Twój bóg nie jest boższy od mojego boga

Wiecie jak cuchnie stary mężczyzna, jak cuchnie starość? Ostry duszący zapach, tak pachnie śmierć. Ale nie o zapachach chciałem. Wydaje mi się, że znam starość i nawet lubię, ponieważ wiem już o niej co nieco, ostatecznie przygotowywałem się do tego od urodzenia.

Moja sympatia do starości nie stoi na przeszkodzie, abym był wobec niej zbuntowany bardziej, niż wobec śmierci. Śmierć zabrała najważniejszą kobietę w moim życiu i było to wielkie przeżycie, budzące jeszcze większe pretensje do losu, który jest opacznością, która jest…

Nie, nie boję się tego! Nie boję się zmiany adresu, pod który nie dochodzą już żadne listy. Przeraża mnie starość, którą rządzą niemoc i niedołęstwo. Boję się niesprawności i jak długo mogę odrzucam zależności od innych. Świadomość, że zbliża się zwolna czas gdy utracę kontrolę, doprowadza mnie do wściekłości. Wiem, że to jest złe, ale nic na to nie mogę poradzić.

Czy w ogóle istnieje coś takiego jak zło? Nie żaden diabeł, ale zło, zło osiadające na ludziach? Obcując z rzeczywistością coraz częściej zaczynam wierzyć, że ludzie być może chcą być dobrzy, ale im to niespecjalnie wychodzi, bo niestety realne zło istnieje.

Tak, zło istnieje mocno. W każdym społeczeństwie i czasie istniała i istnieje dziś grupa ludzi, którzy nie mają żadnych wewnętrznych dylematów, moralnych kryzysów czy zapaści ideałów. Ludzi, którzy każdą decyzję, nawet najgorszą, potrafią uzasadnić ideologią, nauką, wiarą. Takie osoby, które energicznie dążą do obejmowania stanowisk, gdzie mogą sobie podporządkować innych ludzi, mają w moich oczach najgorszą i najokrutniejszą jaką mogę sobie wyobrazić twarz.

Dlaczego nam, Polakom, tak trudno przychodzi odnajdywanie kompromisów? Dlaczego tak wiele ludzi podkreśla wagę bezkompromisowości? Sprawa jest trudna i delikatna, bo mamy to w naszym narodowym etosie i tradycji, jako wielce szanowaną cnotą. Zapewne wówczas gdy się twarda bezkompromisowość rodziła, chodziło o to aby nie iść na kompromisy z zaborcą. Ale i dziś można spotkać ludzi, których życiowe credo brzmi: Jestem bezkompromisowy, bo jestem wierny moim poglądom i ideałom!

Sobie, ale równocześnie swojemu bogu, ponieważ wiara w boga definiuje nie tylko tożsamość personalną, ale przede wszystkim moralną, a co za tym idzie, gdy jestem wierny bogu (ideologii), chcę aby moja wiara była dominująca. Ludzie wierzący często tak myślą i postępują.

No dobrze, to teraz moje credo. Wiara w boga nie jest warunkiem przyzwoitego i szlachetnego życia. A zatem najsampierw budujcie szpitale, domy opieki i żłobki, a dopiero potem, o ile starczy wam pieniędzy i ochoty, budujcie sale koncertowe i kościoły. Tak być powinno, bo minimalizacja zła o niebo ważniejsza jest od maksymalizacji dobra.

Żeby współżyć, musimy szukać reguł opartych na jakichś kompromisach, ale po pierwsze musimy szanować siebie nawzajem i nie narzucać swoich poglądów innym. W życiu dochodzi do różnego rodzaju zderzeń, nazywamy to konfliktami moralnymi, czy sytuacją – niekiedy tragicznych – wyborów, kiedy musimy poświęcić jedną wartość na rzecz innej wartości.

Cała historia naszego romantyzmu i patriotyzmu uczyła młodych mężczyzn i dziewczęta, jak szlachetnym czynem jest umieranie za ojczyznę, poświęcenie jej życia. To rodzi oczywiste pytanie: Czy życie jest najwyższą wartością? Może wolność, niepodległość, uczciwość, poczucie własnej godności, stoją wyżej? W czasie Powstania akowska młodzież nie bała się śmierci. Bali się załamania w czasie tortur, bali się zdradzić.

Zderzenie wartości? Czy poświęcając życie, dobrowolnie występuje się przeciw boskim prawom? Dobre pytanie, na które nawet nie szukam odpowiedzi. Tylko przypomnę, że Sokrates wcale nie musiał wypić cykuty, a Korczak wcale nie musiał iść z dziećmi do gazu. Jeśli podjęli takie decyzje, widocznie mieli ku temu powody i bogu nic do tego.

Życie jest wartością, ale nie jest wartością najwyższą, czasem może ustępować miejsce wolności, niepodległości, uczciwości, poczuciu godności.

I ambicjom. Ale to już inny temat i nie tak graniczny jak śmierć. Nie ukończyłem żadnych studiów, choć nie miałem problemu z dostaniem się na nie. Po prostu z tego zrezygnowałem i nie bez znaczenia było moje lenistwo. Czy żałowałem tego później? Nie, nigdy. Jakoś udało mi się żyć dość przyjemnie, przyjemniej niż wielu, którzy pokończyli dobre studia.

Bardzo wiele rzeczy wpływa na to, czy nam się wiedzie w życiu czy też nie wiedzie. Fakt uzyskania dyplomu niczego nie przesądza, nie jest żadnym kryterium ani warunkiem. Mam poczucie wyróżnienia, uważam że miałem życie lepsze niż to, na jakie zasłużyłem.

Andrzej Szmilichowski

Lämna ett svar