Kamil postanowił ponownie zasnąć, ale sen nie miał widocznie inne plany gdyż się nie pojawiał. Przypomniały mu się zabiegi sprzed lat, gdy miał problemy z zaśnięciem. Kiedy ich nie miał? Był to czas kiedy intensywnie interesował się swoim wnętrzem i nawiązał wówczas znajomość z podświadomością, chrzcząc ją dla ułatwienia kontaktów imieniem Roger.
Traktował ją jak brata i tak rozmawiał: Rogerku – mówił, wyświadcz mi przysługę i spowoduj, żebym zasnął! Dlaczego prosił podświadomość? Ponieważ wierzył, że podświadomość zarządza ciałem i nie tylko to, bowiem ma pod kontrolą również pamięć. To oznaczało, że wszystko co mówił, robił czy myślał, wpadało do banku pamięci jak do lochu. To ona, podświadomość, podsuwała mu miejsce, gdzie się podziały na przykład kluczyki do auta.
Pomimo prośby jednak nie zasnął. Widocznie nie był wystarczająco przekonywujący, ponieważ aby Roger w ogóle miał ochotę wziąć się do pracy, musiał być zainteresowany. W osobistej trójcy świętej Kamila poza nim samym, świadomością, była jeszcze obecna nadświadomość, inaczej mówiąc wszechenergia nazywana w religiach bogiem.
Kamil uważał siebie za człowieka średniej miary, ale ze szczególnymi uzdolnieniami. Był również ambitny, ale nie zanadto, a kochać książki nauczyła go mama. W zasadzie był samoukiem, gdyby nie babcia. To ona podjęła się wyjaśniania mu świata, tego wszystkiego czego nie rozumiał.
Babcia mówiła po swojemu i tak dwuznacznie, że nigdy nie wiedział czy żartuje albo mówi prawdę, ale dzięki niej zrozumiał, że choć książki zawierają kłamstwa, to są one jednak prawdziwsze od rzeczywistości. Babcia miała oryginalny i specyficzny, nigdy później z czymś takim się nie zetknął, sposób porozumiewania. Jej metoda polegała na tym, że gdy Kamil próbował o coś pytać, otrzymywałem odpowiedź która wydawało się nie miała żadnego związku z pytaniem, ale w końcu okazywało się, że była to jednak odpowiedź i co więcej, jedyna właściwa!
Kamil podniósł wzrok ku ścianie. Wisiały tam trzy portrety, Mamy, Taty i jego własny. Tato na portrecie surowy był, akurat taki jakim był dla Kamila, mama śliczna i młoda. Portret Kamila pokazywał młodego mężczyzny o wydatnych kościach policzkowych, wysoko zarysowanym czole i nieustępliwym wzroku. Twarz wyrazista I bezkompromisowa, jakże różna od prawdziwej, tej pełnej wątpliwości i wahań.
Kamil wybitnym orłem nie był i zdawał sobie z tego sprawę, co należało mu zapisać na plus. Studiował krótko, ponieważ wciągnęła go i wyssała zanim wypluła, kariera artysty estradowego. Praprzyczyną nagłego zakończenia studiów nie były broń panie boże braki w inteligencji, a raczej przypadek, ów władca ludzkich losów. Otóż docent obcesowo domagający się od Kamila bliższych informacji na temat różniczek i całek, napotkał żywy opór, ponieważ Kamil, młodzieniec z dobrego przedwojennego domu, odmówił rozmowy na wstydliwe tematy, gdyż myślał, że docent wypytuje go o choroby weneryczne. I tak Kamil znalazł się na przysłowiowym bruku.
Tak było, ale już jako skutek zaistnienia przyczyny, znajdującej się poza polem oddziaływania Kamila, a sprawa była niebanalna i nad wyraz skomplikowana. Podobnie zresztą jak kraj urodzenia Polska, nazwana śmiesznie a wyszło tragicznie, ludową. Otóż mama Kamila, znając niefrasobliwy stosunek Kamila do nauki, oraz osobliwe prawa jakim poddane zostało społeczeństwo, zanim jeszcze Kamil zechciał podjąć studia, postanowiła zapisać się do związku rzemieślniczego. Ponieważ wtedy Kamil mógł otrzymać dodatkowe punkty przy rekrutacji na studia inaczej nieosiągalne. Pochodził bowiem z nie budzącej zaufania, o sympatii nie mówiąc, klasy społecznej zwanej inteligencją pracującą.
Krótko mówiąc mama Kamila podjęła pewne działania i udało się jej nawiązać kontakt z wiceprezesem związku rzemieślniczego branży skórzanej panem Wacławem, który obiecał wpisać ją na listę członków zrzeszenia. Ale czas mijał i pan Wacław się nie odzywał, więc gdy mama Kamila spostrzegła go przypadkowo w sklepie, ucieszona określiła swoje oczekiwania mówiąc głośno ponad głowami innych interesantów: Drogi panie Wacławie! Kiedy pan w końcu wciągnie mnie na członka?
Pana Wacława zamurowało. Zwolna i w milczeniu począł się wycofywać mijając uśmiechnięte twarze klientów sklepu, aż zniknął za załomem muru, a za nim spłoniona mama Kamila, która nieświadomie dostarczyła obywatelom kraju o zdziwaczałym uniwersyteckim reżimie, piękny przykład na lapsus linguae.
Andrzej Szmilichowski