrodka, który powinien służyć wszystkim. Ale prezes Górczyński pewnie historii polskiej emigracji w Szwecji nie zna zbyt dobrze – a powinien. Wszak działa w tym środowisku już od ponad 40 lat. Być może wziął sobie zbyt bardzo do serca powiedzenie, że ”wszystko co dobre, jest zawsze pod kluczem”.

Może się oczywiście wydawać, że cała sprawa jest marginalna i nikogo to poza wąskim gronem nie obchodzi. Z biblioteki korzysta dzisiaj zaledwie garstka ludzi, nowa emigracja ma na głowie zupełnie coś innego, a życie organizacji polonijnych i tak kurczy się w sposób naturalny. Kto chce działać i coś robić pozytywnego, może to robić na własny rachunek. Więc ta ”wojna” o bibliotekę polską w Sztokholmie jest niezrozumiała i wykazuje jedynie cynizm Kongresu, w zarządzie którego są dzisiaj niemal wyłącznie osoby, które od dawna rozbijają tę organizację: prezes Janusz Górczyński, skarbnik Maria Zięciak, sekretarz Elżbieta Szwejkowska Olsson, Ewa  Bielska, Elżbieta Blania Kacprzyk, Wojciech Głuch i Tadeusz Opałko.

”Wojna na klucze” to kolejny przykład do jakiego absurdu potrafi się posunąć środowisko małostkowych ludzi, którzy swoje prywatne sympatie polityczne mieszają z działalnością na rzecz ogółu.

Tadeusz Nowakowski

Lämna ett svar